Rozmowa z Markiem Piwowarskim, architektem krajobrazu, inicjatorem powstania ścieżki rekreacyjnej na jej prawym brzegu

i

Autor: Archiwum Architektury Marek Piwowarski, fot. Kalbar

Rozmowa z Markiem Piwowarskim, architektem krajobrazu, inicjatorem powstania ścieżki rekreacyjnej na prawym brzegu Wisły

2019-04-08 20:06

Romantycy i Mickiewicz uczą patrzenia na pejzaż i jego dynamikę – pokazują, że postrzeganie krajobrazu zmienia się, jest zależne od nastroju – o koniecznych wycinkach nad Wisła i rozwoju infrastruktury rekreacyjnej z Markiem Piwowarskim rozmawia Maja Mozga-Górecka.

W latach 2009-2011 nad Wisłą w Warszawie wycięto ponad tysiąc klonów jesionolistnych. Było dziko i pięknie, jest łyso. Czy jako architekt krajobrazu jest Pan zadowolony z efektu?

Mam wyrzut sumienia, że więcej w życiu drzew wyciąłem niż posadziłem i zamierzam to nadrobić, ale jednocześnie jestem przekonany, że było to działanie słuszne. Wówczas ścięto ok. 1500 drzew, głównie klonów jesionolistnych, ale też klonów srebrzystych i robinie akacjowe, czyli gatunki nierodzime, inwazyjne, które porosły teren w znacznej mierze sztucznie usypany z gruzów.

Powstały wielkie puste miejsca. Trudno uwierzyć, że wszystkie drzewa, które tam ścięto były jednego gatunku. To były klonowe monokultury?

W okolicach Wybrzeża Szczecińskiego są fragmenty, które są zbytnio prześwietlone i dochodzi tam do nadmiernego przesuszenia łęgu. Ale wycinano tam tylko klony. Najbardziej istotne jest jednak to, że dochodzi do naturalnych odnowień topól i wierzb, czasem jesionów, a tam, gdzie powstały nadmierne luki żywokołami wierzbowymi uzupełniamy odnowienia. Wystarczy kilkanaście lat i teren znów będzie zarośnięty. Te naturalne odnowienia pokazują, że decyzja o wycince była słuszna. Łęg powinien się składać z roślin, które są żywym elementem ekosystemu. Klon był ogniwem martwym, nie żerowały na nim robaki, nie gnieździły się ptaki, ten gatunek nie tworzył łańcuchów pokarmowych. To aspekt ekologiczny, ale są i inne: wizualny – nagrody i wyróżnienia, jakie ścieżka dostaje świadczą o tym, że nie przekroczyliśmy granicy tego, co jest odbierane jako naturalne oraz ten najistotniejszy – ochrony przeciwpowodziowej. Wycinki, które objęły też pasma krzewów, w miejscu gdzie powstały plaże, doprowadziły do obniżenia stanów wód przy przejściach fal powodziowych nawet o metr. Metr to bardzo dużo dla bezpieczeństwa powodziowego miasta.

W latach 2014-2020 Warszawa ma wydać około 200 mln zł na inwestycje związane z Wisłą i jej najbliższym otoczeniem. Jakie będą priorytety?

Po pierwsze, rozwój infrastruktury służącej rekreacji wodnej i żegludze w szczególności tej amatorskiej, którą chcielibyśmy uczynić powszechną. Mamy kilka promów i statków. Oddany do użytku w tym roku 200-metrowy pomost w Porcie Czerniakowskim nie ma już wolnych miejsc, a wzdłuż prawie kilometrowego nabrzeża portu budują się nowe pływające domy. Powstają nowe przystanie, pomosty, wypożyczalnie kajaków. Będziemy budować ośrodek wodniacki na Cyplu Czerniakowskim i przystanek żeglugowy na Młocinach, żeby można było jak przed wojną wybrać się tam na majówkę. Kolejnym priorytetem będą kąpieliska: baseny pływające oraz baseny otwarte na Saskiej Kępie, które planujemy odbudować. Zamierzamy także stworzyć całoroczną, krytą przestrzeń publiczną przy stacji metra Powiśle. Miałaby ona funkcje edukacyjne, mieściła galerie sztuki, sklepy związane z produkcją artystyczną.

Sklepy? Miasto jest krytykowane, że wspiera nad Wisłą głównie komercyjne projekty.

Nie mam poczucia, że skomercjalizowaliśmy ten teren. Klubokawiarnie, które tam powstają, a jest ich już około 30, wyrosły z inicjatyw oddolnych – stowarzyszeniowych. Kiedyś wspierane przez nas grantami obecnie realizują program kulturalny bez dotacji ze strony miasta. Marzyłem kiedyś, aby nad Wisłą pracowało dwustu ludzi – i to się dzieje, nie widzę w tym nic złego dopóki przestrzeń nie jest dominowana przez informacje marketingowe o sponsorach. Staramy się dbać o czystość wizualną tej przestrzeni.

Problem sanitarny nad rzeką mają rozwiązać automatyczne toalety. Jak Pan je sobie wyobraża?

Zamierzamy skorzystać z rozwiązań systemowych. To będą samoczyszczące się toalety zunifikowane na terenie całego miasta, z wyjątkiem parków zabytkowych. Chcemy, by w przetargu, który wyłoni dostawcę, ważnym kryterium była jakość, a nie tylko cena.

W 1998 roku napisał Pan artykuł naukowy Zasady kształtowania krajobrazu w świetle opisów zawartych w „Panu Tadeuszu”. Mickiewicz znajduje dziś zastosowanie nad Wisłą?

Oczywiście. Przyjechałem do Warszawy z Krakowa i cieszyłem się, że tyle tu nieba, że pędzą po nim chmury, rzeka ma swoje wiry. Romantycy i Mickiewicz uczą patrzenia na pejzaż i jego dynamikę – pokazują, że postrzeganie krajobrazu zmienia się, jest zależne od nastroju. Cieszę, że jako zły uczeń, nie przeczytałem Pana Tadeusza w szkole, tylko dopiero na studiach, gdy mogłem go docenić – myślę, że w dużej mierze dzięki niemu zakochałem się w tej przestrzeni dzikiej i zmiennej, przestrzeni dalekich widoków nad Wisłą.

Rozmawiała Maja Mozga-Górecka

Marek Piwowarski, architekt krajobrazu (doktorat 2004), adiunkt w Pracowni Oceny i Wyceny Zasobów Przyrodniczych Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, wykładowca na kierunkach Architektura Krajobrazu oraz Gospodarka Przestrzenna. Od roku 2006 pełni funkcję Pełnomocnika Prezydenta m.st. Warszawy ds. zagospodarowania nabrzeży Wisły