Wśród tysięcy „tytułów” zalewających kolorowym blichtrem księgarnie, znalazłem cienką książeczkę Nabokova o Gogolu. Geniusza o geniuszu. Pochłonąłem ją i pożyczyłem. Koniec kropka. Co tam było tak fascynującego, że ją pamiętam?
Przede wszystkim „klimat” – zanurzenie się w tajemnej otchłani Rosji, tej Gogolowskiej i tej odczytywanej przez Nabokova. Rosji pełnej sprzeczności mistycyzmu i hierarchicznego draństwa, niby dziewiętnastowiecznej, a jakże współczesnej. Cenzura? A jakże! Władze zakazują wydawania Martwych dusz, bo wiadomo, że dusze nie mogą być martwe! Erudycja autora i specyficzny styl nadają opowieści o tamtych, niby odległych, czasach charakteru dzieła na poły naukowego, na poły obyczajowo-anegdotycznego. Czyta się znakomicie.
Sama sylwetka Gogola jest opisana językiem współczesnego reportażu – od jego specyficznej urody (niski, chudy, ze spiczastym nosem), przez niezwykle poszarpane i w sumie tragiczne życie (nieustające podróże po Europie, ukochany Rzym), po walkę z czyhającym nań wszędzie diabłem, aż do finału, w którym pali dalsze tomy Martwych dusz. Trzeba tu przypomnieć, że książka Nabokova była na indeksie przez dobrych parę lat w Polsce, a w Rosji chyba nie została wydana.