Aleksandra Krzywańska

i

Autor: Archiwum Architektury Fot. Konrad Kalbarczyk

Zawód architekt: Aleksandra Krzywańska

2014-09-22 17:17

Nie sądzę, by ktokolwiek z idących na studia architektoniczne brał pod uwagę kryzys. Nie kierowało nami to, czy zawód jest opłacalny, tylko czy nas pociąga

Należysz do grupy projektowej Ponadto. Oprócz zrealizowanego w Warszawie pawilonu nad Wisłą z kawiarnią i łaźnią, wasze prace to głównie projekty realizowane podczas warsztatów i seminariów studenckich. Czy grupa funkcjonuje jak pracownia architektoniczna?

Na razie grupa ma charakter nieformalny, przekształci się w pracownię, gdy skończymy studia. Ten obiekt to nasza pierwsza realizacja, pierwsze zetknięcie się z prawdziwym życiem architekta. Mamy na koncie także kilka konkursów i kilka przestrzeni festiwalowych – dwukrotnie współpracowałyśmy z organizatorami Need for Street. Zrobiłyśmy też kilka wnętrz, ale docelowo chcemy zajmować się architekturą. Na razie musimy dokończyć studia i zrobić uprawnienia. Pracujemy w różnych warszawskich pracowniach, ja w biurze inżynieryjno-wykonawczym.

Według jakiego klucza się dobrałyście?

Mamy podobne spojrzenie na architekturę, interesuje nas szukanie nowych form. Gdy pracowałyśmy nad koncepcją tego budynku, stwierdziłyśmy, że wymyślimy coś z kartki papieru i tak powstała forma zewnętrzna – wstęga.

Grupę tworzą cztery kobiety. Szykujecie seksmisję w zmaskulinizowanym zawodzie?

Nie, absolutnie nie. Nie mamy takiej intencji. Nie patrzę na architekturę przez pryzmat tego, czy została ona zaprojektowana przez kobietę, czy mężczyznę. Ale kobiet robiących ciekawe rzeczy jest w tym zawodzie coraz więcej.

Projekt pawilonu powstał w 2010 roku przy udziale Jerzego Grochulskiego, wówczas prezesa SARP. Jak nawiązała się ta współpraca?

Gdy wygrałyśmy konkurs, miasto zaproponowało nam realizację projektu i musiałyśmy znaleźć osobę z uprawnieniami. Pana Jerzego zasugerował nam znajomy, który z nim pracował. Jerzy Grochulski wykłada też na WA PW i jest nastawiony na pomoc młodym ludziom. Zgodził się i wraz ze swoim wspólnikiem Stanisławem Stefanowiczem z pracowni Pro Arte pomagali nam podczas powstawania projektu i realizacji. Mieli dla nas dużo cierpliwości.

Budynek miał kosztować 1,5 mln złotcyh, ostatecznie budżet wzrósł ponad trzykrotnie - do 4,6 mln zł, co podobno zbulwersowało warszawskich radnych.

Koszt nie jest taki duży, jeśli uwzględnimy, w jak trudnym terenie powstał budynek; początkowo Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej nie zgadzał się w ogóle na budowę w tym miejscu, ponieważ budynek mógł stanowić barierę dla przepływającej fali powodziowej. Skończyło się na tym, że budynek ma palowanie głębokie na 6 m oraz ruchomą rampę, którą w razie powodzi można przy pomocy dźwigu podnieść w ciągu kilku godzin. W pierwotnej koncepcji nie było kawiarni, inwestor zdecydował się na nią później. W efekcie, po dodaniu nowej funkcji, kubatura powiększyła się znacząco, a wraz z nią budżet. Ale wydarzyło się to przed budową, a nie w trakcie.

Macie na koncie też inną nadwiślańską realizację: Życie nad Wisłą. Co to był za projekt?

Dotyczył powiększenia kawiarni Cud nad Wisłą na drugim brzegu rzeki. Miał rekreacyjny charakter. Nawieziono kilka ton piasku, żeby powstała plaża, boisko do siatkówki i badmintona. Wstawiłyśmy tam barowe kontenery i maty przeznaczone na występy skateboardowców. Odpowiadałyśmy za projekt aranżacji przestrzeni.

W jakim kierunku twoim zdaniem powinny iść przyszłe zmiany na nadrzecznych terenach w Warszawie?

Od 2010 roku obserwuję bardzo pozytywne zmiany, jest mnóstwo inicjatyw związanych z Wisłą. Część z nich wychodzi od władz miasta a przy innych miasto ułatwia działania prywatnym inwestorom. Daje to dobre rezultaty. W przyszłym roku po lewej stronie rzeki będą otwarte bulwary, które mają stanowić bardziej reprezentacyjną część nadbrzeża, podczas gdy prawa ma pozostać rekreacyjna i sportowa. Trzeba oczywiście uważać, żeby działania podejmowane po praskiej stronie współgrały z obecnym, trochę dzikim charakterem tego miejsca.

Wybierałaś ten kierunek studiów w czasie kryzysu, który szczególnie mocno uderzył w branżę. Jak widzisz swoją przyszłość w tym zawodzie?

Nie wydaje mi się, że ktokolwiek z nas, idących na studia architektoniczne, brał pod uwagę ten kryzys. Nie kierowało nami to, czy zawód jest opłacalny, tylko czy nas pociąga. A ja od dziecka chciałam być architektem. Kreowanie przestrzeni przy użyciu wyobraźni, tak by powstawały obiekty, które służą ludziom to wspaniałe uczucie, jestem tym zafascynowana. Ta realizacja była dla nas lekcją pokory, nauczyła mnie patrzeć bardziej realnie. Kubłem zimnej wody było pierwsze spotkanie z nowymi problemami projektowymi, gdy przez moment wydawało się, że budynek w ogóle nie powstanie. Po tych doświadczeniach wciąż wierzę, że realizm nie musi przesłaniać potrzeby śmiałych i świeżych rozwiązań. Nie chciałabym robić niczego innego.