W październiku odbyło się ósme już spotkanie z cyklu Warszawskie Rozmowy Architektoniczne, tradycyjnie firmowane przez Fundację Twórców Architektury, Fundację Konrada Adenauera oraz polsko-niemieckie biuro projektowe Coqui Malachowska Coqui. Poświęcone było instrumentom procedury planistycznej i administracyjnej umożliwiającym sprawną realizację przede wszystkim dużych projektów miejskich. Joerg Th. Coqui – architekt krajobrazu i partner w biurze Coqui Malachowska Coqui – podczas otwierającego wystąpienia – na przykładzie projektowanego w Ulm osiedla Am Weinberg, zaprezentował niemiecki system realizowania inwestycji miejskich oparty o masterplan i design guide. O praktycznym zastosowaniu tego ostatniego narzędzia, czyli o Katalogu Mebli Miejskich, Katalogu Nawierzchni i Katalogu Rozwiązań Kolorystycznych mówił następnie Piotr Sobczak, dyrektor poznańskiego wydziału architektury i urbanistyki.
Druga część spotkania poświęcona była tematowi współpracy publiczno- -prywatnej. Z perspektywy inwestora prywatnego zagadnienie omówiła Jasmin Soravia, prezes zarządu w zajmującej się rozwojem projektów spółce Soravia Group GmbH. Prezentując Danube Flats – najwyższy obecnie wieżowiec mieszkaniowy Wiednia, oraz The TriIIpple – zespół trzech mieszkalnych wysokościowców również nad Dunajem, Soravia przedstawiła założenia funkcjonującej w Wiedniu od 2014 roku instytucji umowy urbanistycznej (Städtebaulicher Vertrag), która pozwala gminom na zawieranie umów z podmiotami prywatnymi. Regulowane w nich mogą być kwestie związane z jakością, terminami czy dodatkowymi zobowiązaniami inwestorów. Instytucja umów urbanistycznych działa także w Polsce, o czym przypomniał Michał Leszczyński, zastępca dyrektora Departamentu Polityki Przestrzennej i Gospodarki Nieruchomościami Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa. W 2015 roku w ustawie o rewitalizacji pojawiła się możliwość negocjowania takich publiczno-prywatnych dokumentów w obszarach Specjalnych Stref Rewitalizacji. Dają one możliwość zobowiązania inwestora między innymi do przekazania na rzecz gminy infrastruktury technicznej czy też na przykład części zasobu mieszkaniowego. Leszczyński zapowiedział, że w ramach tzw. Małej ustawy kodeksu urbanistyczno- budowlanego (projekt ustawy o zmianie niektórych ustaw w związku z uproszczeniem procesu inwestycyjno- budowlanego skierowany we wrześniu 2017 roku do uzgodnień międzyresortowych oraz konsultacji publicznych – przyp. red.) pojawi się nowa forma prawna – Obszary Zintegrowanego Inwestowania. Stanowiąc poniekąd rozwiązanie pośrednie pomiędzy miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego i decyzją o warunkach zabudowy, mają one – umożliwiając negocjacyjne ustalanie warunków inwestycji, w tym warunków zabudowy – pozwolić na efektywniejszą współpracę pomiędzy sektorem prywatnym a publicznym.
Trzecia część spotkania dotyczyła konkursów architektonicznych. Kolejne wystąpienia – Huberta Trammera z Politechniki Lubelskiej oraz Dirka Bonnkircha z niemieckiego portalu i wydawnictwa Competitionline – pozwoliły na porównanie sytuacji i statystyk konkursowych w Polsce i Niemczech. W Niemczech najpopularniejsze są konkursy ograniczone, organizowane z udziałem zaproszonych zespołów, które za włożoną pracę otrzymują wynagrodzenie. W Polsce, co zostało docenione, prowadzi się zdecydowanie więcej konkursów otwartych. Taki system daje potencjalnie najlepsze efekty oraz dopuszcza do rynku projektowego biura młode, które nie mogą się wylegitymować znacznym dorobkiem. Problemem jest natomiast brak przygotowania samorządów do prowadzenia takich dosyć skomplikowanych postępowań. Warunki konkursowe ustalane są zbyt szeroko lub za mało precyzyjnie. Z przedstawionych przez Huberta Trammera badań wynika, że w ramach konkursów organizowanych przez instytucje publiczne w ciągu ostatnich 20 lat, zdarzały się takie, na które przygotować trzeba było nawet 24 plansze. Łączy się to z wielką nieopłaconą pracą zespołów projektowych. Jako trzecią drogę Dawid Strębicki – architekt wykształcony w Belgii, który kilka lat temu postanowił przenieść swoją działalność projektową do Polski – przedstawił flandryjski system konkursów opartych na formule open call. Zgłoszenia do pierwszego etapu open call są bardzo uproszczone i ich przygotowanie nie zajmuje wiele czasu. Uczestnictwo w drugiej fazie jest natomiast wynagradzane zgodnie z obowiązującymi stawkami za pracę koncepcyjną. Podsumowująca spotkanie dyskusja dotyczyła głównie możliwości zastosowania tego systemu w Polsce.
Ósma edycja WRA poświęcona było wytycznym i procedurom konkursowym, które potencjalnie zapewnić mogą dobrą współpracę na linii inwestor – projektant, a równocześnie przynieść najlepsze efekty końcowe. Czy zaprezentowana przez Pana metoda konkurs – masterplan – design guide – projekt architektoniczny może zostać uznana za najlepszą formę organizacji procesu projektowego w przypadku dużych inwestycji?
Nie można tego aż tak bardzo uogólniać. Staram się podkreślać, że najważniejsze jest dobranie formy współpracy do aktualnych potrzeb. W przypadku Ulm, gdzie miasto jako inwestor publiczny postanowiło opracować spójny masterplan, w ramach którego poszczególne inwestycje miały być prowadzone przez osobne podmioty, czyli także osobnych architektów, ten wieloetapowy system ma szansę przynieść dobre rezultaty.
Nowością, jak wynika z Pana prezentacji, jest design guide, pewnego rodzaju przewodnik dla projektantów, który zaczyna być stosowany także i w Polsce.
Byłem tym pozytywnie zaskoczony. Myślałem, że design guide jest tu nowością, a widać, że wykorzystuje się go coraz częściej. Na przykład w Poznaniu i Łodzi stanowi element procesu urządzania przestrzeni publicznych. Nie jest to zatem nowa forma, tylko powinna być znacznie częściej stosowana, szczególnie przy projektowaniu na terenach wartościowych: kulturowo, architektonicznie lub przyrodniczo. A na obszarze starych miast, moim zdaniem, design guide musi stać się obowiązkowy.
Design guide, jeżeli pojawia się w Polsce, to zazwyczaj właśnie w odniesieniu do starówek. Stanowi rodzaj katalogu małej architektury. A jednak jest to narzędzie dające znacznie większe możliwości, szczególnie w relacji do terenów nowo projektowanych.
Tak, racja, ale ogólna zasada, że na samym początku procesu inwestycyjnego należy doprecyzować detale, pozostaje taka sama.
Czy masowe stosowanie takich przewodników projektanta nie doprowadzi na końcu do zbytniej unifikacji przestrzeni?
Zwiedzałam ostatnio nowe dzielnice mieszkaniowe: Seestadt Aspern w Wiedniu i Hafencity w Hamburgu – inwestycje na pozór zupełnie odmienne, a jednak pod wieloma względami niesamowicie podobne. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wykorzystany w obu przypadkach design guide ma z tym wiele wspólnego. Może tak bywa rzeczywiście, ale proszę zauważyć, że koło samego Aspern jest dużo innych dzielnic o całkiem odmiennym charakterze. I dlatego jednak zobowiąuważam, że dzięki takim wytycznym – jeżeli są dobrze skonstruowane – łatwiej jest zbudować tożsamość miejsca.
Poza design guide duży nacisk kładzie Pan na partycypację społeczną. W którym momencie najlepiej jest włączyć mieszkańców do procesu projektowego?
Mieszkańców można angażować od początku do końca, na wszystkich etapach, jednak ważne jest, żeby ich uczestnictwo miało właściwą formę. Istotne jest odpowiednie przygotowanie spotkań: materiałów i pytań. Uważam także, że nie każdy projekt takiego dialogu potrzebuje – o ile jest on kluczowy w przypadku dzielnic mieszkaniowych, o tyle przestrzenie reprezentacyjne o ponadlokalnym znaczeniu, powinny być projektowane przede wszystkim przez fachowców. Model partycypacyjny w odniesieniu do takich miejsc, jak choćby plac Defilad w Warszawie, moim zdaniem, nie jest korzystny.
Przy okazji prezentacji projektu w Ulm, powiedział Pan także, że miasto dba o zrównoważenie społeczne nowej dzielnicy. O ile w Polsce kwestia partycypacji społecznej jest akceptowana, o tyle wszelkie pomysły wpływania na profil społeczny zabudowy mieszkaniowej spotykają się z dosyć żywiołowym sprzeciwem. Jest to o tyle dziwne, że Polska jest krajem stosunkowo mało zróżnicowanym społecznie: nie pojawiają się problemy z uchodźcami ani z mniejszościami narodowymi jak w innych krajach europejskich.
To prawda. W Niemczech pod tym względem sytuacja wyjściowa jest całkiem inna: mamy do czynienia z największą segregacją mieszkańców w Europie. Nasze miasta są bardzo podzielone, istnieje ogromne zróżnicowanie pomiędzy dzielnicami dla bogatych i biednych. Można powiedzieć, że w Polsce dzięki komunizmowi tego problemu nie ma lub występuje on w znacznie mniejszej skali. Pojawia się wprawdzie kwestia grodzonych osiedli, ale to problem punktowy, którego nie można odnieść do miast niemieckich, gdzie całe dzielnice podlegają segregacji. Z tego powodu już od wielu lat próbuje się ją niwelować. Projektowane przez nas osiedle w Ulm powstaje na terenie sąsiadującym z powojennymi budowanymi szybko i tanio blokami, obecnie zamieszkiwanymi głównie przez osoby niezamożne. Chodziło o to żeby, pomiędzy nową i starą dzielnicą mógł się nawiązać dialog. Zbudować osiedle zrównoważone chcieli zarówno sąsiedzi, jak i miasto, a ponieważ jest ono właścicielem terenu i głównym inwestorem, ma głos decydujący. Dla całej dzielnicy ustala się proporcje zabudowy o różnym charakterze. W Ulm było to 1/3 mieszkań socjalnych, 1/3 dotowanych i 1/3 komercyjnych.
Czy takie zróżnicowanie dotyczy także mieszkań w obrębie jednego budynku?
Tak. Jeżeli miasto uzna, że na przykład w pewnej części dzielnicy mieszkań socjalnych jest zbyt mało, może zobowiązać prywatnego dewelopera do ich wybudowania albo wprowadzenia lokali dotowanych do budynku z mieszkaniami komercyjnymi. Tego typu zapisy są ujęte w umowie notarialnej sprzedaży działki, w taki sposób, że przy odsprzedaży deweloper musi je wynegocjować z kolejnym kupującym. Chodzi o zabezpieczenie interesów publicznych i zapobieganie spekulacji gruntami.
Za sprawą profilu firmy Coqui Malachowska Coqui, która działa zarówno na rynku polskim, jak i niemieckim, może Pan czynić porównania między oboma krajami. Jakie są różnice?
I w Polsce, i w Niemczech w procesie projektowym napotyka się wiele problemów, i wbrew pozorom nie istnieje aż tak dużo różnic. Mnie zależałoby przede wszystkim na tym, by w Polsce do projektowania włączyć architekturę krajobrazu. Jest przecież coraz więcej specjalistów z tej dziedziny i coraz więcej kształcących ich szkół wyższych, a jednak architekci krajobrazu są rzadko uwzględniani w konkursach, nawet na tereny zieleni. Przy tematach, które tego wymagają, powinni być obowiązkowo członkami zespołów. Projektów architektonicznych nie zlecamy przecież architektom krajobrazu, a więc może czas, żeby projekty terenów zieleni przestali wykonywać architekci. Byłoby to na pewno z korzyścią dla przestrzeni