Podziemne muzeum w Wietnamie – reportaż Anny Pilawskiej-Sity i Michała Sity

i

Autor: Archiwum Architektury Zwiedzający przed wejściem do tunelu w centrum turystycznym Bến Đình

Podziemne muzeum w Wietnamie – reportaż Anny Pilawskiej-Sity i Michała Sity

2019-03-18 13:07

Sieć podziemnych korytarzy przecinających prowincję Củ Chi miała duży wpływ na porażkę Amerykanów w wojnie wietnamskiej. Po jej zakończeniu tunele zaczęły nabierać nowego znaczenia. Dwa odrestaurowane fragmenty udostępniono zwiedzającym. Pozostała część – według oficjalnej wersji 250 kilometrów – tkwi zapomniana pod ziemią i obrasta legendą. Prezentujemy reportaż architektki Anny Pilawskiej-Sity i fotografa Michała Sity, którzy podjęli ostatnio próbę inwentaryzacji założenia.

W zwykłych warunkach inwentaryzacja zabytków (bo to było nasze zadanie) polega na opisie budowli, jej elementów i kontekstu. Jednak w przypadku tego architektonicznego fenomenu, musiała przybrać inną formę. Mając do czynienia z niewidzialną, podziemną budowlą, której istnienia nie sposób potwierdzić, można się przyjrzeć jedynie równoległym sposobom interpretacji. Te w przypadku tuneli Củ Chi są pełne propagandy i niedopowiedzeń.

Pierwszego impulsu dla transformacji tuneli wojskowych w obiekt o charakterze symbolicznym, dostarczył w 1981 roku Kazimierz Kwiatkowski, wykonując rekonesans i opracowując propozycję technik zabezpieczenia tuneli. Ten polski architekt przewodził wietnamskiej misji Pracowni Konserwacji Zabytków i odpowiedzialny był za zachowanie najważniejszych budowli w tym kraju. Doprowadził do wpisania na listę UNESCO kompleksu My Son, miasta Hoi An, przyczynił się do powstania przemysłu turystycznego, dla Wietnamczyków stając się bohaterem narodowym. Jego praca w Củ Chi, nad którą bardzo szybko stracił jakąkolwiek kontrolę na rzecz wojskowych zarządców terenu i oficjalnych wietnamskich strategii interpretacji historii, była pierwszą powojenną próbą rewitalizacji architektury w tym kraju. Zdjęcia i wywiady są zapisem badań z zakresu konserwacji zabytków, jakie Anna Pilawska-Sita prowadziła w 2018 roku dzięki stypendium MKiDN. Książka podsumowująca tą pracę ukaże się w 2019 roku nakładem wydawnictwa PIX.HOUSE.

Podziemne muzeum w Wietnamie – reportaż Anny Pilawskiej-Sity i Michała Sity

i

Autor: Archiwum Architektury Przebieg tuneli według źródeł. Na czerwono zaznaczone tunele zgodnie z: Tom Mangold, John Penycate. ‘The Tunnels of Cu Chi: A Harrowing Account of America’s Tunnel Rats in the Underground Battlefields of Vietnam’. New York: Presidio Press, 2005, s. 120. oraz Gordon L. Rottman. ‘Viet Cong and NVA Tunnels and Fortifications of the Vietnam War.’ Oxford, New York: Osprey Publishing, 2006, s. 51. Na biało tunele według tablicy informacyjnej w Bến Dược, Củ Chi, 2018

Vana: Nie ufaj człowiekowi z popsutą lodówką

Pod schody, przy wejściu do piwnicy, chodzą psy. Tego się dowiedzieliśmy, pytając, gdzie chodzą psy? Ostatnie tygodnie spędziły na podwórku pod stołem Vany, a Vana z nimi nie wychodzi. Idą więc pod piwnicę. Tam, gdzie zaczyna się tunel. Vana musiał przepraszać, że się nie przygotował i nie posprzątał przed inwentaryzacją.

– Jak ty w ogóle wyjaśnisz policji, że masz pod domem tunel? Zastanawiałeś się nad tym?

– Oni wiedzą. Widzieli. Sprawdzali rozkład pomieszczeń, kiedy odbierali budowę, by nam wydać jakieś pozwolenia. Weszli też do piwnicy i wtedy im nie przeszkadzało, że Niemiec ma pod domem tunel.

– I chcesz to trzymać? Przecież nikt tu nie potrzebuje tunelu w czasie pokoju, po co ci to? U siebie zakopałem od razu, gdy znalazłem, by można tam normalnie funkcjonować. Ty to chcesz zostawić?

– Tam można hodować grzyby.

– Ty tam hodujesz karaluchy. Skąd w ogóle pewność, że tam jest ukryty pokój? Może korytarz schodzi pod ziemię i kończy się na tych kilku metrach?

– Ten tunel wychodzi spod ziemi. On się tu nie zaczyna, tylko kończy. Kopali go pewnie od środka, potrzebowali dodatkowego wyjścia z całego podziemnego systemu, i zrobili je tu, zostawiając ziemię za sobą. Dlatego na końcu ziemia jest miękka, inaczej niż ściany. Wystarczy odgrzebać fragment, a pojawi się cała reszta; podziemne magazyny i rozwidlenia. Wystarczy odkopać kawałek, wydobyć ten gruz, który zostawili za sobą, budując wyjście.

– A jak się okaże, że tam nic nie ma? Sam wykopiesz swój pokój?

Podziemne muzeum w Wietnamie – reportaż Anny Pilawskiej-Sity i Michała Sity

i

Autor: Archiwum Architektury Vana wychodzi z tunelu, An Nhơn Tây, 26.03.2018

Eksploracja tunelu trwała godzinę. Wcześniej od rana ciągnęło się ustalanie planu pracy, krzątanie się w poszukiwaniu narzędzi, nerwy. Kilka tygodni – negocjowanie stawki, warunków, terminów, wyczekiwanie momentu, kiedy robotnik będzie mógł zacząć. Kilkanaście lat było potrzebnych, by Vana dojrzał do zbadania pięciometrowego fragmentu powojennego tunelu w jego domu w An Nhon Tay, w prowincji Cu Chi, niedaleko Ho Chi Minh City, jaki odkrył przy okazji kopania piwnicy.

O ósmej rano pracownik ustalił, że czoło tunelu prowadzi w stronę rzeki, pod dom sąsiada. Zakręt za wejściem pod ziemię nie jest rozwidleniem, nie ma drugiej nitki. Podkopać domu sąsiada nie można, a dalszej części tunelu po prostu nie ma. Tunel Vany jest krótki, wąski i ślepy. Nie ma sensu szukanie skarbów, bo ślady kilofa wskazują, że tunel wykopany był od zewnątrz. Nic w nim nie ma. Jak można w ogóle kopać tunel od środka?

Z tym prostym stwierdzeniem zniknęły marzenia o podziemnych komnatach i składach, jakie mogą się kryć dziesięć centymetrów za zawaloną ścianą korytarza; o systemie połączeń prowadzącym do sąsiedniej wsi, o wyjściu schowanym pod lustrem wody pobliskiej rzeki Saigon. Przede wszystkim rozwiał się sen o niewielkim bunkrze, jaki jeszcze wczoraj, na pewno, musiał istnieć w pobliżu. Jeśli tunele były drogami transportu, miewały też poszerzone fragmenty służące za sypialnie, składy zapasów, nawet sale spotkań. Dałoby się taki szerszy fragment wynajmować turystom przyjeżdżającym na skuterach do jedynego w okolicy pensjonatu Vany. Obie strategie opracowywane latami i właśnie poddane weryfikacji, straciły sens jednocześnie – Vana mógł znaleźć pod domem podziemny magazyn, w co szczerze wierzył, albo mógł wykopać szerszy fragment, gdyby ten potencjalnie istniejący pod ziemią pokój okazał się zniszczony. Tak czy inaczej, miał jeszcze do wczoraj lep na półtora miliona turystów odwiedzających co roku kompleks tuneli Cu Chi. Miał nadzieję na autentyczny bunkier z czasów wojny, rosnący w wyobraźni do formatu klimatyzowanego podziemnego apartamentu rodzinnego, ze ścianami z ubitej gliny i wejściem przez partyzancki korytarz, połączony z piwnicznym przedsionkiem en suite. Tego się nie da wykopać od zera, szczególnie pod działką sąsiada.

Podziemne muzeum w Wietnamie – reportaż Anny Pilawskiej-Sity i Michała Sity

i

Autor: Archiwum Architektury

– A gdyby trzeba jeszcze gotować? I tak musimy posprzątać, załatwiać sprawy. Nie jesteśmy na tyle młodzi, żeby zajmować się gośćmi w trzech pokojach. Kogoś może zatrudnić, by sobie z tym poradzić... Na stałe? I płacić co tydzień, niezależnie czy w takim podziemnym pokoju ktoś zamieszka? To by zjadło całą gotówkę, jaką tunel wygeneruje raz na jakiś czas. Jaki to ma sens? Za stary na to jestem i za biedny. Może oczyszczę ten fragment i zostawię go w spokoju. Ale pokoju pod domem sąsiada nie wykopię, nie dam rady.

– Cholera wie, jak on ten swój dom zbudował, czy mu się to nie zawali jeślibyś ciągnął tunel w tę stronę. To niebezpieczne kopać dalej. Dobrze zrobiłeś, że przerwałeś. Dobrze byś też zrobił, gdybyś mi dla odmiany podał zimne piwo. Następne ciepłe wyleję ci na łeb. Albo do kogo innego zacznę jeździć na śniadanie. Drugi dzień z rzędu podajesz mi to świństwo.

Vy: Wam się wydaje, że pozwolą wam jeździć motorynką i sprawdzać, gdzie pod ziemią mają korytarze? Jasne że nadal tam są, tyle że nikt wam tego nie powie. Kopali je w czasie wojny francuskiej, kopali w wojnie amerykańskiej. Założę się, że i teraz są utrzymywane w pogotowiu na wojnę z Chinami. Skoro były skuteczne dwa razy, teraz też będą. Mają do tego ludzi. Setki działaczy robi karierę w partii. Taką pracę na samym dole drabiny politycznej zaczyna się za darmo, od najcięższych zadań, latami trzeba biegać na posyłki, żeby się w końcu wybić. Tych ludzi muszą używać: młodzieżówki, szeregowych działaczy, do utrzymywania całego systemu podziemnych tuneli. Oni je na pewno kopią po nocach, w tajemnicy. Nikt poza partią nigdy o tym nie usłyszy.

Marco: Wiedzą, jak cię podejść. Strzelałem z kałasznikowa, później trochę chciałem, trochę nie chciałem, kręciłem się, spytałem czy mają piwo. Nie mieli. Jednak się połapali, że naprawdę bym się tego piwa napił, że mówię poważnie, więc się znalazło po chwili. Gdzieś poszli, skądś przynieśli. Kompletnie mnie tym rozbroili. Zapłaciłem więc za serię z M-60. Wcześniej kałasznikowem strzelałem pojedynczo: pach-pach-pach-pach-pach, ale M-60 wszystkie 10 naboi wywaliłem natychmiast, serią, w dwie sekundy. Tram-tam-tam-tam-tam. Po chmurze kurzu widziałem, jak trafiają w wał daleki na jakieś 40 metrów. Dzikie uczucie. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Warto. W tunelach czujesz, jakbyś jednym procentem był na wojnie.

Podziemne muzeum w Wietnamie – reportaż Anny Pilawskiej-Sity i Michała Sity

i

Autor: Archiwum Architektury Turystyczna strzelnica w Bến Đình, dająca możliwość użycia karabinów z czasów wojny, AK-47 i M16 oraz broni większego kalibru.

Dyrektorzy muzeum tuneli Cu Chi: Bezpieczeństwo przede wszystkim

Poza oczywistym założeniem, by tunel nie zawalił się nad turystami, kwestia wentylacji jest kluczowa. Jako zarządcy musieliśmy brać pod uwagę praktyczne aspekty funkcjonowania historycznego kompleksu, dlatego rozszerzyliśmy przewodnie hasło bezpieczeństwo przede wszystkim o jego wariację: dostarczaj turystom wystarczającej ilości tlenu. Oryginalnie wewnątrz tuneli było wilgotno i gorąco, musieliśmy więc dla bezpieczeństwa zwiedzających użyć elektrycznych wiatraków zapewniających dopływ powietrza. Tej technologii nie było tu w czasie wojny, to jasne, ale ze względu na dobro gości taka ingerencja jest całkowicie uzasadniona. Podobnie, ze względu na komfort i bezpieczeństwo, poszerzyliśmy tunele z oryginalnych 60 do 70 i później nawet 80 cm. Wysokość korytarzy zwiększyliśmy do ponad metra. Zamontowaliśmy dyskretne oświetlenie, ale tylko tam, gdzie zwiedzający tego potrzebują, nie w każdym korytarzu. Niektóre są utrzymane w oryginalnym stanie dla tych, którzy wymagają autentycznego doświadczenia. Dostosowujemy trasy do potrzeb, dla różnych grup otwieramy różne fragmenty. Co innego pokazujemy młodym i zdrowym, dającym radę przejść dłuższe odcinki, co innego starszym i grubym. Staramy się dopasować do potrzeb gości, służyć im, jak najlepiej umiemy.

Otworzyliśmy tunele zaraz po wojnie, w latach 70., ale wstęp mieli tu tylko oficjele. W latach 90. zaczęło się to zmieniać, stały się bardziej dostępne, a w 1992 roku powstała strzelnica. Po niej w 1993 roku świątynia poległych, w 2002 roku jezioro w kształcie Wietnamu, rok później skansen, w międzyczasie postawiliśmy helikoptery i czołgi. Nie wszystkie zdobyliśmy od Amerykanów właśnie tutaj, ale wygodniej oglądać je w jednym miejscu. To wszystko dla edukacji. Odwiedzający nie mają pojęcia, jak to możliwe, że dzieci chodziły w czasie wojny do szkoły, jak wyglądało codzienne funkcjonowanie. Dlatego im to tłumaczymy. Do tego służy skansen. Wyjaśniamy wszystko na modelach. Podobnie z jeziorem. Nie każdy zna swój kraj, mógł widzieć dotychczas jedną prowincję, znać okolice miejsca, w którym się urodził. A gdy przyjeżdża do nas zobaczy więcej; model Hanoi, granicę z Chinami, dawną stolicę królów w centrum kraju. Od nas dowie się wszystkiego.

Podziemne muzeum w Wietnamie – reportaż Anny Pilawskiej-Sity i Michała Sity

i

Autor: Archiwum Architektury Modele pułapek na amerykańskich żołnierzy - dziury w sztucznej trawie z zaostrzonymi prętami, Ben Dinh

Oficer żandarmerii wojskowej Narodowego Frontu Wyzwolenia Wietnamu Południowego: cisza

On ci nie powie, że tam był tunel. Nie pójdzie z tobą do lasu pokazać. Nie wyjaśni, że mapa którą widziałeś w punkcie turystycznym kłamie. Jak ma to zrobić? Przełożeni publikują te informacje. Jakie on ma prawo je dementować? Widzieliście, jak reagował na mapę? Mapa nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, ale on wam tego nie powie. Nie może.

Oficjalna wersja powtarza, że istniało 250 kilometrów tuneli. Nie tak było. Tunele tworzyły system, ale nie wszystkie były połączone. Budowało się je gdzie popadło, tam gdzie było to możliwe. By połączyć Ben Dinh z Cu Chi trzeba minąć rzekę i mokradła – nie da się zbudować tunelu pod rzeką. Tam trzeba było wyjść na powierzchnię i przejść przez most do kolejnego podziemnego odcinka. Tunele nie były spójnym systemem, ale rozbudowanymi lokalnie fragmentami. Nie dało się nimi pokonać dużych odległości.

Podziemne muzeum w Wietnamie – reportaż Anny Pilawskiej-Sity i Michała Sity

i

Autor: Archiwum Architektury Lokalny nauczyciel podczas prywatnej wycieczki po rzece Saigon, okolice An Nhơn Tây

Dyrektorzy muzeum tuneli Cu Chi: Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej

Na mapie tylko obszar się zgadza. Dowództwo wojskowe i siedziba komisariatu partii – fragmenty przystosowane do zwiedzania są we właściwych miejscach. Cała reszta to fikcja. Pokazujemy ją, by zilustrować systemem połączonych korytarzy, nie po to, by pokazywać którędy biegły. Niektóre z nich się łączyły, inne były ślepe, jeszcze inne leżały zupełnie gdzie indziej. Służyły też różnym celom; były prywatne albo wojskowe, niektóre zbudowali mieszkańcy, by się w nich chować – i te nie były z niczym połączone. Nikt dziś nie wie, gdzie są. Niektóre wsie z diagramu miały rzeczywiście podziemne połączenie, ale biegnące inaczej niż na tej mapie. Mapa to tylko symbol. Nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. A działa, bawi zwiedzających, którym wydaje się, że widzieli prawdziwą siatkę tuneli Cu Chi. To tylko iluzja. Sami dopiero niedawno stworzyliśmy wycinkową inwentaryzację potrzebną do utrzymywania i renowacji tuneli, do których wpuszczamy zwiedzających, tu w turystycznym centrum. Te rysunki też są fragmentaryczne, to nie jest kompleksowa mapa. Taka nigdy nie istniała. Nie mogła istnieć. Jak z resztą miałaby wyglądać? Pułapka 10 metrów stąd, mina 20 metrów na lewo, zapadnia 5 kroków na północ? Mapa nie miała prawa powstać w czasie wojny. Tajemnica była podstawą skuteczności tych tuneli.

W czasie wojny wiele oddziałów odpowiadało samodzielnie za swoje krótkie fragmenty tuneli. Każdy, kto przychodził z zewnątrz musiał polegać na lokalnych przewodnikach. W ten sposób mogliśmy utrzymać niewielkie grupy działające niezależnie, na bardzo dużym obszarze. Jeśli przewodnik zginął, oznaczało to poważne problemy dla wszystkich innych. Partyzanckie struktury opierały się na pamięci. Nigdy nie istniała mapa tego systemu.

Nawet siedziba partii nie jest połączona z dowództwem armii, mimo że tak pokazujemy na naszym diagramie. Nie mogły być połączone, bo między nimi płynie rzeka. Zrobiliśmy tę mapę, by mieć ilustrację systemu, nie po to, by pokazywać, jaka jest rzeczywistość. Jakieś fragmenty mogą się zgadzać, inne nie. Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej.

Podziemne muzeum w Wietnamie – reportaż Anny Pilawskiej-Sity i Michała Sity

i

Autor: Archiwum Architektury Dziewczynka żongluje limonkami na krótko po zakończeniu wywiadu dotyczącego tuneli, przeprowadzonego z jej babcią, An Nhơn Tây.

Remigiusz Mazurek, inżynier, współpracownik Kazika Kwiatkowskiego w pierwszej misji konserwatorskiej w Wietnamie w 1981 roku

Uznając teren powiatu Cu Chi za relikt przeszłości historycznej, zaproponowaliśmy stworzenie na obszarze bazy Ben Dinh rezerwatu muzealnego, rezerwatu okaleczonej i unicestwionej przyrody. Rezerwatu świadczącego samym sobą przeciwko wojnie. [Kazik Kwiatkowski, 1984]

Mam przed oczami szczere pole, wykopy i ukryte pod ziemią tunele. Mapa, jaką dostaliśmy była praktycznie pusta. Określała stumetrowy plac, pozbawiona była nawet skali. Na chybił trafił, przerywanymi liniami zaznaczone były tylko nitki tuneli, jakie mieliśmy zakonserwować, nic więcej. Nie miała wiele wspólnego z mapą do celów projektowych. Kilka fragmentów miało zostać wzmocnionych, wojskowi mieli sobie z resztą radzić dalej sami. Działo się to w pięć lat po wojnie, wszystko tam było tajne. Mieli pewnie w okolicy ukryte magazyny, jakieś sekrety, nie chcieli ich ujawniać. Nie było mowy o pomocy geodety ani rzetelnej inwentaryzacji.

Tunele były gdzieniegdzie zapadnięte, gdzie indziej zniszczone przez wodę. Naszym zadaniem było opracowanie metody ich wzmocnienia zgodnej ze sztuką konserwatorską, by nie zniszczyć oryginału i by dało się to zrealizować w wietnamskich warunkach. Nadzorowaliśmy te prace. Dostaliśmy ludzi, sprzęt i zadanie, by pokazać im, jak zrekonstruować tunele, nie niszcząc ich. Reszta nie należała już do nas. Użyliśmy mieszaniny gliny z cementem, o najniższej twardości – LC 15. Przyjmowała wodę nie reagując na nią. Nie kruszyła się. I miała tę zaletę, że zachowywała naturalną teksturę oryginalnego materiału. Poza odcieniem niewiele zmieniła w stosunku do pierwotnego wyglądu tuneli. Dawała się też remontować, nie tworzyła nienaturalnie twardej skorupy. Wcześniej, jeszcze w Polsce, rozważaliśmy użycie żywicy. Jednak szukanie na siłę takich rozwiązań, z wykorzystaniem całkowicie obcego materiału, budowanie epoksydowych atrap i nazywanie ich zabytkiem wojennym, nie miało sensu. Użyliśmy najprostszego sposobu.

Nasz wkład sprowadzał się do tej technologicznej porady. Na siłę forsowaliśmy zasadę, by używać materiałów nie odbiegających od oryginalnych. Cement zmieszany z ziemią zmienił tylko nieznacznie jej kolor, nic więcej.

Podziemne muzeum w Wietnamie – reportaż Anny Pilawskiej-Sity i Michała Sity

i

Autor: Archiwum Architektury Poborowi żołnierze odwiedzają Bến Dược, jeden z dwóch kompleksów odrestaurowanych tuneli

Pierwotny pomysł, by teren rezerwatu muzealnego przypominał krajobraz po wybuchu bomby i świadczył w ten sposób o historii, upadł. Oficerowie twardo stawiali warunki. Obyło się bez dyskusji, nie było konfliktu. Po prostu czuć było w powietrzu, że chodzi im o coś innego, że wojskowi mają swoje plany. Nie byli na tyle wylewni, by nam powiedzieć: Nie chcemy tego robić, postawimy tu raczej dziesięć czołgów, by stały i nas broniły. Odczuwało się tylko, że uśmiechy na twarzach są przyklejone, że nie ma porozumienia. Wiceminister nadzorujący prace brał naszą stronę, ale i on niewiele mógł zdziałać. Wojsko nie dało mu szans.

To nad czym pracowaliśmy w pięć lat po wojnie dawało się jeszcze uratować. Z pozostałych tuneli część się pewnie zapadła, część jest zasypana, część pewnie na różnych poziomach istnieje gdzieś pod ziemią, ale nie wiadomo, gdzie można by tego szukać. To nie jest zresztą zabytek. To legenda. Współczesny chwyt handlowy skonstruowany jak atrapa. Przyciąga turystów i opowiada historię stworzoną na ich potrzeby. U nas się tego w tamtym czasie nie robiło. Dopiero dziś powstają muzea skonstruowane w ten sposób. Popełniamy dokładnie te same grzechy.

Podziemne muzeum w Wietnamie – reportaż Anny Pilawskiej-Sity i Michała Sity

i

Autor: Archiwum Architektury Osobistości prowincji Củ Chi w czasie imprezy nad brzegiem Saigonu, okolice An Nhơn Tây

Hoang Dao Kinh, dyrektor Centrali Projektowania i Realizacji Obiektów Kulturalnych, przedstawiciel rządu wietnamskiego w polsko-wietnamskiej misji konserwacji zabytków

Zarówno pojawienie się zagranicznych architektów w 1981 roku, jak i opinia mieszkańców nie miała znacznego wpływu na sposoby rewitalizacji tuneli. Polski patent na mieszankę ziemi z betonem początkowo się przyjął, a sposób myślenia, by zachować oryginalne technologie nawet się utrzymywał. Po dwóch sezonach skończyły się jednak pieniądze. Cu Chi leży na południu Wietnamu i tam polityczne uwarunkowania są całkiem inne niż na północy. Sposób konserwacji zaproponowany przez Polaków nie był też całkiem trwały, mógłby nie wytrzymać sezonu deszczowego. Zresztą, po stronie Polaków był tylko rekonesans i zaproponowanie metody wzmocnienia tuneli, przeprowadzenie prac leżało po stronie wietnamskiej. Do tego prasa była kiepska. Nikt nie rozumiał, dlaczego po prostu tego nie odbudować.

Rewolucja w myśleniu o rewitalizacji zabytków Wietnamu zaczęła się później, dopiero w czasie pracy nad kompleksem My Son. Nie dość, że te budowle wymagały rzetelnych badań, to na dodatek skonstruowane były z materiału, z jakim Wietnamczycy nie mieli doświadczenia – z cegieł. Dlatego w tym przypadku opinia doświadczonych architektów z Polski miała znaczenie. Dopiero od tego momentu zaczęto Kazika traktować poważnie. Tunele, którymi zajmował się wcześniej, specjaliści spisali na straty.

Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego


W 2019 roku mija 25 lat od wydania pierwszego numeru „Architektury-murator”. Sprawdź, co przygotowaliśmy z okazji jubileuszu: www.architektura25.pl