Adrichalim. Architekci

i

Autor: Archiwum Architektury

Adrichalim. Architekci

Adrichalim po hebrajsku znaczy architekci, a książka jest podręcznym leksykonem architektów żydowskich, którzy wyjechawszy z Polski, osiedlili się w Palestynie i Izraelu, by tam z powodzeniem projektować i realizować swoje wizje. Znajdziemy tu życiorysy około 20 projektantów. Każda notka ilustrowana jest rysunkiem – odręczną perspektywą wybranego budynku autorstwa prezentowanego twórcy. To zasadnicza część monografii. Uzupełniają ją: zbiór współczesnych fotografii zrealizowanych dzieł oraz sylwetki artystów, reprezentantów innych dziedzin – malarzy czy rzeźbiarzy. Za obszerny wstęp służy ilustrowany zdjęciami artykuł Małgorzaty Omilanowskiej o architektach-Żydach pochodzących z Warszawy – recenzja Piotra Lewickiego i Kazimierza Łataka.

Typowe wydanie kieszonkowe. Mała książeczka, ledwie 12x17 cm, miękka okładka w odcieniach zgaszonych błękitów i szarości. Tajemniczo brzmiący tytuł. A kiedy go rozszyfrować, pojawią się pytania o wymowę ilustracji na okładce. Adrichalim po hebrajsku znaczy architekci, a książka jest podręcznym leksykonem architektów żydowskich, którzy wyjechawszy z Polski (bądź z terenów, które do Polski należały przed drugą wojną) osiedlili się w Palestynie i Izraelu, by tam z powodzeniem projektować i realizować swoje wizje.

Znajdziemy tu życiorysy około 20 projektantów. Każda notka ilustrowana jest rysunkiem – odręczną perspektywą wybranego budynku autorstwa prezentowanego twórcy. To zasadnicza część monografii. Uzupełniają ją: zbiór współczesnych fotografii zrealizowanych dzieł oraz sylwetki artystów, reprezentantów innych dziedzin – malarzy czy rzeźbiarzy. Za obszerny wstęp służy ilustrowany zdjęciami artykuł Małgorzaty Omilanowskiej o architektach- Żydach pochodzących z Warszawy, aktywnych w przedwojennej Palestynie. Zwłaszcza Tel Awiw stał się poligonem dla ich twórczości. Bliskowschodni klimat zapewne przypadł do gustu przybyszom z centralnej Europy, gdzie zimy w owych czasach były zdecydowanie ostrzejsze niż obecnie. Dziś, po kilkudziesięciu latach, zabudowa miasta, uznana w 2003 roku przez UNESCO za pomnik dziedzictwa kulturowego architektury nowoczesnej, budzi zachwyt rozmachem. Widać fascynację możliwościami technicznymi, jakie oferował żelbet. Białe wille miejskie tworzą malowniczy krajobraz, także dzięki żywej roślinności ulic i bulwarów. Odwiedzający Izrael dziwią się, że tak wiele z tych wspaniałych budynków jest zaniedbanych, w kiepskim stanie technicznym. Szczęśliwie coraz częściej widać ruszające remonty, które przywracają im dawną świetność. Z pewnością przyczyniło się do tego wpisanie Białego Miasta na listę światowego dziedzictwa.

Czy możemy sobie wyobrazić lepszą stylistykę dla pionierów, którzy przyjechali do swej wymarzonej Ziemi Obiecanej w nadziei na zbudowanie lepszego świata, niż ta oferowana przez corbusierowski style international? Wydaje się, że architektura Tel Awiwu wyraża wiarę w postęp i radość z uczestnictwa – przez budowanie – w tworzeniu nowego własnego miejsca. Ale czemu monografii o fragmencie spuścizny Bauhausu i Mouvement moderne autorzy nadali tak nostalgiczną tonację, przypominającą dawne okładki zeszytów (chciałoby się napisać kajetów). Pewnie to nie przypadek… Czy wielokąty na okładce przedstawiają w syntetyczny sposób perspektywę jednej z willi Miesa i wyobrażają otwarty plan, tak znaczący dla stylu międzynarodowego, który stał się językiem opisywanych w książce architektów? A może raczej pokazują zbiegające się ściany? Między nimi została tylko szczelina, którą można się wydostać, zanim nadejdą tragiczne czasy lat 30. i 40.? Ta dwoistość przywodzi na myśl pejzaż Izraela, także tego współczesnego. Na ulicach o nazwach, które brzmią swojsko – Bialik Street czy Zlotopolsky Boulevard – rosną palmy, a na popularnym targowisku Shuk Ha’Carmel są sprzedawane obwarzanki bardzo przypominające krakowskie.