Spis treści
- Duże wydatki gmin przy niedociągnięciach w dokumentacji
- Dlaczego WZ-tki są ważne dla polityki przestrzennej gmin
- Koszty ekonomiczne zbyt łatwego wydawania WZ-tek
- Ciężar braku planów i niezgodności ze studium ciąży na gminach
- Odpowiedź gmin na zarzuty kontrolerów
Duże wydatki gmin przy niedociągnięciach w dokumentacji
NIK w swoim raporcie zwrócił uwagę na szereg problemów. Większość (aż 539 z 633) decyzji o warunkach zabudowy w 15 zbadanych urzędach wydano z naruszeniem przepisów (np. k.p.a., Ustawy o planowaniu, RODO) lub wewnętrznych uregulowań tych urzędów bądź bez sumiennego dokumentowania postępowań czy wystarczająco dokładnej sprawozdawczości. Nie było też dobrych procedur, które zapobiegałyby konfliktom interesów. NIK ostrzegł nawet przed ryzykiem korupcji. W szczególności skrytykował to, że gminy nie pobierają opłat za koszty, które ponoszą w sytuacji powstawania budowli z dala od istniejącej infrastruktury. Tymczasem skontrolowane gminy na infrastrukturę - drogi, oświetlenie czy wodociągi - wydały łącznie w badanym, czteroletnim okresie między 2019 a 2023 rokiem prawie 663 milionów złotych. Okazuje się, że można to było to częściowo pokryć, pobierając opłaty audiackie, a jednak nie było to praktykowane.
Dlaczego WZ-tki są ważne dla polityki przestrzennej gmin
Decyzje o warunkach zabudowy są bardzo ważne, ponieważ faktycznie na ogół to za ich pośrednictwem gminy prowadzą swoją politykę przestrzenną. W 2020 roku tylko 32% powierzchni naszego kraju było objęte miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego. Natomiast gdy takich planów nie ma, o pozwoleniu na inwestycję decyduje tak zwana WZ-tka w przypadku inwestorów prywatnych lub „ustalenie lokalizacji inwestycji celu publicznego” - w przypadku inwestycji finansowanych ze środków publicznych. Miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego - lub ewentualnie zastępujące je tymczasowo studia uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego - są niezmiernie istotne, bo od nich zależy kształt naszych miast. Dlatego warto by WZ-tki były wydawane z głową i zgodnie z założeniami planów lub studiów. W szczególności, kiedy miasta są zbyt rozproszone, jak to się mówi: „rozlewają” się daleko od centrum, w konsekwencji takiego rozłożenia budowli do nowych budynków trzeba dociągnąć więcej rur czy kabli, doprowadzić drogi. Do oddalonych od istniejącej zabudowy osiedli zwykle nie dojeżdża transport publiczny, potrzebne są nowe linie. Użytkownicy nowych budynków, położonych z daleka od istniejących centrów miast, dojeżdżając by załatwić sprawy w śródmieściu, do pracy czy szkoły, samochodami, generują korki i zanieczyszczenia środowiska, nie wspominając o koszcie jakim są dla każdego trwające nadmiernie długo dojazdy.
Koszty ekonomiczne zbyt łatwego wydawania WZ-tek
Eksperci Polskiej Akademii Nauk w raporcie „Studia nad chaosem przestrzennym” podliczyli, że w 2019 roku Polska wydała 20,5 miliarda złotych na budowę infrastruktury i obsługę rozproszonego osadnictwa, poniosła koszt wysokości 31,5 miliarda złotych z powodu dojazdów mieszkańców do miejsc pracy, 8,8 miliarda złotych straciła z powodu kosztów mechanizacji i transportu rolnictwie, nadmiernego wyłączenia terenów z produkcji rolnej oraz koniecznej ochrony przez zadrzewianie, 10,9 miliarda wydała na wykup gruntów i roszczenia odszkodowawcze a 12,6 miliardów straciła, ponosząc wydatki na ochronę środowiska, na pokrycie kosztów zdrowotnych, wywołanych zanieczyszczeniem przyrody, i usuwanie skutków klęsk żywiołowych. Te dane pokazują, że unikanie chaosu przestrzennego leży w żywotnym interesie ekonomicznym nas wszystkich – jest on bardzo drogi (por. Raport KPZK PAN „Studia and chaosem przestrzennym”, część I „Społeczne, ekonomiczne i środowiskowe koszty chaosu przestrzennego”, Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej, Uniwersytet Łódzki, Instytut Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN).
Ciężar braku planów i niezgodności ze studium ciąży na gminach
Jak wspomnieliśmy, większość miejsc w Polsce czeka jeszcze na miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego i jedyne czym dysponuje to studia uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. NIK zbadał pracę 15 urzędów w latach 2019-2023. Okazało się, że skontrolowane gminy często wydawały decyzje o warunkach zabudowy nie tylko w sposób wadliwy pod względem prawnym i bez sporządzenia nienależytego udokumentowania, ale także niezgodnie z przeznaczeniem obszarów, na których ma się zacząć budowa, określonym w studium. Tymczasem w 2022 roku wydano blisko 140 tysięcy decyzji o warunkach zabudowy, z czego tylko około 25 tysięcy dotyczyło inwestycji publicznych. Pozostałe to inwestycje prywatne, co oznacza, że jeśli planowane budynki zostaną wzniesione w przysłowiowym „szczerym polu” to na gminę prawdopodobnie spadnie ciężar doprowadzenia do nich infrastruktury potrzebnej przyszłym użytkownikom - dróg, rur czy elektryczności, a także budowa szkół, żłobków, przedszkoli, domów kultury, bibliotek i wszystkiego innego, co jest potrzebne w dobrze funkcjonującej dzielnicy. Są to olbrzymie koszty. Jak wynika z opisanych powyżej wyliczeń PAN, w samym 2019 roku w Polsce wydano na takie cele w związku z nowymi inwestycjami budowlanymi około 84 miliony złotych, pochodzące ostatecznie z podatków obywateli. Można więc powiedzieć, że na chaosie urbanistycznym zyskuje inwestor, ale podatnik mu dopłaca. Gdyby stawiać przed inwestorami większe wymagania lub pobierać od nich opłaty za to co wnosi państwo, nie musielibyśmy dokładać do ich biznesu.
Odpowiedź gmin na zarzuty kontrolerów
Pieniądze publiczne powinny być wydawane racjonalnie i gminy powinny stosować opłaty audiackie - twierdzą kontrolerzy NIK - a także dokładnie dokumentować postępowania oraz wdrożyć procedury chroniące przez konfliktem interesu i korupcją. Zdaniem kontrolerów brakuje także należytej troski ze strony gmin o sprawdzenie, co się naprawdę dzieje, gdy WZ-tka została już wydana, bo to również ma związek z opłacalnością prowadzonej przez gminy polityki przestrzennej. Tymczasem aż w sześciu gminach ze skontrolowanych 15 znaleziono tereny, na których dokonano bezprawnych zmian przeznaczenia nieruchomości. Z informacji NIK nie wyłania się jednak obraz, pozwalający na jednoznaczną ocenę winy samych urzędników gminnych. Wyjaśnili on bowiem - co sam NIK przytacza - że nie mogą odmówić wydania WZ, jeśli wymogi formalne wniosków były spełnione a nie ma planu zabudowy. Wskazują też, że nie nakładały opłat audiackich, nie chcąc dodatkowo obciążać finansowo mieszkańców. Wydaje się więc, że cały problem jest głębszy i potrzebne są rozwiązania systemowe.