Miasta nowej cywilizacji
BMW X6: odpowiedź na pytanie, którego nikt nie zadał – tak brzmi dowcipny i złośliwy komentarz popularnego brytyjskiego dziennikarza (może sam Clarkson, może ktoś inny), jakże typowy dla anglosaskiej szkoły popularnej publicystyki. Pewien rodzaj kąśliwego humoru, który czyni tekst łatwiejszym, a jego treść lepiej przyswajalną. Wspomnijmy choćby Krótką historię pijaństwa Marka Forsytha, to ta sama szkoła pisania. Jest jej wychowankiem także Tom Dyckhoff, który w swej Epoce spektaklu pochyla się na zjawiskiem tzw. budynków-ikon. Jego styl pisania wyczuwamy już od pierwszych słów, które pojawiają się na kartach publikacji. Dowcipna dedykacja dla żony i dzieci, i dalej tytuł prologu: Budynek, który wygląda jak para gaci. Na szczęście, jako że książka jest pokaźnej objętości, a dowcipkowanie przez niemal czterysta stron nie byłoby zabawne, nie brak w niej także fragmentów poważnych. Tu zamiast do postaci Kim Kardashian i Kanye West czy Arnolda Schwarzeneggera, autor odwołuje się do prac francuskich teoretyków Rolanda Barthesa albo Gillesa Deleuze’a. Ta zmiana rytmu i charakteru tekstu prowadzi nas ku diagnozie opisywanego zjawiska. Zjawiska, które także żartem Dyckhoff określa mianem wowhaus. Skąd ta potrzeba spektaklu? By znaleźć odpowiedź trzeba sięgnąć po książkę, nie naszą rolą jest pisanie streszczenia. Można tylko nadmienić, że to, co łączy przemysł motoryzacyjny i jego wspomniane wyżej wytwory z dzisiejszą architekturą to poszukiwanie nowości oraz rynek niecierpliwie ich oczekujący. I chociaż książka dotyczy architektury nowej, wręcz najnowszej, w swej dociekliwości i poszukiwaniach autor sięga do historii miast, do czasów zmagań technokratów z jednej, a bojowników spod znaku Jane Jacobs z drugiej strony. Miasta są wytworami cywilizacji i najpełniejszym ich obrazem. A skoro „miasta przedsiębiorcze” walczą ze sobą na ikony, warto zrozumieć współczesną zachodnią (a może już globalną?) cywilizację. Tak naprawdę to o niej jest ta – uprzedźmy – gorzka książka, w której architekci odgrywają nie zawsze pozytywne role, obok inwestorów, deweloperów, pośredników handlu nieruchomościami, doradców podatkowych i innych. Bo jakże gorzko, zwłaszcza z polskiej perspektywy, brzmią takie słowa: w innych miastach, z inną biedniejszą populacją (…) ratusz musi sprzedawać ziemię pierwszemu deweloperowi, który się napatoczy, a potem udawać, że nie widzi tego grzmota, który deweloper postawił, napchanego klonami niestwarzających ryzyka biznesowego sklepów i opakowanego w tandetną, jarmarczną architekturę, która ma za zadanie ukryć jego rozmiar, jak i przyciągnąć uwagę. Dyckhoffowi udało się rozmawiać z niejednym gwiazdorem współczesnej architektury. Na kartach książki pojawiają się Zaha Hadid, Daniel Libeskind, Jacques Herzog i Pierre de Meuron. Niemal cały rozdział jest opisem spotkania autora z Frankiem Gehrym. Krytyczne relacje z tych rozmów zajmują obszerną część publikacji. Z jej mankamentów: trochę szkoda, że niektórym z opisywanych budynków nie towarzyszą ilustracje. Wśród (licznych innych) zalet: tłumaczenie Agnieszki Rasmus-Zgorzelskiej dotrzymujące kroku wywodom autora, zarówno w partiach serio, jak i w zjadliwych, ironicznych komentarzach. Nie wszyscy tłumacze to potrafią, a że Epokę spektaklu dobrze się czyta jest zasługą nie tylko Toma Dyckhoffa. PIOTR LEWICKI, KAZIMIERZ ŁATAK
Niezbędnik polskiej architektury
Otrzymaliśmy oto książkę do podręcznej biblioteki każdego, kto chce lub potrzebuje uporządkować wiedzę na temat niezbyt odległej historii polskiej architektury. Niezbędnik skierowany na równi do studentów, jak i wykładowców. Rozdziały publikacji to gotowy zestaw rozbudowanych, solidnych kursowych wykładów. Ułożone zostały w siedem logicznych, chronologicznych ciągów, a cała treść jest mocno powiązana z politycznym i społecznym podłożem. Bo jak nigdy wcześniej lekcje z tego powojennego fragmentu historii polskiej architektury, trzeba umieć połączyć z wiedzą stricte historyczną. Mamy więc do czynienia z „architekturą skomentowaną”: sporo tu inwencji autorki, jej własnego zdania czy wplecionych w kontekst zawodowych określeń (mezonetowiec, deskowiec, punktowiec, mrówkowiec), choć książka napisana została w sposób przystępny, bez często teraz pojawiających się „słowotworów”. Zgodnie z regułami naukowej uczciwości tekst został rzetelnie poparty przypisami i niezbędnymi komentarzami, które umieszczono na dole stron. Przydatność tej książki wynika też z doboru ilustracji, z których część, pracowicie wyszukana, a nieraz wyproszona u projektantów, składa się na niebanalny i miejscami mało znany krajobraz tamtej architektury, szczególnie jeśli obiekt już nie istnieje, a w przypadku opisywanych ram czasowych zdarza się to niestety często. Najcenniejsze są zdjęcia wolne od bujnej zieleni czy zarostu z płacht reklamowych i szczelnie wypełnionych miejsc parkingowych wokół – a więc powstałe in statu nascendi, zaraz po przecięciu wstęgi. Te fotografie „z epoki” są niejednokrotnie pierwszym i ostatnim śladem pozwalającym dostrzec przekaz architekta, pomagającym ocenić walor zamierzonego nieotynkowania, brak kożucha dociepleń i wszelkich „ulepszeń”. Dotyczy to na przykład wrocławskiego Manhattanu Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak, który niedawno utracił swój chropowaty beton na rzecz nienaturalnej, wymuskanej fizis, czy morderstwa z premedytacją, jakiego dokonuje się stopniowo na warszawskiej Ścianie Wschodniej. Klarowny wykład, jasny przekaz i dobre ilustracje są podstawowym walorem tej książki. Nadto, autorka, młoda historyczka sztuki, mierzy się z ustalonym porządkiem z dziedziny terminologii. Modernizm i postmodernizm brzmią swojsko dla jej pokolenia, starszemu, jak moje, książka gwarantuje oswojenie z nową typologią – pojemniejszą i mniej skomplikowaną. Bezsprzeczny walor dydaktyczny tej publikacji polega także na równomiernym i sprawiedliwym sięganiu po dobre realizacje z całego kraju. Oczywiście, nie sposób wyczerpać tematu i pokazać wszystkie najlepsze przykłady. Z założenia książka ta nie jest katalogiem, tym samym nietrudno domyśleć się, jaką walkę o wybór ilustracji stoczyła ze sobą autorka. Całość nie oszałamia, na szczęście, albumowym wystrojem. Tu cenny jest tekst i równie ważne, współgrające z nim, zestawione zaraz obok, czarno białe, nierzadko artystyczne i czytelne zdjęcia. Staranna strona redakcyjna, przy jednoczesnej skromności szaty wydawniczej, rozbudowane przypisy, bibliografia i indeksy potwierdzają dydaktyczny, praktyczny i „roboczy” charakter. Wskazują na adresatów: studiujących, wykładających i zaciekawionych wywodem o uporządkowanej polskiej architekturze. HANNA FARYNA-PASZKIEWICZ