Floodule w Bydgoszczy, proj. Paweł Dąbrowski, 2015

i

Autor: Fot. Floating Studio 9 | Floodule w Bydgoszczy, proj. Paweł Dąbrowski, 2015

Architektura i woda

Tekst: Grzegorz Stiasny 2020-09-28 13:40

Woda stanowi jednocześnie zagrożenie, ale i turystyczną atrakcję. W tym numerze o zmaganiach projektantów z wodnym żywiołem w warunkach zmieniającego się klimatu – od zapór i hydroelektrowni na obszarach chronionego krajobrazu przez ekologiczne przestrzenie publiczne służące retencji po modne pływające domy – pisze Grzegorz Stiasny.

Woda jest źródłem życia i energii. Krąży w przyrodzie regulując warunki klimatyczne. Stanowi jednocześnie zagrożenie, ale i turystyczną atrakcję.

Projektując budynki, chronimy je przed wodą, niszczącym zawilgoceniem, badamy punkty rosy w ścianach, równoważymy przepływy powietrza wentylacyjnego przez pomieszczenia, a poszczególne piętra oddzielamy warstwami budowlanych folii. Architekci-praktycy walczą z wodami gruntowymi, źródłami potencjalnych przecieków do kondygnacji podziemnych. Fundamentowanie powyżej poziomu wód gruntowych to jedna z naszych obsesji. Każdy ma też wypracowane doświadczeniem metody izolacji dachów i tarasów. Pięcioletnia rękojmia na prace projektowo-wykonawcze często nas nie omija. Stosowane rozwiązania muszą jednak dawać pewność ochrony konstruowanych budynków na dłużej niż kilka dżdżystych i śnieżnych zim.

W polskim klimacie woda to również śnieg, za którym estetycznie tęsknimy, ale gdy już się pojawi potrafi przynosić kłopoty. Do tych prozaicznych należy na przykład przelewanie się wody wytopionej ze śniegu pod wpływem ciepła budynku przez progi drzwi balkonowych. Bywały również tragiczne w skutkach katastrofy budowlane związane ze zbytnim obciążeniem konstrukcji opadami. W swojej praktyce projektowałem już i sposób odśnieżania dużych dachów, łącznie z wyznaczaniem bezpiecznych, wzmocnionych tras dla ekip sprzątających, wytyczaniem stref zrzutu oraz przeliczaniem wielkości pryzm i dróg wywozu.

Zapora wodna Foz Tua w Portugalii, proj. Eduardo Souto de Moura, 2018

i

Autor: Fot. Gil Costa/Wikimedia Commons 2 | Zapora wodna Foz Tua w Portugalii, proj. Eduardo Souto de Moura, 2018

Śniegu najchętniej się pozbywamy, ale wodę wykorzystywaną w instalacjach wewnętrznych chcemy oszczędzać i stosować wielokrotnie. Także dlatego, że za jej dostarczanie trzeba płacić. W ostatnich latach coraz częściej wykonuje się instalacje wody szarej z umywalek, wanien i zlewów, która po podczyszczeniu trafia do ponownego obiegu do spłukiwania toalet i podlewania terenów zielonych. Apele aktywistów o zbieranie jej do wiaderek i podlewanie zieleni przemawiają do społecznej wyobraźni, ale nie zastąpią współczesnych rozwiązań inżynierskich.

Na co dzień zmagamy się również z ochroną przeciwpożarową budynków. Konsultanci-strażacy każą nam wyszukiwać w sieciach infrastruktury zawory hydrantowe, a w budynkach umieszczać zbiorniki wody pożarowej. Pokpiwamy sobie, że chodzi o to, aby paliło się zgodnie z przepisami. Jednak byłem już świadkiem kilku pożarów we własnych realizacjach, w tym jednego w garażu, kiedy to zadziałała zaprojektowana przez nas instalacja tryskaczowa. W zmieniającym się klimacie, gdy letnie opady deszczu zamieniają się łatwo w groźne nawałnice, odprowadzenie wody ze zurbanizowanych terenów miejskich, pociętych siatką nieprzepuszczalnych dla niej dróg, budynków i skwerów stwarza coraz większy problem. Ulice dosłownie zamieniają się wówczas w potoki. System odprowadzania dość szybko osiąga kres swoich możliwości przepustowych, a kanalizacji deszczowej często brak. Nie da się też rozbudowywać kanałów burzowych w nieskończoność. Analizy spływu powierzchniowego dotyczą nie tylko terenów zurbanizowanych. Dziś już praktycznie nie ma miejsc, gdzie można bezkarnie spuszczać wody opadowe. Grozi to zalewaniem innych terenów. Wody opadowe należy poddać retencji zanim zostaną zrzucone do systemów kanalizacyjnych zamkniętych lub otwartych, aby nie spowodować podtopień. Cywilizacyjnym paradoksem jest, że woda spadająca na niezagospodarowane tereny ma wsiąkać w sposób naturalny, natomiast architekt musi zlecać wodno-prawne operaty i uzyskiwać zezwolenia na jej wprowadzanie do gruntu. Przyszłym zadaniem dla urbanistów jest być może równoważenie spływów i retencji z większych obszarów niż tylko pojedyncze działki budowlane.

Brama przeciwpowodziowa ze śluzą u wejścia do Portu Praskiego w Warszawie, projekt budowlany: Bimor, projekt wykonawczy: Hydroinvest, 2017-2020

i

Autor: Fot. Marcin Czechowicz 3 | Brama przeciwpowodziowa ze śluzą u wejścia do Portu Praskiego w Warszawie, projekt budowlany: Bimor, projekt wykonawczy: Hydroinvest, 2017-2020

Plac czy staw? Pionierem w łączeniu rozwiązań hydrotechnicznych z urbanistycznymi jest Holandia. Projektanci z Rotterdamu – Florian Boer (De Urbanisten) i Marco Vermeulen – zaproponowali system retencji wody deszczowej w miejskich przestrzeniach publicznych. Swój koncept przedstawili w 2005 roku na rotterdamskim biennale architektury. Pilotażowy projekt zrealizowano jednak dopiero siedem lat później. W gęsto zabudowanej okolicy, przed budynkiem dużej szkoły, powstał plac wodny, który przy ładnej pogodzie służy jako miejsce do uprawiania miejskich sportów dla okolicznej młodzieży (fot. 1). Zagłębione niecki wyposażono w system amfiteatralnych stopni i ramp. Przemyślny system hydrauliczny sprawia, że podczas nawałnic woda gromadzona jest w podziemnych zbiornikach, gdzie zostaje podczyszczona. Gdy osiągnie zadaną objętość, zaczyna się widowiskowo przelewać i wypełnia powoli plac. Zbierana z sąsiedztwa, spływa na plac w widoczny i słyszalny sposób. Skierowano tu ją nie tylko z powierzchni chodników i parkingów, ale też z dachów otaczających budynków. Zmagazynowana, utrzymywana jest do dwóch dni po wypełnieniu niecek. Spuszczanie jej odbywa się poprzez system podziemnych bunkrów i skrzynek rozsączających ukrytych pod miejskimi nawierzchniami. W ten sposób większa jej część trafia z opóźnieniem wprost do gruntu. Architekt Florian Boer marzy o tym, aby każdy kwartał miejski wyposażyć we własny wodny plac. W tym celu przygotował nawet pięćdziesięciostronicowy komiks wyjaśniający zalety takiego rozwiązania.

Rotterdamski plac przynajmniej dwa razy do roku wypełnia się wodą, stając się stawem o głębokości jednego metra – tymczasową atrakcją w przestrzeni miejskiej. Po każdorazowym odpłynięciu wody teren trzeba oczyścić. Ta jej część, której nie odbierze grunt, trafia w końcu do rzek.

Śluza w Porcie Praskim

i

Autor: Fot. Marcin Czechowicz 4 | Śluza w Porcie Praskim

Krajobraz z tamą W rzekach wodę można „magazynować” i wyzyskiwać do produkcji energii poprzez budowę sztucznych zbiorników i hydroelektrowni. W Portugalii, która nie posiada zasobów paliw kopalnych, wytwarzana jest w nich niemal trzecia część energii. Jedną z hydroelektrowni, uruchomioną w zeszłym roku, zlokalizowano nawet po długich dyskusjach na terenie chronionym przez UNESCO – w położonym wzdłuż rzeki Douro regionie sławnym z produkcji wina (fot. 2). Realizacja projektu zajęła ponad dekadę. Efektem budowy tam i hydroelektrowni jest zazwyczaj dewastacja naturalnego krajobrazu, dla której alibi stanowi nadrzędne bezpieczeństwo energetyczne, czy też zagrożenie powodowane przez wysokie stany wody w rzekach. Aby pogodzić wymogi środowiskowe z funkcjonalnością, tym razem projektowanie elektrowni powierzono laureatowi nagrody Pritzkera – portugalskiemu architektowi Eduardowi Souto de Moura. Ten, postawiony przed nietypowym zadaniem realizacji zakładu przemysłowego w górskim krajobrazie, stwierdził, że praktyczność nie jest przeciwieństwem wrażliwości. Większą część kompleksu zlokalizowano w głębokich podziemnych silosach, których betonowe wykończenia mają wręcz piranesiański nastrój. Na zewnątrz umieszczono jak najmniejszą ilość elementów, które zostały zakomponowane niczym dzieła sztuki współczesnej – rzeźby rozstawione w górskim parku. Betonową platformę, wieńczącą podziemną halę turbin, wypełniają stalowe maszyny i maszty rozdzielczej stacji przesyłowej. Znacznie powyżej, wbity w skałę, minimalistyczny, betonowy odwrócony stożek to wieża ciśnień. Nad kompleksem góruje szklane centrum kontrolne, niemal niezauważalnie małe wobec skali całego inżynierskiego przedsięwzięcia.

Zabudowa dzielnicy Hafencity w Hamburgu, masterplan: Hamburglan, Kees Christiansee/Astoc, proj. zagospodarowania nabrzeży i przestrzeni publicznych: EMBT - Enric Miralles Benedetta Tagliabue, od ok. 2000

i

Autor: Fot. Grzegorz Stiasny 5 | Zabudowa dzielnicy Hafencity w Hamburgu, masterplan: Hamburglan, Kees Christiansee/Astoc, proj. zagospodarowania nabrzeży i przestrzeni publicznych: EMBT – Enric Miralles Benedetta Tagliabue, od ok. 2000

Prywatna śluza Nowe zbiorniki retencyjne czy regulacje cieków wodnych wciąż traktowane są w Polsce jako zadania czysto inżynierskie i powstają najczęściej bez udziału architektów. Funkcjonalność obiektów przemysłowych jest niezbędna, ich często umiarkowane piękno nie umniejsza znaczenia takiej architektury. Tereny dawnego portu rzecznego na Wiśle, zwanego Portem Praskim, są jednym z trzech obszarów portowych na szlaku żeglugowym Wisły w Warszawie. Wokół niemal stuletnich basenów z wysokimi betonowymi nabrzeżami wyrasta dziś nowa dzielnica Warszawy. Pojawił się więc problem zabezpieczenia przeciwpowodziowego budowanych domów. Nigdy nie chroniony inaczej niż przez wysokie nabrzeża i rozległy łęg wokół niedokończonego basenu, Port Praski zabezpiecza dużą objętość wody podczas wezbrań Wisły. Jednocześnie to jeden z najsłabszych punktów obwałowań wiślanych w Warszawie. Powódź, która wystąpiła w Polsce w 2010 roku, była ogromną lekcją pokory wobec natury. W wielu punktach wały powodziowe zostały wówczas przerwane. Najpoważniejsze akcje ratunkowe na terenie Warszawy miały miejsce właśnie w Porcie Praskim. Nastąpił tam intensywny przeciek wód wezbraniowych do kolektora burzowego, który prowadził ich nadmiar do przepompowni w dole rzeki. Uszkodzony został w związku z tym wał chroniący gęsto zaludnione tereny Pragi. Naprędce budowano prowizoryczne tamy w celu odcięcia dopływającej do kolektora wody z wypełnionego nią portu. Dziś, dekadę później, przy niemal historycznie najniższych stanach Wisły, dobiega tu końca realizacja nowej śluzy (fot. 3-4). Budowla zlokalizowana jest na kanale dojściowym, w miejscu, gdzie warunki gruntowe są bardzo złożone. Betonowa niecka śluzy wspiera się na gęsto rozmieszczonych palach wbitych w dno. Jej wrota przesuwają się we wnęki, a nad wszystkim góruje szklano-ceglana wieża z punktem kontroli ruchu. Praktyczność tym razem przeważyła nad wrażliwością. Inwestycja zwiększy przeciwpowodziowe bezpieczeństwo terenów w pobliżu Portu Praskiego i umożliwi ruch jednostkom pływającym pomiędzy nim a rzeką. Da również możliwość regulacji poziomów wody w basenie portowym, zwiększając atrakcyjność nowej warszawskiej dzielnicy.

Bunker 599 przy autostradzie A2 w okolicach Utrechtu, proj. RAAAF, Atelier de Lyon, 2010

i

Autor: Fot. Erick de Lyon 6 | Bunker 599 przy autostradzie A2 w okolicach Utrechtu, proj. RAAAF, Atelier de Lyon, 2010

Przeciwpowodziowe Hafencity Odmienną strategię działania przyjęli projektanci hamburskiego Hafencity – prestiżowej dzielnicy Hamburga tworzonej od początku wieku na terenach portowych położonych wzdłuż Elby, praktycznie w centrum miasta (fot. 5). To miejsce zlokalizowane niemal 100 km od morza, ale rzeka jest tu na tyle szeroka, że akumuluje pływy morskie. Do Hamburga zawijają największe kontenerowce. Jednak przy niekorzystnych warunkach pogodowych, silne wiatry i przypływ mogą niespodziewanie podnieść poziom wody nawet o siedem metrów. Zabezpieczenie przeciwpowodziowe dawnych terenów portowych pozwoliło ściągnąć inwestycje na 120-hektarowy obszar zamieniany w nową dzielnicę miasta. W trakcie użytkowania portu nabrzeża były systematycznie podnoszone, lecz wciąż niewystarczająco. Pomysł budowy tam i śluz odrzucono. Tym razem wrażliwość przeważyła nad praktycznością. Dawny port z nową zabudową i wielką dominantą filharmonii (projektu znanego szwajcarskiego biura Herzog & de Meuron) wydaje się położony na środku wielkiej rzeki. Jest dumną bramą do bogatego miasta. Uznano, że system śluz zakłóciłby bezpośrednią relację zabudowy z wodą. Władze przeraziły też wysokie koszty takiego projektu. Nakazano więc budowę domów na dodatkowym przeciwpowodziowym podium o wysokości niemal trzech metrów. Zwiększyło to koszty realizacji o dodatkowe 10%, ale koniec końców dzielnica odniosła ogromny marketingowy sukces, a ceny apartamentów i biur poszybowały znacznie wyżej. Uzyskano tu ciekawe dwupoziomowe rozwiązanie urbanistyczne. W podium umieszczono głównie parkingi, dzięki czemu wiele kwartałów zostało uwolnionych od parkowania na zewnątrz. Cóż to za ulga dla oczu! Nabrzeża zachowują swój poprzemysłowy urok, podczas gdy górną platformę wypełniają współczesne przestrzenie miejskie. W wielu miejscach dolny i górny poziom łączą fantazyjnie ukształtowane przestrzenie publiczne ze stopniami, rampami wyposażonymi w ławki, niewielką ilością zieleni, mozaikami i abstrakcyjnymi instalacjami przestrzennymi. To jedne z ostatnich projektów przedwcześnie zmarłego w 2000 roku Enrica Mirallesa.

Floodule w Gdańsku, proj. Paweł Dąbrowski, 2018

i

Autor: Fot. Floating Studio 8 | Floodule w Gdańsku, proj. Paweł Dąbrowski, 2018

Wodne fortyfikacje Holenderscy inżynierowie od XVII wieku sterowali wodą w celach obronnych. Doskonalony przez stulecia system zalewania całych połaci kraju przekształcał Holandię w wyspy-fortece. Opracowano technologię zalewania na tyle głębokiego, aby rozlewisk nie mogły przebyć pojazdy kołowe, a jednocześnie na tyle płytkiego, aby nie dało się pływać łodziami. System sprawdził się kilkakrotnie, dopóki nie natrafił na geniusz Napoleona, który poczekał aż woda zamarznie i wtedy błyskawicznie podbił Niderlandy. Dziś elementy wodnych umocnień stanowią chętnie odwiedzane atrakcje turystyczne, w Amsterdamie dodatkowo wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Muzeum Fort Vechten w Bunnik w Holandii, proj. Studio Anne Holtrop, 2011–2015

i

Autor: Fot. Grzegorz Stiasny 7 | Muzeum Fort Vechten w Bunnik w Holandii, proj. Studio Anne Holtrop, 2011–2015

Kolejnym holenderskim kandydatem na tę listę są przecinające niemal cały kraj zalewowe poldery obronnych linii wodnych. Inwestuje się w ich nietypowe turystyczne udostępnianie. Architekci z biur RAAAF i Atelier de Lyon w sposób artystyczny potraktowali betonowy bunkier z lat 40. XX wieku, tarasujący dostęp do malowniczego stawu (fot. 6). Dosłownie przecięli go na pół. Projekt jest mały, ale poruszający wyobraźnię. Część teoretycznie nieprzełamywalnej linii obrony stała się bramą – otwartym przejściem na pomost prowadzący w środek płaszczyzny wody. W jednym z największych fortów linii w pobliżu Utrechu – Fort Vechten – urządzono krajoznawcze, pozbawione militarystycznego kontekstu, muzeum wodnych fortyfikacji (fot. 7). Jego projektant, Anne Holtrop, rozciął symbolicznie wał forteczny wąskim przejściem, co wygląda podobnie jak fragment założenia Muzeum Katyńskiego w Warszawie. Wnętrze ziemnych umocnień rozkopał, umieszczając w nich częściowo zagłębione, wijące się miękko niczym lejąca się woda, betonowe ściany brył otaczających wewnętrzny dziedziniec. Funkcjonuje on jako edukacyjna makieta linii fortyfikacji w formie placu zabaw dla dzieci. Otwierając i zamykając rozmieszczone na dziedzińcu zawory, można tworzyć rozlewiska. Przy projekcie współpracował jako architekt krajobrazu Adriaan Geuze z West 8, autor architektury mostów i przepompowni współczesnych polderów zalewowych, do których będzie kierowana woda w momencie powodzi, aby ochronić kluczowe dla gospodarki Holandii miejsca. Mosty wyposażono w specjalne punkty do przysiadania dla ptaków latających nad sztucznymi rozlewiskami, a pompownie wzbogacono o tarasy widokowe, co czyni z nich turystyczną atrakcję.

Floodule w Bydgoszczy, proj. Paweł Dąbrowski, 2015

i

Autor: Fot. Floating Studio 9 | Floodule w Bydgoszczy, proj. Paweł Dąbrowski, 2015

Dom jak kołyska O tym, że woda jest atrakcją turystyczną, przekonujemy się latem każdego roku, kiedy masowo ruszamy nad morze czy pojezierza. Dużo ludzi marzy o mieszkaniu z widokiem na wodę, a chociażby o posiadaniu własnego stawu lub wodnego oczka. Domy unoszące się na wodzie to niemal bajka, choć w niektórych miejscach na świecie po prostu konieczność. Pływające domy pojawiły się i w Polsce, kilka z nich kotwiczy w warszawskim Porcie Czerniakowskim. Najsłynniejszy projekt to cumujące w Bydgoszczy oraz w Gdańsku Floodule (fot. 8-10). Futurystyczna, wyoblona bryła mieści luksusowo wyposażony apartament. Całość produkowana jest w stoczni, na zamówienie, i wysyłana transportem kontenerowym tam, gdzie ma być złożona. Duża, zbliżona do kwadratu powierzchnia rzutu pozwala na niewielkie zanurzenie, a jednopoziomowa konstrukcja zapewnia stabilność, co jest praktyczną stroną projektu. W dziedzinie budowania domów na wodzie idealistami okazali się Holendrzy. W IJburg – dzielnicy Amsterdamu usypanej z piasku na środku wielkiego zalewu IJmeer – zrealizowano na przełomie pierwszej i drugiej dekady wieku, na zamkniętym basenie, dwa zespoły kilkudziesięciu pływających domów. Jeden w formie ujednoliconego osiedla, drugi składający się z obiektów projektowanych na indywidualne zamówienie (fot. 11). Zaplanowano ich budowę na cienkościennych, betonowych kesonach o wymiarach 7 x 10 m i zanurzeniu 1,5 m. Nad wodą wysokość zabudowy wynosi 7,5 m. Umożliwiło to realizację dwu kondygnacji w górę i jednej na kształt sutereny, z oknami tuż nad powierzchnią wody. Domy są umocowane obejmami do pali wbitych w dno, co pozwala im swobodnie unosić się na wodzie. Duże zanurzenie miało zapewnić stabilność, ale powoduje problemy w płytszych częściach zbiornika. Aby woda zachowała swoją świeżość pod dnem pływającego domu, potrzeba co najmniej 1 m głębokości. Z kolei wysokość budynków niekorzystnie wpływa na ich wyważenie. Przemieszczanie ciężarów wewnątrz, zwłaszcza na drugiej kondygnacji, potrafi przechylać całą konstrukcję. Problemem większego zespołu domów są również prowadzące do nich pomosty. W ich konstrukcji ukryto wszystkie instalacje, które zazwyczaj układane są pod ziemią. Pomosty pełnią też funkcję dróg ewakuacyjnych, wyposażono je w hydranty, barierki bezpieczeństwa, koła ratunkowe. Wszystko to nadaje im techniczny, portowy charakter. Zabronione jest zastawianie ich prywatnymi sprzętami, rowerami itp., co utrudnia mieszkańcom normalne funkcjonowanie. Gęsta sieć pomostów zmniejsza poczucie prywatności. Ogródki domów na lądzie zazwyczaj otoczone są nieprzeniknionymi płotami, a na wodzie można mieć zacumowany kolejny keson z tarasem i zielenią, lub jeśli przestrzeń na to pozwala, prywatne łodzie i jachty. Były to realizacje eksperymentalne, jedyne dotychczas zaplanowane zespoły pływających domów w większej skali. Aby uniknąć takich kłopotów, jakie mają ich mieszkańcy, trzeba jednak prawdopodobnie przeprosić się z wielorodzinnymi apartamentowcami gromadzącymi jak największą liczbę mieszkań z widokiem na upragnioną płaszczyznę wody. Mamy z nią wtedy bezpieczny kontakt, zza panoramicznego okna w wieżowcu.

Floodule w Gdańsku, wnętrze

i

Autor: Fot. Floating Studio 10 | Floodule w Gdańsku, wnętrze

Na przykład takim, jak ustawiony w Amsterdamie, wprost w wodzie na końcu wąskiego pirsu, do którego niegdyś cumowały promy, 90-metrowy Pontsteiger (fot. 12). Śmiałe projekty struktury przypominającej gigantyczną zachodnią bramę do miasta, dominującą nad rzeką IJ, powstały już w 2007 roku, ale wielki kryzys wstrzymał prace na kilka lat. W budynku, ostatecznie oddanym do użytku w 2018 roku, ekskluzywność prywatnych apartamentów podkreślają złotawo błyszczące, specjalnie opracowane cegły fasady. Część apartamentowa wzniesiona jest na słupach, a na poziomie wody utworzono dostępny dla wszystkich prowadzący na sam brzeg platformy dziedziniec otoczony kafejkami i restauracjami. Wraz z kolejnym ikonicznym budynkiem miasto zyskało więc nową, położoną nad samą wodą, przestrzeń publiczną. Jako architekci nie możemy zapominać, że woda to także czysta rozrywka, beztroska i radość. Odprężająca zmysły turystyka na nadwodnych promenadach, pomostach i miejskich plażach. Parki wodne, baseny i termy, często o miernej architekturze, są spełnieniem ambicji wielu samorządowych władz i rzutkich, prywatnych przedsiębiorców. Zwróćmy uwagę na wielki sukces wypełnionego wodną fauną budynku Afrykarium we wrocławskim ogrodzie zoologicznym (fot. 13-14). Być może przyćmi go wkrótce budowane w łódzkim zoo Orientarium (fot. 15-16), również mające uwodzić odwiedzających podwodnymi krajobrazami egzotycznych wód.

Pływające domy w IJburgu na wyspie Steigereiland, proj. różni architekci na zlecenie właścicieli, ok. 2008

i

Autor: Fot. Elisabeth Aardema/shutterstock 11 | Pływające domy w IJburgu na wyspie Steigereiland, proj. różni architekci na zlecenie właścicieli, ok. 2009
Budynek apartamentowo-hotelowy Pontsteiger nad rzeką IJ w Amsterdamie, proj. arons en gelauff architecten, 2007-2018

i

Autor: Fot. Aerovista Luchtfotografie/shutterstock 12 | Budynek apartamentowo-hotelowy Pontsteiger nad rzeką IJ w Amsterdamie, proj. arons en gelauff architecten, 2007-2018
Afrykarium we Wrocławiu, proj. ArC2 Fabryka Projektowa, Mariusz Szlachcic, Dorota Szlachcic, 2012-2014

i

Autor: Fot. Marcin Czechowicz 13 | Afrykarium we Wrocławiu, proj. ArC2 Fabryka Projektowa, Mariusz Szlachcic, Dorota Szlachcic, 2012-2014
Afrykarium, wnętrze

i

Autor: Fot. Marcin Czechowicz 14 | Afrykarium, wnętrze
Orientarium w Łodzi, wizualizacja, proj. ArC2 Fabryka Projektowa, 2017-2021

i

Autor: Il. ArC2 Fabryka Projektowa 15 | Orientarium w Łodzi, wizualizacja, proj. ArC2 Fabryka Projektowa, 2017-2021
Orientarium, wizualizacja wnętrza z jaskinią dla słoni

i

Autor: Il. ArC2 Fabryka Projektowa 16 | Orientarium, wizualizacja wnętrza z jaskinią dla słoni