Polska architektura – od Damaszku po Aleppo
Polscy architekci i urbaniści w Syrii to typowa publikacja akademicka, co widać już na pierwszy rzut oka: format książki, jej objętość, a nawet sam tytuł natychmiast przenoszą przyszłego czytelnika w świat uczelniany. I tak rzeczywiście jest, struktura tekstu i jego oparcie o naukowe źródła i poszukiwania prowadzone przez autorkę nadają książce charakter solidnej dysertacji.
Genezą tej rozprawy jest osobiste zaangażowanie Joanny Klimowicz, której dowodzą liczne rozmowy z protagonistami pracy, ale i pobyty autorki w opisywanej Syrii, w tym jeden wyjazd trwający aż rok. Jakże powierzchowna jest wiedza przeciętnego Polaka na temat tego pozornie egzotycznego kraju. Od niemal dekady nagłówek Syria pojawiający się w mediach nieodmiennie przynosi opisy tragicznych wydarzeń, w które obfituje trwająca tam od 2011 roku wojna. O jej przyczynach i początkach mało kto pamięta. I już pewnie mało komu ten interesujący kraj kojarzy się z czymkolwiek innym niż doniesieniami o zniszczeniach wojennych, nowych ofiarach i kolejną brutalną rozgrywką na globalnej szachownicy. W latach zimnej wojny Syria (nieformalnie) należała do naszego obozu, co spowodowało m.in. nawiązanie relacji gospodarczych z Polską. Począwszy od lat 60. XX wieku wielu polskich inżynierów – głównie za pośrednictwem centrali handlu zagranicznego Polservice – znalazło się na kontraktach w tym kraju.
Publikacja, jak przystało na naukowe opracowanie, ma bardzo czytelną strukturę: po wprowadzeniu, które opisuje cel i metodę pracy, a także przybliża uwarunkowania kulturowe i klimatyczne wpływające na kształtowanie przestrzeni w syryjskich miastach, następuje zasadnicza część, gdzie autorka omawia kolejne – interesujące – przykłady twórczości polskich urbanistów i architektów. Te przykłady zestawiono w porządku geograficznym – począwszy od Damaszku i jego okolic, przez Homs, inne, mniej znane ośrodki aż po Aleppo, gdzie plon twórczości polskich projektantów jest bodaj najobfitszy.
Twórczość naszych rodaków w Syrii najczęściej reprezentowana jest przez opracowania urbanistyczne, może nawet planistyczne. Studia rozwoju wybranych miast były często autorstwa polskich urbanistów, głównie wywodzących się ze szkoły warszawskiej: Macieja Nowakowskiego, Henryka Rollera, Stefana Stellera, Janusza Wilskiego czy – z Krakowa – Krystiana Seiberta. Z architektów w Syrii aktywni byli m.in. trzej laureaci Nagrody Honorowej SARP (Marek Dunikowski, Stefan Kuryłowicz, Wojciech Zabłocki). Niezwykle i wciąż istotne dla pejzażu architektonicznego tego kraju są gmachy Biblioteki Narodowej w Damaszku (autorzy zwycięskiego projektu z międzynarodowego konkursu: Marek Dunikowski, Wojciech Miecznikowski, Janusz Meissner, Małgorzata Mazurkiewicz) i bogaty dorobek Wojciecha Zabłockiego – chociażby obszerne założenie Sport City w Latakii (z Henrykiem Rollerem) czy podobne centrum sportowe w Aleppo. Mimo obszernego materiału zgromadzonego przez autorkę, tekst pozostawia lekkie poczucie niedosytu – konflikt trawiący Syrię od 2011 roku uniemożliwia dotarcie do części źródeł i archiwów, co czyni publikację niekompletną. Książkę kończy otwarte pytanie i hipoteza: czy doświadczenia polskich projektantów, wyrosłych z praktyki starszych kolegów po fachu, którzy podnosili swą ojczyznę ze zniszczeń drugiej wojny światowej, przydadzą się znowu w Syrii, gdy wreszcie dobiegnie końca wojna rujnująca ten kraj? Piotr Lewicki, Kazimierz Łatak
Anatomia warszawskiej odbudowy
Dziś liczący się kryminał musi mieć pół tysiąca stronic, wyrazistą konstrukcję i język przystający do świata czytelnika, oczywiście młodego, najwyżej w średnim wieku. Od dawna nie czytam więc kryminałów, ten jednak wciągnął mnie od słów wstępu, a potem, jak to kryminał, nie dał spać póki nie dowiedziałam się, kto zabił. Zaraz po pierwszej wojnie światowej Alfred Lauterbach pastwił się nad ofiarą, źle wieszczył, nie oszczędzał Warszawy, mimo że dopiero startowała do miana najlepszego miasta świata. Dalej też wszystko było nie tak: urbaniści i architekci dwudziestolecia międzywojennego szukali wprawdzie nowego oblicza stołeczności, ale utkali tylko cienką warstwę blichtru, pod którym tkwił, słowami Wandy Melcer, Czarny Ląd zaniedbań i hańby władzy. Potem, po 1945 roku, było już tylko gorzej. I właśnie o tej powojennej szarpaninie, lamencie, tumulcie i wstydzie pisze autor. Wykorzystał, a raczej przebrał, całą potrzebną literaturę. Jest zresztą w czym wybierać. Diarystyka, wspomnienia, artykuły prasowe, archiwa i fotografie świadczą, rzucają światło. Także w obcych językach, żeby przypomnieć wypowiedzi Jane Jacobs, Marci Shore czy Anny Louise Strong, dla której Marian Spychalski to handsom blue-eyed dynamo. Fenomen tej książki zasadza się na przystępności wywodu o skomplikowanej anatomii odbudowy, na patrzeniu czytelnikowi w oczy, na bardzo osobistej relacji autora z opisywanym obrazem zebranym z krótkich wątków tekstu, wieńczonych małymi dawkami przypisów. Grzegorz Piątek pisze współczesnym sobie językiem, żonglując słowami kiedyś nieznanymi (know-how, turborewolucja, muzak), bywa też zabawny przywołując rdzewiejącą żelazną kurtynę. Osnową jest temat, zdawałoby się, dla powojennego pokolenia oczywisty i zamknięty. Relacjonowany dotąd nudnie, z przewagą polityki, z obrazem pierwszomajowych pochodów z placem Konstytucji w tle. A tu bohaterski BOS i poharatana Warszawa: burza mózgów nad bezsilnymi zwłokami. Mnogość wątków prowadzi nas przez gąszcz podtekstów, arcyciekawych rozdziałów o rozległych warstwach tła politycznej intrygi, po detale, jak choćby obraz żywej Pragi jesienią 1944 roku, jak ledwo tknięty problem feminizmu z pomocą „pani Grażynki” (arch. Grażyny Terlikowskiej-Woysznis), po analizę płaskorzeźby Jarnuszkiewicza na Mariensztacie: gdy chłopcy czytają, dziewczynka zachwyca się lalką (myślę, że ona przeczytała wcześniej i szybciej). Autor mierzy się też z fikcją literacką, gdy tropem auta z Marianem Spychalskim za kierownicą przemierza nowoczesną Warszawę, której de facto jeszcze nie ma. Jednak epilog opowieści nie jest radosny. Oto 14 lutego 1985 roku grupka w miarę przytomnych, jak z młodzieńczą dezynwolturą pisze autor, bosowców odsłania sobie tablicę na ścianie kamienicy przy Chocimskiej 33. I znowu jak w rasowym kryminale – tablica niebawem znika. Pada ofiarą fali odbrązawiania BOS-u, lawiny spóźnionej krytyki wobec dawnych poczynań, a przede wszystkim nieuzasadnionych wyburzeń. To ostatni moment, by nieliczni bosowcy jeszcze zabrali głos. Autor przywołuje ich wypowiedzi. Z narratora wchodzi w rolę adwokata. Nie rób nic, to nie będziesz krytykowany – taką receptą kończy swoją arcyciekawą opowieść o wątkach odbudowy Warszawy. Hanna Faryna-Paszkiewicz