Jakie cechy charakteru ułatwiają Paniom pracę w zawodzie architekta, a jakie ją utrudniają?
Dorota Sibińska: We współprowadzeniu pracowni architektonicznej na pewno niezwykle pomocne są komunikatywność, kreatywność, otwartość i opanowanie. Do cech, które utrudniają mi życie zawodowe, zaliczyć mogę niecierpliwość i bałaganiarstwo. Chciałabym być bardziej uporządkowana i skrupulatna. Co ciekawe, moja empatia oraz zaangażowanie emocjonalne ułatwiają i utrudniają pracę jednocześnie.
Katarzyna Konkel: Myślę, że jest pewien zestaw uniwersalnych cech, które pomagają w pracy po prostu, bez względu na specyfikę danego zawodu. To dość oczywiste kwestie – wśród nich jest pracowitość, obowiązkowość czy poczucie odpowiedzialności. Jestem Ślązaczką i mam typowy dla tego regionu stosunek do pracy – najpierw praca potem przyjemności. To bardzo pomaga. Ta postawa nie wyklucza równowagi pomiędzy pracą a życiem prywatnym, po prostu sprawia, że wszystko smakuje lepiej i cieszy bardziej. To zdecydowanie bardzo „moje” podejście – bardzo pomaga i zawsze pomagało w każdej z zawodowych ścieżek, które prowadziły mnie do miejsca, w którym jestem teraz. Drugi ważny obszar wiąże się z empatią – to bardzo ważna cecha mojego charakteru i wielkie wsparcie w pracy zawodowej. W połączeniu z intuicją rynkową pozwala mi rozwijać się jako przedsiębiorczyni i osobie zarządzającej wieloma procesami. Z drugiej strony nadmierne empatyzowanie – szczególnie w sytuacjach trudnych – niekoniecznie pomaga. To, co realnie utrudnia moje działania zawodowe – a wynika z mojego charakteru – to tendencja do nadmiernego komplikowania procesów badawczych czy analitycznych. Widzę potencjał w szerszym zakresie i zdarza mi się – wbrew biznesowej racjonalności – robić więcej niż klient oczekuje.
Hanna Ruszkowska-Świąder: Moim zdaniem praca architekta wymaga unikalnego zestawu cech charakteru, choć czasami mam wrażenie, że niektóre wykluczają się nawzajem. To, co jest niezbędne i ułatwia nam realizację naszych celów w tym zawodzie to oczywiście: kreatywność, wyobraźnia, analityczne myślenie. Jednak nie możemy zapomnieć o umiejętności komunikacji, która u mnie wypływa z tego, że lubię ludzi i lubię z nimi pracować. Obecnie zarządzam zespołem wspaniałych architektów i widzę, że ważną cechą jest gotowość na zmianę. Cechy, które są niezbędne, a jednocześnie potrafią nam przeszkadzać w codziennej pracy, to precyzja, ale nie w kontekście dbałości o detal. Każdy architekt powinien wiedzieć, w którym momencie jego dzieło jest gotowe i nie powinien już „dopieszczać” kolejnych elementów. Nasz wkład nie kończy się na projekcie, jesteśmy jako autorzy do końca realizacji i tam możemy doprecyzować wszystko w najmniejszym szczególe.
Wioleta Gąska: Postrzegam siebie jako osobę mocno angażującą się w zadania do wykonania. Czuję, że dzięki temu jakość mojej pracy jest na wysokim poziomie, a wychodzenie z inicjatywami w projektach przychodzi mi z łatwością. Sumienność i podejście holistyczne pomaga mi zrozumieć istotę harmonogramu projektowego oraz przestrzegania terminów. Z natury charakteryzuję się analitycznym myśleniem, co pozwala mi patrzeć na tematy z różnych perspektyw i stosunkowo łatwo wyłapywać brakujące informacje. To istotne, aby w pracy projektowej nie pracować tylko na swoich założeniach. Projekty mogą pozornie różnić się tylko w niewielkich szczegółach, które finalnie mogą wywołać niepotrzebne wydłużenie przygotowań. W codziennej pracy pomaga mi dystans do siebie i poczucie humoru. Z pozoru mogłoby się wydawać, że nie mają one znaczenia w zawodzie o technicznym profilu, jednak duża część pracy wykonywana jest w zespole, a cechy te ułatwiają komunikację i nawiązywanie relacji, zwłaszcza gdy pracujemy pod wpływem stresu. Coś, co utrudnia mi pracę, to dążenie do perfekcjonizmu. Uczę się jednak zauważać, gdzie odpuścić. Pracuję nad tym, aby prosić o pomoc – ta umiejętność wcześniej zupełnie nie kojarzyła mi się z pracą projektanta, ale przełamanie stereotypowego myślenia, że wszystko trzeba robić samodzielnie, może okazać się kluczowe. Poznanie mocnych stron – swoich oraz kolegów i koleżanek z zespołu – może wspomóc proces projektowania i przyczynić się do wykonania pracy na jeszcze wyższym poziomie.
Co miało największy wpływ na wybór przez Panie właśnie tego zawodu?
DS: Środowisko, w którym dorastałam, ciekawe zasady rekrutacji, szerokie możliwości, jakie daje wolny zawód architekta. Jako dziecko lubiłam majsterkować i nadal to robię, tylko w skali 1:1.
KK: Myślę, że ciekawość ludzi, tego co stoi za ich zachowaniami. Ogromne zamiłowanie do historii, która jest bardzo bliska w strukturze analitycznej socjologii czy behawiorystyce. W obu przypadkach analizujemy zachowania ludzi i grup społecznych, narodowych czy kultur, różnicuje te procesy tylko czynnik czasu. W mojej pracy, na podstawie analizy teraźniejszych lub związanych z bardzo niedawną przeszłością zachowań, pomagam projektować rozwiązania, które będą funkcjonować w przyszłości. Odkrywanie prawidłowości i zależności w autonomicznych aktach jest szalenie fascynujące. Poza tym bardzo lubię poznawać ludzi, odkrywać ich wielowymiarowość, dawać się zaskoczyć nieoczywistym motywacjom i celom. Przekraczanie stereotypów jest w moim poczuciu esencją projektowania.
HR-Ś: Kiedy wybieramy drogę zawodową, zazwyczaj mamy wyobrażenia o niej. Z czasem zmieniają się i ewoluują. Zaczynałam z ideą podzielenia się kreatywnością oraz pasją do projektowania. Zawsze chciałam sprawiać, żeby życie innych stawało się wygodniejsze, estetyczne i dawało wiele radości w codzienności. Z czasem uświadomiłam sobie, że uwielbiam pracę zespołową oraz dzielenie się swoimi doświadczeniami i wiedzą.
WG: Odkąd pamiętam, zawsze miałam dryg do prac technicznych i myślałam analitycznie. Po liceum wybrałam studiowanie elektrotechniki, która pod względem programu była mi najbliższa. Jedną ze specjalizacji była technika świetlna, która od pierwszego przedmiotu zdobyła moje serce. Ta część branży elektrycznej daje możliwość tworzenia „efektów wow”. Jednak szczególnie ciekawa była dla mnie kwestia wpływu oświetlenia na naszą codzienność oraz to, że poprzez prawidłowo zaprojektowane oświetlenie mamy możliwość polepszenia komfortu, zdrowia i bezpieczeństwa.
Który element pracy projektantki wykonują Panie z największą przyjemnością, a czego by Panie najchętniej unikały?
DS: Analizy przedprojektowe, koncepcje, rozmowy z klientami, projekty wykonawcze i nadzory na budowach –to lubię najbardziej. Chętnie unikałabym rozmów o pieniądzach, analizowania umów i całej papierologii. Lubię początki i końcówki projektów, środkowe fazy są dla mnie zbyt mało dynamiczne i nie mam do nich cierpliwości.
KK: Radość wynika z odkrywania, poznawania drugiego dna nawet najzwyklejszych ludzkich aktywności. Ważny jest ten moment, gdy wszystko nagle staje się jasne, kiedy z obserwacji, analizy zdjęć czy rozmów wyłania się obraz spójny i przejrzysty. Od kilku lat moja profesja jest ściśle związana z pracą architektów, a to wnosi kolejny bardzo nagradzający element. Materializacja założeń w konkretnej przestrzeni to prawdziwa satysfakcja. Ścisła współpraca z projektantami na każdym etapie projektu koncepcyjnego i gdy pojawiają się wyzwania na etapie wykonawczym – to sposób pracy, który daje poczucie sensu i pozwala czuwać nad jakością. Kiedy pierwszy raz weszłam do przestrzeni zrealizowanej w wyniku tego procesu i zobaczyłam kolory, oświetlenie oraz funkcje, które wynikały z analizy potrzeb i wspólnej pracy twórczej, popłakałam się ze szczęścia. Materialny aspekt tej pracy daje dużo większą satysfakcję, niż gdy na podstawie procesów badawczych czy strategicznych powstanie spot, plakat czy opakowanie. Aktualnie w mojej pracy nie mam zbyt wielu rzeczy, których nie lubię. Są trudne elementy – odpowiedzialność za ludzi, za stabilność ich zatrudnienia. Wyzwania związane z tym, by angażować się w projekty, które nas wszystkich rozwijają i jednocześnie dają stabilny strumień przychodów. Kiedyś mogłam odczuwać obciążenie, gdy musiałam sprawdzać dokumenty przetargowe czy weryfikować dokumentację projektową. To, czego realnie nie lubię, to gdy praca mojego zespołu nie jest adekwatnie doceniana, gdy nie uda mi się tak przeprowadzić procesu, by oddać jasność założeń, ale czasami są czynniki, które nie pozwalają w pełni zrealizować naszej metodologii.
HR-Ś: Myślę, że tu nie będę oryginalna. Bardzo lubię pracę kreatywną oraz prezentacje swoich pomysłów przed potencjalnymi użytkownikami. Jednak najlepszy moment to obserwowanie reakcji, gdy projekt jest zrealizowany i klient ma okazję pierwszy raz zobaczyć efekt. Tego nie da się niczym zastąpić. Czego chciałabym unikać? To trudne, bo jak dojść do końcowego efektu, unikając jakiegokolwiek etapu czy elementu w projektowaniu?
WG: Największą przyjemność czerpię z tworzenia konceptów, ustalania potrzeb i oczekiwań klienta, czy tworzenia projektu dopasowanego do wizji architekta i na tej podstawie przygotowywania dokumentacji technicznej. Najtrudniejszą częścią są aspekty finansowe i związane z nimi negocjacje. Tu ratuje mnie, po raz kolejny, praca zespołowa i, szczęśliwie dla mnie, osoby mające do tego większe predyspozycje.
Gdyby dostały Panie szansę dokonania zmiany w projekcie, który już został zrealizowany, to co by Panie zmieniły i dlaczego?
DS: Staramy się tak projektować, żeby potem nie żałować swoich decyzji. Niekiedy trochę dłużej to trwa, ale kładziemy się spać z czystym sumieniem. Zdarza się, że musimy z pewnych elementów zrezygnować ze względów ekonomicznych. Gdybym dziś dostała szansę zmiany, to w każdym projekcie dodałabym to, co inwestorzy usunęli z powodu kosztów. Byłyby to wyłącznie detale.
KK: Mam to szczęście, że projekty, które tworzymy, często są wdrażane w więcej niż w jednej lokalizacji. Ewaluacja rozwiązań jest elementem naszej pracy. Na podstawie badań opracowujemy założenia, wdrażamy projekt i badamy, czy te założenia zostały zrealizowane. Jeśli nie – wówczas poprawiamy. Dla nas projekt jest efektem postawienia docelowych użytkowników w centrum procesu – dlatego ewentualna zmiana w zrealizowanym projekcie wynika z głosu użytkownika. Nie mamy potrzeby „autokorekty” wynikającej z pobudek tylko estetycznych – oczywiście dążymy do perfekcji też w tym obszarze – jednak nasze projekty mają być przede wszystkim funkcjonalne. Mnie osobiście uczucie, że coś trzeba zrobić inaczej, towarzyszy jedynie w tych projektach, w których poległam jako adwokat głosu adresata danej przestrzeni. Czasami to się zdarza – jego głos jest ignorowany w jakimś zakresie przez osoby decydujące o ostatecznym kształcie – wówczas, musimy poczekać do etapu wdrożenia, zakończenia prac budowlanych i wykończeniowych, i po jakimś czasie funkcjonowania danej przestrzeni wracamy do dyskusji nad zastosowanymi rozwiązaniami.
WG: Po fakcie wydaje się, że wiele projektów można było zrobić inaczej. Czy lepiej? To zależy. Planując, wykonujemy projekt opierając się na naszej najlepszej, obecnej wiedzy i proponując najbardziej dopasowane do potrzeb klienta rozwiązania. Często pracujemy zespołowo, aby skorzystać z różnych doświadczeń i perspektyw. Głównym tego efektem powinno być bezpieczne środowisko pracy oraz zadowolenie użytkowników. Wypełniając te dwa kryteria, mogę być pewna, że moja praca została wykonana prawidłowo. Zawsze można dążyć do perfekcji i zawsze możemy robić rzeczy lepiej. Ważne, żeby nauczyć się odróżniać i zauważać, czy ta perfekcja jest zawsze potrzebna.
Czy mogą Panie wybrać jeden projekt, który najbardziej wyraża Was jako architektki i projektantki?
DS: Centrum Aktywności Międzypokoleniowej przy ul. Korotyńskiego w Warszawie. To jest niezwykły projekt, który łączy czterech różnych użytkowników i – co za tym idzie cztery różne instytucje – dzienny dom pomocy dla osób starszych, środowiskowy dom pomocy dla osób niepełnosprawnych intelektualnie, placówkę opiekuńczo-wychowawczą oraz żłobek. Różni użytkownicy to bardzo różne problemy do rozwiązania. Niezwykle ciekawy projekt pod względem architektonicznym, psychologicznym i socjologicznym.
KK: Projekty, w których powstawaniu miałam udział, nie wyrażają mnie. Zawsze wyrażają adresata, użytkownika, klienta, współgrają z tymi osobami, ich aspiracjami i potrzebami. Nie jestem projektantką – jestem kimś, kto inspiruje architektów i projektantów – medium pomiędzy twórcami konkretnych rozwiązań, artystami form i kształtów a ludźmi, dla których oni tworzą. Ze względu na specyfikę mojej roli, mówienie o tym, że w powstałych przestrzeniach jest dostrzegalny mój styl czy wpływ, byłoby uzurpacją. Są projekty, których specyfika sprawia, że się z nimi utożsamiam, bo są mi szczególnie bliskie z powodów osobistych. Tak było z restauracją ISTO w Katowicach czy tak jest z nowym konceptem salonów INGLOT, gdzie wraz z zespołem intensywnie pracowaliśmy np. nad nową komunikacją wewnątrz salonu, ale też wdrożyliśmy szereg nowych funkcjonalności.
HR-Ś: W każdej przestrzeni, którą projektowałam, zostawiam cząstkę siebie, a obecnie działam w sektorze projektów przestrzeni biurowych, komercyjnych oraz PRS, a także w systemie pracy Design&Build. Przez cały czas zawodowy głównym moim celem było projektowanie dla ludzi, a moją rolą jest połączenie potrzeb, budżetu z wizją architektoniczną oraz estetyką.
WG: Projekty, które przygotowuję, mają charakter głównie techniczny, w którym musimy trzymać się norm. Jednak oczywiście są i takie, które zapierają dech w piersiach efektem, lub ze względu na swoją unikatowość zostają na długo w pamięci. Szczególne znaczenie miało dla mnie przygotowanie rozwiązania oświetleniowego na wydarzenie NATO Summit 2023 w Wilnie. Projekt ten musiał uwzględniać wiele aspektów, których zazwyczaj nie musimy brać pod uwagę. Głównym wyzwaniem było zgranie całości na czas, nie znając wszystkich szczegółów budynku (ze względów bezpieczeństwa), ciągłych projektowych zmian, które miały miejsce praktycznie do samego wydarzenia oraz brak możliwości wejścia na obiekt. Mieliśmy zbudowany plan działań i podczas regularnych spotkań z naszym partnerem były one weryfikowane. Praca w międzydziałowym zespole dawała mi szansę zdobycia nowych umiejętności i doświadczeń, jakich nie miałam wcześniej.
Jaka była najtrudniejsza rozmowa, którą w swojej karierze musiały Panie odbyć?
DS: Było ich wiele. Większość z nich miała charakter osobisty, więc trudno mi o nich mowić. Praca architekta w swoje DNA ma wpisane „trudne rozmowy”. Często dla naszych klientów stajemy się terapeutami.
KK: Nie mam takiego jednego, szczególnego wspomnienia, takiej przełomowej rozmowy. Trudne były rozmowy z ludźmi, którzy zawiedli moje zaufanie lub z osobami, które ja zawiodłam. Czy to byli współpracownicy, których działania wymagały interwencji i przekazania im informacji, że nie możemy kontynuować współpracy, czy klienci, których oczekiwań nie udało nam się zrealizować. To jest zawsze bardzo trudne, gdy musimy komuś powiedzieć lub od kogoś przyjąć informację: to co robisz nie jest dobre. Bardzo się cieszę, że po ponad 20 latach pracy zawodowej wiem, co mi pomaga w obu tych sytuacjach. Kluczowa jest szczerość intencji. Gdy wiem, co jest moim celem – utrzymanie współpracy i poprawa czy tylko podsumowanie wspólnego doświadczenia i pójście dalej – to musi być jasne. Większość moich doświadczeń to bardzo dobre i bliskie relacje ze współpracownikami oraz wierni klienci, z którymi łączy nas sympatia. Czasami jednak jest inaczej i to są ważne lekcje, które trzeba odrobić z pokorą.
HR-Ś: To pytanie jest dla mnie najtrudniejsze. Mam wiele wspaniałych rozmów i wiele trudnych, jednak żadna nie wysunęła się na prowadzenie. Może to, że traktuję trudne tematy jako wyzwanie, pozwala mi myśleć o rozmowach pozytywnie.
WG: W swojej karierze pełniłam różne funkcje i odbyłam różne rozmowy z osobami na różnych stanowiskach, z różnych krajów, z różnymi doświadczeniami. Obecnie taka możliwość jest dla mnie bardzo motywująca i jest częścią pracy, którą bardzo lubię. Jednak to, co najmocniej pamiętam z początków mojej pracy, to właśnie wszystkie „pierwsze rozmowy”, które były dla mnie najtrudniejsze. Pierwsza rozmowa z szefem, z kolegami, z klientami, architektami... Do tej pory pamiętam napięcie, które wówczas czułam. Miałam wrażenie, że już na pierwszym spotkaniu muszę pokazać swoje kompetencje. Zdobyte doświadczenie pozwoliło mi zrozumieć prawdziwą istotę rozmów.Na tej postawie zmieniłam moje „najtrudniejsze rozmowy” w codzienność, która daje mi ogromną motywację.
Z jakim największym wyzwaniem przyszło się Paniom zmierzyć w trakcie swojej kariery zawodowej?
DS: Wbrew pozorom był to mały projekt prowadzony przez wydział ochrony środowiska. Pracownicy tego wydziału najchętniej projektowaliby sami, a architekta traktowali jak organizatora projektu budowlanego, który swoje prawa autorskie stracił w momencie wystawienia faktury. Wyzwanie polegało na tym, żeby przetrwać i bronić projektu przed zmianami, które wprowadzane były każdego dnia. To było upokarzające i wykańczające psychicznie doświadczenie. Całe szczęście mam to już za sobą.
KK: Tych wyzwań w ciągu 20 lat pracy było bardzo dużo, na początku często dostawałam naprawdę wielkie zadania, czasami myślę, że części z nich podejmowałam się tylko dlatego, że nie do końca – z racji wieku i braku doświadczenia – byłam świadoma ich skali. Z biegiem lat do zadań merytorycznych dochodziły wyzwania związane z zarządzaniem ludźmi. Szczególnie trudno było w czasie pandemii – zabezpieczenie stałości zatrudnienia, a potem dbanie o bezpieczeństwo fizyczne w świecie wracającym na stare tory. Odpowiedzialność za ludzi, których zapraszamy do współpracy, za ich rozwój, bezpieczeństwo,za ich decyzje, na które wpływamy – to wielkie wyzwanie. Niezmiennie najtrudniejsze są dla mnie sytuacje, w których bycie mamą i realizacja zawodowych wyzwań stają się trudne do pogodzenia. Zdarzają się takie kolizje, np. trwa ważny projekt i jednocześnie któreś z moich dzieci choruje lub po prostu potrzebuje wsparcia i mojej obecności. To obszar, w którym doświadczenie i wiek nic nie wnoszą, zostają moje wybory.
HR-Ś: Myślę, że największe wyzwanie jest tym, z którym się mierzę za każdym razem, gdy moja kariera robi krok do przodu. Pogodzenie się ze „stratą” i otwarcie się na nowe możliwości – mam tutaj na myśli tę część mojej pracy, z której muszę zrezygnować, aby pójść do przodu.
WG: Największe wyzwanie polegało na zmierzeniu się z obawami, jak odnajdę się w branży zdominowanej przez mężczyzn. Zastanawiałam się, jak zostanę odebrana? Podobnie, jak większość obaw, również i ta najgorzej wyglądała w mojej głowie. W środowisku, w którym pracuję, nie doświadczyłam żadnych różnic wynikających z płci. W TRILUX panuje otwartość, a w razie potrzeby mogę liczyć na wsparcie. Widzę również, że moja wiedza może być też wsparciem dla innych.
Co doradziłaby Panie innym kobietom zaczynającym dopiero swoją karierę w tym zawodzie?
DS: Iść za głosem serca i nie zastanawiać się nad tym, czy to, że jesteś kobietą, coś zmienia. Róbcie to, w czym czujecie się dobrze i szukajcie miejsc, w których pozwolą Wam się rozwijać. Nie lubię mówić o płci w tym zawodzie, ponieważ z mojego punktu widzenia nie ma to żadnego znaczenia. O tym, w którym miejscu procesu projektowego się znajdziemy, decydują nasze predyspozycje, cechy charakteru i sposób myślenia. Warto wyznaczać sobie małe cele i je osiągać. Marzyć i spełniać marzenia.
KK: Bez względu na płeć, ogromną wartością w pracy zawodowej – poza stabilnością finansową – jest możliwość rozwoju i uczenia się. Warto wybierać różne miejsca, z którymi się wiążemy zawodowo – dawać sobie szansę na czerpanie z różnych źródeł rozwoju. Spektakularne projekty, które powstają w hermetycznych zespołach, gdzie większą wartością jest efekt niż rozwój kompetencji są ważne, bo uczą samodzielności i powalają poznać najwyższe standardy. Jednocześnie warto pracować też w strukturach, które być może skupiają się na powtarzalnych zadaniach, ale pozwalają dopracować „rzemieślnicze” kompetencje. Ważna jest równowaga i różnorodność wyzwań. Nie chodzi o zmianę dla zmiany, ale o szukanie różnorodnych doświadczeń.
HR-Ś: Będąc architektką, wkraczamy w męski świat, i najlepsze, co możemy zrobić, to nie walczyć z tym, ale dać się porwać. Jesteśmy doskonałymi architektami, a to że jesteśmy też kobietami, często matkami, daje dodatkowe umiejętności organizacyjne, elastyczność i otwartość na zmianę. Nasza empatia pozwala nam zrozumieć różnorodność ludzi i jeszcze bardziej rozwinąć kreatywność. Wspierajmy się nawzajem i zdobywajmy szczyt.
WG: Być dumną z tego, że jest się kobietą. Płci projektanta nie da się zdefiniować po samym wyniku pracy. Wpływ na to, jakim ktoś będzie specjalistą, ma zbiór naszych cech osobowości, a nie płeć. Nie powinna nas w niczym ograniczać.