Plany na przyszłość

i

Autor: Archiwum Architektury "Plany na przyszłość", BUW, 2007. Dzięki uprzejmości Centrum Łowicka

"Plany na przyszłość" to wystawa szalenie demokratyczna - rozmowa z Dorotą Katner

2015-06-03 18:50

Dobiega końca dwudziesta edycja "Planów na przyszłość". Z okazji jubileuszu wystawy, rozmawiamy z jej kuratorką Dorotą Katner m.in. o trudnych początkach i rosnącej popularności, demokratycznej formule, partycypacji obywatelskiej oraz o tym jak w ostatnich dziesięcioleciach zmieniała się warszawska architektura.

Jak powstała inicjatywa „Plany na przyszłość”?

Pomysł narodził się w 1996 roku kiedy Warszawa zaczynała obchody 400-lecia stołeczności, które głównie koncentrowały się na przeszłości i aspekcie historycznym. A Warszawa była wtedy wielkim placem budowy, w centrum niekończące się wykopy, płoty, dźwigi, miasto zaczęło się dynamicznie zabudowywać i wtedy dyrektorka Centrum „Łowicka”, Katarzyna Hagmajer, wpadła na pomysł, żeby pokazać tę nową, współczesną Warszawę.

Początki były bardzo trudne, pracowaliśmy w dobie, kiedy nie było jeszcze internetu. Każdy z pracowników widząc na horyzoncie jakąś budowę, miał przykazane spisać z tablicy dane i kontakt, a potem ja wykonywałam telefony. Na początku nikt nie chciał ze mną rozmawiać, zawracałam głowę, architekci nie mieli czasu. A ja uparłam się, żeby ich przekonać, że to świetny pomysł i jedyna okazja do pokazania swoich projektów, wyjścia poza pracownię. Bo to była i ciągle jest, wielka promocja dla architektów, którzy wtedy nie mieli forum, gdzie wszyscy, w jednym miejscu, mogliby pokazać swoje projekty, a także zobaczyć, co robią koledzy.

Z wielkim trudem zebraliśmy około 50 prac. Po pierwszych wystawach baliśmy się, że już nie będzie materiału na kolejne. Ale okazało się, że każdego roku projektów było coraz więcej. Zainteresowanie i chęć udziału w wystawie była ogromna. Z czasem przestaliśmy mieścić się na Łowickiej i wystawa na kilka lat przeniosła się do nowych obiektów- budynek Daewoo, Eko Park, Agora, no i wreszcie BUW, w którym jesteśmy od 15 lat.

Wystawa podzielona na działy, pokazywała (i pokazuje) obiekty użyteczności publicznej, których było najwięcej, budynki mieszkalne, rewitalizacje starych obiektów, konkursy, koncepcje, domy jednorodzinne, plany zagospodarowania przestrzennego. Nasze ambicje rosły. Zorganizowaliśmy 6 konkursów dla studentów architektury, pokazaliśmy najnowszą architekturę Pragi i Budapesztu, dyskutowaliśmy o przyszłości Wilanowa, otoczeniu Pałacu Kultury i czy Warszawie pomoże naczelny architekt. W formie bardzo skrótowej przedstawiliśmy projekty przedwojenne (Dzielnica Marszałkowska, bulwary, tereny wystawowe, metro), aby uświadomić, że kilkadziesiąt lat temu Warszawą rządzili ludzie, którzy mieli bardzo konkretną i ambitną wizję rozwoju miasta, pokazaliśmy także powojenne, niezrealizowane plany odbudowy.

Do tej pory 1938 inwestycji, policzonych co do jednej, przy współpracy 387 pracowni!!!! To są liczby astronomiczne, oczywiście kilka projektów nam umknęło, bo np. inwestor nie dawał na czas zgody na upublicznienie inwestycji. Te wszystkie projekty i plany są w dwujęzycznych katalogach, z których jesteśmy bardzo dumni. Jeżeli ktoś śledzi wystawę przez lata, ma okazję zobaczyć jak się zmieniała architektura, obserwować trendy, kierunki, mody, jak się rozwijały poszczególne pracownie. Dlatego też ludzie kompletują nawet najstarsze wydania katalogów, bo ten obraz układa się w całość i stanowi dokumentację tego, co powstało w ostatnich 20. latach w Warszawie.

Jakie są kryteria doboru prac i jak wyglądają przygotowania do wystawy?

To rzecz niezwykle trudna i bardzo żmudna. Ostatnie 2 miesiące przed wystawą jesteśmy w podniecającym, takim przyjemnym, 24-godzinnym amoku. Wystawę i katalog przygotowują 4 osoby z mokotowskiego domu kultury, ludzie z wielką pasją i zaangażowaniem. Przy tej ilości projektów, danych liczbowych, tekstów, rysunków, to są setki telefonów, ustaleń i korekt.

Robimy to jako pasjonaci, osoby nie ze środowiska, co też jest plusem, ponieważ nikt nas nie może oskarżyć o koterie czy stronniczość. Nie jesteśmy profesjonalistami, nie wartościujemy, nie oceniamy, nie dokonujemy selekcji, tylko czasami musimy ograniczyć ilościowo propozycje jednej pracowni, bo po prostu się nie mieścimy. Wydaje mi się, że dzięki takiemu i jedynemu kryterium możemy pokazać bezstronny, obiektywny, rzeczywisty i niezafałszowany obraz warszawskiej architektury, projekty bardzo dobre i te gorsze, i to chyba jest siłą tej wystawy.

Zawsze podkreślam, że „Plany na przyszłość” to wystawa szalenie demokratyczna. Bezpłatna, mam na myśli udział i wstęp. Każdy może się do nas zgłosić i pokazać swój projekt, chcemy dotrzeć do wszystkich projektantów. Wystawa to także szansa dla młodych architektów i pracowni, dopiero wchodzących na rynek.

Oprócz prac profesjonalistów od kilku lat pokazujemy prace studenckie i dyplomy, które rada wydziału WA PW dla nas wybiera, koncentrując się na tematach warszawskich.

Na wystawie prezentowane są przede wszystkim wizualizacje. To specyficzna, wyidealizowana forma prezentacji architektury.

Dla mnie rendering jest zawsze wielkim nieszczęściem. Ma określoną stylistykę „na sprzedaż”, to swoisty obrazek rodzajowy, przeznaczony głównie dla przyszłych użytkowników, ale jest to jedyny materiał, jakim pracownia dysponuje. Dlatego też uzupełnieniem są rzuty, przekroje i krótkie teksty o projekcie.

A makiety?

Są też makiety, co roku jest ich coraz więcej, i są coraz bardziej okazałe i ciekawsze.

Na tegorocznej wystawie możemy obejrzeć kolejny film z cyklu „Wnętrze architekta”.

Tak, to architektoniczna biblioteka filmowa, którą realizujemy od kilku lat. Postanowiliśmy produkować filmy o wybitnych warszawskich architektach i pracowniach, aby przybliżyć sylwetkę architekta, dowiedzieć się jak przebiega proces projektowy, jakie są inspiracje, blaski i cienie zawodu, rola architektury i architekta, jakie powinno być planowanie i miasto.

Pierwszy film nakręciliśmy o Stefanie Kuryłowiczu, którego długo musiałam do tego namawiać. Potem powstały filmy o Magdalenie Staniszkis, Marku Budzyńskim, Natalii Paszkowskiej i Marcinie Mostafie, Jemsach. W tym roku zrobiliśmy 6. film, Marek Chołdzyński opowiada o sobie i o najnowszych realizacjach. Wszystkie filmy są dostępne w internecie i są bardzo oglądane.

W tym roku zmieniła się ekspozycja. Czy mogłaby Pani powiedzieć więcej o projekcie WWAA?

Od kilka lat wykorzystywaliśmy stary system stelaży aluminiowych. Nowa ekspozycja powstała z okazji 20. jubileuszu, dzięki finansowej pomocy Biura Architektury i Planowania Przestrzennego Urzędu Miasta, które od początku istnienia wystawy rozumiało jej rangę i znaczenie, i bardzo nas wspierało i ciągle wspiera. Stąd w tym roku nowa i tak efektowna ekspozycja. Zaprojektowali ją architekci z pracowni WWAA, którzy mają duże osiągnięcia ekspozycyjne i wiedzą jak należy pokazywać architekturę. Od nudnych plansz na stelażach, przeszliśmy do pięknych, pachnących stołów ze sklejki, lampek, do klimatu dawnego warsztatu architekta. Jest to także ukłon i nawiązanie do biblioteki, w której odbywa się wystawa. Zamiast kilkudziesięciu wielkich plansz mamy 487 wydruków na piankach, kalce i tekturkach, które można wziąć do ręki. Są też filmy i makiety.

Jaka jest odwiedzalność i zainteresowanie Warszawiaków wystawą?

Wystawa jest absolutnie dla wszystkich, nie tylko dla środowiska architektów i inwestorów, jest dla decydentów i zwykłych warszawiaków. Kiedy zaczynaliśmy w latach 90-tych, okazało się, że ludzi bardzo interesuje, co się buduje w mieście, jak Warszawa będzie wyglądać. Wraz z wolnym państwem przyszła też radość z możliwości swobodnej wypowiedzi, okazało się, że ludzie mają ogromną potrzebę zabrania głosu. Nasza księga wpisów jest doskonałym materiałem do rozprawy socjologicznej. Jest zapisem stanu świadomości w tamtym czasie, początków partycypacji obywatelskiej, której się wciąż uczymy. Możemy przeczytać jak warszawiacy widzą miasto, jakiego miasta chcą i że chcą być z niego dumni. U starszego pokolenia są tęsknoty do Warszawy przedwojennej, która miała ludzki wymiar, prośby o odbudowy i rekonstrukcje.

Są też żądania młodego pokolenia. Krytykowano estetykę bazarową. W latach 90-tych, kiedy wychodziliśmy z kompleksu prowincji i zaścianka, niektórym naiwnie marzył się Frank Gehry, Zaha Hadid, ikony architektury, dzięki którym Warszawa miała rozwiązać swoje problemy i nabrać światowego sznytu.

Na początku księga wpisów była pełna uwag w rodzaju: „za mało szkła”, „za dużo betonu”, „wyżej, wyżej”, bo dla wielu wieżowce były symbolem kosmopolityzmu i nowoczesności. Ale przez te wszystkie lata wciąż są aktualne wołania o plany, poszanowanie kontekstu, krytyka chaosu przestrzennego i brzydoty, która nas otacza, brak wizji rozwoju miasta. Cieszy nas, że na wystawę przychodzą tłumy. Dużym zainteresowaniem cieszy się Akademia Małego Architekta, bezpłatne warsztaty dla dzieci, za które kilka lat temu dostaliśmy nagrodę miasta st. Warszawy za najlepszy projekt edukacyjny w kategorii domy kultury.

A jakie są plany na przyszłość?

Zawsze zależało nam żeby architektura i urbanistyka stały się tematem społecznym, bo przecież żyjemy w architekturze, jesteśmy nią otoczeni, a zawód architekta to misja i odpowiedzialność społeczna.

Dlatego marzy mi się więcej projektów architektów aktywistów, debata o przestrzeni publicznej w Warszawie i konkretne działania w tym kierunku. I żeby było coraz więcej dobrych projektów do pokazywania, które konsekwentnie będą budować i wypełniać, wciąż dziurawą tkankę miejską.

Rozmawiała Agnieszka Skolimowska

Jubileuszową edycję wystawy można oglądać do 11 czerwca 2015 w Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie.