Pawilon polski na Expo 2015 w Mediolanie

i

Autor: Archiwum Architektury Elewacja składa się z modułowych drewnianych części, które kształtem i materiałem nawiązują do skrzynek na jabłka. Fot. Marcin Czechowicz

Przestrzenny ciąg przeżyć – o polskim pawilonie na Expo Piotr Kuczia

2015-08-26 22:19

Architekci zaaranżowali w budynku przestrzenny ciąg przeżyć, prostymi środkami udało się im stworzyć sekwencję zaskakujących przestrzeni o dużej dramaturgii: silne piony „wąwozu” schodów przechodzą w rozległe poziomy ogrodu, otwarte place w ciemne pomieszczenia. Mimo swojej siły, architektura pawilonu pozostaje stale tłem. Ale tłem wyróżniającym się na tyle, że wychodząc z obiektu zapomnimy dosyć szybko o ekspozycji, a w pamięci pozostanie jego architektoniczna wizja – pisze Piotr Kuczia.

Wielkie pudło zbudowane z drewnianych skrzynek na owoce – tak w kilku słowach można opisać polski pawilon na Expo 2015. Pomysł na tyle prosty, na ile bezspornie właściwy. Zrealizowany nienagannie i z brawurową bezkompromisowością. Nietrudno się domyślić, że architekci z pracowni 2pm znaleźli inspirację w prozaicznej codzienności sadownictwa. Już z daleka obiekt czytelnie wyraża ideę przewodnią Expo – Wyżywienie planety, energia dla życia. Ascetyczna dyscyplina, modularny porządek i ornamentalny charakter elewacji przyciągają oko, bombardowane nadmiarem wizualnych bodźców na wystawie. Schodami umieszczonymi wśród wysokich ścian – jak w wąwozie – wspinamy się w górę. Na podeście, za zakrętem, oczekujemy wejścia do budynku. Zamiast zamkniętej przestrzeni wnętrza natrafiamy jednak na zwodniczą nieskończoność – sekretny ogród. Zmysłowo kontemplacyjny krajobraz z krętą ścieżką wśród krzewów i drzew owocowych. Wyznaczający go prostokątny dziedziniec otoczony jest lustrzanymi panelami. Wielokrotne odbicia dematerializują ograniczające przegrody i zacierają granice między architekturą a krajobrazem. Niebo wlewa się na powierzchnie ścian i obserwator zatraca poczucie wymiaru przestrzeni. Mimowolnie nasuwają się skojarzenia z warszawskim pawilonem Your reality machine Olafura Eliassona („A-m” 11/11) czy londyńskim Serpentine Gallery autorstwa SANAA.

Zwierciadlane odbicia są zresztą rozwiązaniem przewijającym się na tegorocznej Expo wielokrotnie – na dziedzińcu polskiego pawilonu nie są jednak efekciarskim trikiem, lecz zręcznie zastosowanym środkiem wypowiedzi. Pozytywne zaskoczenie, które rysuje się na twarzach wchodzących do ogrodu mówi samo za siebie: zabieg się udał. Z ogrodu przechodzimy do wnętrza. Najpierw do obszernej sali z ażurową, drewnianą fasadą widoczną przez duże przeszklenia. Kilka rzędów krzeseł, ustawiony na środku telewizor i chaotycznie rozstawione stojaki z flagami irytują. Aranżacja wyraźnie odstaje od architektury. Gdyby w prezentowanej wewnątrz ekspozycji udało się zachować podobną spójność i konsekwencję, jaką emanuje pawilon, z pewnością moglibyśmy mówić o dużym sukcesie prezentacji naszego kraju. Architekci zaaranżowali w budynku przestrzenny ciąg przeżyć, prostymi środkami udało się im stworzyć sekwencję zaskakujących przestrzeni o dużej dramaturgii: silne piony „wąwozu” schodów przechodzą w rozległe poziomy ogrodu, otwarte place w ciemne pomieszczenia. Mimo swojej siły, architektura pawilonu pozostaje stale tłem. Ale tłem wyróżniającym się na tyle, że wychodząc z obiektu zapomnimy dosyć szybko o ekspozycji, a w pamięci pozostanie jego architektoniczna wizja.