Bogusław Wowrzeczka

i

Autor: Archiwum Architektury Fot. Maciej Lulko

Rozmowa z Bogusławem Wowrzeczką, współautorem spalarni odpadów w Krakowie

2016-08-31 11:40

Staram się nie fetyszyzować ekologii. Nie projektuję wszędzie zielonych dachów i fotowoltaiki. Interesuje mnie raczej idea budynku elastycznego, który może zmieniać funkcje – o rewitalizacji terenów poprzemysłowych, miejskiej produkcji rolnej oraz idei recyklingu i recyrkulacji z Bogusławem Wowrzeczką rozmawia Maja Mozga-Górecka.

W spalarni zrezygnowano z zielonego dachu. To ze względów ekonomicznych, czy jest w Polsce jakiś opór przeciw podobnym rozwiązaniom?

Utrzymanie takiego dachu o dużym nachyleniu i ok. 30 tys. m2 powierzchni okazało się w polskich warunkach eksperymentem, którego inwestor nie chciał się podjąć. Zielony dach, zaproponowany na etapie konkursu, był zgodny z ideologią projektantów i zależało nam na nim, ale wiązało się z nim ryzyko kosztownego utrzymania. W zaprojektowanej przeze mnie kilkanaście lat temu biologicznej oczyszczalni ścieków zielony dach utrzymał się krótko, przestano o niego dbać i zmarniał. Polska nie jest tu wyjątkiem. Oglądałem niedawno zielone ściany zakładane w Londynie kilka lat temu, obszernie prezentowane w mediach jako duże osiągnięcie, z których obecnie niewiele zostało. Powysychały. Technologia ta wciąż jest niedoskonała, wymaga dużych nakładów, ale rozwija się bardzo dynamicznie. Mam nadzieję, że jej przyszłość będzie… zielona.

Współczesne społeczeństwa mają olbrzymią nadprodukcję śmieci, ale nie chcą o tym mówić. Miał Pan poczucie, że krakowskim budynkiem wkracza w strefę tabu?

W Polsce jest to temat tabu. Dwie spalarnie funkcjonujące obecnie w skali kraju to bardzo mało. W Europie jest ok. 400 takich obiektów, a przykładowo energią cieplną pochodzącej ze spalania jest ogrzewana większość szwedzkich miast. Istnieje duży opór społeczny, mieszkańcy boją się zanieczyszczeń, które uwalniane są przy spalaniu, gdy tymczasem dużo więcej powstaje ich w elektrowniach węglowych.

Spalarnia w Krakowie wzbudziła wielki protest. Powstała nawet organizacja o sugestywnej nazwie Zielona Mogiła.

Cały proces tworzenia ruchu przeciwników spalarni odbył się przed ogłoszeniem wyników konkursu. Ciężar ich przekonywania spadł na inwestora. Nie uczestniczyliśmy w konsultacjach, chociaż to bardzo pozytywny aspekt działalności architekta i urbanisty, pozwala uświadomić sobie elementarne potrzeby mieszkańców. Świat zmierza w kierunku recyklingu i recyrkulacji wszystkiego. Spalanie odpadów komunalnych nie jest na razie zaliczane do produkcji energii odnawialnej, jednak to podejście wkrótce się zmieni. Unia narzuca nam ścisłe ramy czasowe i ilościowe przyszłych zmian gospodarki odpadami, głównie ogranicza możliwości składowania oraz nakłada konieczność ich recyklingu. Według różnych szacunków w Polsce powinno funkcjonować od 16 do 30 spalarni, więc łatwo policzyć, ilu architektów będzie miało jeszcze możliwość podjęcia tego trudnego tematu. Istotne, by takie przedsięwzięcia poprzedzały konkursy. W europejskich miastach spalarnie stają się ważnymi elementami infrastruktury i dominantami w ich krajobrazie. Hybrydowa spalarnia budowana obecnie w Kopenhadze według projektu BIG ma być otwarta dla mieszkańców, działać jak ważna przestrzeń publiczna. Dzięki współpracy z inżynierami z MIT, para wodna wydobywająca się z komina będzie mieć postać kółek – to zabieg czysto estetyczny. Zdjęte zostało odium nieprzyjaznego dla mieszkańców budynku.

Wspomniał Pan o ideologii. Jak by ją Pan określił?

Ekologia zawsze znajdowała się w centrum moich zainteresowań, chociaż staram się jej nie fetyszyzować. Nie projektuję wszędzie zielonych dachów i fotowoltaiki. Interesuje mnie idea budynku elastycznego, który może zmieniać swoje funkcje, być przekształcany, stając się w ten sposób elementem recyklingu. Przywiązaliśmy się do triady Witruwiusza: trwałość, użyteczność, piękno, ale współczesna architektura wymaga zmiany paradygmatu na bardziej otwarty.

W pracy naukowej zajmuje się Pan rewitalizacją terenów poprzemysłowych m.in. poprzez agrourbanistykę, traktującą miasta jako samowystarczalne organizmy produkujące żywność. Jak daleko jesteśmy od urzeczywistnienia tej, jak Pan pisze, „utopii Nowej Atlantydy”?

Jestem zafascynowany tą możliwością. Trend ten jest bardzo mocny w USA, sądzę, że będzie się nasilać, ponieważ przy wzroście liczby ludności miast, maleć będzie powierzchnia upraw. Miasta zostaną zmuszone do szukania autonomii w zakresie produkcji rolnej. Chodzi tu i o ogródki, i szklarnie zakładane na terenach poprzemysłowych, i uprawy na dachach supermarketów czy restauracji, które następnie będą sprzedawały własne produkty, a przede wszystkim o wertykalne farmy. Taka Atlantyda to perspektywa ok. 30 lat. Drugim kierunkiem rozwoju jest gospodarka pozbawiona wzrostu, w której oszczędza się na wszystkim i narzuca wytwarzanie tylko niezbędnych produktów. Pytanie, czy będziemy dalej hołdować rozrzutnemu podejściu, czy przejdziemy do projektowania miast o minimalnej konsumpcji, do świadomego ubóstwa i hamowania produkcji.

Rozmawiała Maja Mozga-Górecka

Bogusław Wowrzeczka, architekt, wykładowca na WA PWr. Od 1998 roku prowadzi pracownię Manufaktura Nr 1 s.c., a od roku 2002 Manufaktura Nr 1 Bogusław Wowrzeczka, które w dorobku mają m.in. realizacje na terenie kampusu PWr, w tym Zintegrowane Centrum Studenckie (2007) i budynek H3 Wydziału Budownictwa (2007), a także takie obiekty jak pawilon restauracji McDonald’s (Wrocław, 2002) czy Centrum Ogrodnicze (Ostaszewo k. Torunia, 2001).