Warszawska Dzielnica Mieszkaniowa

Marszałkowska dzielnica marzeń, czyli jak polityka łączyła się z architekturą w czasach PRL-u. Rozmowa z Krzysztofem Mordyńskim, autorem książki o warszawskim MDM-ie

2025-08-01 15:11

Niedawno, nakładem Fundacji Centrum Architektury, ukazała się książka „MDM. Marszałkowska dzielnica marzeń”. Jej autora, Krzysztofa Mordyńskiego, pytamy o to, jak powstawał ten fragment stołecznego centrum i czym jest dla współczesnego pokolenia.

Anna Cymer: architektura lat 90. była kiczowata, ale nasza

MDM to nie tylko plac Konstytucji

Magda Mojduszka: W świeżo wydanej książce o MDM-ie wspomina Pan o zagadkowej aurze, która otacza tę dzielnicę. Co się na nią składa?

Krzysztof Mordyński: Z jednej strony niemal wszyscy kojarzymy plac Konstytucji, ale tak naprawdę niewiele osób zna skalę tego, co kryje się pod nazwą MDM, czyli Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa. Myślę, że owa aura tajemniczości wynika stąd, że nie wiadomo dokładnie, gdzie to dzieło się zaczyna, a gdzie kończy. A przynajmniej nie od razu. Jest jedynie jasne, że MDM wykracza ponad plac Konstytucji i rozprasza się w okolicznych ulicach. Poza tym klimat tajemniczości miejsca wyznacza również czas. Bo dzielnica została wybudowana na tyle niedawno, że są ludzie, którzy pamiętają, jak powstawała. Z drugiej strony – dla większości osób to już jednak jest historia, może nie zamierzchła, ale historia. Zresztą dosyć specyficzna, a nawet porażająca. MDM powstawał bowiem w okresie stalinizmu. Budowa pierwotnie przewidziana na sześć lat, czyli cały okres planu sześcioletniego (1950–1955), została w połowie drogi mocno ograniczona.

Spacer po MDM-ie

i

Autor: Peter Łyczkowski/ Materiały prasowe Po dzielnicy oprowadza Krzysztof Mordyński

Dzieło na użytek władzy

MM: Kto tak naprawdę jest autorem założeń MDM? Czy istotę dzielnicy określiły Konferencja PZPR i referat Bieruta, czy jednak architekci kierujący Pracownią MDM: Józef Sigalin, Stanisław Jankowski, Zygmunt Stępiński i Jan Knothe? Wydaje się, że projektanci podejmowali ryzykowną grę. Przystąpili do reformowania przestrzeni miejskiej i unicestwiania śladów zabudowy sprzed wojny, z którymi przecież wiązały ich wspomnienia studenckiej młodości i wolności.

KM: Każdy z tych panów miał swoją „działkę”. Najważniejszy w tym kwartecie był Józef Sigalin, on był pierwszym kierownikiem pracowni, tym menedżerem, który załatwiał sprawy z Bierutem i biurem politycznym. Po tym, jak został architektem miasta Warszawy, musiał się pożegnać z funkcją kierownika pracowni. Choć miało to charakter czysto formalny, faktycznie nic się nie działo bez jego udziału. Stanisław Jankowski zajmował się urbanistyką. Jan Knothe miał mniejsze doświadczenie, ale jego mocną stroną były rysunki, bo przecież trzeba było klientowi, tzn. władzy państwowej, projekty odpowiednio zaprezentować. Zygmunt Stępiński był dobrym architektem, który zajmował się też odbudową zabytków, więc dla niego kreowanie czegoś nowego na podstawie tradycji nie było wtedy aż tak wielką zagadką, jak dla innych projektantów. I to właśnie chciałem w mojej książce pokazać: że o MDM-ie się zazwyczaj myśli stereotypami, jednak gdy się go weźmie pod lupę, to okazuje się, że to takie oczywiste nie jest. A w powszechnym rozumieniu dzielnica funkcjonuje przede wszystkim jako dzieło opracowane na użytek władzy.

Przeczytaj także: Domy atrialne przy Orężnej w Warszawie>>

Okładka książki, wyd. Fundacja Centrum Architektury

i

Autor: Fundacja Centrum Architektury/ Materiały prasowe Okładka książki, wyd. Fundacja Centrum Architektury

Forma wynika z funkcji

MM: Ten projekt od początku miał jasne konotacje polityczne i był wykorzystywany jako narzędzie propagandy. Na tyle mocno, że nawet sami architekci zastanawiali się, jak się trochę z niego wycofać...

KM: MDM jest dziełem realizmu socjalistycznego, a w nim zmuszano różne środowiska twórcze, w tym architektów i urbanistów, żeby stosowali wzór obrany w Związku Radzieckim, w dodatku zupełnie niejasny, gdyż kryterium było ideologiczne, a nie twórcze. W normalnych warunkach bywa przecież tak, że to oddolnie powstają trendy, mody. W tym czasie, jak wiadomo, na świecie dominował modernizm, funkcjonalizm, powstały w latach 20., 30., o którym w skrócie można powiedzieć, że forma wynika z funkcji. W socrealizmie ów „trend” został twórcom narzucony, w oficjalnych komunikatach władzy miał być socjalistyczną treścią i narodową formą. Jeżeli zatem np. na Trakcie Królewskim odbudowywano pałac, to robiono to dla państwa, a ono mogło przeznaczyć go na siedzibę Uniwersytetu Warszawskiego, ministerstwa lub innej publicznej instytucji – i to oznacza socjalistyczną treść. Natomiast narodowa forma przysparzała więcej kłopotów, ponieważ decydującym kryterium był tu wygląd, a dodatkowo budynki odwoływały się do tradycji. Moderniści zdecydowanie chętniej chcieli żenić tradycję z poszukiwaniem nowoczesności. Łatwo sobie wyobrazić, czym było dla nich wprowadzenie w 1949 roku obowiązku stosowania form zaczerpniętych z przeszłości.

Przestrzeń spektakli politycznych

MM: Fascynujący jest w Pana książce opis wyprawy Sigalina do Moskwy i rozmów z tamtejszymi kreatorami tej „dyscypliny”. Plany jej wprowadzenia do MDM-u były szerokie. W jakiej części zostały ostatecznie zrealizowane?

KM: Trudno dokładnie to obliczyć, jaką część MDM zrealizowano, powiedziałbym, że około 50-65%. Początek rzeczywiście zapowiadał się spektakularnie, dlatego że Marszałkowską Dzielnicę Mieszkaniową wprowadzono jako zupełnie nowy rodzaj zabudowy miejskiej. Dlaczego miała być takim przełomem? Otóż dlatego, że odbudowując Warszawę po wojnie zgodnie z modernistycznymi założeniami, urbaniści planowali ją tak, aby śródmieście pozostało centrum administracyjnym, natomiast ludzie mieli mieszkać na terenach z dala od zgiełku, żeby wokół centrum tworzył się wianuszek osiedli mieszkaniowych. Natomiast wraz z wprowadzeniem socrealizmu władzy chodziło o to, aby miasto było wielką, spektakularną przestrzenią do urządzania tam spektakli, takich jak pochody, a do tego potrzebowała wspaniałych placów. MDM tak naprawdę był pierwszą dzielnicą, przez którą przechodziła wielka arteria. Inną nowością było to, że zabudowa musiała być wielkomiejska, robić oszałamiające wrażenie pięknymi wystawami, bogatymi elewacjami, szerokimi chodnikami, latarniami. Jak to się odnosiło do modernizmu, gdzie architektura powinna być skromna, bloki w zieleni, a człowiek miał mieć dostęp do światła, ziemi i powietrza? Ci czterej panowie z Pracowni MDM, czyli Józef Sigalin, Stanisław Jankowski, Zygmunt Stępiński, Jan Knothe, choć „zostali wynajęci” do zrealizowania socjalistycznej myśli, to tak naprawdę mieli przekonania modernistyczne. Dostrzegamy je, wczytując się w założenia programowe MDM-u.

Przeczytaj także: Ładne, bo czyste. Czyli dlaczego tak łatwo polubiliśmy nową Cepelię, a starą byliśmy gotowi burzyć>>

Gdzie jest serce dzielnicy?

MM: Ta ciągłość interpretacji jest widoczna do dziś. Plac Konstytucji uchodzi za centrum tego założenia.

KM: Tak, jest co prawda jego sercem, ale czy był najważniejszą częścią? Otóż MDM jest o wiele bardziej skomplikowany, niż się powszechnie sądzi:  dzieli się na część stołeczną (plac Konstytucji) oraz osiedlową (ogromną resztę). Formalnie miała to być dzielnica mieszkaniowa, a więc powinna tam istnieć przestrzeń dla mieszkańców: zieleń, wszystkie wygody i pełna infrastruktura. Przez wiele lat, zwłaszcza w czasach odwilży w latach 60. sugerowano, że MDM jest parawanem bloków, a pomijano fakt, że z tyłu, na zapleczu, znajduje się cała maszyneria osiedla.

MM: Ale z drugiej strony projektanci mieli o tyle „ułatwione” zadanie, że Warszawa była w przytłaczającej części zburzona. Mogli tworzyć, jak chcieli…

KM: Trochę tak i trochę nie. Dlatego, że Warszawa była zburzona, ale nie w pełni, zachowały się więc budynki, które natychmiast po zakończeniu działań wojennych, już w styczniu i lutym zostały zasiedlone przez mieszkańców. I teraz pytanie brzmiało, co zrobić z tymi domami? Plan urbanistyczny MDM przewidywał, że połowa ludzi będzie mieszkać w nowych budynkach, a druga – w starych zaadaptowanych do użytku obiektach. Te, które uznano, że będą przeszkadzać w tym planie, wyburzono. Część jednak i tak została, np. na zapleczu placu Konstytucji czy kamienice przy placu Zbawiciela, obok kolumnady. Inna sprawa, że niektóre straszą, są ruderami, a zostały już wpisane do rejestru zabytków.

Pomysły na MDM

MM: Po wojnie, podczas tworzenia założeń urbanistycznych Warszawy, pojawiało się wiele pomysłów, niektóre rewolucyjne, które ocierały się o obszar MDM-u. Wśród nich były m.in. plany Macieja Nowickiego, żeby inaczej zlokalizować Marszałkowską, „włożyć” w zupełnie inny trakt, wybudowanie wieżowca albo propozycje Tadeusza Tołwińskiego, aby przesunąć o kilka metrów kościół przy placu Zbawiciela.

KM: Tak, niektóre pomysły były zaskakujące. Maciej Nowicki był modernistycznym architektem z wizją, który podczas wojny projektował w konspiracji. Zaproponował on poszerzenie ulicy Marszałkowskiej do 100 metrów. Ostatecznie do tego nie doszło, ale ulica pomiędzy placem Konstytucji a Alejami Jerozolimskimi i tak robi wrażenie ze swoimi 60 metrami, co zresztą wymagało wyburzenia części kamienic.

MM: MDM imponująco wygląda chociażby na zdjęciach Zbyszka Siemaszki z lat 50.

KM: Tak, dopiero w 1954 roku przebito Marszałkowską na całej długości. Dwa lata wcześniej ulica była szeroka tylko od ulicy Pięknej do Wilczej. Zawsze był ten problem, co zrobić z zachowanymi kamienicami, dziś też spotykamy ruchy miejskie, które walczą o ocalenie zabytków. Ale czy dla architektów w latach 40. miałoby sens zachowanie kilku kamienic i niewdrożenie nowego planu? Urbaniści zdecydowali się zreformować starą Warszawę, bo była uważana za taką, która jest źródłem chorób, ma problemy w dotarciu do pracy, gdzie brakuje miejsca dla szkół, żłobków, przedszkoli, stołówek. Architekci czuli się w obowiązku stworzyć nową, zdrową zabudowę.

Spacer po MDM-ie

i

Autor: Peter Łyczkowski/ Materiały prasowe Od lewej Agnieszka Rasmus-Zgorzelska, w środku Krzysztof Mordyński. Spacerom towarzyszy tłumacz migowy

Błędy, które widzimy po latach

MM: Chciałabym zapytać o błędy, które zostały popełnione w projektowaniu, o te grzechy, które wyszły po latach. Co współcześnie najbardziej nam przeszkadza w dzielnicy MDM?

KM: Faktycznie, będąc na placu Konstytucji mamy wrażenie, że coś jest nie tak, przede wszystkim ten parking w środku. Chodzi o to, że plac od początku miał rozdzielać Marszałkowską na dwa trakty, aby w dalszym biegu – od placu Konstytucji do placu Unii Lubelskiej – pozostała małą uliczką. Nowicki proponował nawet trakt pieszy, natomiast ruch, spaliny, hałas chciał przekierować gdzie indziej. Tak powstała ulica Waryńskiego, która za cenę zburzenia kilku kamienic wyprowadzała ruch na Pole Mokotowskie. Gdyby poprowadzono go prosto, należałoby zburzyć po drodze plac Zbawiciela albo zakorkować cały MDM. Natomiast dla władzy celem był monumentalny plac, w miarę symetryczny, zakończony jakimś mocnym akcentem. Architekci proponowali tam postawić po prostu wieżowiec, ale nie można było tego zrobić symetrycznie względem poszerzonej ulicy Marszałkowskiej, ponieważ ten zatkałyby bieg traktu. Były różne pomysły, ale kierownictwo partii, szczególnie Bierut, zależało na tym, by nie dzielić Marszałkowskiej. Po trosze z powodów politycznych, nie chciano niepokoić społeczeństwa zbytnimi nowościami. W efekcie mamy plac, który wygląda tak, jakby od północy był przygotowany na monumentalne zamknięcie. A jego tam nie ma, jest hotel MDM, niższy niż inne budynki. Niestety, nie udało się też zrealizować do końca całego planu dzielnicy, części instytucji, które miały sprawić, że ludziom będzie się tam dobrze mieszkało. MDM wypadał jednak nieźle na tle innych osiedli, gdzie stawiano tylko bloki. Przeglądając dziennik pracowni, widziałem, jak projektanci przekreślają kolejne obiekty, np. przedszkola, lub przenoszą je na dalsze etapy realizacji. Choć do dokonań MDM-u należy zaliczyć realizację zielonych podwórek, to nie wszędzie udało się je wprowadzić – gdy na zapleczu zachował się jakiś budynek, to jego wyburzenie odkładano w czasie. To obecnie stanowi pewne zagrożenie dla architektury, bo jeśli deweloper je odkryje, dąży do szybkiej zabudowy, i niestety czasem mu się to udaje, jak w przypadku parceli ulic Litewskiej, Szucha i Marszałkowskiej. Wchodząc na podwórko, zobaczymy dramat nowej zabudowy – ciemnej, wąskiej, nieuporządkowanej. Akcja mieszkańców ze spółdzielni Latawiec dowodzi jednak, że udaje się takie inwestycje powstrzymać – zablokowali oni zabudowę pomiędzy ulicami Wyzwolenia, Koszykową a Natolińską. Zachowano tam piękne podwórko, z ogrodami dla przedszkolaków i maluchów ze żłobka.  

Przeczytaj także: 9 najpiękniejszych bloków Warszawy. Powstały w PRL-u i wyróżniają się na tle całej Polski>>

Nowe pokolenie, inny wizerunek

MM: Mówi Pan o potrzebach użytkowych mieszkańcach, tymczasem turyści mają inne oczekiwania wobec MDM-u, traktują go jak egzotyczne miejsce. Kiedyś każdy sąd o dzielnicy był uwikłany w kontekst polityczny. Nowe pokolenia wydają się nie mieć już takich obciążeń. Czy widzą i czują PRL inaczej?

KM: Ważne, aby tej fascynacji PRL-em nie infantylizować, a to jest dosyć łatwe. Budynki, które zostały wzniesione w latach 40., przedstawiają pewną koncepcję zabudowy, która obecnie sprawdza się świetnie także w dalszych dzielnicach, tam się przyjemnie mieszka. Jeżeli jednak ktoś przyjeżdża do Śródmieścia, to oczekuje od niego czegoś innego niż od luźno rozrzuconych budynków wśród zieleni. Chcemy pewnej intensyfikacji życia i socrealizm ją proponował – przede wszystkim w postaci podcieni, w których są wysokie witryny, z bogato wyposażonymi sklepami, płaskorzeźbami, mozaikami, grafikami. Zabudowa MDM-u tworzy pewnego rodzaju salon miejski – choć jesteśmy na zewnątrz, możemy iść przez centrum podcieniami, osłonięci przed słońcem i deszczem. Podobnie było w renesansowych miastach. Dobrze jest wrócić do marzeń o takich miejscach.

Spacer po MDM-ie

i

Autor: Peter Łyczkowski/ Materiały prasowe Detal ceramiczny w barze Złota Kurka

Krzysztof Mordyński – historyk, historyk sztuki, bada dzieje architektury i urbanistyki Warszawy, laureat nagrody KLIO 2021. Autor książki „Sny o Warszawie. Wizje przebudowy miasta 1945–1952”, a także m.in. kilkudziesięciu artykułów oraz scenariuszy kilkunastu wystaw muzealnych. Współautor „RÓD PD. Ilustrowanego atlasu Śródmieścia Południowego”. Pracuje jako kustosz w Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego. W maju, nakładem Fundacji Centrum Architektury, ukazała się jego książka „MDM. Marszałkowska dzielnica marzeń”

Podcasty ArchitekturyDziękujemy, że tu jesteś. Posłuchaj naszego podcastu: 

Myślicie, że zbudowanie dobrego, wykraczającego poza absolutnie minimum, osiedla mieszkaniowe jest w Polsce łatwe? Że wystarczy tylko chcieć? Że to się zrobi wszystko samo? No to zapraszam do wysłuchania mojej rozmowy z Dominika Zielińska i Ulą Kuc-Petelską o mechanizmach tworzenia dobra w architekturze mieszkaniowej.

Do posłuchania wszędzie tam, gdzie słuchasz podcastów!

Apple Podcast | Spotify | Spreaker 

Podcast Architektoniczny
Skąd wziąć więcej dobra w architekturze?
Mediateka.pl
Sponsor podcastu:
Knauf
Architektura Murator Google News