Centrum Solidarności

i

Autor: Archiwum Architektury Centrum Solidarności w Gdańsku. Fot. Marcin Czechowicz

Fantastyczny set polskiej architektury – rozmowa z minister kultury Małgorzatą Omilanowską

2014-11-18 19:49

Dobra architektura zawsze powstaje na styku wyobraźni i talentu architekta z oczekiwaniami i możliwościami finansowymi inwestora. Ta koincydencja: środki europejskie, architekt z wyobraźnią i mecenas z obszaru kultury, spowodowały, że przybyło nam nieprawdopodobnej jakości architektonicznej w przestrzeni. O nowych i planowanych obiektach kultury w Polsce, ochronie zabytków i Narodowym Programie Rewitalizacji – mówi minister kultury i dziedzictwa narodowego profesor Małgorzata Omilanowska.

Na początku października w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej odbył się wernisaż naszej jubileuszowej wystawy prezentującej kolekcję 25 makiet wybitnych obiektów zrealizowanych w Polsce po 1989 roku. Podczas otwarcia mówiła Pani Minister o prawdziwym przełomie w polskiej architekturze, jaki dokonał się w ciągu ostatnich lat. Co takiego się wydarzyło?

Inwestycje w kulturze i budowa nowych gmachów z funduszy europejskich dały niepowtarzalną szansę polskim architektom. Projektując te niezwykle atrakcyjne obiekty publiczne, mogli wykazać się talentem, a także, co równie ważne, liczyć na realizację swoich pomysłów. Te budowle, które w ostatnich latach zostały oddane do użytku, pokazują ewidentnie, że polscy architekci i ogólnie – polskie środowisko architektoniczne, bo jego zasługą jest też to, że w niektórych przypadkach wybrano do realizacji świetne projekty architektów zagranicznych, należą do światowej ligi.

W poprzednich dziesięcioleciach obiekty, którymi mogliśmy się popisywać w Europie to były rodzynki. Udawało się zbudować kilka rocznie, resztę stanowiła standardowa konfekcja architektoniczna. Dobra, ale niczym nie różniąca się od tego, co budowano w innych krajach. Architektura to przecież zawsze styk wyobraźni i talentu architekta z oczekiwaniami i możliwościami finansowymi inwestora. Jeżeli ten ostatni ciągnie architekta w dół i każe mu liczyć każdy metr sześcienny, to nigdy nie powstanie arcydzieło. Ta koincydencja: środki europejskie, architekt z wyobraźnią i mecenas z obszaru kultury, rozumiejący, co to jest jakość architektury, a nie tylko liczący kubaturę, dała to, co nam się wydarzyło w Polsce – fantastyczny set najlepszych, światowej klasy budynków, z którymi możemy pójść na każdą wystawę na świecie i zgłaszać ich autorów do nagrody Pritzkera.

Czy jako historykowi sztuki, specjalizującemu się w architekturze, któryś ze zrealizowanych budynków przypadł Pani Minister szczególnie do gustu?

Dla mnie najpiękniejszym budynkiem jest siedziba Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. To budynek, z którym kontakt już od zewnątrz jest taki muzyczno-katowicki, bo okna układają się tam w zapis nutowy, a kolorystyka, czyli szara cegła i czerwone ościeża, jest dokładnie taka sama jak w Nikiszowcu. Potem wchodzi się do tej szkatuły, a tam zapiera dech w piersiach widok wielkiej, szlifowanej bryły antracytu. Wchodzi się do tego kamienia i znajduje się nagle w wiolonczeli – w instrumencie muzycznym, który otacza delikatnymi, miękkimi liniami, dokładnie w takim kolorze, w jakim robione są instrumenty smyczkowe. To jest tak piękne estetycznie, tak perfekcyjne akustycznie, tak funkcjonalne tak świetnie wykończone…

Tomasz Konior nie wychodził z tej budowy, on tam praktycznie mieszkał, ale od początku do końca udało się mu zbudować dzieło sztuki. Razem z orkiestrą w środku, która wykorzystuje tę przestrzeń, osiągamy syntezę sztuk – Gesamtkunstwerk XXI wieku. Krystian Zimerman, który bardzo zaangażował się w projekt, stał za pierwszą wyprawą Koniora po salach koncertowych i sprowadzeniem akustyka Yasuhisy Toyoty, powiedział mi, że kiedy pierwszy raz usłyszał jak ta sala brzmi, to się popłakał.

A jaką potęgę klasyki niesie budynek Europejskiego Centrum Muzyki w Lusławicach! Jest niczym świątynia dorycka na łąkach greckich. Ile jest też cudownej myśli architektonicznej i grania z widzem w krakowskiej Cricotece. A Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku z jego potęgą rdzawych elewacji? Monumentalizm tego budynku zupełnie nie wyrasta z kanonu – przecież odrzucono i porządki klasyczne, i kamień. To architektura skojarzeń technicznych, a nie skojarzeń klasycznych. Wspomnę jeszcze Muzeum Historii Żydów Polskich. Z zewnątrz powściągliwa, skromna, prosta, szklana bryła – czysty modernizm. Wysokość idealnie dobrana do wysokości budynków otaczających, wtopiona w zieleń. Wchodzimy do środka, a tam przestrzeń jak nie ręką ludzką czyniona. To jest niewiarygodne! A przecież te kamienne ściany krzywoliniowe są nośne. To zrobił nasz konstruktor. Pierwszy raz na świecie ktoś miał odwagę coś takiego zbudować. Dzięki temu boomowi inwestycyjnemu w kulturze przybyło nam nieprawdopodobnej jakości architektonicznej w przestrzeni.

Europejskie Centrum Muzyki w Lusławicach

i

Autor: Marcin Czechowicz Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach, projekt: DDJM Biuro Architektoniczne

Rząd zapowiedział ostatnio zwiększenie wydatków na kulturę z budżetu państwa do 1%. To duże wsparcie, zważywszy, że ministerstwo musi zapewnić finansowanie wielu nowo powstałym instytucjom. Wiem, że wszyscy dziennikarze pytają Panią Minister o utrzymanie tych nowych obiektów, ale niemniej istotny jest ich program...

On jest najważniejszy! Nie ukrywam, że pytania, z czego to utrzymamy i dlaczego to zbudowaliśmy naprawdę mnie dziwią. Takich pytań nie zadaje się żadnemu innemu sektorowi ekonomicznemu, który inwestował w ostatnich latach. Może warto się przejechać do innych krajów i zobaczyć, ile przypada tam mieszkańców na jedną filharmonię, na jedną bibliotekę, kino, teatr czy muzeum.

Przede wszystkim musimy sobie uświadomić parę rzeczy związanych z tym, co wydarzyło się w Polsce w ostatnich latach. Po pierwsze, nadrobiliśmy kilkudziesięcioletnie zaległości inwestycyjne w obszarze kultury. Przez dziesięciolecia przyzwyczailiśmy się do sytuacji, że mamy możliwość pójścia do jednej z pięciu oper czy filharmonii w kraju i jeżeli nagle się okazuje, że jest ich 25, to mamy poczucie, że wydarzyło się coś ponad miarę. Jeżeli przejrzy pan stare numery czasopisma „Architektura”, to zobaczy pan, że w skali całego kraju powstawał jeden obiekt kultury rocznie i często to był na przykład dom kultury. Teraz w ciągu kilku lat, dzięki środkom unijnym, nadrobiliśmy tę straszliwą zapaść w stosunku do Zachodu.

Tu jeszcze nie ma żadnego naddatku i daleka do niego droga. Pewne zadania stoją jeszcze przed nami, choćby modernizacja teatrów, ale trzeba być świadomym, że już stało się coś bardzo dobrego.

Warto też pamiętać o tym, że za każdym razem, kiedy podejmowano decyzje o budowie jakiegoś obiektu, to plany dotyczące programu i kosztów jego utrzymania powstawały w zasadzie od początku lub równolegle z realizacją. Dyrektorzy tych nowo zbudowanych instytucji naprawdę doskonale wiedzą, co będą robili w przyszłym roku i za 10 lat. Po drugie, w przypadku instytucji narodowych minister dokładnie wiedział, ile go to będzie kosztowało i miał to w budżecie zaplanowane. A po trzecie, samorządy, żeby zbudować te instytucje, musiały i tak z własnych środków pokrywać koszt wkładu własnego, więc już w poprzednich latach przyzwyczaiły się do wydatków na ich rzecz.

A jak jest z frekwencją w nowych obiektach?

Świetnie! 30 sierpnia otwarto Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku. Pierwszego dnia wystawę obejrzało tam 16 tysięcy osób, a otwarte w kwietniu tego roku Muzeum Dom Rodzinny Jana Pawła II w Wadowicach odwiedziło już blisko milion, co tylko pokazuje jak szalenie ważne są to placówki i jak bardzo były potrzebne. Jeżeli nawet wskaże mi pan taką, w której nie ma zapełnionych codziennie wszystkich krzeseł to jest to absolutnie naturalny proces.

Wiele rzeczy dotyczących finansowania musi się sprawdzić w praktyce. Nie wszystko da się zaprogramować. Zresztą, jeżeli nawet nie zapełniamy filharmonii do ostatniego miejsca, to przecież zbudowaliśmy je też po to, żeby prowadzić dzięki nim działalność edukacyjną i za pięć lat mieć je już pełne. W związku z tym to są inwestycje na następne pokolenia. Uważam, że żadna z tych, które podjęto w ostatnich siedmiu latach, nie była nietrafiona.

Muzeum Historii Żydów Polskich

i

Autor: Jakub Certowicz Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie, projekt: Landelhma & Mahlamäki, Kuryłowicz & Associates

Jednym z pierwszych Pani zadań po objęciu teki ministra było przygotowanie założeń finansowania obiektów kultury z nowego rozdania środków unijnych, czy wiadomo, gdzie na mapie Polski znajdują się jeszcze kulturalne białe plamy?

W związku z tegoroczną zmianą parlamentu europejskiego i komisarzy unijnych negocjacje dotyczące ostatecznych warunków dysponowania środkami z nowego rozdania nie zostały jeszcze sfinalizowane, dlatego obecnie trudno mi mówić o konkretach. Wszystko zależeć będzie od ostatecznej wersji umowy, jaką uda nam się wynegocjować z Unią i ustalenia dopuszczalnej wysokości dotacji na dane inwestycje. Oczywiście, mamy już rozeznanie, czego chcą samorządy oraz jakie interesujące i ważne projekty w dziedzinie kultury są w Polsce planowane, ale to jest wstępna lista. Na pewno zostanie jeszcze zweryfikowana w momencie, kiedy dowiemy się, jakimi kwotami będziemy mogli wspierać te inicjatywy. Również poszczególne regiony muszą podjąć decyzję, jaki wydatek ze swojej strony są gotowe ponieść, a więc ustalić wysokość tzw. wkładu własnego. Na początku listopada rząd parafuje kontrakty terytorialne, czyli umowy z samorządami zawierające enumeratywne listy inwestycji, które obie strony są gotowe wspólnie realizować. Myślę, że właśnie z tych kontraktów dowiedzą się Państwo, co jest naszym priorytetem.

W nowym budżecie Unii na lata 2014-2020 więcej środków ma być przeznaczone na projekty rewitalizacyjne; tymczasem w ostatnim czasie władze miast rozstrzygnęły wiele konkursów na zupełnie nowe budynki kultury, jaką w tym kontekście będą miały szansę na realizację?

To są dwa różne zagadnienia. Co do zasady środki unijne, które znajdą się w dyspozycji ministra kultury będą miały zdefiniowany cel, czyli będą przeznaczone na rewitalizację i modernizację budynków zabytkowych, oczywiście szczególnie tych służących instytucjom kultury. To faktycznie oznacza, że w najbliższych sześciu latach nie będziemy planowali budowy gmachów dla nowych instytucji, natomiast będziemy mogli z większą intensywnością i skutecznością niż dotychczas realizować inwestycje może mniejszej skali, może mniej efektowne, ale zapewne równie efektywne, ponieważ pozwalające istniejącym już placówkom dobrze funkcjonować w swoich dotychczasowych, ale zmodernizowanych siedzibach. Z kolei dla potrzeb nowych instytucji kultury częściej niż dziś będą adaptowane budynki zabytkowe, co przy okazji pozwoli na ich uratowanie.

Czy w tych planach będzie zawierać się na przykład rozbudowa Muzeum Narodowego w Warszawie?

Mówimy raczej o inwestycjach mniejszej skali.

Pod koniec czerwca Ministerstwo rozpoczęło wdrażanie Krajowego Programu Ochrony Zabytków. Jaki charakter ma ten program?

To wielowątkowa instrukcja wskazująca, jaka będzie strategia dotycząca ochrony zabytków w Polsce w ciągu najbliższych lat. Przede wszystkim zwraca uwagę na konieczność opracowania szczegółowych programów ochrony zabytków, na działania różnych instytucji i grup społecznych, ale to, co jest najbardziej istotne z punktu widzenia ministra kultury, to fakt, że program ten otworzył możliwość przeprowadzenia zmian legislacyjnych, które pozwolą na przywrócenie stanu prawnego sprzed 2003 roku.

Chodzi o sytuację, w której wojewódzcy konserwatorzy zabytków podporządkowani byli konserwatorowi generalnemu, a tenże umocowany jest merytorycznie, a nie tylko politycznie.

Czy ta zmiana, by wojewódzcy konserwatorzy ponownie podlegali konserwatorowi generalnemu, a nie administracji terenowej nie stanowi odwrotu od decentralizacji urzędów?

Budowanie struktury Polski samorządnej i zarządzania administracyjnego przeprowadzone za rządów premiera Jerzego Buzka wcale nie uwzględniało podporządkowania wojewódzkich służb konserwatorskich administracji terenowej. Reforma, którą przeszła Polska w 1998 i 1999 roku wskazała obszary działań podporządkowane wojewodom i przekształciła system zarządzania w Polsce tak, że on dobrze funkcjonuje i wciąż się sprawdza. Służby konserwatorskie zostały natomiast przyłączone do struktury wojewódzkiej parę lat później, dopiero w 2003 roku, i myślę, że ta decyzja została podjęta bez głębokiego przemyślenia.

Dlaczego ta zmiana jest tak istotna?

Przede wszystkim ważny jest dla nas mechanizm, aby decyzje konserwatorów wojewódzkich podejmowane były w ścisłej współpracy z ekspertami. Problem w tej chwili polega na tym, że struktura konserwatorskich służb eksperckich podlega Ministerstwu Kultury, a służb urzędniczych – Ministerstwu Administracji i Cyfryzacji. To tworzy pewnego rodzaju dualizm i na niższych szczeblach właściwie zrywa więzi bezpośredniej współpracy. Nie ma żadnej zależności między tymi służbami. Trzeba przywrócić ich koordynację, bo ona będzie podstawą do większej odwagi i tempa w podejmowaniu decyzji oraz do lepszej odpowiedzi na wyzwania, przed którymi państwo polskie stanie w najbliższych latach, wprowadzając program rewitalizacji.

Oczywiście wiadomo, że nie da się ocalić wszystkiego, co powstało w Polsce przed drugą wojną światową i jeszcze części tego, co powstało w PRL-u. Nie możemy spetryfikować pewnej rzeczywistości. Musimy jednak do tego zasobu dziedzictwa podchodzić z wielką uwagą, umiejętnością wskazywania obiektów ważnych, które należy zachować w oryginalnej, historycznej formie oraz takich, które powinny ocaleć, ale mogą być przekształcane, rozbudowywane czy adaptowane do nowych funkcji. Za każdym takim wyborem stoi ludzka decyzja i ta decyzja musi być oparta na kompetencjach.

Po aferze z nocnym wpisaniem warszawskiego pawilonu Emilia do ewidencji zabytków w 2013 roku, co miało uchronić go przed rozbiórką przez nowego właściciela, generalny konserwator Piotr Żuchowski wyłączył z ewidencji obiekty sklasyfikowane jako „dobra kultury współczesnej”; czy nowelizacja ustawy przewiduje jakieś nowe formy ochrony architektury powojennej?

Na pewno to pismo ministra Żuchowskiego nie było żadnym kategorycznym wyłączeniem możliwości ochrony zabytków powojennych. To był okólnik, który wskazywał na zagrożenia wynikające ze zbyt mechanicznego działania niektórych urzędów i miał raczej charakter instrukcji wskazującej drogi rozwiązań. Generalny konserwator nie może jednym pismem zmienić rzeczywistości prawnej. Natomiast obowiązujące w Polsce prawo o ochronie zabytków zawiera wszystkie przepisy potrzebne do tego, żeby chronić także obiekty, które mają 20 czy 30 lat. Trzeba tylko rozsądnej decyzji konserwatora wojewódzkiego, w którego gestii jest obejmowanie ochroną takich obiektów. Prawo polskie nie wyklucza architektury nowszej z takich zapisów.

Przy współpracy Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju przygotowujecie Państwo założenia Narodowego Program Rewitalizacji, jakie aspekty tego programu leżą w gestii Ministerstwa Kultury?

Prowadzimy bardzo intensywne rozmowy z Ministerstwem Infrastruktury i Rozwoju zarówno na temat działań dotyczących ochrony zabytków, jak i oczywiście, co w rewitalizacji jest szalenie istotnym elementem, na rzecz zmiany stosunku do kultury społeczności mieszkającej na danym terenie. Rewitalizacja to przecież także ludzie, nie tylko budynki.

Rolą ministerstwa miałoby być wskazywanie zespołów przeznaczonych do rewitalizacji?

Nie. Proszę pamiętać, że na rewitalizację składa się wiele czynników. To jest proces, któremu poddaje się dzielnicę miasta albo całe miasto. Możemy mówić o rewitalizacji Bałutów, Wałbrzycha czy Rybnika. To suma działań, które wiążą się z podniesieniem jakości życia mieszkających tam ludzi: od doprowadzenia wszystkich mediów do domów, usprawnienie komunikacji, sieci transportu miejskiego, po dostęp do nowych technologii i jakość architektury. Zespoły miejskie są uzupełniane o potrzebne, brakujące funkcje, czyli na przykład ośrodek zdrowia, szkołę, dom kultury czy bibliotekę, a to, co istnieje, jest remontowane i modernizowane. Ale rewitalizacja to także działania społeczne podejmowane w efekcie oddolnych inicjatyw obywatelskich, włączanie społeczności w pewne procesy cywilizacyjne. To proces wielowątkowy, dokonywany wieloetapowo, na dużym obszarze.

Jak rozumiem Ministerstwo będzie się skupiało na wspieraniu na przykład tych inicjatyw obywatelskich?

Tak. Naszym zadaniem jest przygotowanie rozwiązań prawnych, a także organizacyjno-finansowych w zakresie aktywizacji obywatelskiej i kulturowej. Jestem przekonana, że zmiana przestrzeni architektonicznej w znacznym stopniu przyczyni się do zwiększenia uczestnictwa w kulturze ludzi mieszkających na terenach rewitalizowanych.

Małgorzata Omilanowska (ur. 1960) historyk sztuki, profesor nauk humanistycznych, od 2012 roku podsekretarz stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a od 17 czerwca 2014 roku minister kultury (bezpartyjna). Jest absolwentką Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie w 1995 roku obroniła rozprawę doktorską poświęconą życiu i twórczości Stefana Szyllera (wcześniej studiowała także na Wydziale Architektury Uniwersytetu Technicznego w Berlinie). W 2005 roku habilitowała się w Instytucie Sztuki PAN. Odbyła też studia podyplomowe w zakresie finansów i podatków na SGH w Warszawie. Od 1985 roku jest pracownikiem w Instytucie Sztuki PAN, w latach 1999- 2007 była wicedyrektor, a ostatnio, przed objęciem teki ministra, redaktor naczelną Słownika Architektów Polskich. Małgorzata Omilanowska specjalizuje się w architekturze XIX i XX wieku (interesują ją zwłaszcza zagadnienia związane z poszukiwaniem stylu narodowego i architekturą inżynieryjną). Jest autorką monografii naukowych (m.in. Most i wiadukt im ks. Józefa Poniatowskiego; Stefan Szyller (1857-1933). Warszawski architekt doby historyzmu; Świątynie handlu. Warszawska architektura komercyjna doby wielkomiejskiej; Nadbałtyckie Zakopane. Połąga w czasach Tyszkiewiczów), a także książek dla dzieci (Zagadki z historii sztuki; Polska. Pałace i dwory; Polska. Świątynie, klasztory i domy modlitw).

Cricoteka w Krakowie

i

Autor: Marcin Czechowicz Ośrodek Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora Cricoteka w Krakowie, projekt: IQ2 Konsorcjum