Zaślepka na obiekt leadowy Architektura

i

Autor: Archiwum Architektury

W krainie latających dywanów – list do redakcji miesięcznika „Architektura-murator”

2014-03-07 14:34

Wystawa w naszym pawilonie na 14. Biennale Architektury w Wenecji najprawdopodobniej będzie kolejnym rozczarowaniem - Wojciech Gwizdak, prezes kieleckiego oddziału SARP o polskich wystawach na Międzynarodowym Biennale Architektury w Wenecji

Architektura-murator 3/ 2014

i

Autor: Archiwum Architektury

Wystawa w naszym pawilonie na 14. Biennale Architektury w Wenecji (rozpocznie się 7 czerwca) najprawdopodobniej będzie kolejnym rozczarowaniem. Odwiedziłem trzy ostatnie polskie ekspozycje w Wenecji (2008, 2010, 2012), i zapewne zobaczę także tegoroczną. Wszystkie one układają się w pewien mało ciekawy schemat, a dwie ostatnie wyróżniały się wyjątkowo negatywnie na tle innych narodowych prezentacji. Przerost roli kuratorów, przerost znaczenia manifestów i brak umiejętności ich przełożenia na materię wystawy, błędy projektowe, brak większego związku wystaw z przesłaniami biennale, a przede wszystkim brak większego związku z architekturą (poza wystawą Hotel Polonia z 2008 roku). Nie podoba mi się wyłoniony w ostatnim konkursie Zachęty projekt Figury niemożliwe – latający zielony dywan nad sarkofagiem nieznanego w Europie polityka, zaprojektowany przez nieznanego w Europie architekta. Martyrologia, pomnikowość, patos nie są odpowiedzią na przesłanie biennale sformułowane przez Rema Koolhaasa Absorbing Modernity: 1914-2014 – są strzałem kulą w płot. Koolhaas sugerował, by w swoich pawilonach poszczególne kraje zaprezentowały proces zacierania się w architekturze cech narodowych na rzecz uniwersalnego języka architektury. W historii baldachimu Józefa Piłsudskiego dostrzec można dziwne ścieżki odzyskiwania niepodległości, niekiedy ironiczne, ale związek z przesłaniem kuratora jest naciągany. Wątpliwości wzbudza nawet sam tytuł – Figury niemożliwe. Prędzej spodziewałbym się tu grafik Eschera niż baldachimu. Powinno być chyba Bryły niemożliwe? Jednak, co jest geometrycznie niemożliwego w wiszącym prostopadłościanie? Na pewno nie geometria, najwyżej sprzeczność z zasadami grawitacji. Gdzie tu modernizm? Gdzie jego absorpcja? Gdzie proces? Nie podobał mi się również pawilon polski w 2012 roku. Pusta szara przestrzeń, w której podobno można było usłyszeć architekturę – kompozycję dźwiękową, na którą składają się odgłosy słyszane w budynku oraz w jego najbliższym sąsiedztwie. I znów związek z architekturą i przesłaniem biennale musiał być mocno i często tłumaczony, by choć słowami zastąpić to czego nie reprezentował sobą pawilon. Tytułem biennale było hasło Common Ground (Wspólny grunt), a my tymczasem zaprezentowaliśmy wnętrze służące do podsłuchiwania, które kojarzy się bardziej z Wielkim Bratem, Stasi, SB, niż z problemami współczesnej architektury.Stalowa, siatkowa konstrukcja z 2010 roku (według autorów – skocznia), ostro oświetlona w ciemnym wnętrzu, miała służyć do skoku w chmury. Jak wyglądał ów skok mogłem się dowiedzieć jedynie ze zdjęć i relacji prasowych, a przede wszystkim znów – z manifestu. Podobno, po pierwszym dniu, z tej jedynej funkcji pawilonu nie można było korzystać, ponieważ nie pozwalały na to włoskie przepisy BHP. Zobaczyłem tonące w ciemnościach pomieszczenie ze snującym się po podłodze dymem – dla mnie wyglądało to jak bramy piekieł. Trafność koncepcji wystawy Hotel Polonia. Budynków życie po życiu z 2008 roku – nagrodzonej Złotym Lwem – też należy uznać za połowiczną. Brakowało logicznego związku między ideą hotelu, a postapokaliptycznymi pracami wiszącymi na ścianach. Znów trzeba było sięgać do manifestów, by zrozumieć, co chcieli przekazać kuratorzy. Gdzie związek między The Afterlife of Buildings, a hotelem? I co jego inscenizacja mówi o architekturze? Co ciekawe, idea Hotelu Polonia jest podobna do pawilonu francuskiego z 2006 roku – Metavilla. Gdyby przeprowadzić eksperyment i poprosić zwiedzających polskie pawilony o sformułowanie ich przesłania na podstawie tego co widzieli, jestem przekonany, że rozrzut byłby zaskakujący. Być może taniej byłoby pozostać przy druku samego tekstu manifestów, a nie realizować takie wystawy. Od lat mówi się o błędach, kompromitacjach, niedopracowanych i nieprzestrzeganych regulaminach, jakie towarzyszą w Polsce wyborom kuratorów na kolejne weneckie biennale. Zachęta zmarnowała już dwie i pół wystawy, i jak dla mnie jest to wystarczająca liczba. Uważam, że ta instytucja nie jest w stanie zorganizować, przeprowadzić i wyłonić dobrej ekspozycji na biennale architektury. Wystawy, które widziałem, to instalacje artystyczne, głęboko introwertyczne, niezrozumiałe, pokazujące ego kuratorów, a nie architekturę. Moim zdaniem, nasze prezentacje nie trafiały do odwiedzających, którzy przyjeżdżają na biennale architektury po podniety natury projektowej, a nie artystycznej. Tegoroczny pawilon będzie już nie artystyczny, ale dalej niszowy i płytki. Jedna opowieść nie zachęci zwiedzających do dłuższego w nim pozostania, nie przyciągnie, nie zainteresuje – dalej będziemy krajem opisanym na jednej z map w Pałacu Dożów słowami – Terra incognita. Niech Zachęta odda biennale architektury polskiej architekturze!- Wojciech Gwizdakprezes kieleckiego oddziału SARP,wiceprzewodniczący świętokrzyskiejIzby Architektów i członek RadyLegislacyjnej izby