Spis treści
Nasze place potrzebują nie tylko zieleni i miejsce rekreacji
Przy okazji Jarmarku Warszawskiego można - korzystając z diabelskiego młynu - zobaczyć z góry te wszystkie rzeczy, które w ostatnich miesiącach rozgrzewały dyskusję o polskiej architekturze. Od Muzeum Sztuki Nowoczesnej, przez Plac Centralny, aż po przejście naziemne na Marszałkowskiej. A dzięki temu poczuć, jak wielką moc zmiany może mieć dobra architektura i urbanistyka.
Czytaj także: Ten największy plac miejski pod dachem mieści się w najlepszym budynku w Warszawie. Testujemy parter Muzeum Sztuki Nowoczesnej
Bożonarodzeniowy jarmark jest dla mnie potwierdzeniem moich przekonań, że w miejscu parkingu centralnego - niezmienionej, niezabudowanej i nie mającej się istotnie zmienić w przewidywalnej przyszłości przestrzeni Placu Defilad od strony ul. Marszałkowskiej - powinniśmy postawić na dobrze zaprojektowane targowisko i tymczasową architekturę, być może nawet mieszkaniową. Atrakcyjność sezonowego jarmarku może być oczywiście kwestią jednorazową. Ale moje doświadczenia i obserwacje z innych miast pokazują, że wcale tak być nie musi. Wierzę, że nasze place potrzebują nie tylko zieleni i miejsce rekreacji, ale też handlu i usług przeznaczonych dla wszystkich.
i
Targowisko nie musi przybierać formy blaszaka
Gdy opisałem to spostrzeżenie w mediach społecznościowych, otrzymałem wiele komentarzy z uwagami, że 1) targowisko na Placu Defilad już było i to nie skończyło się dobrze; 2) nie ma żadnej potrzeby, by wracać do lat 90.
Czytaj także: Place(bez)making. Kiedy przestrzeń przestaje być procesem, a staje się wydarzeniem
To prawda. Targowisko już tu było. I ja też nie chcę wracać do lat 90. Ale targowisko nie jest ani wymysłem lat 90, ani nie musi przybierać formy mało komfortowego blaszaka. Targowiska towarzyszą nam od zawsze, bo od zawsze ich potrzebujemy. W 2025 roku możemy chyba uznać, że jesteśmy w stanie dobrze je zaprojektować. Jestem też przekonany, że nasze place powinny być tworzone kompleksowo - dobrze architektonicznie i urbanistycznie, z troską o detal i - co istotne - równie mocno skoncentrowane na wyglądzie i na czynnościach, które na danym placu możemy wykonywać.
Raz na elegancką kolację, raz na szybką kawę
Tak dzieje się na jedynym z moich ulubionych placów - Rynku w fińskim Turku. Można się tu spotkać. Zarówno na elegancką kolację, jak i szybką kawę. Można tu zrobić zakupy. Na straganach znajdziecie kwiaty, truskawki i majtki. Można tu poczekać na autobus i zobaczyć wyniki ważnych konkursów architektonicznych. To świetny miejski plac - mimo, że pozbawiony zieleni.
Odwiedziłem go dwukrotnie. Raz w grudniu, raz w lipcu. Za pierwszym razem moją uwagę zwróciły trzy bardzo ciekawe pawilony z drewna i szkła oddzielające wewnętrzną, centralną przestrzeń, od ulicznego ruchu. Ich fantazyjne kształty - zwężone u podstawy i rozszerzające się ku górze niczym korony drzew - kryły bardzo różne funkcje. Jeden z pawilonów mieścił wejście do podziemnego parkingu. Drugi był elegancką restauracją. W trzecim - największym - można było zarówno tanio zjeść, jak i zapoznać się z kluczowymi dla życia Turku działaniami i wydarzeniami. Do tego zaś służył jako przystanek komunikacji miejskiej. Dzięki rozłożystemu zadaszeniu i wkomponowanymi w bryłę ławkami można było się tu schronić przed marznącym deszczem i wiatrem.
Wytyczona przez te trzy obiekty przestrzeń domykała dodatkowa (utrzymana w tym samym stylu, ale jeszcze wyraźniej przypominająca drzewo) drewniano-stalowa konstrukcja, która w istocie jest prostym miejscem spotkań, schronieniem i punktem orientacyjnym jednocześnie. Za tę realizację pracowania Schauman & Nordgren Architects otrzymała nagrodę publiczności za najlepszą architekturę drewnianą w plebiscycie Finnish Wood Award 2023.
i
Przestrzeń to nie tylko salon z fantastycznymi drzewami
Ale nie o zachwyt nad architekturą tu chodzi. By zrozumieć istotę tego miejsca, potrzebujemy przede wszystkim czasowników. Tylko wtedy będziemy w stanie uchwycić demokratyczność, dostępność i otwartość tej przestrzeni, która służy mieszkańcom jako miejsce spotykania się i picia kawy, spożywania wykwintnych kolacji i szybkich przekąsek, kupowania majtek i ziemniaków, oczekiwania na autobus, zarabiania pieniędzy na sprzedaży lokalnych plonów, zasięgania informacji, kontaktu z tym, co dla miasta ważne i po prostu szwendania się bez żadnego celu.
Mimo swojej centralnej lokalizacji, finezyjnej architektury i związanym z tym prestiżem Rynek w Turku nie jest przestrzenią do oficjalnego paradowania oraz nie czeka na festyny i inne kulturalne wydarzenia, by tętnić życiem. Ten rynek należy do mieszkańców, a Ci korzystają z niego tak, jak robili przez ostatnie kilkaset lat. A więc to jest przestrzeń targowa. Przychodzi się tutaj po zakupy. W cieplejszych porach roku kupuje się tu kwiaty, warzywa (koniecznie ziemniaki i truskawki) i ubrania, a w chłodniejsze dni robi się w sumie to samo (zmienia się tylko asortyment).
I myślę, że właśnie takiego życia potrzebujemy na parkingu centralnym. Dobrze zaprojektowanego, ze świetną architekturą, ale też pewną lokalną przaśnością, dzięki której przestrzeń nie jest tylko salonem obsadzonym fantastycznymi drzewami.