Muzeum Warszawy

i

Autor: Archiwum Architektury Widok z antresoli latarni doświetlającej klatkę schodową kamienicy nr 36, gdzie urządzono punkt widokowy dla zwiedzających. W centrum poddany konserwacji żyrandol autorstwa Romana Szewczykowskiego, Fot. Marcin Czechowicz

Muzeum dla wszystkich, choć nie dla każdego – o Muzeum Warszawy Czesława Frejlich

2017-07-14 22:16

Autorzy wystawy (Agnieszka Łańko i PL Studio Patryk Żurawski) nie zaproponowali dioram, multimediów czy interaktywności. Postawili na prostotę przekazu, na skromność i solidność konstrukcji ekspozycyjnych, a nawet na pewną konwencjonalność. Uznali, że najważniejsze są obiekty i ich dobra relacja ze zwiedzającymi. Przewidzieli wiele miejsc do siedzenia, zachęcając widza do niespieszności. Taka aranżacja szybko się nie znudzi, nie zestarzeje, a multimedia nie będą popsute miesiącami – pisze Czesława Frejlich.

W reprezentacyjnej północnej pierzei Rynku Starego Miasta ma siedzibę Muzeum Warszawy. Mieści się w 11 XVII-wiecznych kamienicach. Każdy z tych budynków jest inny, ale połączone od środka tworzą całość, choć o skomplikowanej strukturze. Wnętrza charakteryzują się wąskimi klatkami schodowymi, ciasnymi pomieszczeniami, stromymi, drewnianymi schodami. W tym miejscu muzeum znajduje się od 1937 roku. Burzliwa historia nie oszczędziła zniszczeń, ale placówka szczęśliwie przetrwała. Pięć lat temu podjęto działania zmierzające do generalnej odnowy kamienic, co sprawiło, że opracowano nowy scenariusz i aranżację stałej wystawy. Dyrektor Jarosław Trybuś, odpowiedzialny wraz z gronem 30 kuratorów za jej kształt merytoryczny, zrezygnował jednak z typowej dla poprzednich ekspozycji chronologii. Dla współczesnych wielkie narracje historyczne są mniej odkrywcze przede wszystkim dlatego, że nie wyczerpują wiedzy o rzeczywistości, a nawet niebezpiecznie ją upraszczają, pokazując jedynie wycinek, często zabarwiony ideologicznie.

Inspiracją przedsięwzięcia była myśl francuskiego antropologa, socjologa i filozofa Bruno Latoura, akcentującego sprawczość rzeczy, oraz norweskiego archeologa Bjørnara Olsena, zachęcającego do obrony przedmiotów, gdyż coraz bardziej znikają z naszej percepcji na korzyść świata wirtualnego. Rzeczy stały się dla wystawy najważniejsze, bo one pozostały po przeszłości, były świadkami zdarzeń. Widzowie poprzez kontakt z nimi mają odkrywać różne historie, nie tylko dostrzegać narrację, która jest opisana w szkolnych podręcznikach. Zaczynając od obiektu, można pozyskać szerszą wiedzę, dostrzec kolejne zdarzenia i ich powiązania. Takiemu myśleniu sprzyja sam charakter kolekcji. Nie ma tu zbyt wiele precjozów, ale są zdumiewające przedmioty, które w nowy sposób opowiadają o przeszłości miasta. Jak choćby kobaltowy talerz z napisem Warschau umieszczony na wystawie w Gabinecie Suwenirów. Przedstawia on nieistniejącą cerkiew i niemieckich żołnierzy w mundurach z I wojny światowej. Od razu nasuwa się pytanie, kto mógł wysyłać takie pamiątki z Warszawy? Szukając odpowiedzi, natkniemy się na cały ciąg zdarzeń. Staniemy się odkrywcami historii. Kustosze, przenosząc obiekty na czas remontu do innego miejsca, mogli każdy wziąć w ręce, jeszcze raz na nie spojrzeć, rozważyć, co nowego mogą one powiedzieć o dziejach miasta i dokonać selekcji. Następnie przystąpili do określenia kategorii, które razem mogą tworzyć szerszą opowieść zatytułowaną Rzeczy warszawskie. Pogrupowali je w 21 działów, m.in. syreny, pomniki, suweniry, pocztówki, widoki, portrety. W ten sposób skomponowano gabinety, dobierając eksponaty do ciasnych pomieszczeń.

W każdej grupie wyróżniono po trzy obiekty, nazwane „highlightami”, które opisano bardziej szczegółowo. Osiem gabinetów udostępniono zwiedzającym w końcu maja, pozostałe będą do zobaczenia jesienią. Zarówno skomplikowana struktura architektoniczna, jak i scenariusz zachęciły do nieliniowego prowadzenia widza. Może on wybrać własną ścieżkę, może się zgubić, może pobieżnie przejść całą ekspozycję i zobaczyć jedynie wyróżnione obiekty. Teksty ograniczono do niezbędnego minimum, wprowadzając hierarchię ich ważności. Częścią ekspozycji są też same wnętrza siedmiu kamienic oraz wspaniałe widoki z okien na Rynek Starego Miasta i panoramę prawobrzeżnej Warszawy z latarni najwyższej klatki schodowej. Konkurs na aranżację wystawy wygrał młody zespół architektów, który powstał w związku z tym przedsięwzięciem. Uprzednio członkowie PL Studia – Agnieszka Łańko, Patryk Żurawski i Michał Sokołowski – szlifowali swoje umiejętności w dużych firmach architektonicznych. Jako jedyni biorący udział w konkursie wykonali projekt wstępny dwóch pomieszczeń zgodnie z zamysłem kuratorskim. Nie zaproponowali dioram, multimediów czy interaktywności. Postawili na prostotę przekazu, na skromność i solidność konstrukcji ekspozycyjnych, a nawet na pewną konwencjonalność. Uznali, że najważniejsze są obiekty i ich dobra relacja ze zwiedzającymi. Przewidzieli wiele miejsc do siedzenia, zachęcając widza do niespieszności. Biorąc pod uwagę nieliniową ścieżkę zwiedzania, skomplikowaną strukturę przestrzeni, ciasne pomieszczenia o zróżnicowanym charakterze, wreszcie sam scenariusz, była to zdecydowanie słuszna decyzja. Taka aranżacja szybko się nie znudzi, nie zestarzeje, a multimedia nie będą popsute miesiącami. Notabene „Notes Na 6 Tygodni” (nr 111, 2017, str. 93) podaje informację, że tylko 1% Polaków regularnie odwiedza instytucje sztuki, muzea i galerie. 53% Polaków nigdy nie odwiedziło żadnej instytucji sztuki, muzeum, galerii (w tym 23% z wyższym wykształceniem). Jak widać muzea nie są dla wszystkich. P.S. Moim odkryciem podczas zwiedzania Muzeum Warszawy były wybitnej urody platery Julii Keilowej z okresu międzywojnia, socrealistyczne malarstwo ścienne „Kucie kos” Wojciecha Fangora z roku 1954, które po namalowaniu zakryto i dopiero teraz można je oglądać oraz meble z czytelni z lat 50. pomysłu Stanisława Zamecznika, który zaprojektował tu pierwszą stałą ekspozycję.