Bolesław Stelmach

i

Autor: Archiwum Architektury Bolesław Stelmach. Fot. Marcin Czechowicz

Rozmowa z Bolesławem Stelmachem, autorem Centrum Spotkania Kultur w Lublinie

2016-07-29 12:24

Mam nadzieję, że to co robię czasami bywa sztuką. A i tak prawda okaże się za 100 lat – o relacji między architektura a naturą, mizantropii i inspirującej bezradności z Bolesławem Stelamchem rozmawia Maja Mozga-Górecka.

Przy otwarciu placu przed Centrum Spotkania Kultur na elewacji wyświetlane były twarze z Indii i Afryki – wielokulturowość w lekkostrawnej, marketingowej wersji. Sam budynek jest neutralny, skupiony na własnej historii. Czy architektura poświęcona wielokulturowości w mieście takim jak Lublin nie musi zabierać głosu, upominać się o społeczności, które znikły z miasta, np. 40-tysięczną gminę żydowską?

Nie każdy budynek w Lublinie musi mówić o Holokauście. Żyły tam kiedyś obok siebie społeczności polska, żydowska, rosyjska, niemiecka – mieszały się języki. Mój przyjaciel, Tomasz Pietrasiewicz, dyrektor Teatru NN, którego cały dorobek poświęcony jest kulturze żydowskiej i jej dramatycznemu końcowi w Lublinie, zaproponował, by przed Centrum rozrzucić kamienie z wyrytymi martwymi językami: cyrylicą, hebrajskim, łaciną, greką. Projekt przewidywał, że litery te będą wyryte na tzw. kurhanach Gutenberga, pochyłych fragmentach frontowej elewacji. Ale, jak powiadał Louis Kahn, dom sam mówi, jaki chce być. Dosłowność bywa nachalnością. Na budowie zdecydowałem, że te litery powinny być wyświetlane na kurhany z rzutników. Kultura żydowska akurat w tym miejscu nie miała swojego wyrazu. W Lublinie tak, ale nie w tym miejscu. Budynkiem opowiadam więc o 44 latach budowania Teatru. To zapis mojego czasu i czasu tego miejsca. Jako student jeździłem na socjalistyczne budowy. Gehenna! Przypominam sobie dziś tamte emocje, nieporadność odczuwania przestrzeni. Wspominam tamtego człowieka, który chciał zrozumieć architekturę, tworzyć sztukę, a wiedział, że to niemożliwe. Dziś po całej długiej drodze widzę, że to najbardziej mnie ukształtowało.

Czy to znaczy, że ukształtowała Pana pustka, pewien brak?

Bardziej bezradność. Świadomość, że nie będę artystą happeningów czy instalacji i muszę szukać innych środków wyrazu. Długo nie mogłem odnaleźć elementów mojej sztuki w architekturze. Wydaje się, że dzisiaj odnalazłem czas. W budynku CSK kurhany reprezentują przeszłość, multimedia – teraźniejszość, a wiszące ogrody na trzech poziomach, które oddają ziemi to, co budując, zabrałem – ekosystem, a więc przyszłość. Rosną tam samosiejki roznoszone przez wiatr, gatunki łąkowe, rośliny miododajne. Będzie pasieka. To jest w moim przekonaniu najważniejszy fragment narracji.

Jednocześnie forma krytyki cywilizacji?

Wprost wypowiedziana krytyka. Jestem mizantropem. To wszystko nieuchronnie zmierza ku katastrofie. Poświęcanie uwagi parkom i ogrodom jest próbą naprawienia – w miarę możliwości – dokonanych zniszczeń a jednocześnie formą ucieczki. Jednak niewielu to rozumie. Firmy zatrudnione do opieki nad roślinnością zrywają pnącza, ponieważ do ich zadań należy także mycie okien, a bez roślin łatwiej jest okna utrzymać w czystości. Użytkownik nie zwraca na to uwagi. Dotyczy to wszystkich moich budynków. W Centrum Chopinowskim pnącza zerwano na wniosek Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, które argumentowało, że stojąca w tym miejscu dawna kamienica Anasińskiego nie miała pnączy na elewacji. Na dachu Tarasów Zamkowych roślinność jest po prostu niszczona.

Jest Pan krytykowany za powtarzalność pewnych motywów. Nie tracimy czegoś ważnego, gdy architektura centrum biznesowego, parku naukowo- -technicznego i Sejmu jest nieodróżnialna?

Nie do mnie należy krytyka. Buduję, jak czuję. Chciałbym się powtarzać jak Bach, powiedział Cioran, który też ciągle pisał to samo. Ale zachowując proporcje: mam nadzieję, że to, co robię czasami bywa sztuką. A i tak prawda okaże się za 100 lat.

Charakterystyczne pionowe motywy pochodzą z Pana fascynacji wiejskimi płotami. Ale te „patyki” nabierają w architekturze monumentalności.

Dla mnie monumentalne są rytmy horyzontalne. Tak uczył mnie w Krakowie profesor Bogdanowski. Oś, którą w starożytnym Karnaku dochodziło się do strefy sacrum była budowano przez 20 wieków. To jest monumentalizm. Patyki to abstrakcyjne minimum formy, fizyka i fizjologia. Wszystko rośnie z dołu do góry, pionowo. Mam mnóstwo zdjęć leśnych „patyków”: sosen, klonów, dębów z moich wędrówek po lasach wokół Nałęczowa.

Więc znów przyroda.

Powtarzam się. To z braku talentu zwyczajnie. Niczego nie wymyślam. Gombrowicz opisuje, jak przekomarzał się z malarzami na temat współczesnych dzieł. Uważał, że abstrakcyjna sztuka, zatraciwszy kontakt z przyrodą, nie umie już zawładnąć emocjami. Położył trzy patyki na piasku: wpatrując się w nie, dostrzeżemy wszystkie aspekty życia, wszechświata i będziemy mogli stworzyć ruch artystów abstrakcjonistów – zwolenników patyków. Ja ciężko pracuję właśnie nad tym, by stworzyć taki ruch.

Rozmawiała Maja Mozga-Górecka

Bolesław Stelmach, architekt, od 1992 roku prowadzi Biuro Architektoniczne Stelmach i Partnerzy w Lublinie i Warszawie, laureat Honorowej Nagrody SARP 2010, za zasługi w dziedzinie architektury otrzymał Brązowy Medal GLORIA ARTIS (2012). Najważniejsze realizacje: Centrum Spotkania Kultur (2016) i Park Naukowo-Techniczny (2013) w Lublinie, rozbudowa Sejmu RP (2009) i Centrum Chopinowskie (2009) w Warszawie, rewaloryzacja parku i obiekty Muzeum w Żelazowej Woli (2009).