W związku z prezentacją w bieżącym numerze „Architektury-murator” Muzeum Historii Polski, proj. WXCA, przypominamy rozmowę Czesława Bieleckiego pt. Rewaloryzacja Cytadeli Warszawskiej, opublikowaną na łamach numeru 5-6/1979 „Architektury”. Dziś, kiedy po latach warszawiacy zyskują dostęp do tego 36-hektarowego terenu, warto spojrzeć na założenia architektów z lat 70. (które ostatecznie nie doczekały się jednak realizacji) i odnieść je do współczesności. Tym bardziej, że niewiele osób z młodego pokolenia pamięta ten niegdyś bardzo ważny projekt konkursowy, autorstwa Andrzeja Kicińskiego i Marka Budzyńskiego. Architekci zaproponowali wtedy ideę „fortu w forcie”, wkomponowany w teren rozległy kompleks z biblioteką, archiwum, Muzeum Wojska Polskiego i plenerową ekspozycją, którego zabudowa przywodzi nieco na myśl ruiny starożytnego miasta cywilizacji prekolumbijskich – jak pisze we wstępnie do prezentacji Tomasz Żylski („A-m” 08/2023). Wywiad sprzed 44 lat komentuje krytyk architektury – Krzysztof Mycielski (red.)
Rewaloryzacja kanonów
Dziś rozmowa z 1979 roku jest czymś znacznie więcej niż zwykłą pokonkursową dyskusją. Udało się w niej uchwycić istotę przewartościowań, jakie dokonywały się w umysłach polskich architektów pod koniec lat 70. Moment historyczny jest tu istotny. Polska Ludowa właśnie wytraca resztki swojej dynamiki, kraj jest w przededniu solidarnościowej rewolucji. Prowadzący rozmowę Czesław Bielecki to wówczas zaledwie trzydziestolatek. Rok wcześniej opublikował przełomowy esej Ciągłość w architekturze, w którym zwrócił uwagę na inspirujący potencjał architektonicznego dziedzictwa i podważył uznawanie nowoczesności za priorytet w projektowaniu. Marek Budzyński i Andrzej Kiciński, niebawem czołowi polscy postmoderniści, bez pardonu odcinają się od funkcjonalistycznych dogmatów, które miały wpływ na ich wcześniejsze myślenie.
Oprócz bardzo ciekawej dyskusji o warsztacie do dziś stymulujące są trzy uniwersalne refleksje, które pojawiają się w tej rozmowie. Po pierwsze, w projektowaniu ważniejsza od wizji jest droga myślenia. Po drugie, projektując budynek publiczny, można wyjść od wnętrz, zarówno architektonicznych, jak i urbanistycznych, abstrahując od zagadnienia bryły. Wreszcie, po trzecie, w architekturze nie chodzi o stylistykę, tylko o kanon, czyli o przyjętą zasadę działania budynku. Czy ta ostatnia refleksja Marka Budzyńskiego, zamykająca rozmowę i mogąca prowadzić do wniosku, że w polskiej architekturze kończyła się wówczas jałowa dyskusja o stylach, brzmi dziś wiarygodnie?
Patrząc na to z perspektywy 44 lat wiemy, iż było dokładnie na odwrót. Architektura Budzyńskiego często zachwycała zręcznością kształtowania przestrzeni, ale też budziła, szczególnie w kolejnym pokoleniu architektów, negatywne emocje z powodu dekoracyjnego przesytu oraz nie mieszczących się w języku współczesnej architektury literackich, symbolicznych odniesień. Krzysztof Mycielski