Czytelnia

2020-05-28 15:30

W tym numerze Grzegorz Stiasny recenzuje dla nas książkę „The Object of Zionism” Zvi Efrata, a Piotr Lewicki i Kazimierz Łatak „Przestrzeń naznaczoną. Piętno w ujęciu urbanistycznym” Marka Raweckiego. Ponadto swoje ulubione książki wybrała i opisała warszawska architektka Dorota Sibińska.

Droga, która wszystko zmieniła: recenzja Doroty Sibińskiej

Daleko. Buddyjskie królestwo Mustangu jest książką o drodze – drodze do Chin, która powstaje w Nepalu w ostatnich latach. Prowadzi przez jeden z najpiękniejszych szlaków w Himalajach pod nazwą Annapurna Circuit. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że droga wykuta wzdłuż doliny rzeki Kaligandaki umożliwiła połączenie wysokogórskich wiosek nepalskich (od zawsze dostępnych tylko pieszo) z tajemniczym Tybetańskim Królestwem Lo, po nepalsku nazywanym właśnie Mustang, i granicą Chin. Autorka opisuje swoje dwie wyprawy, przed i po wybudowaniu drogi, oraz wpływ tej wielkiej inżynieryjnej inwestycji na życie mieszkańców i na samą dolinę Mustangu. Dla mnie to opowieść, o tym jak kultura masowa zawładnęła sercem gór. To historia, o tym jak umierają wioski przy szlaku, jak zmienia się tradycyjna tybetańska architektura „wzbogacona" nagle o chińskie plastikowe okna, siding, itp.

To opowieść o zdetronizowanym królu Dzigme Dordzie Palbar Bista, który dziś przechadza się po swoim królestwie w chińskim dresie, w towarzystwie trzech mastifów tybetańskich i jednego ochroniarza. Droga, która miała poprawić jakość życia, w pewnym sensie to życie zabrała. Reportaż Magdaleny Gołębiowskiej, pełen malowniczych opisów, pokazuje nam zagadnienie współczesnej urbanizacji w dziewiczym terenie. Czy było warto? Pojadę, zobaczę, opowiem.

Daleko. Buddyjskie królestwo Mustangu

i

Autor: il. serwis prasowy Magdalena Gołębiowska, Daleko. Buddyjskie królestwo Mustangu, Wydawnictwo Czarne 2019

Odpowiedzialność architekta: recenzja Doroty Sibińskiej

Filip Springer to mistrz opowiadania o architekturze, a jego Zaczyn to biografia niezwykłej pary architektów – Zofii i Oskara Hansenów, tworzących w dobie PRL-u koncepcję Formy Otwartej. Opisane w książce projekty i idee, przypominają nam o odpowiedzialności, jaką niesie ze sobą nasz zawód. Hansenowie starali się dostosować swoje śmiałe wizje do potrzeb zwykłych ludzi. Tematem przewodnim jest oczywiście stołeczny Przyczółek Grochowski, zaprojektowany przez nich, kiedy byli zatrudnieni w Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Genialna idea społecznej, czy, jak powiedzielibyśmy inaczej: socjalnej architektury, pada ofiarą urzędników, którzy pod naciskiem budowlańców, zmieniają projekt. Jak dobrze to znamy z autopsji...

Czy stało się tutaj coś złego? – pyta autor. Analiza społeczna na przestrzeni lat pozwala nam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Zaskakujący jest dla mnie fakt, że Filip Springer zamieszkał na okrytym złą sławą Przyczółku, żeby poczuć go i zrozumieć. W książce pokazuje nam genezę projektu i pozwala czytelnikowi ocenić jego skutki. Sprawnie także „przeprowadza" nas przez koleje życia dwójki zwykłych ludzi-architektów. Od Paryża po Szumin i ich dom własny, który stał się przestrzennym manifestem idei Formy Otwartej.

Jest to książka, którą chyba najczęściej pożyczałam innym.

Zaczyn

i

Autor: il. serwis prasowy Filip Springer, Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach, Karakter 2013

Warszawa inaczej: recenzja Doroty Sibińskiej

Udało mi się kupić tę książkę zanim wyczerpał się pierwszy nakład. Nie lubię publikacji historycznych, daty wzbudzają mój niepokój, ale ta fascynująca opowieść wciągnęła mnie jak żadna inna. Warszawa – moje miasto kontra moje wyobrażenie o nim. Czytając, widziałam oczami wyobraźni każdą ulicę, każdy budynek, dzielnicę po dzielnicy. Niezwykłą mobilizację architektów podnoszących z ruin miasto, które zniknęło z powierzchni ziemi, a jego wskrzeszenie stało się spełnieniem marzeń planistów Biura Odbudowy Stolicy.

Teraz, spacerując po Warszawie, zaczynam patrzeć na nią oczami Grzegorza Piątka. Historia napisana jak powieść, ciekawa, przepełniona anegdotami i setkami cytatów. Jestem pod wrażeniem ilości materiałów, które stały się podstawą do stworzenia tej książki – wypowiedzi, wycinków prasowych, itd. Genialny wstęp zatytułowany Wstyd. Nasza piękna przedwojenna Warszawa opisana „lamentem” Lauterbacha. Wielkim zaskoczeniem była dla mnie popularność, jaką zdobyła ta książka, ale po przeczytaniu już wszystko rozumiem. To lektura obowiązkowa, ale taka, o której chce się rozmawiać i to nie tylko z architektami. Ona po prostu zachęca do rozmowy. Właśnie tak powinny być pisane książki o architekturze. Jej popularyzacja jest nam bowiem potrzebna, by edukować młode pokolenia. PS Grzesiu, ale tych dwóch zdań o roli kobiet w architekturze chyba Ci nie wybaczę :-)

Najlepsze miasto świata

i

Autor: il. serwis prasowy Grzegorz Piątek, Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944-1949, Wydawnictwo W.A.B. 2020

Początek przygody: recenzja Doroty Sibińskiej

Odczuwanie architektury powstało w 1957 roku i doczekało się kilkudziesięciu wydań oraz wznowień w różnych językach. Książka Rasmussena, kupiona na początku studiów architektonicznych, była dla mnie odkryciem, a później stała się w pełni zrozumiałą codziennością. Wyjaśnia podstawowe pojęcia, takie jak rytm, faktura, skala. Cała pozakreślana, pomagała mi zrozumieć przestrzeń i rządzące nią mechanizmy. To, co na pierwszym roku studiów było dla mnie odkryciem, jest dziś moją drogą projektową.

Tak, zgadzam się z autorem – architektura polega na odczuwaniu przestrzeni. Bardzo często wykorzystuję tę myśl w projektowaniu. W pracy nad obiektami użyteczności publicznej intuicja połączona z wiedzą teoretyczną dała mi możliwość świadomego projektowania, projektowania dla człowieka jako jednostki odczuwającej, i na tym odczuwaniu polegam do dziś. Polecam tym, którzy są na początku swojej wielkiej przygody związanej z architekturą, ale też tym, których można by nazwać „współczesnymi konformistami”.

Odczuwanie architektury

i

Autor: il. serwis prasowy Steen Eiler Rasmussen, Odczuwanie architektury, Karakter 2015

Miejsce po katastrofie: recenzja Piotra Lewickiego i Kazimierza Łataka

Naukowcy znajdują pola badawcze dla swojej działalności. Nie inaczej ma się rzecz z pracownikami naukowymi wydziałów architektury polskich uczelni. Architekci koncentrują się na zagadnieniach, które budzą ich szczególne zainteresowanie: jeden skupia się na budynkach teatrów, drugiego pociągają techniczne aspekty ścian kurtynowych, inny zaś oddaje się kwestiom percepcji koloru we wnętrzach. Specjaliści w dziedzinie planowania przestrzennego i urbanistyki poruszają się w różnych kierunkach – czasem w zakresie fizycznego kształtowania przestrzeni w jej wymiarze estetycznym, czasem w obszarach zbliżonych do innych dziedzin nauki – ekonomii, geografii, socjologii czy psychologii.

Wybór tematyki zależy od osobistych preferencji. Badacze często łączą przyjemne z pożytecznym: kogoś interesują drapacze chmur i planuje publikacje dotyczące tego tematu, zbiera więc materiały i odbywa podróże studialne. Zacznie od wizyty w San Gimignano i Bolonii, przestudiuje genezę Torre degli Asinelli i jej siostry Torre della Garisenda, potem poleci na Manhattan, stamtąd zobaczyć na żywo Burdż Chalifa w Dubaju. Gromadzenie dokumentacji da mu pretekst do odbycia interesujących podróży, może nawet jest szansa na ich dofinansowanie z budżetu uczelni.

Marek Rawecki (trzymając się terminologii akademickiej: dr inż. arch. Marek Rawecki) poświęcił się natomiast sferze trudnej, niewdzięcznej, często bolesnej. Prowadził badania tzw. przestrzeni naznaczonej, a początkiem jego zainteresowania – w latach 90. XX wieku – tą tematyką były prace dotyczące relacji między obozami Auschwitz Birkenau a otaczającymi je terenami, miastem Oświęcim i wsią Brzezinka. Drugie miejsce, równie dogłębnie przebadane przez autora, to Czarnobyl – obszar byłej elektrowni atomowej i strefy ochronnej wyznaczonej po katastrofie.

Przestrzenią naznaczoną może być miasto, jego dzielnica, określony fragment lub jeden budynek. Naznaczenie (piętno) funkcjonuje w warstwie językowej i przekłada się na postrzeganie przestrzeni. Niemal dla każdego z nas nazwy Oświęcim, Wronki, Tworki (w Krakowie – Kobierzyn) niosą duży negatywny ładunek. Niełatwo je oswoić. Architekt, przystępując do pracy w takim miejscu, dostaje dodatkowe zadanie do rozwiązania. Jak wygrać zmaganie z taką tożsamością? Jak pogodzić szacunek dla bolesnej przeszłości z potrzebami i aspiracjami tych, którzy żyją na co dzień w cieniu piętna?

Realizacja Muzeum Guggenheima w Bilbao (i związany z nią tzw. efekt Bilbao) była architektoniczną interwencją w przestrzeni naznaczonej, skutecznym projektem, który odwrócił kartę w mieście upadającego przemysłu portowego, nękanym niepokojami baskijskiego ekstremizmu. Co charakterystyczne, sukcesu muzeum i towarzyszącego mu fenomenu społeczno-kulturowy nie udało się – na razie – powtórzyć w innych miejscach, które chciałyby skorzystać z doświadczenia Bilbao.

Marek Rawecki zmarł nagle i, jak to zwykło się mówić, przedwcześnie. Omawiana publikacja jest zbiorem pozostawionych przezeń materiałów, siłą rzeczy nieukończonym, ale prezentującym w możliwe pełen sposób zakres poszukiwań badawczych autora. Oprócz jego tekstów, obejmuje także konspekty i ilustracje wykładów fakultatywnych prowadzonych na Wydziale Architektury Politechniki Śląskiej. Niełatwa, ale i ciekawa lektura. Piotr Lewicki, Kazimierz Łatak

Przestrzeń naznaczona

i

Autor: il. serwis prasowy Marek Rawecki, Przestrzeń naznaczona. Piętno w ujęciu urbanistycznym, Wydawnictwo Politechniki Śląskiej 2019

Architektura w stylu izraelskim: recenzja Grzegorza Stiasnego

Pomimo tlącego się w Polsce antysemityzmu istnieją i u nas spore pokłady podziwu dla państwa Izrael. Podziwia się izraelski wywiad, broń, naukowców, tancerzy. Podziw budzi sama idea państwa zbudowanego od zera, na pustyni. No właśnie – zbudowanego, ale nie tylko jako idea i instytucja. Tu chodzi o państwo zbudowane fizycznie, łącznie z budynkami i miastami. Architekci odwiedzają Izrael głównie jako Ziemię Świętą, część podziwia też zamki krzyżowców. Niektórzy trafiają do Tel Awiwu, bo słyszeli o „białym mieście” wypełnionym morzem budynków w stylu Bauhausu. Tyle wiemy o izraelskiej architekturze, a jej powierzchowny obraz utwierdzała ostatnio jeszcze prezentowana w warszawskim POLIN wystawa snująca paralele między Gdynią a Tel Awiwem.

O tym, co naprawdę zbudowano w Izraelu ze swadą opowiada na niemal 1000 stron Zvi Efrat – praktykujący architekt z tego miasta, wykładowca i kurator wystaw. Dostajemy historię, której wyimki znamy z zewnętrznej, europejskiej strony, lecz przedstawioną od wewnątrz, z izraelskiego punktu widzenia i z wykorzystaniem nieznanych materiałów archiwalnych. Znajdziemy tu wyjaśnienie zadziwiającej recepcji architektury Bauhausu w kraju, w którym zamieszkało zaledwie kilku absolwentów niemieckiej szkoły. Poznamy kulisy awersji Ericha Mendelsohna do tego typu zabudowy i jego próby twórczych poszukiwań architektury „semickiej”. Zadziwi architektoniczne zaangażowanie w izraelski program atomowy ekscentrycznego Philipa Johnsona, architekta, który w latach 30. deklarował, że mógłby dać się skusić projektowaniem dla Hitlera. A nowe światło na „architekturę światła" Louisa I. Kahna rzuci historia kontrowersji i rozterek burmistrza Jerozolimy dotyczących wizjonerskiego projektu odbudowy w monumentalnej formie synagogi Hurva (hurva to po hebrajsku ruina...). Wśród poloników odnajdziemy sporo faktów na temat twórczości Zvi Heckera, który spędziwszy dzieciństwo, wojnę i młodość w Krakowie, wydostał się z Polski w latach 50. jako student architektury, a w Izraelu był jednym z czołowych protagonistów tamtejszej odmiany brutalizmu. W rozdziale o licznych w tym kraju upamiętnieniach odkryjemy fotoreportaż z pierwszego na świecie Muzeum Holokaustu – monumentalnej budowli wzniesionej kilka lat po wojnie, zwanej Domem Bojowników Getta. Na jednym ze zdjęć rozpoznamy wielki model warszawskiego Getta. Nie ocalał niemal żaden z przedstawionych budynków i żaden nie został odbudowany. Historie podane są w formie dalekiej od akademickiego wykładu. Gruby wolumin wydaje się inspirowany kolażowymi, eseistycznymi tomami wprowadzonymi niegdyś w obieg przez Rema Koolhaasa. Książka staje się przekazanym w ręce czytelnika kuratorskim projektem. Narracja rozbita jest na trzy dziesiątki krótkich, błyskotliwych esejów przeplatanych autentycznymi dokumentami, wycinkami z międzynarodowej prasy, fotoesejami, a nawet „fałszywkami”. Oto przedrukowany jest autentyczny list byłego dyrektora Bauhausu – Hannesa Meyera – do byłego studenta, a teraz ważnej postaci życia architektonicznego w Izraelu – Arieha Sharona, z pytaniem: czy usiłujecie stworzyć żydowski, narodowy styl architektoniczny? Prawdziwa odpowiedź nigdy nie nadeszła, ale autor takową, w formie listu zwrotnego, serwuje. Ostatni rozdział zatytułowany Okupacja nie napawa optymizmem. Dzień dzisiejszy w przestrzeni Izraela to betonowe mury bezpieczeństwa, wijące się dziesiątkami kilometrów, trzy razy wyższe od Muru Berlińskiego, dzielące teren nie jako granica, tylko możliwa w każdej chwili do przesunięcia ufortyfikowana linia frontu. Grzegorz Stiasny

Zvi Efrat, The Object of Zionism. The Architecture of Israel, Spector Books 2019

i

Autor: il. serwis prasowy Zvi Efrat, The Object of Zionism. The Architecture of Israel, Spector Books 2019