Jacek Droszcz

i

Autor: Archiwum Architektury Jacek Droszcz, fot. Bartek Barczyk

Rozmowa z Jackiem Droszczem, współautorem Muzeum II Wojny Światowej

2017-03-31 11:42

Gdańsk nie powinien zostawać w tyle za tym, co się dzieje na świecie. Nikt nie chce się obudzić i stwierdzić, że żyje w skansenie – o najnowszej realizacji na gdańskiej Wyspie Spichrzów i pozytywnych aspektach budowy wysokościowców dla Gdyni z Jackiem Droszczem rozmawia Maja Mozga-Górecka.

Wystawa główna w Muzeum Historii II Wojny Światowej stała się przedmiotem agresywnej walki politycznej. Czy koncepcja wystawy wpłynęła na formę budynku?

Na ogół dzieje się odwrotnie, ale w tym przypadku pierwsza była koncepcja wystawy wyłoniona w drodze międzynarodowego konkursu. Zadaniem projektantów biorących udział w późniejszym konkursie architektonicznym było dopasowanie do niej opakowania. Staraliśmy się znaleźć formę, która odpowiada napięciu wytworzonemu przez treść wystawy. Zdecydowaliśmy się na stworzenie osi, pokrywającej się z przebiegiem dawnej ulicy Große Gasse, czyniąc też w ten sposób ukłon w stronę historii tego miejsca. Na oś nanizane są poszczególne sale. Daje to możliwość odpoczynku, ułatwia orientację, co jest ważne z uwagi na wielkość wystawy, która zajmuje ponad 5 tys. m2. Silne powiązanie formy budynku i scenografii ekspozycji powoduje, że nie wyobrażam sobie, by w wyniku nacisków politycznych miałaby nastąpić jej zmiana w jakimkolwiek fragmencie. Zabezpieczają ją jeszcze prawa autorskie. Poza tym koszt takiej decyzji byłby gigantyczny, przy wymianie całości oceniam go na ok. 50 mln zł.

Ukrycie budynku pod ziemią, miało służyć stworzeniu placu. Czemu nie rosną na nim drzewa?

Rzeczywiście, stworzenie placu przed muzeum było dla nas bardzo ważne. W tej formie miejsce to może pełnić rolę miastotwórczą, łącząc Główne i Stare Miasto z powstającą na terenach postoczniowych dzielnicą – tzw. Młodym Miastem. W drugim etapie inwestycji planowaliśmy posadzenie tam formowanych grabów, ale plac jest w rzeczywistości stropodachem nad główną częścią budynku. Drzewa musiałyby być posadzone w specjalnych donicach i wyposażone w system nawadniania, co było zbyt kosztowne.

Na Wyspie Spichrzów ruszyła realizacja Waszego projektu, nagrodzonego w konkursie inwestorskim. Czy widzi Pan jakościową zmianę w myśleniu o tym ważnym, eksponowanym miejscu?

W historii konkursów na Wyspę Spichrzów widać bardzo dobrze rozwój sporu czy budować nowocześnie zostawiając znaki swojej epoki, czy odtwarzać historyczne formy i stawiać „nowe zabytki”. W 2010 roku wygrała praca silnie wpisująca się w kontekst historyczny. Teraz rozstrzygnięcia są bardzo śmiałe. Budujemy w jednym z kwartałów północnego cypla w ramach masterplanu autorstwa pracowni RKW. Mieliśmy do zaprojektowania 5 spichlerzy, a zaprojektowaliśmy 3, tworząc pomiędzy nimi dziedzińce. Uwolniliśmy przestrzeń, wprowadziliśmy więcej naturalnego światła. Krytyka ze strony środowiska konserwatorskiego dotyczyła tylko wysokości budynków oraz sposobu dostosowania obrysu brył do dawnych parceli. Pewne ograniczenia wynikające z zapisów planu miejscowego są konieczne. Trudno sobie wyobrazić, by na Wyspie powstawały wieżowce, a były takie pomysły w poprzednich konkursach. Wyraźnie odczuwana jest poprawa w odbiorze współczesnej architektury nie tylko przez środowiska opiniotwórcze, ale też przez powszechnego odbiorcę. Ważne jest poczucie, że jako miasto nie powinniśmy zostawać w tyle za tym, co się dzieje na świecie, nikt nie chce się obudzić i stwierdzić, że żyje w skansenie.

Należy Pan do zwolenników wysokiej zabudowy nabrzeża Gdyni. Co uzasadnia budowę kolejnych Sea Towers, poza mocarstwowymi snami włodarzy?

Nie podejrzewam władz Gdyni o gigantomanię. Chodzi tu raczej o to, że miasto stara się wykształcić swoje nowe City. Magnesem do lokowania się coraz większej liczby firm jest też gdyński port. Budowa Sea Towers najlepiej dowodzi, że decyzje w sprawie kształtowania frontu wodnego miasta muszą wynikać z analizy całej sylwety miasta, a nie tylko jednej działki, jak to miało miejsce. Ten najwyższy budynek w mieście wyznaczył zasadę, do której musimy się odnieść. Jestem zwolennikiem wysokiej zabudowy w Gdyni, ale lokowanej z dala od wody, na terenie tzw. Międzytorza, a więc bliżej portu. Gdynia nigdy nie odwróciła się od wody. Teraz, odzyskując tereny poportowe ma niezwykłą szansę wykreowania nowego Waterfrontu.

Wasz projekt realizowany obecnie w obrębie Mariny ma się stać elementem tzw. Nadmorskiej strefy prestiżu. Jak ten prestiż jest w Gdyni rozumiany – wygrodzone, luksusowe osiedle dla właścicieli jachtów?

„Strefa prestiżu” oznacza miejsce ważne dla miasta. Ani Gdańsk, ani Gdynia czy Sopot nie mają rynków. Symbolami tych miast są ich główne ulice. Chcemy by powstał w Gdyni plac – forum, na którym będzie się można spotkać, spędzić wspólnie czas. Ma się on nazywać Forum Rady Europy, bo pieniądze pochodzą z funduszy europejskich. W Parku Rady Europy znajdą się biblioteka, mediateka, galeria sztuki, teatr, restauracje, obiekty hotelowe i mieszkalne, to zielona, skierowana ku wodzie przestrzeń publiczna z miejscami zabaw dla dzieci. Nie ma mowy o grodzonych osiedlach ze wstępem tylko na legitymację czy zaproszenie. To będzie przestrzeń, w której każdy niezależnie od zasobności portfela może spędzić czas.

ROZMAWIAŁA MAJA MOZGA-GÓRECKA