Bilbao

i

Autor: Archiwum Architektury Przestrzeń przed Muzeum Guggenheima. Fot. Manuel Portero/Wikimedia Commons/CC 4.0. S.A.

Rewitalizacja po baskijsku. Rozmowa z Alfonso Martinez Cearrą

2018-03-19 18:19

Jak sprawić, by ludzie poczuli się właścicielami miejskiej przestrzeni? Co decyduje o sukcesie miasta na globalnej arenie? Rozmawiamy z dyrektorem generalnym stowarzyszenia Bilbao Metropoli-30, które odegrało kluczową rolę w procesie transformacji stolicy Kraju Basków.

Z Alfonso Martinezem Cearrą udało nam się porozmawiać podczas spotkania Places + Spaces, gdzie przybliżył on proces transformacji Bilbao - miasta na północy Hiszpanii, stolicy Kraju Basków. W ciągu dwudziestu lat w wyniku szeroko zakrojonego programu rewitalizacji z ośrodka przemysłowego stało się ono turystycznym centrum, przyciągającym odwiedzających takimi inwestycjami, jak oddział Muzeum Guggenheima projektu Franka Gehry'ego.

W trakcie wykładu wspomniał Pan, że podczas rewitalizacji Bilbao na mieszkańców nałożono dodatkowy, niewielki podatek, wpływy z którego były przeznaczone na poprawienie jakości wody [w delcie rzeki Nervion, nad którą leży miasto – przyp. red], zanieczyszczonej przez lata działania portu i przemysłu ciężkiego. Czy taki system finansowania inwestycji jest w Kraju Basków powszechny? Jak sprawdza się na dłuższą metę?

Kraj Basków nie jest zbyt duży – jest nas 2 miliony, rozliczamy się z fiskusem we własnym zakresie i nasze podatki płyną bezpośrednio do lokalnego rządu. W związku mamy świadomość tego, jak inwestowane są nasze pieniądze. To daje ludziom poczucie własności – zapłaciłem za to, więc jest moje, a ludzie chcą dbać o to, co do nich należy. Jeżeli za moje podatki wybudowano stację metra, nie będę chciał, by pojawiały się na niej graffiti, dołożę starań, aby była w dobrym stanie. Dzięki temu społeczność miejska bierze aktywny udział w rozbudowie miasta, jak i w jego utrzymaniu. Kiedy widzisz, że twoje podatki idą na jakiś namacalny cel, jesteś gotów zapłacić ich więcej. To czyni nas unikatem na skalę europejską.

Czy to oznacza, że w Kraju Basków łatwiej jest wprowadzić zakrojone na szeroką skalę projekty?

Tak, ponieważ wiemy, że na skalę lokalną to się zwróci. Pieniądze mieszkańców przeznaczane są na projekty w ich bezpośrednim otoczeniu, a nie mieście odległym o 1000 kilometrów. Oczywiście, aby taki system był skuteczny, musi być całkowicie transparentny. Wtedy ludzie zdają sobie sprawę, że płacą za to, co ich otacza i z czego korzystają.

Czy te rozwiązania można w jakiś sposób zastosować w innym kraju?

Zawsze można podjąć decyzję przeznaczenia lokalnych podatków na lokalne cele. Na przykład, jeżeli w danym mieście potrzebna jest nowa linia autobusowa, niech zostanie ona sfinansowana przez mieszkańców. Do takich działań nie jest potrzebna ingerencja centralnego rządu. Im krótsza jest droga od pochodzenia środków do ich przeznaczenia, im mniej jest pośredników, tym wydajniej można je wydać. Ważne, żeby pieniądze trafiały bezpośrednio do ludzi, którzy będą z nich korzystali.

Bilbao

i

Autor: Archiwum Architektury Alfonso Martinez Cearra

W Bilbao udało się stworzyć przestrzeń publiczną, z której ludzie naprawdę korzystają. Jak te rozwiązania przenieść na grunt innego kraju? Jak można sprawić, żeby ludzie mieli poczucie posiadania tego, co znajduje się wokół nich?

Przestrzeń publiczna wcale nie musi być przestrzenią otwartą – przykładem mogą być na przykład stacje kolejowe. Jednak miejsca takie jak stacje kolejowe w wielu krajach przeznaczone są tylko dla tych, których nie stać na prywatny transport i skazani są na komunikację zbiorową. Dlatego tak ważnym jest, aby przestrzeń publiczna była przeznaczona dla wszystkich warstw społeczeństwa; jeżeli z danego miejsca korzystają tylko ludzie zamożni, albo tylko ludzie biedni – coś jest nie tak. Gdy coś jest opłacone z publicznych pieniędzy, musi być dostępne dla wszystkich na takich samych zasadach. Chcesz ograniczyć wjazd samochodów do centrum? Proszę bardzo – ale takie ograniczenie musi dotykać wszystkich, a nie tylko tych, których nie stać na pokrycie opłaty wjazdowej. Jeżeli w ludziach rozwinie się poczucie posiadania własnej przestrzeni, wtedy chętnie poprą różnego rodzaju inicjatywy, które jej dotyczą.

W rewitalizacji Bilbao miało udział wielu zagranicznych architektów. Jak ich zaangażowanie zaważyło na procesie rozwoju? Jak wpłynęło to na światową rozpoznawalność miasta?

Aby miasto mogło konkurować z innymi na skalę globalną, musi zostać dla kogoś przeznaczone, zostać powiązane z jakąś ideą. Kiedy już przyciągnie się ludzi rozpoznawalną marką, można zacząć podążać własną drogą. Miasto takie jak Warszawa potrzebuje czegoś, co może przyciągnąć przysłowiowego mieszkańca „globalnej wioski” - czegoś, co cały świat może zidentyfikować. W przypadku Bilbao zaczęliśmy z globalną marką, Muzeum Guggenheima, która teraz należy także do nas. Podam przykład – zostałem kiedyś zaproszony na konferencję do portugalskiego miasta, które chciało wypromować się jako międzynarodowa meta turystyczna. Zapytałem przedstawicieli władz – co przyciągnie do was obcokrajowców? Odpowiedzieli, że mają swój lokalny taniec ludowy. Ilu zagranicznych turystów będzie to tak naprawdę interesować? Dlatego właśnie potrzeba czegoś o globalnym zasięgu. Słyszeliśmy komentarze, że budując Guggenheima, Bilbao kupuje swego rodzaju McDonald dla sztuki. W pewnym sensie to prawda – podążaliśmy za pewnym trendem, ale jest 21 wiek i ważnym jest, aby móc powiązać miasto z globalnie rozpoznawalną ideą, którą można „zlokalizować”. Byłem jakiś czas temu na konferencji w Nowym Jorku i podczas obiadu miałem okazję porozmawiać z jednym z członków rady miejskiej. Zapytałem go, czy zdaje sobie sprawę, że Guggenheim na świecie kojarzony jest bardziej z Bilbao niż Nowym Jorkiem (śmiech).