Nowa siedziba Filharmonii Szczecińskiej to obiekt w skali całego miasta wyjątkowy, co lokalne władze zauważyły dość wcześnie i na długo przed ukończeniem budowy zaczęły używać w stosunku do niego określenia nowa ikona Szczecina. W konkursie rozstrzygniętym w 2007 roku wybrano pracę najlepszą, co nie zawsze jest przecież takie oczywiste. Projekt Estudio Barozzi Veiga od samego początku pociągał innością. Jednym z czynników, które przesądziły o jego wyborze, była nawiązująca do średniowiecznego dziedzictwa forma zewnętrzna – z charakterystyczną linią stromych dachów. Silna, poprzez swą biel jeszcze bardziej abstrakcyjna bryła zaprojektowana została w kontraście do bogato zdobionego, ceglano-kamiennego gmachu policji. Pomimo wspólnej ściany szczytowej, budynek filharmonii wydaje się niemal wolno stojący i łatwo wyróżnia się w strukturze miejskiej jako obiekt użyteczności publicznej. Wszystkie elewacje zakomponowano konsekwentnie z ułożonych pionowo prostokątnych profili aluminiowych, które przerwane zostały jedynie w miejscu nielicznych otworów okiennych i drzwi wejściowych. Niestety efekt abstrakcyjnej kompozycji, szczególnie z dalszej odległości, psują świetliki dachowe, choć ich liczbę i tak zredukowano w stosunku do koncepcji konkursowej. Hol wejściowy swoją obszernością i wysokością sprawia imponujące wrażenie. Tu i w foyer część ścian również wykończono profilami aluminiowymi, dzięki czemu ich surowych wnętrz nie zakłócają żadne elementy instalacji elektrycznych, wentylacji czy klimatyzacji, co wraz z oszczędnym umeblowaniem decyduje o zupełnie innej atmosferze panującej w środku niż na zewnątrz budynku. Tym monochromatycznym, wybielonym przestrzeniom przeciwstawiono obie sale koncertowe. Kameralna, na 190 miejsc, zaprojektowana została jako proste, dość neutralne wnętrze w czarnym kolorze i o stałej akustyce. Taka dyspozycja pozwala na organizowanie koncertów i imprez o różnorodnym charakterze.
Zupełnie inna jest główna sala, dla 950 osób, którą wykończono ekspresyjnie uformowanymi kwadratowymi panelami pokrytymi cienką warstwą mosiądzu, nadającą wnętrzu złocistą poświatę. Pod względem akustyki to typowy „shoebox”, prostokątna sala z pojedynczym balkonem wokół trzech ścian, płynnie przechodzącym w miejsce dla chóru. Architekci zadbali, by mogły tam odbywać się także koncerty elektroakustyczne z wykorzystaniem mikrofonów. Zaprojektowali zmienne elementy akustyczne w postaci rolet z materiałem obniżającym czas pogłosu. Jednak te, rozsuwając się, zasłaniają złociste okładziny, co całkowicie zmienia charakter wnętrza. Alternatywą dla takiego rozwiązania mogłyby być transparentne akustycznie okładziny ścienne, za które to chowałyby się kotary, co zapewniłoby jednolity wygląd sali podczas każdego z koncertów. Wątpliwości budzi lokalizacja przejścia dokładnie pośrodku widowni, czyli tam, gdzie miejsca pod względem widoczności i akustyki są najlepsze. Takie rozwiązanie jest dość częstą praktyką, ale lepiej sprawdza się w salach o charakterze estradowym niż koncertowym, a dodatkowo rozprasza muzyków, wywołując wrażenie grania dla dwóch audytoriów. Podobne zastrzeżenia można mieć do usytuowania foteli w prostych, równych rzędach, co z jednej strony dobrze wpisuje się w założoną geometrię sali, jednak z drugiej izoluje słuchaczy od pozostałych uczestników koncertu. Lekkie zakrzywienie rzędów do środka pozwoliłoby na wspólne przeżywanie muzyki granej na żywo. Przy obu krótszych ścianach zlokalizowano dwa świetliki, które dyskretnie rzucają światło na fragment sceny i widowni. To dość wyjątkowe rozwiązanie dla sal koncertowych, a w przypadku filharmonii w Szczecinie tym cenniejsze, że w obiekcie nie przewidziano oddzielnego pomieszczenia do prób dla całej orkiestry. Te będą musiały odbywać się w sali głównej, więc świetliki się zapewne przydadzą, chociaż ich wielkość nie wpłynie zasadniczo na oszczędność energii elektrycznej. Swoją drogą trochę dziwi brak sali prób w obiekcie tej rangi. Z punktu widzenia brzmienia orkiestry i wspólnego doskonalenia swoich umiejętności przez muzyków to w końcu pomieszczenie kluczowe. Filharmonia Szczecińska to budynek z pewnością udany, wyznaczający nowe standardy w ciągle przecież nadrabiającej zaległości architekturze polskiej. Czas pokaże, czy zostanie ikoną Szczecina, bo – moim zdaniem – ikon się nie projektuje, a wyjątkowe obiekty dopiero po pewnym czasie mogą nimi zostać.
Artykuł ilustrowany stroną 48 miesięcznika "Architektura-murator" nr 07/2014.