Margaret Wilkinson

i

Autor: Archiwum Architektury Margaret Wilkinson z organizacji Planning For Real, fot.: archiwum PFR

Brytyjski sposób na partycypację

2014-12-17 14:16

Istotą naszej pracy jest eliminacja barier psychologicznych, które tworzą się w momencie, gdy do konsultacji społecznych składany jest już dość zaawansowany projekt przygotowany przez architektów lub urbanistów oraz gdy konsultacje te przybierają standardową formę publicznych dyskusji – z Margaret Wilkinson, kierowniczką brytyjskiej organizacji Planning for Real zajmującej się projektowaniem partycypacyjnym, rozmawia wrocławski architekt Roman Rutkowski.

Przyjechała Pani do Wrocławia na konferencję DiverCITY – miasto dla wszystkich opowiedzieć o Planning for Real. Co się kryje pod tą nazwą?

Planning For Real (PFR) jest brytyjską organizacją zajmującą się projektowaniem partycypacyjnym w obrębie istniejących społeczności. Jednocześnie jest to też po prostu nazwa procesu projektowego, którego używamy. Nasza historia liczy już ponad 30 lat, ja działam od lat 25. Wszystko zaczęło się od Tony’ego Gibsona, który przy okazji różnych inwestycji architektoniczno-urbanistycznych pod koniec lat 70. zaczął organizować na zlecenie władz lokalnych konsultacje społeczne na terenie Wielkiej Brytanii. Był aktywistą i pracownikiem Nottingham University z dużym doświadczeniem dotyczącym samoorganizacji społecznej, zdobytym przede wszystkim w brytyjskiej rzeczywistości tuż po drugiej wojnie światowej. Przez niemal całe życie zawodowe interesowało go „systematyzowanie” i wykorzystanie głosów lokalnych społeczności w planowaniu.

Jak mocna jest tradycja tego rodzaju konsultacji w Pani kraju?

Teoretycznie została ona wpisana w brytyjskie regulacje prawne już w roku 1947, ale w praktyce zaistniała dopiero na przełomie lat 60. i 70. Jej największy rozkwit to tak naprawdę ostatnich 10 lat.

Co jest właściwie celem Planning for Real?

Ogólnie rozumiana odnowa i poprawa warunków życia przy założonym uczestnictwie możliwie dużej liczby przyszłych użytkowników terenu objętego interwencją. Co istotne, nie jest to proces, w którym głównym pytaniem jest: co ty możesz zrobić dla społeczności, ale raczej: co społeczność może zrobić sama dla siebie.

Planning for Real opiera się na metodzie opracowanej przez Tony’ego Gibsona – według niej w projektowaniu uczestniczą zarówno eksperci zewnętrzni, jak i mieszkańcy danej społeczności nie posiadający żadnego wykształcenia w dziedzinie projektowania. Istotą jest eliminacja barier psychologicznych, które tworzą się w momencie, gdy do konsultacji społecznych składany jest już dość zaawansowany projekt przygotowany przez architektów lub urbanistów oraz gdy konsultacje te przybierają standardową formę publicznych dyskusji.

Naszym zdaniem najlepsze rezultaty przynosi właśnie wspólne projektowanie od samego początku, od momentu, gdy nic jeszcze nie zostało zasugerowane przez specjalistów. Wtedy każdy, zarówno profesjonalista, jak i przyszły użytkownik projektowanej przestrzeni, mogą swobodnie wypowiadać swoje idee. Do tej swobody wypowiedzi trzeba jednak stworzyć odpowiednie warunki. Ludzie są różni: jedni nie mają problemów z publicznymi wystąpieniami, dla innych, z powodu ich wrodzonej nieśmiałości, jest to ogromna trudność. Metoda PFR stwarza szansę, by udało im się zabrać głos w możliwie dużym stopniu.

Jak zatem jest organizowany proces projektowania Planning for Real?

PFR ma kilka kluczowych składowych. Wszystko zaczyna się od zaproszenia możliwie dużej liczby ludzi do dyskusji. Zaproszenie takie nie oznacza tylko ogłoszenia w internecie lub w prasie, ale również, a raczej przede wszystkim, fizyczne odwiedzenie miejsc, gdzie lokalna społeczność często i chętnie przebywa: szkół, ośrodków sportowych, kościołów, a nawet domów i mieszkań. Bez takiej bezpośredniej zachęty wielu ludzi o konsultacjach się w ogóle nie dowie lub też, nawet jeżeli będzie miało ich świadomość, nie przyjdzie na nie.

Po drugie, istotną kwestią jest maksymalne zwizualizozwizualizowanie procesu projektowego. Język rysunku czy też wypowiadanych z pasją różnych teorii jest niewystarczający, sedno sprawy może pozostać dla wielu uczestników procesu niezrozumiałe. Dlatego zaczynamy od zbudowania dość precyzyjnej makiety terenu, który ma zostać objęty rewitalizacją. Makieta jest wykonywana wspólnie i zawsze też składa się z mniejszych fragmentów umożliwiających jej łatwy transport w miejsca spotkań. Dzięki niej ludzie szybko odnajdują się w omawianej, na co dzień dobrze im znanej przestrzeni, dostrzegają też nowe do tej pory nieuświadomione rzeczy.

Po trzecie, na początku spotkania ustalane są reguły postępowania – jak w grze planszowej. O projekcie raczej nie dyskutujemy w tradycyjny sposób, nie ma podziału na stół z ekspertami zewnętrznymi, którzy mają mówić, i widownię, która ma słuchać i ewentualnie później zabrać głos. Nikt też nie jest za stary ani za młody, by brać udział w naszych spotkaniach. Każdy z uczestników dostaje możliwość zapisania swoich pomysłów lub zauważonych problemów na specjalnie przygotowanych kawałkach papieru i umieszczenia ich w odpowiednim miejscu makiety.

Co się później dzieje z tymi notatkami?

W tej kwestii muszą być wcześniej ustalone zasady, właśnie tak jak w przypadku gry planszowej. Po zebraniu wszystkich notatek rysowana jest duża tabela priorytetów, najczęściej w kształcie prostokąta lub koła, która – podzielona na mniejsze segmenty – pomaga ustalić, co dla większości jest bardzo ważne, ważne lub mniej ważne. W trakcie tego ustalania możliwa jest już otwarta dyskusja, choć w dalszym ciągu każdy z uczestników ma takie same, wcześniej precyzyjnie ustalone prawa wpływania na konfigurację priorytetów – na przykład może przesunąć określoną liczbę postulatów o jedno pole tabeli w dowolną stronę. Dopiero ostateczny układ notatek pozwala na podjęcie podstawowych decyzji i rozpoczęcie właściwego projektowania.

Rzeczywiście, cały ten proces brzmi jak dobrze przemyślana, oparta na dużym doświadczeniu procedura. Czy ktoś płaci za usługi specjalistów z Planning for Real?

Czasem tak, czasem nie. Zasada jest dość prosta: jeżeli zwraca się do nas lokalna władza lub prywatna firma, działamy odpłatnie. Jeżeli jednak dzwoni przedstawiciel lokalnej społeczności, to wtedy jesteśmy gotowi pracować za darmo.

Sama satysfakcja wystarcza?

Lubię powtarzać, że o jakości butów powie nam nie ten, kto je zrobił, ale ten, kto je nosił. Jeżeli dobrze te buty razem z mieszkańcami i projektantami zrobimy, to niewątpliwie będzie to powód do wystarczającej dla nas satysfakcji.

Co uznałaby Pani za największy sukces waszej metody, ale też za największy kłopot przy jej stosowaniu, czy wręcz porażkę?

Największą wartością PFR jest to, że metoda ta stanowi okazję dla mieszkańców, żeby usiąść „na miejscu kierowcy” i zaangażować się w zmiany – albo dzięki ich własnym staraniom, albo wskutek współpracy z różnego rodzaju agencjami, władzami lokalnymi, itp. To też sposób – dzięki wizualizowaniu całego procesu i partycypacyjnemu charakterowi spotkań – na przełamanie takich barier jak brak zaufania, różnice językowe czy intelektualne oraz na zaangażowanie wszystkich niezależnie od ich wieku i płci, łącznie z tymi, do których zwykle po prostu trudno dotrzeć.

Dla mnie PFR to zamiana dyskusji na coś bardziej aktywnego, to unikanie tworzenia raportów, które wędrują później na półkę i są tylko dowodem na to, że konsultacja społeczna się odbyła. To również po prostu zbieranie wszystkich mieszkańców w jednym miejscu, by każdy podzielił się swoimi ideami i refleksjami, by z ich wiedzy i doświadczenia, razem z wiedzą i doświadczeniem różnych specjalistów, powstały mądre decyzje. Uczy to mieszkańców, jak ewentualnie w przyszłości zorganizować podobny proces już bez naszego udziału.

Jeśli chodzi o braki naszej metody, trzeba powiedzieć, że czasami naśladowcy procesu PFR nie organizują go we właściwy sposób, dochodząc tylko do etapu wykonania makiety i dodania kolorowych kartek oznaczających poszczególne postulaty. Nie angażują mieszkańców w kolejne kroki, które tak naprawdę decydują o tym, co się wydarzy w przyszłości. Czasem też PFR dzieje się zbyt szybko, wtedy ludzie nie czują, że wynik procesu jest rezultatem ich wysiłków.

Gdy proces jest inicjowany przez lokalne władze, jest niezwykle istotne, żeby do mieszkańców dotarła dokładna i szczera informacja na temat przyszłej konsultacji i żeby urzędnicy nie obiecywali rzeczy, których późpóźniej nie są w stanie zrealizować, bo to prowadzi do rozczarowania powodującego brak ochoty na jakiekolwiek społeczne działanie w przyszłości. PFR jest w użyciu od 1977 roku, dlatego uważam, że ewentualne porażki nie wynikają z teoretycznego modelu, ale ze sposobu, w jaki ten model jest w praktyce stosowany.

Czy pracujecie także poza Wielką Brytanią?

W tej chwili kończymy dwuletni europejski projekt, który odbywa się dzięki funduszom Leonardo Transfer of Innovation. Umożliwił nam współpracę z partnerami z czterech państw: Francji, Włoch, Turcji i Polski. W każdym z tych krajów szkolimy ludzi, którzy w różny sposób wprowadzają PFR do praktyki projektowania – albo w konkretnych sytuacjach sami prowadzą PFR, albo szkolą kolejnych liderów procesu.

Doświadczenia tych ludzi są różne, zarówno pozytywne, jak i negatywne, są też związane z różnymi okolicznościami lokalnymi, a to wszystko złoży się na dokument, który będzie europejską wersją pakietu Planning for Real.

MARGARET WILKINSON, KIEROWNIK BRYTYJSKIEJ ORGANIZACJI PLANNING FOR REAL UNIT (ZRZESZONEJ Z ACCORD HOUSING ASSOCIATION, Z SIEDZIBĄ W DARLASTON – WEST MIDLANDS), ZAJMUJĄCEJ SIĘ PROJEKTOWANIEM PARTYCYPACYJNYM, PRZEDE WSZYSTKIM W OPARCIU O TRÓJWYMIAROWE MODELE (WWW.PLANNINGFORREAL.ORG.UK). OD PONAD 25 LAT MARGARET WILKINSON PRACUJE Z LOKALNYMI SPOŁECZNOŚCIAMI, JEST TEŻ ZAŁOŻYCIELKĄ NEIGHBOURHOOD INITIATIVES FOUNDATION, W KTÓREJ JEST AKTYWNA OD 20 LAT. W SWOJEJ DZIAŁALNOŚCI MIAŁA DO CZYNIENIA Z PROJEKTOWANIEM PLANÓW URBANISTYCZNYCH, REWITALIZACJĄ SPOŁECZNĄ, EKONOMICZNĄ I FIZYCZNĄ, KONSULTACJAMI NA TEMAT CENTRÓW MIAST, PARKAMI I LOKALNYMI BUDYNKAMI UŻYTECZNOŚCI PUBLICZNEJ, RUCHEM SAMOCHODOWYM, ZDROWIEM I PROBLEMAMI MŁODYCH LUDZI. W 2008 ROKU Z RĄK KRÓLOWEJ ELŻBIETY II OTRZYMAŁA TYTUŁ CZŁONKA ORDERU IMPERIUM BRYTYJSKIEGO (MEMBER OF THE MOST EXCELLENT ORDER OF THE BRITISH EMPIRE IN THE QUEEN’S HONOURS LIST) ZA PRACĘ W DZIEDZINIE KONSULTACJI SPOŁECZNYCH NA TERENIE WIELKIEJ BRYTANII.

Wywiad powstał w związku z konferencją DiverCITY – miasto dla wszystkich, nad którą „Architektura-murator” sprawowała patronat. Konferencja odbyła się w dniach 10-12 września 2014 roku we Wrocławiu. Organizatorzy: Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju we współpracy z norweskim Ministerstwem Samorządu Terytorialnego i Modernizacji, Ambasadą Norwegii w Polsce, Norweskim Stowarzyszeniem Władz Lokalnych i Regionalnych (KS), Miastem Wrocław i Siechnice