Obcując z budynkiem tej szkoły, mamy do czynienia nie tylko z przestrzenią niepodobną do niczego, co w dziedzinie architektury oświatowej wydarzyło się w Polsce, ale też z zupełnie inną koncepcją edukacji. Pierwsze wynika z drugiego. Kreacji projektowej nie da się tu opisać wyłącznie jako dzieła znanych projektantów. Raczej jako bezpośrednie przełożenie na język architektury oryginalnych w naszym kraju edukacyjnych założeń stworzonych przez świetnie wykształconą grupę nauczycieli pasjonatów. Powiedzieć na temat budynku tej szkoły, iż „tworzy przyjazne środowisko do nauki”, to nie powiedzieć niczego. Nowa wilanowska szkoła nie ma nic wspólnego ze stworzonym w XIX wieku modelem edukacji, według którego do dziś kształcony jest prawie każdy Polak, a polegającym na powierzchownej wszechstronności i bezrefleksyjnym wykonywaniu szablonowych zadań. Uczeń, jego pasje i umiejętność krytycznego myślenia są tu w centrum uwagi. Liceum w swej istocie oparte jest na koncepcji dobrej, zachodniej wyższej uczelni i ma przygotować młodzież do dalszego świadomego studiowania. Uczą tu ludzie z doktoratami i po najlepszych brytyjskich uniwersytetach. W polskich warunkach to elitarne i bardzo drogie przedsięwzięcie, podobnie jak budżet przeznaczony na realizację budynku. Chwała architektom i twórcom tej placówki, iż nie poświęcili go na zbędny blichtr, tylko na kreację przestrzeni poważnie wspomagającej edukację w wielu jej wymiarach.
Szkoła stawia na naukę umiejętności współpracy – na tę piętę achillesową polskiego systemu, gdzie przez 12 lat nauki nikt nie uświadamia uczniom, ile znaczy zdolność współdziałania w realnym życiu. Pokryty trawą dziedziniec szkoły, trochę jak w angielskich college’ach, stanowi jej centralną, społeczną przestrzeń. Większość z przeszklonych wnętrz w budynku pozostaje z nią wizualnie powiązanych. Charakterystycznym elementem dziedzińca są łączące go z ogrodem na dachu długie ciągi schodów. Podczas przerw mogą na nich usiąść dziesiątki uczniów, łatwo nawiązując wzajemne relacje. Przestrzenie te sprzyjają również nieformalnym kontaktom uczniów z nauczycielami czy lekcjom na świeżym powietrzu. W szkole znajduje się cała masa wnętrz podobnie prowokujących do społecznej aktywności i nieskrępowanej wymiany zdań. W przyległej do dziedzińca stołówce są lekkie stoliki, które łatwo można zestawiać, by zjeść obiad w większym gronie lub też oddać się wspólnej nauce. Spotkaniom i zbiorowej pracy służy również świetlica z kanapami i pufami, kawiarnia na pierwszym piętrze czy mniej formalna w charakterze, wyłożona drewnem „grota” pod salą audytoryjną i inne, mniejsze przestrzenie.
Miejscem indywidualnej, wyciszonej pracy jest biblioteka. Wyraźny nacisk na łatwe nawiązywanie kontaktu położono też w aranżacji sal lekcyjnych. Nie ma w nich rzędów ławek i pedagoga przemawiającego ex cathedra. Nauczyciel ma tu być partnerem, który stymuluje rozwój przez rozmowę i dyskusję. Nie ocenia uczniów za pomocą cyferek, lecz opisowo, co wymaga od niego pochylenia się nad każdą osobą. W salach do zajęć humanistycznych nauczyciele siedzą z uczniami przy jednym stole, zaś w tych do przedmiotów ścisłych, gdzie potrzebna jest tablica, mają wokół siebie ławki ustawione w podkowę. Notabene dbałość o miejsca dobrej współpracy nie dotyczy jedynie przestrzeni dla uczniów – podobnie zorganizowane są pomieszczenia administracji i pokój nauczycielski. Budynek jest powściągliwy, co jest adekwatne do jego przeznaczenia. Na zewnątrz ma klarowne, architektoniczne oblicze, nawiązujące do zdyscyplinowanych wilanowskich pierzei, tyle że nie kamienne, jak większość fasad w tej okolicy. Elewacje są ażurowe, wykonane w syberyjskim modrzewiu, o dobrze przestudiowanych rytmach. Stanowią rodzaj eleganckiego woalu rozpostartego w pewnym dystansie od właściwego budynku, który sam w sobie jest surowy. Podkonstrukcję drewnianej fasady stanowią dwuteowniki ze zwykłej, ocynkowanej stali, a na zewnętrznych ścianach przysłoniętych przez drewniany ażur leży szary tynk na siatce. We wnętrzach dominują nieotynkowane bloczki, ściany z betonu architektonicznego i poodsłaniane instalacje. Na sufitach zaskoczą nas proste akustyczne płyty o niezamarkowanej fakturze. W surowe tło dobrze wpisują się kolorowe meble, opakowane drewnem wybrane elementy wnętrz i jaskrawa informacja wizualna. Lifestyle’owa, monochromatyczna grafika na ścianach z powtarzającym się motywem chłopca-przewodnika, sygnalizuje przeznaczenie poszczególnych części szkoły. Budynek liceum stoi w części Warszawy, przez złośliwych zwanej Lemingradem – miejscu, w którym rodzi się w bólach styl polskiej klasy średniej. Kilka lat temu do rangi komicznej miejskiej legendy urosła dokonana w pobliżu na wniosek mieszkańców zamiana nazwy ulicy Rzeżuchowej na ulicę Rukoli. W sensie wizualnym szkoła autorstwa medusy, najbardziej medialnej i wyznaczającej modne trendy pracowni należącej do przedstawicieli średniego pokolenia, zapewne zaspakaja tutejsze aspiracje. Ale jest czymś znacznie więcej niż okładką współczesnego żurnalu o dizajnie. Wprowadza nas wszystkich w świat przemyśleń innej wagi – w opowieść o naszym rozwoju i pasjach, współpracy opartej na zainteresowaniu drugą osobą, o sile wzajemnej inspiracji, o pożytku płynącym z unikania protekcjonalizmu i arbitralności.