Dom własny architekta bywa manifestem, odzwierciedleniem jego twórczej osobowości. Niekiedy jest laboratorium pomysłów, eksperymentem ze stylem życia, formą czy technologią. To też prywatna przestrzeń, biograficzne świadectwo i – z perspektywy antropologii – rodzaj przekraczającej granice hybrydowej kulturowej praxis – miejsca transmitującego, ale też przyjmującego wpływy i style (One Hundred Houses for One Hundred Architects, red. Gennaro Postiglione, Taschen 2008). Domy architektów okazują się nierzadko dziełami przełomowymi, a niektóre nawet stają się muzeami (m.in. Sir John Soane's Museum, Gaudi House Museum, Melnikov House, Schindler House). Takie wybitne budynki, które zmieniły historię polskiej architektury, to dom własny Brukalskich na Żoliborzu w Warszawie (awangardowa forma po raz pierwszy), również warszawski dom Lachertów na Saskiej Kępie (nowoczesna bryła, konstrukcja i materiał), Szumin Hansenów (forma otwarta), bytomski Bolko Loft Przema Łukasika (rewitalizacja bez kompromisów) i wreszcie nagradzana ostatnio Arka w Brennej Roberta Koniecznego.
Arka w Brennej Roberta Koniecznego. Miejsca zamieszkania architektów z zaciekawieniem opisujemy od lat. Dzięki nim niczym w soczewce można obserwować style, mody, osobowości, postawy („A-m” 12/2001, 2/2002, 8/2002, 3/2003, 1/2004, 2/2007, 8/2008, 3/2010, 12/2015). Dom architekta – sobie czy na pokaz? – zastanawiał się w 2001 roku Bohdan Paczowski. Czas wielkich marek firmowych, mediów i krótkotrwałych mód rodzi chęć szybkiego przyciągnięcia uwagi, a budowę domu przemienia często w usiłowanie zaistnienia poprzez zadziwiający wyczyn, ostentacyjny gest. Coraz mniej czasu i miejsca zostaje na zastanowienie się, co znaczy dla nas „mieszkać”, co jest ważne w naszym życiu – pisał na łamach „A-m”. Wówczas, podczas naszych warsztatów Architekta dom, swoje miejsce zamieszkania zgodziło się przedstawić sześciu polskich i dwóch zagranicznych projektantów, w tym główny gość wydarzenia – Dominique Perrault, właściciel przestronnej, lecz prawie niewidocznej, ukrytej pod ziemią Villi One. Dwanaście prezentacji, które zamieszczamy w tym numerze, dowodzi, że dzisiaj dom lub mieszkanie polskiego architekta jest jednak bardziej sobie niż na pokaz. Prostota, niewysokie budżety oraz odnajdywanie lokalnych wątków historii i tradycji wydają się wiodącymi trendami.
Architekci mieszkają częściej w mieszkaniu niż w domu własnego projektu, a jeśli już, to dom ten nie poraża skalą czy luksusem. Chętnie adaptowane są lokale w starych kamienicach albo ich poddasza. We wnętrzach dominuje powściągliwa, mniej lub bardziej brutalistyczna, surowa estetyka – odsłonięte betonowe sufity i podłogi, wydobyta faktura starej cegły albo desek stropu, meble pod zabudowę lub podniszczone dawne „z duszą”, szafki-schowki za kotarą. Biel, czerń i szarość przełamane są kolorami naturalnego drewna. Wnętrza nie wyglądają na puste ani sterylne, wypełniają je książki i rośliny (ulubiony gatunek to monstera) oraz dizajnerskie dodatki (klasyczne lampy Artemide projektu Michele De Lucchi, nieśmiertelna wyciskarka do cytryn Starcka, ikoniczne krzesła Eamesów). Ogromne znaczenie ma oczywiście widok z okna czy tarasu. O tym, że projektanci nie mieszkają dziś nazbyt luksusowo przeświadczeni są dziennikarze „Wall Street Journal”: Wielu bogatych klientów prosi architektów o zaprojektowanie domu, który „ma wszystko”. Ale kiedy ci ostatni projektują dla siebie, powstają proste wyrafinowane konstrukcje, kosztowne tylko z wyglądu (Architects Go Simple in Their Own Homes, 26.03.2015). Autorzy tłumaczą, że architekci mogą budować taniej, bo po pierwsze uzyskują rabaty na materiały i elementy wyposażenia, a po drugie rozplanowanie ich domów jest wyjątkowo racjonalne i oszczędne. Nie dotyczy to jednak stararchitektów. Wydaje się, że obecnie projektanci-celebryci wybierają głównie penthouseʼy i apartamenty w luksusowych zespołach mieszkalnych. Zamiast projektować dom od podstaw, zadowalają się przeróbką wnętrza, która wyraża ich osobowość. Można to uznać za mniej angażującą opcję. A zatem, kiedy przyjdzie czas, czy zdecydujesz się na ekstrawaganckie gotowe mieszkanie na szczycie wieżowca czy będziesz wierny dziecięcemu marzeniu o domu zbudowanym od zera? – pytają redaktorzy amerykańskiego portalu www.arch2o.com. W Polsce architekci budują dla siebie przede wszystkim skromnie i racjonalnie – i jest to też znak naszych czasów.
Agata Twardoch
Czarny dom na Wielopolu powstał jako niskobudżetowy dom własny, który szybko zaspokoi bieżące potrzeby mieszkaniowe 4-osobowej rodziny (w której obojgu dorosłym zdarza się pracować w domu), a przy okazji będzie dawał możliwość przyszłej modyfikacji i adaptacji do zmieniających się potrzeb. Założenia udało się spełnić dzięki zastosowaniu drewnianej konstrukcji szkieletowej (nieużytkowe poddasze nad większą częścią domu w każdej chwili może zostać zaadaptowane; ściany wewnętrzne również stosunkowo łatwo jest modyfikować, co w ciągu pierwszych pięciu lat użytkowania miało już miejsce). Kompozycyjnie dom miał wpasować się w otaczający wiejski, śląski krajobraz, stanowiąc jednocześnie przykład architektury współczesnej. Elewacja i dach z płytek włókno-cementowych są swojego rodzaju ukłonem w stronę klinkierowych elewacji i ceramicznych dachów okolicznych domów. Oba materiały zapewniają podobną tektonikę oraz jednorodność kolorystyczną bryły. Wysunięte na zewnątrz wejście do domu to z kolei wariacja na temat śląskiej lauby. Poza tym kształt jest pochodną lokalizacji – dom powstał na specyficznej działce, dosyć wąskiej, za to z pięknym otwarciem widokowym na południe, które stało się osią kompozycyjną. Najważniejszą determinantą projektową był bowiem zachwycający polny krajobraz.
Monika Arczyńska/Łukasz Pancewicz
Mieszkamy w zwyczajnym mieszkaniu w zwyczajnej kamienicy. Ponieważ największe pomieszczenie przeznaczyliśmy na pracownię, nigdy nie było tam pokoju dziennego z prawdziwego zdarzenia. Postanowiliśmy w końcu to zmienić i dzięki wyburzeniu większości ścian w mieszkaniu zmodyfikowaliśmy kompletnie jego układ, zyskując wygodną przestrzeń dzienną. Większa otwarta przestrzeń pozwoliła na wyeksponowanie jednego z największych atutów mieszkania: okien wychodzących na zieleń. Urządziliśmy je prosto i pragmatycznie, i jak to u architektów bywa, jest tam dużo bieli, drewno i mnóstwo niedokończonych jeszcze rzeczy.
Marcin Brataniec/Urszula Forczek-Brataniec
Widok na miasto i na park tuż za stromą ulicą. Przestrzeń pod dachem. Nasze miejsce.
Natalia Paszkowska/Marcin Mostafa
Mieszkanie znajduje się na warszawskim Kamionku, na 9. piętrze budynku Rebel One. Jest pierwszym projektowanym przez nas, dla nas, jako 4-osobowej rodziny. Głównym założeniem była maksymalizacja powierzchni części wspólnej, dziennej. Z naszych doświadczeń wynika, że małe dzieci większość czasu spędzają blisko dorosłych, więc duża kuchnia, jadalnia i salon połączony z bawialnią były priorytetem. Z czasem bawialnię przekształcimy w dodatkowy pokój dziecięcy. Nadzorując budowę jeszcze nie oddanego budynku, wstrzymaliśmy tynkowanie sufitu i wszystkich żelbetowych ścian w naszym mieszkaniu. Mimo iż nie jest to beton architektoniczny, tylko dość ordynarnie wylany zwykły żelbet, lubimy go za to, jak rozprasza światło, stanowi aksamitne i miękkie tło.
Łukasz Zagała
Nasz dom to rewitalizacja fragmentu założenia stajni i garaży armii pruskiej. Postanowiliśmy z żoną bez większych ingerencji wpisać nasze potrzeby w zastaną substancję oraz pozbyć się wszelkich śladów poprzedniej działalności dewelopera. Jedynym nowym elementem jest struktura stalowej klatki schodowej, która oprócz roli komunikacyjnej dzieli przestrzeń wysokiego parteru na poszczególne funkcje bez konieczności ich wydzielania przegrodami. Stanowi ona zarazem formę rzeźbiarską wypełniającą dużą kubaturę dawnych stajni. Prostota, światło, ograniczona ilość materiałów to atrybuty wnętrza, w którym żyjemy. Na ścianach powiesiliśmy dawne bramy garażowe bez jakichkolwiek ingerencji estetycznych. LOFT 5R, jak nazywamy nasz dom, bywa od czasu do czasu salą koncertową dla najbliższych przyjaciół, a na co dzień wypełniają go dźwiękami nasze dzieci: Maciek i Ania – fortepian, Marysia – wiolonczela.
Grzegorz Layer
Jan Karpiel-Bułecka junior
Pomimo wielu stylistycznych uproszczeń charakterystycznym elementem projektu pozostaje nadal tradycyjny układ domu. Prosta, nie tylko w odniesieniu do bryły, ale także zastosowanych materiałów chałupa w zamyśle przywracać ma również tradycje budownictwa podhalańskiego. Dom bazuje na lokalnych materiałach i budowlanym kunszcie podhalańskich rzemieślników, dowodząc, że współczesna architektura Podtatrza może pozostać skromna, co w żadnym razie nie pozbawia jej w pełni nowoczesnego wymiaru.
Maciej Siuda
Niewielkie mieszkanie w przedwojennej kamienicy nie zostało zaprojektowane lecz zagospodarowane. Wypełniły je osobiste obiekty: pamiątki, szkicowniki i książki. Ich rozstawienie nie podlega żadnemu odgórnemu planowi – narastało każdego dnia w wyniku potrzeb. Przestrzeń potraktowano jako narzędzie do zamieszkania w zgodzie z ideą budynku, w którym się znajduje, zaprojektowanego w stylu funkcjonalistycznym.
Przemo Łukasik
Mieszkanie na Pradze jest przestrzenią czasowego pobytu. Ważne dla mnie było, aby ta przestrzeń była substancją szczerą pod każdym względem. Ważna była lokalizacja, położenie, autentyczne środowisko Warszawy, nie tej nowoczesnej, trochę nudnej, ale tej, której jeszcze nie dorwał szał „picowania”. Nieprzypadkowo padło na Starą Pragę, która przypomina mi mój ukochany Bytom. Z okien patrzę na zniszczone kamienice, prawdziwe podwórka, autentycznych mieszkańców. Z tarasu, trochę z dystansu, widzę Warszawę, kwitnącą i lśniącą nocą. Wnętrze „trzyma się” tego samego założenia. Całe deweloperskie dobrodziejstwo (posadzki, ściany, sufity) pozostało nietknięte i stanowi ostateczne wykończenie. Jedynym dodatkiem jest płaszczyzna ze sklejki liściastej, która kontrastuje z żelbetowymi prefabrykatami.
Ewa Kuryłowicz
Mieszkanie-penthouse ma wąski trakt wynikający z konieczności wycofania elewacji na ostatniej, piątej kondygnacji budynku. W efekcie powstały również dwustronne obszerne tarasy zewnętrzne wychodzące na Wisłę i, z drugiej strony, na wnętrze osiedla, z widokiem na sąsiedni BUW i dalej na wieże kościołów Starego Miasta. Zasada projektu wynikła zatem z układu wnętrz podzielonych geometrycznie na dwie części – dzienną od Wisły i prywatną od osiedla. Chcieliśmy optycznie pozbawić je wrażenia, iż są wąskie. Służy temu jasna, wapienna, polerowana posadzka dochodząca do ogromnych drewnianych okien, jasne ściany, brak wydzielania pomieszczeń (poza garderobami, toaletami i blokiem sypialni nie ma drzwi), białe meble z lakierowanego MDF i poprzeczne, wolno stojące, czarne lub z naturalnego drewna. Królewskie widoki z okien wpływają dzięki temu do przestrzeni mieszkania, które lewituje ponad rzeką. Ideą jest tu wolna przestrzeń, której nigdy dość.
Wojciech Subalski
Jak zintensyfikować zabudowę miasta, realizując marzenia o własnym domu i jednocześnie zapewniając poczucie intymności mieszkańcom? Jak bardzo można zbliżyć osie ścian wyznaczających moduł pojedynczego segmentu w zabudowie szeregowej, aby 4-osobowej rodzinie żyło się wygodnie i bez wyrzeczeń? Po 10 latach mieszkania w domu szerokości 5 metrów, na działce wielkości 160 m², potwierdzam, że przyjęte założenia sprawdziły się z powodzeniem w praktyce. Wnętrza w dużej mierze to „prezent” od dewelopera – nieotynkowane żelbety stropów, wylewki betonowe jedynie zalane żywicą, aluminiowe cokoły mocowane przed tynkowaniem ścian… Ulga dla kieszeni początkującego architekta, a jednocześnie odpoczynek od świata pełnego detali.