Geologowie od lat postulują uznanie antropocenu za kolejną epokę geologiczną. Czy oficjalna zmiana w tabeli stratygraficznej Ziemi wpłynęłaby na postrzeganie problematyki, którą zajęli się Panowie na wystawie Antropocen?
Adrian Krężlik: Gdzieś około roku 1980 zaczęto myśleć o tym, jak na nowo opisać planetę, na której dzisiaj żyjemy. Epoki geologiczne odnoszą się do dużych zmian związanych np. z ruchami górotwórczymi Ziemi, wyznaczały powstawanie kontynentów czy pasm górskich. W przypadku antropocenu mówimy o zmianie, która jak tamte wpływa na klimat, ale jest spowodowana wyłącznie przez działalność człowieka. Gdy przygotowywaliśmy wystawę, mieliśmy do wyboru kilka innych określeń, jak: kapitałocen, dziadocen, andropocen, który mówi o epoce białego, starszego człowieka płci męskiej czy eremocen, który oznacza epokę samotności człowieka. Ta ostatnia nazwa jest dla mnie chyba najsmutniejsza, bo opisuje świat, w którym oprócz ludzi na Ziemi będą żyły tylko kurczaki, a wszystkie inne gatunki wymrą. Ale w każdej z nich mamy do czynienia z jednoznacznie negatywną wymową. Słowo antropocen nie jest tak pejoratywne, może być rozumiane różnorako. Zależało nam, by oprócz niekorzystnego wpływu człowieka i architektury na planetę, pokazać też pozytywny, żeby nie przekreślać wysiłku pewnej liczby osób, które dążą do zmiany na lepsze. Wystawa miała iść w kierunku nowej nadziei. Nie ma naszym zdaniem już miejsca na kolejne katastrofy, kolejne negatywne myśli i brak perspektyw. Nadszedł czas na pisanie jasnych, optymistycznych scenariuszy, pokazanie, w jakim kierunku możemy się rozwijać. Chcieliśmy powiedzieć, że rozwiązania istnieją i musimy pracować w oparciu o nie. Ta wystawa ma mówić o dobrej międzygatunkowej przyszłości dla wszystkich istot.
Kacper Kępiński: Katastrofa po prostu już tu jest. Po obserwacji danych i kolejnych opracowań naukowych nie sposób uciec od tej myśli. Jednocześnie straszenie apokaliptycznymi scenariuszami nie jest produktywne. Działa do pewnego momentu, daje możliwość ostrzeżenia i wpływania na emocje odbiorcy. Nam jednak chodzi o próbę spojrzenia na to, jak w tej kryzysowej sytuacji możemy funkcjonować i jaką rolę powinny w tym wszystkim pełnić architektura, urbanistyka i projektowanie w ogóle. Nie odrzucamy więc wizji katastrofy – pokazujemy opisujące ją dane, bo jest niezwykle ważne, aby w całej tej emocjonalnej debacie nie zapominać, że dysponujemy oczywistymi dowodami naukowymi na wpływ człowieka na klimat. Zamiast brnąć w dyskusję o winnych i wyrządzanych szkodach, przesuwamy namysł w stronę rozwiązań i dobrych praktyk.
AK: Dysponujemy licznymi dowodami na istnienie antropocenu. W celu budowy miasta w Singapurze czy Niderlandach, przesuwano linię brzegową. W Polsce jako przykład takich działań lądu można wskazać port w Gdyni albo przekop Mierzei Wiślanej. Transportujemy też dużą ilość materiałów, granit jedzie ze środkowej Europy gdzieś do Azji, stal z Południowej Afryki do Chin. Beton jest typowo antropoceńską skałą, z której powstają miasta, ale mamy też wszystkie tworzywa sztuczne, pochodne ropy naftowej i stal. Wspólnie tworzą one nowe warstwy geologiczne Ziemi. Myślę jednak, że antropocen nigdy nie będzie oficjalnym określeniem w geologii. Z jednej strony mam głęboką nadzieję, że to podejście się zmieni, z drugiej gdy śledzę ustalenia Klubu Rzymskiego, porozumienia wszystkich szczytów klimatycznych (właśnie trwa kolejny w Egipcie) czy ustalenia Protokołu z Kioto, widzę, że żadne z proponowanych działań nie zostały podjęte w sposób należyty. Spójrzmy na emisję dwutlenku węgla do atmosfery przez ostatnie 50 lat. Jedyne momenty, w których jego ilość się zmniejszyła, wiązały się z jakimiś wydarzeniami ekonomicznymi, a więc kolejno z kryzysem paliwowym 1972 roku, kryzysem ekonomicznym z 2008, a potem z pandemią. I za każdym razem, gdy emisja spadła, zaraz potem wracała do swoich poprzednich poziomów. I zaczynała rosnąć.
KK: Oficjalne nazwanie epoki w ten sposób miałoby wpływ głównie na narrację – byłoby kolejnym już potwierdzeniem panującego w nauce konsensusu co do przyczyn zmiany klimatu i roli człowieka. Nie sądzę jednak, żeby przełożyło się na sposób działania korporacji, rządów czy funkcjonowanie społeczeństw, w tym produkcji architektury.

i
Jak widzieli Panowie odbiorcę wystawy?
KK: Przede wszystkim chodziło o przyciągnięcie szerokiej publiczności. To ona wywiera presję na rządzących. Mieszkańcy mogą zgłaszać konkretne potrzeby czy wymagania odnośnie do inwestycji prowadzonych przez miasto albo przez deweloperów. Podczas oprowadzań kuratorskich dużo osób mówiło mi, że dzięki tej wystawie na wiele budynków spojrzało zupełnie w nowy sposób. Przykładowo nie patrzyli wcześniej na Dworzec Centralny pod kątem tego, jak wielki ma on wpływ na całe Śródmieście Warszawy, m.in. z powodu rozległej zabudowy podziemnej. Próbowaliśmy pokazać, że oddziaływanie architektury na nasze codzienne życie jest znacznie większe niż to się wszystkim do tej pory wydawało. Z danych Global Alliance for Buildings and Construction „Global Status Report 2021” wynika, że produkcja materiałów, budowa, utrzymanie, ogrzewanie i klimatyzacja, a potem rozbiórka budynków odpowiada globalnie za około 1/3 emisji dwutlenku węgla. Natomiast w Warszawie, według danych Biura Ochrony Środowiska Urzędu Miasta, to jest około 80%! Widzimy, jak wielkie mamy pole do działania, jak wiele możemy zmienić, naprawić.
AK: My do tych tematów jako kuratorzy jesteśmy już bardzo przyzwyczajeni i mówimy o tym bez emocji, ale podczas oprowadzań widziałem wśród młodych ludzi, bo głównie oni przychodzili na tę wystawę, duże poruszenie. Trudno im jest zrozumieć, jak to możliwe, że ciągle prowadzimy działania architektoniczne, które wpływają negatywnie na planetę. Chcemy poszerzyć grono odbiorców, więc próbujemy organizować spotkania dla bardzo dużych biur projektowych i deweloperów – osób, które rzeczywiście podejmują w tej branży decyzje i określają strategiczne cele. Bo ogromny wpływ na kształt architektury mają inwestorzy. To jednak grupa, do której najtrudniej dotrzeć.
Struktura wystawy opiera się na ekonomii obwarzanka, koncepcji Kate Raworth. Jak zmodyfikowali ją Panowie, by odpowiadała spojrzeniu współczesnego architekta, a nie ekonomisty?
AK: Koncepcja obwarzanka jest jedną ze współczesnych krytyk kapitalizmu jako systemu opartego na postulacie ciągłego wzrostu. Co ją odróżnia od pozostałych, to fakt, że nie wyklucza rozwoju państw, które go nadal potrzebują. Raworth wyznacza dwie granice dla wzrostu: jedną planetarną, czyli środowiskową i drugą, nazywaną „podstawą społeczną”. Aby kontynuować rozwój ludzkości w sposób dobry dla planety i tworzyć architekturę bezpieczną dla wszystkich istot, musimy funkcjonować między tymi dwiema granicami. Granice środowiskowe u Raworth są określone dość ogólnie. W ramach wystawy musieliśmy je zreinterpretować i tak powstało sześć elementów składowych: woda, bioróżnorodność, krajobraz, przekształcenie terenu, klimat i zanieczyszczenia. W tych sześciu kategoriach szukaliśmy pozytywnych rozwiązań dla naszej planety.KK: Skupiliśmy się na kwestiach środowiskowych, ponieważ w Europie podstawa społeczna jest w dużej mierze spełniona. Przeciwnie jest głównie w państwach globalnego Południa, to one muszą się dalej rozwijać, aby zapewnić swoim obywatelom godne warunki życia, dostęp do usług publicznych, itd. Natomiast na nas, jako na krajach rozwiniętych, spoczywa teraz odpowiedzialność za kwestie środowiskowe, naprawę błędów które już popełniliśmy. Żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo i komfortowe życie w Europie czy Stanach Zjednoczonych, stworzyliśmy duży dyskomfort dla planety. Staramy się na wystawie mówić o tym w kontekście naszego miejsca na mapie, lokalnego klimatu. Rozwiązania, które pokazujemy, odnoszą się, jeśli nie bezpośrednio do Polski, to do obszarów o podobnym klimacie i podobnych uwarunkowaniach.
Czy ta wystawa daje architektowi do ręki jakieś praktyczne narzędzia?
KK: Myślę, że zwłaszcza wątki z pierwszej części mogą otworzyć oczy wielu architektom. Mam na myśli projektowanie dla klienta, który nie jest tylko człowiekiem, uwzględnianie potrzeb zwierząt, roślin czy rzek już na etapie koncepcji. To są elementy, które wprost odnoszą się do praktyki projektowej. Niekoniecznie muszą wynikać z wymagań inwestora, ale też niekoniecznie muszą stać z nimi w sprzeczności. Architekci mogą je wprowadzać do projektów nawet komercyjnych.
AK: To są narzędzia które rozszerzają rozumienie samej architektury, takie mini kompasy, które pokazują, w jakim kierunku moglibyśmy iść. Teraz piłeczka jest po stronie projektantów, którzy powinni się zastanowić, jak te idee mogą wdrażać we własnej praktyce i jakiej wiedzy im brakuje. Tu w założeniu podpowiedzią ma być publikacja towarzysząca wystawie.
No właśnie, jak tematyka wystawy została rozwinięta w tej publikacji?
AK: Szukamy w niej m.in. początków antropocenu, bo są one widziane różnie. Paul Crutzen, holenderski chemik i meteorolog, w 2000 roku postulował, by uznać, że w epoce antropocenu żyjemy od 200 lat. Ale jest też koncepcja, która wiąże jego początek z okresem wymierania wielkich ssaków. Dla mnie ciekawą cezurą jest początek kolonializmu, próba przejęcia przez człowieka władzy nad naturą.
KK: O ile na wystawie mamy głównie architektki i architektów, pokazujemy ich podejście projektowe, konkretne propozycje zmian w myśleniu o architekturze, o tyle do publikacji zaprosiliśmy osoby zajmujące się socjologią, biologią czy fizyką atmosfery. Chcieliśmy poznać ich spojrzenie na miasto i architekturę. Mamy znakomity tekst Elke Krasny, który mówi o życiu na zranionej planecie, przepięknie opisuje, w jaki sposób wywołujemy te rany i jak możemy je leczyć. Krasny korzysta tu z bardzo cielesnych przenośni. Jest też tekst Daniela Barbera i Philippe’a Rahma opowiadający o architekturze przed klimatyzacją, o tym, jak jesteśmy uzależnieni od ropy, budujemy mikroklimat przy użyciu energochłonnych rozwiązań i co można robić inaczej. Joanna Erbel przybliża ekonomię obwarzanka, która dała ramy teoretyczne naszej wystawie. Sprowadza tę teorię na grunt polskich miast i miasteczek, pokazuje, że to jest realne narzędzie do wykorzystania przez samorządy i osoby kształtujące politykę miejską czy przestrzenną. Bardzo dobry tekst napisała dla nas Dorota Leśniak o potrzebach mieszkaniowych. Generalnie wartością tej książki jest to, że mamy w niej artykuły specjalistek i specjalistów z bardzo wielu branż. To też pokazuje, jak ważne w dyskusji o architekturze i zrównoważonym rozwoju jest podejście interdyscyplinarne. Architektura zawsze wymagała konsultacji z wieloma dziedzinami, ale to są zwykle kwestie techniczne – instalacje, konstrukcja, ochrona przeciwpożarowa. Rzadko w proces projektowy angażuje się osoby zajmujące się ochroną klimatyczną albo socjologią. A przecież wieżowiec bardzo wpływa na to, co znajduje się dookoła niego, choćby na ruch mas powietrza, ich temperaturę czy wilgotność. To wszystko są naczynia połączone. Pokazujemy, że dziś grupa ekspertów, z którymi musimy współpracować, jest znacznie większa albo jest po prostu inna niż 50 lat temu, kiedy wymyślono klimatyzację i wszystko zostało jej podporządkowane. Musimy zacząć ze sobą rozmawiać.

i
AK: Jeżeli spojrzymy na grupy projektowe, które działały w połowie XX wieku przed upowszechnieniem klimatyzacji, to są one dużo bardziej złożone i wielodyscyplinarne, niż dziś. Przykładowo w zespole architekta Włodzimierza Gruszczyńskiego byli biolodzy, klimatolodzy, osoby z wielu dziedzin nauki. Oczywiście jest też w tym pułapka. Architekci zwracają uwagę, że projektowanie staje się obecnie coraz bardziej skomplikowane. Skoncentrowani są jednak na kwestiach technicznych, ogromnej liczbie tych wszystkich złożonych systemów, które muszą zaprojektować w budynku. Natomiast my mówimy o tym, że potrzebne jest uwzględnienie innych grup specjalistów, a także potrzeb innych odbiorców budynku, niż tylko ludzie. Powinno to następować na etapie koncepcyjnym. Nie chodzi o to, żeby proces projektowy jeszcze bardziej skomplikować, tylko aby tworzyć budynki w taki sposób, żeby część tych instalacji nie była potrzebna.
Interdyscyplinarność na tej wystawie rzeczywiście zwraca uwagę. Poruszają Panowie kwestie melioracji, bioróżnorodności, produkcji żywności, sieci internetowych, regulacji rzek, produkcji szkółkarskiej, składowania odpadów, erozji gleb, by wymienić tylko kilka z poruszanych zagadnień niebędących w ścisłym centrum zainteresowań architekta. Czy jest w Polsce przestrzeń dla takich interdyscyplinarnych spotkań poza obszarem muzeów i galerii?
AK: Jeśli jej nie ma to jest bezwzględnie potrzebna. Bez niej architektura będzie dalej wyrządzać szkody i negatywnie wpływać na planetę. Jeden z wniosków ostatniego raportu Międzynarodowego Panelu ds. Zmiany Klimatu jest taki, że architektura i sposób jej tworzenia muszą przejść radykalną zmianę, po to, żeby zmniejszyć negatywny wpływ człowieka na planetę. Bez tego nie ma możliwości stworzenia pozytywnego oddziaływania.
KK: W Polsce pod tym względem coś się zaczęło dziać w obrębie architektury krajobrazu. Jeszcze dekadę temu to architekci projektowali place, rynki, parki. Ilość wylanego tam betonu to efekt tego, że osoby ze złymi narzędziami czy z nieprzystającym do zadania wykształceniem projektowały przestrzenie, którymi powinien był się zająć ktoś inny. Obecnie zaczęliśmy naprawiać te błędy. Architektura krajobrazu staje się coraz ważniejsza. Zaczynamy też wpuszczać do niego dzikość, zwiększać bioróżnorodność i na tym tle dochodzi do zmiany estetyki, co przejawia się nawet w czysto komercyjnych projektach, np. Browarach Warszawskich. Interdyscyplinarne debaty toczą się, ale są moderowane głównie przez różne organizacje rządowe czy instytucje kultury. Mamy działania Instytutu Architektury, Narodowego Instytutu Architektury i Urbanistyki, wydarzenia towarzyszące Gdynia Design Days. Tego jest bardzo dużo, ale wszystko to raczej poczynania kulturalne. Z drugiej strony mamy też młode biura architektoniczne, które zaczynają współpracować między sobą, ich zespoły się rozrastają i coraz częściej polegają na jakieś współpracy między projektantami różnych branż, niekoniecznie technicznych. Jednym z pierwszych przykładów takiej realizacji w większej skali będzie chyba Plac Centralny w Warszawie.
AK: Widać, że młode pokolenie architektów ma już zupełnie inne podejście i narzędzia projektowe. Do zespołów zaczyna zapraszać osoby zajmujące się nie tylko architekturą krajobrazu, lecz także na przykład dendrologią. Próbuje się włączyć do procesu projektowego jak największą liczbę aktorów.

i
KK: Jeszcze dwa lata temu w żadnym konkursie SARP nie było wymagań dotyczących klimatu, w żaden sposób nie punktowano rozwiązań środowiskowych. Zaczęło to być wprowadzane dzięki osobom zaangażowanym w prace Koła Architektury Zrównoważonej OW SARP, ale nadal takie wymogi to wyjątki. Uważamy, że w sądach konkursowych powinny zasiadać także osoby bezpośrednio związane z ochroną klimatu i bioróżnorodności.
AK: Kiedy pisaliśmy wytyczne konkursowe do projektu aranżacji wystawy, zaznaczyliśmy, że materiały muszą pochodzić z odzysku, a projekt musi uwzględniać możliwość ich ponownego wykorzystania. W samych zasadach konkursowych wyznaczyliśmy pewne kryteria, które są ważne dla nas z punktu widzenia wpływu projektowania na klimat. A później do komisji zaprosiliśmy ekspertki z inicjatywy Muzea dla Klimatu, które pomogły nam wybrać najlepszą propozycję.
KK: Chcę podkreślić, że środowisko architektoniczne ma do dyspozycji bardzo dużo narzędzi, niekoniecznie projektowych, za pomocą których może wymusić pewne zmiany. Musi tylko chcieć z nich korzystać. Są to m.in. właśnie konkursy architektoniczne, sposób punktacji projektów i ich wybierania, skład jury. Bardzo duża odpowiedzialność ciąży na ich organizatorach.
Zrezygnowali Panowie z podejścia stricte materiałowego, które w procesie niszczenia planety wskazuje na czarne charaktery: plastik, stal, beton. Ono prowadzi na manowce?
KK: Szkodliwość danego materiału wynika ze sposobu jego zastosowania, a nie z jego własności jako takich. Nie możemy teraz na ślepo zmieniać wszystkich konstrukcji betonowych na drewniane, bo będziemy nadmiernie eksploatować lasy. Architektura drewniana ma poza tym dużo mniejsze możliwości magazynowania ciepła i oddawania go nocą – więc to wszystko zależy od konkretnego projektu i jego kontekstu. Zamiast kojarzonych typowo z ekologią obrazków z drewnianymi wieżowcami, staraliśmy się pokazywać na przykład budynki totalnie betonowe, które radzą sobie bez klimatyzacji, więc ostatecznie ich ślad węglowy i zapotrzebowanie na energię są niższe. Nie skupialiśmy się na czarnych charakterach, ale raczej na funkcjonowaniu przestrzeni, występujących w jej obrębie interesach, a nie na tym, z czego jest zrobiona. Pokazywanie dobrych rozwiązań wydaje nam się dużo ciekawsze. Ważne jest dla nas, że nie ma jednej drogi. Właśnie regionalność i różnorodność odpowiedzi, uwzględniających lokalne materiały, historię, kulturę, są kluczowe. Chodzi o to, żeby podejście środowiskowe stało się pewną oczywistością w projektowaniu, wykraczającą poza konkretne styl czy estetykę. Przede wszystkim jednak postulujemy ponowny użytek w każdym możliwym przypadku – a więc nie produkcję nowych, a adaptowanie istniejących struktur. Wówczas dyskusja o materiale i budynkach rozumianych jako „magazyny” materiałów i energii przestawia myślenie o projektowaniu na zupełnie inne tory.
Jedna z plansz mówi o niedoreprezentowaniu kobiet w składach sędziowskich konkursów architektonicznych. Lingwiści od dawna wiedzą, że antropocen jest rodzaju męskiego, ale czy mamy jakieś zagregowane dane, z których wynika, że kobieca architektura jest bardziej ekologiczna?
AK: Bardzo trudno jest mówić o płci architektury, chociaż, jak stwierdziłem, jednym z określeń nowej epoki jest andropocen, czyli czasy dominacji białego mężczyzny w średnim wieku pochodzącego z krajów uprzywilejowanych.
KK: Może trudno jest wskazać wpływ poszczególnych płci na środowisko – choć nadreprezentacja mężczyzn w stowarzyszeniach, składach sędziowskich czy kierujących biurami architektonicznymi sugeruje, że odpowiedzialność, choćby ze względu na skalę ich działalności, spoczywa przede wszystkich na nich. To gdzie różnice są jednak wyraźne i mierzalne to obszar podstawy społecznej. Wszystkie te normy, na których opieramy projektowanie dotyczące wielkości pomieszczeń, wymiarów elementów wyposażenia, liczby toalet itd. wynikają z jakiś potrzeb i są to potrzeby głównie mężczyzn.AK: Jeżeli mówimy o komforcie cieplnym, to jest on definiowany na podstawie potrzeb zdrowego, kaukaskiego człowieka w wieku osiemnastu lat. Dla kobiety w wieku 40 czy mężczyzny w wieku 60 byłby kompletnie inny, co ma związek z metabolizmem. A jednak Amerykańskie Stowarzyszenie Inżynierów Ogrzewnictwa, Chłodnictwa i Klimatyzacji (ASHRAE) jak na razie we wszystkich standardach promuje temperaturę przyjazną tylko dla jednej grupy społecznej.

i
Do dyskusji o środowisku i klimacie włączyli Panowie tematy równouprawnienia kobiet i stref wolnych od LGTB, nie obawiacie się dodatkowego upolitycznienia problemów, które m.in. właśnie z tego powodu są w Polsce rozwiązywane powoli albo wcale? Nie obawialiście się, że to osłabi zasięg oddziaływania tej wystawy?
AK: Ja nie rozumiem upolitycznienia tego tematu. Pokazujemy w jasny sposób, że są pewne grupy społeczne, które są wyłączone i to nie ma nic wspólnego z polityką. To jest tylko jednoznaczne, obiektywne stwierdzenie faktów.
Niektórym może być trudno powiązać te fakty z kryzysem klimatycznym.
KK: Chcieliśmy pokazać, jak bardzo regulacje dotyczące przestrzeni wpływają na codzienność grup mniejszościowych. Mówiliśmy o normach dotyczących projektowania nastawionych na mężczyzn. Ale czasami są to też inicjatywy, które mają na celu ograniczenie praw innych grup w przestrzeni. W to można też włączyć prawa zwierząt, upodmiotowienie prawne rzek czy drzew. To też byłaby kwestia polityczna. Wszystko, co robimy w przestrzeni publicznej jest polityczne. Architektura sama z siebie jest polityczna. Jeśli budujemy wielki szklany wieżowiec dla korporacji, to jest on emanacją ideologii neoliberalnej, która mówi jak według jej pryncypiów powinny wyglądać miasta, funkcjonowanie firm i gospodarki. Czy jako osoby zaangażowane w projektowanie w zgodzie z klimatem powinniśmy uciekać z wystaw, gdzie prezentowane są takie szkodliwe, ale przynajmniej dyskusyjne z punktu widzenia klimatu rozwiązania? Nie sądzę. Warto jednak poza samym przedstawianiem procesów, również architektonicznych, które zachodzą w miastach i nie da się ich przemilczeć, pokazywać ich kontekst oraz wpływ na społeczeństwo i planetę.
AK: To nie są zasadnicze wątki wystawy, raczej rodzaj aneksu. Pokazujemy pewne tendencje i problemy, od równouprawnienia kobiet przez strefy wolne od LGBT po obciążenie środowiska chmurą danych. Wystawa to panorama tego gdzie społecznie jesteśmy w danym momencie. Równie dobrze za politycznie dyskusyjny można by uznać pokazywany przez nas budynek Gleis 21, który jako jeden z komponentów ma mieszkania dla imigrantów. Spółdzielnia mieszkaniowa stwierdziła, że w zamian za możliwość budowania w określonym miejscu, chce dać coś społeczeństwu. Głównie są tam mieszkania dla migrantów z Bliskiego Wschodu, którym zapewniono także edukację i możliwość społecznej integracji.

i
W przedostatnim rozdziale książki Jak ocalić świat od katastrofy klimatycznej Bill Gates proponuje szereg rozwiązań, przy czym jako pierwsze wymienia innowacje. Jakie Panów zdaniem innowacje w architekturze – niekoniecznie rozumiane w wąskim sensie technologicznym, ale też jako nowe sposoby działania – mogą nas ocalić?
AK: Nie czytałem tej książki. Miliarderzy już nam raz świat urządzili i wystarczy. Ktoś przecież ten wielki kryzys spowodował. Samo słowo innowacja też zostało zużyte, trudno z nim dalej pracować. Myślę, że oprócz innowacji, trzeba brać pod uwagę również instaracje. Hubert Trammer, autor tego neologizmu, proponuje, by przyjrzeć się historii i stosowanym w niej dawniej popularnym rozwiązaniom. Chcę powiedzieć, że nie możemy bezsensownie skupiać się tylko na stronie technologicznej. Ten nakaz innowacyjności wydaje mi się przesadzony.
KK: Przede wszystkim pokazujemy, że rozwiązania istnieją, są w zasięgu ręki, część z nich była stosowana na szeroką skalę zanim przyswoiliśmy pewne innowacje, które miały zapewnić nam komfort, a przyczyniły się do katastrofy klimatu. Naszą intencją było pokazanie, że to są dostępne powszechnie technologie, że nie potrzeba wymyślania architektury na nowo, tylko zmiany myślenia o projektowaniu. Odrzucamy wizję niekończącej się produkcji innowacji materiałowych, technologicznych, przestrzennych, które walczą z efektami procesów, których same są częścią – a więc nadprodukcji i niekontrolowanej eksploatacji doby kapitałocenu. Oczywiście rozwój rozumiany jakościowo, przede wszystkim nastawiony na zwiększanie dostępności „zielonych” rozwiązań jest konieczny, aby postulowane przez nas zmiany mogły być realizowane w dużej skali.
Jakiego odzewu spodziewacie się po finisażu? SARP zmieni swoje wytyczne w konkursach, by nowe budynki były ogrzewane i chłodzone jak biurowiec w Lustenau? Rząd i samorządy w swoich przedsięwzięciach budowlanych zaczną stosować niskoemisyjny beton? Szkółkarze zrezygnują z tui?
AK: Nie mam takich marzeń, jestem realistą. Chodziło nam o to, by pobudzić odbiorców wystawy do refleksji i autorefleksji. Mamy ambicję otwierania oczu i uczulenia widzów na pewne aspekty praktyki architektonicznej. Zależy nam, żeby tę dyskusję kontynuowali, pogłębiali we własnych pracowniach, w gronie przyjaciół, w szkołach i na uniwersytetach. Wystawa jest organizowania w partnerstwie z miastem, była otwierana przez Marlenę Happach, architektkę Warszawy, wydział planowania został włączony w prace nad nią. My wskazujemy możliwe rozwiązania, ale nie mamy planu działania. Ponieważ do zrobienia jest dużo, niech osoby odpowiedzialne wezmą się do roboty.
KK: Naszym celem jako kuratorów, badaczy, wykładowców, a w moim przypadku także przedstawiciela instytucji kultury, jest przede wszystkim pobudzanie dyskusji publicznej i wprowadzanie do niej wątków, pojęć oraz wiedzy, którą dysponuje świat nauki. Przybliżanie szerokiej publiczności złożonych procesów, w których często nieświadomie uczestniczymy, osadzanie architektury w szerszym kontekście klimatu, społeczeństwa i gospodarki – to wszystko ma sprawić, że architekturę zaczniemy postrzegać jako istotną część naszej codzienności, a nie tylko rozważać ją w kategoriach estetyki czy funkcjonalności. Jest ona zbyt ważna i ma zbyt wielki wpływ na planetę, aby zostawić ją tylko i wyłącznie architektom. Musimy demokratyzować produkcję przestrzeni i sprawiać, że narzędzia architektoniczne używane będą w sposób dający szanse na regenerację środowiska.

i
Nadszedł czas na pisanie jasnych, optymistycznych scenariuszy, pokazanie, w jakim kierunku możemy się rozwijać. Chcieliśmy powiedzieć, że rozwiązania istnieją i musimy pracować w oparciu o nie.

i
Antropocen to wystawa zorganizowana przez NIAiU we współpracy z m.st. Warszawa. Kurator naukowy: dr hab. inż. arch. Bolesław Stelmach, prof. PŁ. Kuratorzy: Kacper Kępiński, Adrian Krężlik. Wystawa pierwotnie prezentowana w Warszawskim Pawilonie Architektury Zodiak od 23 marca do 21 maja 2023 roku będzie dostępna z Muzeum Architektury we Wrocławiu. Udział biorą: Pracownia Architektury Krajobrazu (Marta Tomasiak, Marta Przygoda), Centrala (Małgorzata Kuciewicz, Simone De Iacobis), Miastopracownia (Barbara Nawrocka, Dominika Wilczyńska), Kasper Jakubowski, Jan Szeliga i Krzysztof Janas, NAS-DRA (Paulina Grabowska, Oliwia Rybczyńska), Jan Domicz, Simone Ruess, BIEL studio (Zofia Strumiłło-Sukiennik, Grzegorz Piotrowicz)