Wszystkie niemal eksperymenty, jakich w dziedzinie powojennej odbudowy boleśnie doświadczyły polskie „odzyskane” miasta, stały się udziałem Szczecina – miejsca, które ze względów politycznych i historycznych nie mogło odgrywać pierwszoplanowej roli w kreowaniu kulturalnego wizerunku nowego reżimu. Nieortodoksyjne rekonstrukcje, socmodernistyczne bloki mieszkalne podążające za średniowiecznym układem ulic towarzyszą tu postmodernistycznym pastiszom i współczesnym ćwiczeniom na temat domu o gabarytach kamienicy. Wszystko to wydarzyło się na stosunkowo niewielkim obszarze. Ekstensywna tkanka powstała w miejscu gęstej, staromiejskiej zabudowy. Odczuwalna jest tu bezradność w podjęciu się niemożliwej do spełnienia misji: odtworzenia continuum miasta, które wraz z rodowitymi mieszkańcami pozbawione zostało społecznych i kulturalnych korzeni, miasta niebędącego w stanie zrównoważyć owego braku nową, optymistyczną wizją rozwoju. W tym kontekście zwycięski projekt konkursowy nowego gmachu filharmonii z 2007 roku mógł budzić obawy jako kolejna próba „obrazkowego”, emblematycznego odniesienia do historii, wariacji na temat sylwety, strzelistości budowli hanzeatyckiego miasta, pionowych neogotyckich podziałów. Mlecznobiała bryła wydawała się w swej ikonicznej ekspresji frapująca, ale niepokoiła zbyt prostymi skojarzeniami.
Tymczasem zrealizowany obiekt nie stał się przecharakteryzowaną, świetlistą makietą. Mimo szklanej, mlecznej powłoki jest nadspodziewanie materialny. Zgodnie z intencją autorów budowla jest tyleż kontekstualna, wyrastająca z otoczenia, co ucieleśniając pewien porządek, skonstruowana jak muzyczny instrument – fizyczna struktura wypełniona życiem, ruchem, dźwiękami. Harmonia drobnoskalowych elementów buduje tu dobrze zorkiestrowaną całość. Filharmonia wraz z nowym ukształtowaniem placu projektu Roberta Koniecznego współtworzy przyjazną, społeczną, miejską przestrzeń. Klarowna struktura gmachu – dwie sale koncertowe wpisane pomiędzy strefy serwisowe zlokalizowane po obwodzie budynku – traktuje relacje wnętrz z otoczeniem po kahnowsku. Jest rodzajem donżonu, w którym ewakuacyjne klatki schodowe, toalety, pomieszczenia techniczne i szachty znalazły się w grubości zewnętrznej ściany. Jej głębokość sygnalizuje tektonika elewacji, wejście i nieliczne otwory okienne. Warstwowa szklana fasada zapobiega jednocześnie wrażeniu budowli „opakowanej w ruiny”, jest pewnym antidotum na ciężkie, pruskie i socrealistyczne obiekty z najbliższej okolicy.
Pozostaje jedynie cień niepokoju, na jak długo gęsta, trójwymiarowa struktura metalowo -szklanej elewacji zachowa niezbędną dla przyjętej formuły estetycznej nieskazitelną czystość. Wielkim walorem jest nastrój i atmosfera wnętrz. Architekci bardzo uważnie i precyzyjnie definiują miejsca o różnej skali i charakterze. Używają w tym celu ograniczonych środków architektonicznych: ścian i stropów oraz wyciętych w nich otwarć odnoszących się do skali sąsiadujących przestrzeni. Ich proporcje, podobnie jak starannie wystudiowane relacje pomiędzy sekwencjami kolejnych wnętrz, są tu podstawowym środkiem wyrazu. Taki sposób projektowania, charakterystyczny dla prac studia Barozzi Veiga, jest też rozpoznawalną cechą szerszego nurtu współczesnej architektury hiszpańskiej. Wycięte w kubicznych masywach wnętrza są jednocześnie przestronne i lekkie.
W budynku nie znajdziemy ANI JEDNEGO SŁUPA! Architekci nie starają się epatować elementami konstrukcji (całkowite przeciwieństwo polskich realizacji, w których siatki słupów dominują nawet w małych projektach mieszkalnych). Mimo to tektonika budynku jest znakomicie wyczuwalna, znajdując swą kulminację w geometrii dachu oraz pełnych wyrazu, frapujących i nieco muzealnych przestrzeniach znajdującego się pod nim górnego foyer. Wnętrza, choć zróżnicowane w skali, są niezwykle homogeniczne, niemal pozbawione koloru, detale dyskretne. Wszystko to podporządkowane jest bardzo „południowej” metodzie operowania światłem. Na tym tle zaskakująca jest sala koncertowa. Bogata ekspresja kryształowo ciętych złotych paneli sufitów i ścian, ciemne drewniane podłogi i obicia foteli, atmosfera nieco „operowa”, ale nie przytłaczająca. Proporcje sali wzorowane na słynnej amsterdamskiej Concertgebouw mają pomóc w uzyskaniu idealnych warunków akustycznych. Hol wejściowy pozwala odczytać skalę całego gmachu. Dominują w nim schody: szeroki, prosty bieg prowadzący do sali koncertowej i spiralna, rzeźbiarsko potraktowana klatka, spływająca z poziomu foyer pod dachowym świetlikiem. Znajdujący się na nich ludzie tworzą żywy, ruchomy, mieniący się kolorowymi punktami obraz. Są oni w istocie integralną częścią tej architektury, jej treścią.
Artykuł ilustrowany stroną 27 miesięcznika "Architektura-murator" nr 07/2014.