Rozmowa z Wojciechem Świątkiem, współautorem enklawy przyrodniczej Bobrowisko w Starym Sączu

i

Autor: Archiwum Architektury Wojciech Świątek; Fot. Piotr Werner

Rozmowa z Wojciechem Świątkiem, współautorem enklawy przyrodniczej Bobrowisko w Starym Sączu

2018-10-02 13:32

Szukamy miejsc, które zasługują na wyeksponowanie, na przykład przy pomocy mikrostruktury, pawilonu, rzeźby, instalacji architektonicznej – o przestrzeniach publicznych poza miastami, zagospodarowywaniu tere-nów poprzemysłowych oraz kształtowaniu własnej wizji zawodu architekta z Wojciechem Świątkiem rozmawia Maja Mozga-Górecka.

Czatownię Bobrowisko w jedną z niedziel zwiedziło ponad 900 osób – 90 osób na godzinę. Czy projekt uwzględnił taki ruch i związany z nim hałas?

To jedna z tych niewygodnych sytuacji, gdy podziw i uznanie dla pracy architekta stają w sprzeczności z celem budowanego obiektu. Jest linia, po przekroczeniu której miejsce może stracić swój kontemplacyjny charakter. Wykonaliśmy kilka ruchów, żeby ograniczyć liczbę osób jednocześnie przebywających w czatowni. Oparliśmy się sugestiom utworzenia miejsc do siedzenia na kładce i w strukturach zadaszonych. Pamiętajmy, że to obiekt bezpłatny i otwarty. Teraz działa efekt nowości, przypuszczam, że po zimie ten pęd osłabnie.

Zaznaczają Państwo, że mają nieoczywiste podejście do przestrzeni publicznej, które zaowocowało m.in. platformą widokową w Woli Kroguleckiej. Na czym ono polega?

Przestrzeń publiczna z definicji jest postrzegana w odniesieniu do miast lub innych form kolektywnego osadnictwa, jako istotny element służący zaspokojeniu potrzeb egzystencjalnych. Uważamy za słuszne, by w tym kontekście zwrócić też uwagę na krajobraz. Jednym z problemów sukcesywnie zagospodarowywanej przestrzeni w Polscce jest rural sprawl. Poza małymi połaciami czystej przyrody, ciężko znaleźć tereny bez zabudowań. Gdzie więc przebiega ta wewnętrza krawędź krajobrazu przyrodniczego, gdzie jest granica między krajobrazem a cywilizacją? Jest to tematyka moich badań na Wydziale Architektury PK, ale także obszar zainteresowań naszej pracowni. Szukamy miejsc, które zasługują na wyeksponowanie np. przy pomocy mikrostruktury, pawilonu, rzeźby (lub instalacji architektonicznej). Takimi obiektami są Bobrowisko i platforma w Woli Kroguleckiej.

Zagospodarowanie wyrobisk pożwirowych w Jagniówce, Huty Józef w Samsonowie, rewitalizacja kopalni Bierawa – to wciąż niezrealizowane koncepcje. Na jakie problemy natykają się Państwo na terenach poprzemysłowych?

Po eksploatacji danego terenu obligatoryjna jest jego rekultywacja, jednak polskie przepisy nie są zachęcające dla przemysłowców i dlatego przeważnie wybierają oni najprostszą drogę – pozostawiają obszar przyrodzie, by samoistnie się odrodziła, wybierając kierunek wodny lub leśny. Nasze działania mają pozwolić spojrzeć inaczej na przemysł, mamy przekonanie, że gdy weźmie się za to zespół profesjonalistów, można świadomie i wielostronnie ukierunkować przemiany na poprzemysłowych terenach, tak by służyły lokalnej społeczności i turystyce. Od czterech lat działamy w kilku gminach na tzw. Pojezierzu Tarnowskim, m.in. w Szczurowej. To jest rejon, gdzie trudno o turystę. Chodzi o wprowadzenie tam form kulturowych uwzględniających specyfikę lokalnej przyrody. Udało się nam na razie zacieśnić współpracę z gminą Szczurowa, jesteśmy już po uzyskaniu pozwoleń na budowę. Przeważnie jednak przekształcenia bardzo trudno wykonać mając do dyspozycji tylko środki gminy. Dlatego próbowaliśmy innych działań niż rewitalizacja, prób spojrzenia na obiekt poprzemysłowy z innej perspektywy, punktowych interwencji prototypujących, czy dana funkcja się przyjmie.

Podejmujecie wiele przyrodniczych tematów – to nieoczywisty kierunek dla architekta.

Niektórzy architekci – z pewnością mniejszość – sprawiają wrażenie, jakby chcieli kształtować przyrodę przy pomocy buldożera. Dla nas środowisko miejskie jest oczywiście ekscytujące, reprezentuje myślenie o przyszłości, przełomach cywilizacyjnych itd. Natomiast zainteresowanie przyrodą jest, jak sądzę, piętnem rocznej wyprawy do Azji, którą odbyliśmy wspólnie zaraz po dyplomie. Nasza pracownia to ja oraz Anna Szewczyk-Świątek, moja żona. Po powrocie czuliśmy się mocno wyobcowani, cywilizacja nas trochę odpychała, zwłaszcza jej wulgarne przejawy. Interesowała nas bardziej przyroda i kultura. To był zły czas dla biur architektonicznych. Nie mając żadnych pomocnych kontaktów w branży, szukaliśmy jakiejś własnej wizji tego zawodu. Moja żona pochodzi z okolic Limanowej. Gdy wygraliśmy konkurs na Ośrodek Wychowawczy w Mszanie Dolnej, zdecydowaliśmy o pozostaniu na miejscu.

Dobiega końca budowa ośrodka w Mszanie. Czy architektura może pomóc w budowaniu dobrych relacji z młodzieżą?

Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało jak naiwny idealizm, ale nawet jeśli ma ona znaczenie w minimalnym stopniu, to warto się o to postarać. Nie wierzę, że architekturą można w sposób decydujący kontrolować jednostki i społeczeństwa. Z kolei próba zhumanizowania zazwyczaj opresyjnej przestrzeni może odnieść pozytywny skutek. Obiekt ma służyć ustrukturyzowaniu pewnych działań – pokazaniu wychowankom ośrodka społeczeństwa w jakiejś jego typowej i zachęcającej formie, która jednak dla tych chłopców jest egzotyką. Ten budynek, mam nadzieję, da im rzeczy, z których być może nigdy wcześniej nie korzystali, może wytworzy szacunek dla czegoś wspólnego.

Wojciech Świątek, architekt, założyciel prowadzonego od 2007 roku w Limanowej biura 55Architekci, pracownik naukowo-dydaktyczny (od 2013) Instytutu Projektowania Urbanistycznego, Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej. Najważniejsze realizacje: enklawa przyrodnicza Bobrowisko (2018), biblioteka (Stary Sącz, 2018), platforma widokowa (Wola Krogulecka, 2014, wyróżnienie w konkursie im. St. Witkiewicza), biblioteka (Gołkowice Górne, 2015)