MCK w Katowicach

i

Autor: Archiwum Architektury Ściany budynku osłonięte są stalową siatką cięto-ciągniową pokrytą czarnym lakierem; fot. Juliusz Sokołowski

Śląskie, nieprzegadane i szanujące kontekst – o MCK w Katowicach Łukasz Zagała

2015-07-30 11:21

Jemsom udało się zrealizować projekt, który idealnie wpisuje się w trudny kontekst stolicy Górnego Śląska. Międzynarodowe Centrum Kongresowe jest mocne, stanowcze, momentami szorstkie, a przy tym pełne humoru i fantazji. Świetny obiekt dla edukowania społeczeństwa – pisze architekt Łukasz Zagała.

Oficjalne rozstrzygnięcie konkursu architektonicznego może być dla projektanta pozytywnym doświadczeniem nawet wówczas, gdy nie zdobył w nim żadnej nagrody. Zwłaszcza, gdy wygrywa bardzo dobra praca, a sam konkurs dotyczy budynku w jego rodzinnych stronach – zlokalizowanego obok ikony śląskiej architektury, katowickiego Spodka. Znany dowcip o architekcie zaglądającym do wózka kolegi, świeżo upieczonego ojca z komentarzem: ja zrobiłbym to inaczej jest oczywiście nadal aktualny, ale w moim odczuciu Jemsom udało się zrealizować projekt, który idealnie wpisuje się w trudny kontekst stolicy Górnego Śląska.

Międzynarodowe Centrum Kongresowe jest mocne, stanowcze, momentami szorstkie, a przy tym pełne humoru i fantazji. Na pewno lokuje się po drugiej stronie tak zwanej architektury warszawistycznej, jak z przekąsem „my z prowincji” oceniamy niektóre biżuteryjne realizacje, w których nadwyżka budżetowa odbiera autorom rozum. Konsekwencja i skromność jest w tym gmachu wyczuwalna na każdym kroku. Dzięki scaleniu elewacji czarną siatką cięto-ciągnioną, jego skalę można poczuć dopiero po wejściu do środka. Wnętrza zostały utrzymane w rygorze kilku materiałów – drewna, czerni i betonu. Ten surowy wyraz zmiękczają oprawy świetlne w kształcie kropli. Nawet jeśli ktoś nie lubi tego rodzaju estetyki, nie bardzo może ją krytykować, ponieważ wszystko jest tu na swoim miejscu, a na pytanie „po co?” od razu narzuca się odpowiedź.

To świetny obiekt dla edukowania społeczeństwa, jak wygląda dobra, współczesna architektura. W najbliższym otoczeniu Międzynarodowego Centrum Kongresowego, obok wspomnianego już Spodka, znajduje się Muzeum Śląskie oraz naładowany emocjami gmach Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. NOSPR będący przykładem gigantycznego sukcesu inwestycji, która stanowi symbiozę architektury i muzyki. O ile Muzeum Śląskie to budynek z pierwszych stron światowych magazynów architektonicznych, o tyle NOSPR nie daje się łatwo sklasyfikować. Jest przy tym obiektem mistycznym, co tylko dowodzi, że architektura to niezwykle trudna sztuka, a „gazetowa” i estetyczna poprawność nie zawsze wystarczą, by zrealizować prawdziwe opus, jakim NOSPR bez wątpienia jest. W tym towarzystwie Międzynarodowe Centrum Kongresowe zadziwiająco dobrze odnajduje swoje miejsce – jest „cichutkie”, stonowane, a zarazem bezczelnie współczesne i bezpretensjonalne. Wszystko, co cenię w przestrzeni i wszystko, co przypisuję mojemu kochanemu Śląskowi i Katowicom.

Przejście przez, a właściwie ponad budynkiem na pewno stanowi przyjemne doświadczenie. Mamy tu do czynienia z wciąż zmieniającą się perspektywą i nagłym zredukowaniem skali do zatopionego w zieleni szlaku. Niestety, nie da się tędy przejechać rowerem ani wózkiem. Czarne, betonowe stopnie schodów, lekko przetarte i szlachetne, zlewają się kolorystycznie i o ile wchodzenie po nich nie stanowi problemu, o tyle podczas schodzenia można skręcić kostkę, bo czarny asfalt w roli spocznika nie jest jedną płaszczyzną i grunt raptownie osuwa się spod nóg.

Momentami brakuje balustrady i kusi wręcz wyjście na przycięty trawnik na dachu. Na czarnej siatce cięto-ciągnionej widać przyczepione tabliczki: Zakaz przebywania na terenie „Zielonej doliny” w czasie burzy, niebezpieczeństwo porażenia piorunem. Pozostaje więc w wielu miejscach działanie NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Ale może to i dobrze. Dlaczego oczekiwać, że użytkownik tej przestrzeni nie będzie podejmować świadomych decyzji? Na górskim szlaku też przecież stale musimy mieć się na baczności. Przejście nad MCK jest doświadczeniem spacerowym, a nie rutynową drogą do pracy. Stopnie wymuszają zmianę kroku, zmieniająca się perspektywa skłania do przystanięcia, a brak zabezpieczeń – do myślenia i ostrożności. Po prostu życie, a nie prowadzenie za rękę po nudnym obiekcie. Panów zmagających się z kosiarkami na stromych zboczach można byłoby jednak zastąpić pasącymi się kozami, które wyręczyłyby ich w pracy. A może baranami, które przy okazji dałyby do myślenia zawistnym krytykom funkcjonalistom?

Bardzo lubię Międzynarodowe Centrum Kongresowe. Jest śląskie, nieprzegadane i szanujące kontekst. Katowice mają szczęście. Szczęściu sprzyjało miasto, a zwłaszcza panujący do niedawna prezydent, bez którego nie byłoby ani MCK, ani NOSPR-u, ani Muzeum Śląskiego.