Moim domem było i jest moje dzieło. Obraz, spektakl, teatr, scena – mawiał Tadeusz Kantor. Paradoksalnie, pod koniec życia artysta zaczął budować własny dom w podkrakowskim Hucisku. I mimo że zawsze uważany był za artystę awangardowego, to swą letnią willę wznosił jako połączenie tradycyjnej, zrębowej chałupy krytej gontem ze średniowieczną warownią wyposażoną nawet w wieżę. Projektanci nowej siedziby Cricoteki – instytucji powołanej do życia przez samego Kantora dla dokumentacji własnej działalności artystycznej – postawili jednak na przestrzenne zaprezentowanie innej maksymy sławnego artysty: zrobić coś, czego jeszcze nie było.
Konsorcjum projektowe złożone z biur Wizja i nsMoonStudio na tyle kreatywnie połączyło ze sobą przestrzenne przeciwieństwa, że udało się mu odpowiedzieć na karkołomne wymogi zapisane w warunkach konkursu. Niewielka, trójkątna działka położona na krawędzi nadwiślańskiego bulwaru Podolskiego zajęta była przez zaniedbane przez lata hale stuletniej elektrowni. Pozbawione ostatecznie walorów architektonicznych budynki w ramach inwestycji przywrócono do świetności i umieszczono w nich przestrzenie teatralne oraz archiwum twórczości Kantora. Główne galerie wystawowe Cricoteki wyniesiono kilkanaście metrów ponad historyczny zespół, łącząc je z poziomem ziemi tylko dwoma wieżami mieszczącymi klatki schodowe. Powstała monumentalna w wyrazie, mostowa konstrukcja symbolicznie wynosząca „ponad poziomy” dzieło artysty, które dotychczas kryło się po krakowskich podwórkach i piwnicach.
Ta radykalna koncepcja architektoniczna sprawdza się jako forma obudowy nadrzecznych bulwarów. Spod budynku i z jego wnętrz rozciągają się szerokie otwarcia widokowe na zakola Wisły, a sam obiekt jest przyciągająca uwagę perłą na tle nowej, intensywnej, komercyjnej zabudowy, która narasta wokół. Stonowana kolorystyka rdzawych perforowanych okładzin wpisuje się w tonacje okolicznych ceglanych i ceramicznych brył. Jednocześnie tworzy jednolitą oprawę dla zespołu dawnej elektrowni, który w ten sposób jest doskonale wyeksponowany. Rozłożenie form dokonuje więc zręcznego kompromisu pomiędzy efektowną radykalnością zawieszonych ponad terenem galerii a konserwatorskimi wymogami drobiazgowego przywrócenia zabytkowej substancji. Konsekwentnie przeprowadzony rzeźbiarski pomysł na trwałe rozdzielenie historycznych brył od nowo projektowanych powoduje za to komplikacje funkcjonalne dla całości kompleksu. Główne wejście tworzą otwarte schody prowadzące do kondygnacji podziemnej. Tylko tu udaje się połączyć część poświęconą działaniom teatralnym z galeriami. Traci na tym hol wejściowy, bo staje się elegancko wykończonym przejściem podziemnym pod otwartym na rzekę dziedzińcem. Aby dostać się stąd na poziom galerii powyżej trzeba pokonać aż cztery kondygnacje po schodach, których oprawę docenić może architekt, ale niekoniecznie miłośnicy twórczości Kantora, uznając tę istną wspinaczkę za udrękę. Monumentalne z zewnątrz bryły zawierają dwie średniej wielkości galerie z wyeksponowaną, stalową konstrukcją. Towarzyszą im sala edukacyjna i kawiarnia, których przeszklone ściany mogłyby prezentować wspaniałe panoramy staromiejskiej części Krakowa, gdyby, tak jak cała nowa część, nie były oplecione ażurowymi brytami blachy. Nierówna jest też jakość wykonanych prac. Obiekty zabytkowe, zgodnie z przyjętą w Polsce zasadą renowacji, lśnią nowością tradycyjnie wykonanych murów, tynków i dachów. A współczesne okładziny gną się, falują i krzywią.
Tadeusz Kantor w swych artystycznych działaniach lubił przywoływać formy rzeczywistości zdegradowanej, zaczerpnąwszy zresztą ten pomysł z twórczości Brunona Schulza. W architekturze dziś prorokiem jest Rem Koolhaas. A według niego materializacją współczesnych idei jest prowizoryczna junkspace. Architekturę można: (…) ciąć, giąć, zdzierać i powlekać, (...) połączenia przestały być problemem – intelektualną kwestią. Można je zszywać na zszywki bądź sklejać na taśmę, a pomarszczone powierzchnie z trudnością, ale w końcu stworzą iluzje gładkiej powierzchni.