Honorowa Nagroda SARP 2019 dla Jacka Lenarta

i

Autor: Archiwum Architektury fot. Gustaw Dudka

Honorowa Nagroda SARP 2019 dla Jacka Lenarta

2019-08-12 17:23

Tegorocznym laureatem Honorowej Nagrody SARP został szczeciński architekt Jacek Lenart. Kapituła doceniła projektanta za wrażliwość, talent i zaangażowanie. Przypominamy jeden z wywiadów z Jackiem Lenartem opublikowany na łamach „Architektury-murator”.

Kapituła Honorowej Nagrody SARP 2019, składająca się z laureatów lat ubiegłych, czyli Marka Dunikowskiego, Ryszarda Jurkowskiego, Kazimierza Łataka, Bolesława Stelmacha oraz prezesa SARP Mariusza Ścisło, to prestiżowe wyróżnienie przyznała Jackowi Lenartowi, współzałożycielowi szczecińskiej pracowni Studio A4, która na koncie ma m.in. takie realizacje jak kwartał starówki w Stargardzie Szczecińskim, dom towarowy Kupiec, Wydział Nanotechnologii ZUT czy Trafostacja Sztuki w Szczecinie.

Jacek Lenart jest 54. laureatem Honorowej Nagrody SARP, przyznawanej przez od 1966 roku. Uroczystość wręczenia nagrody, połączona z otwarciem wystawy dorobku laureata, odbędzie się 29 listopada o godz. 17.00 w siedzibie Stowarzyszenia Architektów Polskich w Warszawie. Poniżej przypominamy wywiad z Jackiem Lenartem, opublikowany w nr. 04/2013 „Architektury-murator”.

Współpracujecie z Hiszpanem Fernando Menisem przy głośnym projekcie sali koncertowej na toruńskich Jordankach. Jak do tego doszło?

Jak zwykle wszystko jest wynikiem splotu różnych przypadków. Zaczęło się od naszej współpracy z pracownią EBV z Barcelony przy projekcie powstającej Filharmonii Szczecińskiej. Ponieważ kilku naszych architektów mówi po hiszpańsku, przez jakiś czas pracowali tutaj nawet dwaj rodowici Hiszpanie, a tam z kolei Polacy, wytworzył się pewien polsko-iberyjski związek. Fernando Menis pracował wówczas nad projektem sali koncertowej w Toruniu i szukał partnera w Polsce. Rozmawiał na ten temat z kilkoma pracowniami, ale ostatecznie do współpracy nie doszło. W tym samym czasie rozeszła się jakimiś drogami wiadomość o naszych doświadczeniach z Hiszpanami. Nie zabiegaliśmy tu w żaden sposób o kontakt. Byliśmy kompletnie zaskoczeni, gdy pewnego dnia Fernando Menis zadzwonił i spytał, czy może spotkać się z nami za 5 godzin. Błyskawicznie podjęliśmy decyzję i zaprosiliśmy go do siebie. Tak zaczęła się nasza współpraca.

Jaki jest wasz udział w projekcie?

Z naszej strony jest to współpraca autorska – zakres naszych działań jest bardzo duży. W Walencji, gdzie przez ostatnie lata znajdowała się pracownia Menisa, zapadały decyzje dotyczące samej architektury. Do nas należało jej recenzowanie – mówiąc najogólniej, pilnowaliśmy, aby projekt był zgodny z polskim obyczajem, odbiorcą i prawem, dostarczaliśmy wszelką potrzebną dokumentację i ekspertyzy. Ta rola jednak systematycznie rosła – Fernando jest bardzo aktywny, ma mnóstwo zajęć na całym świecie, prowadzi wykłady, spotkania i często to my zajmowaliśmy się koordynacją, terminami czy czuwaniem nad jakością. Był czas, kiedy jeden z naszych architektów pojechał do Walencji, aby kierować pracami. Po drodze co chwilę zdarzały się jakieś zwroty akcji i dramaty, projekt powstaje już od niemal czterech lat, ale ostatnie, radosne wieści są takie, że realizacja wkrótce się rozpocznie. Choć to oczywiście oznacza też początek długiej i niełatwej drogi. Menis jest przyzwyczajony do tego, że tworzy na miejscu – obserwuje, daje instrukcje, koryguje. Ten obiekt nie ma ani jednej prostej ściany, czy płaszczyzny bez „ściśle zaadresowanej faktury”. Jeśli na budowie nie ma autora, który powie, jak dokładnie ją sobie wyobraża, to nie znajdzie się nikt odważny, kto by go w tym wyręczył. Fernando ma bardzo osobisty stosunek do swojej twórczości, nie ważyłbym się go zastąpić. Nie dlatego, że zrobiłbym to źle, ale on poczułby, że coś, czym żyje, zostało mu odebrane.

Wygląda na to, że więcej Was dzieli niż łączy.

Bardzo się od siebie różnimy. Początek współpracy był jak droga przez mękę, najtrudniejsze jest przedzieranie się przez brak zaufania. Choć można mieć wątpliwości, czy w tzw. normalnym życiu relacja między dwiema osobami o tak odmiennych charakterach byłaby możliwa, nauczyliśmy się cenić te różnice i nabraliśmy wzajemnej sympatii dla nich. On, projektując, realizuje swój sen, w którym bardzo wiele rozwiązań ma już wymyślonych i przećwiczonych. My z kolei, znając polską rzeczywistość, mając wiele realizacji, chcemy w projekcie przewidzieć i narysować najmniejsze detale, zaplanować wszystko, przełożyć na pracę branżystów, polskie prawo czy klimat.

Większość Waszych realizacji powstaje w Szczecinie. Projektowanie we własnym mieście, także żmudna rewitalizacja historycznych budynków, oznacza więcej dylematów?

Rzeczywiście, budujemy głównie w Szczecinie i okolicach. W tej chwili powstaje chociażby wspomniany gmach filharmonii i tzw. Trafostacja Sztuki, ale kończymy także m.in. duże osiedle mieszkaniowe w Warszawie. Wróciliśmy też w pewnym stopniu do historii z rewitalizacją XIX-wiecznych kamienic, która zaczęła się dla mnie na początku lat 90. Wtedy, po okresie myślenia stricte konserwatorskiego, traktowania zabytkowej tkanki wyłącznie z pietyzmem, otworzyłem się na ideę, która pozwala skonfrontować dobro dzisiejszych mieszkańców i troskę o warunki zamieszkania z realną wartością historyczną czy artystyczną budynku. Patrząc na kamienicę, za każdym razem zadawaliśmy sobie więc pytanie, co zrobić, aby była użyteczna, a jednocześnie ochronić cenne wartości. W efekcie dokonywaliśmy poważnych zmian, wyburzaliśmy oficyny i budowaliśmy w sposób zapewniający mieszkańcom dostęp do światła, tworzyliśmy place zabaw i zielone podwórka. Zamiast myśleć o zabytkowej tkance jak o ikonie, która staje się niewygodna i niechciana, potraktowaliśmy ją jako materię, którą można przekształcać, kreując nową wartość. Nie zapomnę pewnej podróży pociągiem z Warszawy do Szczecina, gdy znajomy, który mieszkał z rodziną w jednej z tych kamienic, poprosił mnie, abym zaopiekował się w trasie dwójką jego dzieci. W pewnym momencie jego 10-letnia może córka spytała: „Proszę pana, ja wiem, że to pan zaprojektował nasz dom. Jak to jest, że pan wiedział o wszystkim, czego potrzebujemy?”. Poczułem się naprawdę wzruszony, dla architekta to najlepsza rzecz, jaką może usłyszeć.

Rozmawiała: Urszula Biniecka