lider MdŁ - Iwo Borkowicz 1

i

Autor: Archiwum prywatne 1 | Iwo Borkowicz podczas realizacji stacji meteorologicznej Snow Guarantee

Młodzi do Łodzi: prezentacja lidera Iwo Borkowicz

2023-06-27 16:06

O działaniu na pograniczu architektury i sztuki, zakładaniu własnej pracowni jeszcze na studiach oraz budowaniu na Kubie rozmawiamy z Iwo Borkowiczem.

W 2016 roku zostałeś magistrem. Zaraz potem powstało JEJU.studio. Kiedy dokładnie to było i jak do tego doszło?

JEJU tak naprawdę powstawało równolegle z końcówką moich studiów. Razem z Adamem Siemaszkiewiczem postanowiliśmy robić wizualizacje dla inny biur. Szukaliśmy możliwości do rozpoczęcia działania w zawodzie. Ten sposób wydawał nam się na tamtą chwilę finansowo najbardziej sensowny. Dzięki mojemu projektowi dyplomowemu, który został zauważony i kilkakrotnie opublikowany, przejście do projektowania nastąpiło dość szybko.

Twój projekt dyplomowy, pt. Symbiotyczny związek spółdzielczych mieszkań socjalnych i turystyki rozproszonej w Starej Hawanie. Model rozwojowy i prototypy architektoniczne, otrzymał dwie ważne nagrody, a rok później zostałeś wybrany jednym z 20 projektantów, którzy kształtują dizajn przyszłości. Opowiedz, jakie to były wyróżnienia i za co je dostałeś.

Mam nadzieję, że dostałem je za to, że zrobiłem dobry projekt. Złożyło się na to kilka rzeczy. Jedna to dynamika tematyki związanej z Kubą, zagadnienie było ciekawe, nie tylko architektonicznie, lecz także politycznie czy społecznie, i bardzo medialne, a ja mogłem aplikować na różnego rodzaju programy badawcze. Wybrałem ten kubański, ponieważ z tamtego rejonu dochodziło wiele głosów mówiących o tym, że zachodzą tam zmiany polityczne. W ramach wybranego programu spędziłem na wyspie kilka miesięcy, podczas których prowadziłem staranną obserwację i badania. Zrealizowałem swoje zmierzenie nie tylko z perspektywy architektonicznej. Projekt był komentarzem do sytuacji mieszkaniowej na Kubie, nawiązywał też do tamtejszych mechanizmów, które z zewnątrz wydają się problematyczne. Złożył się to na zestaw jakości docenionych później m.in. przez Fundację Miesa van der Rohe, która przyznała mi Young Talent Architecture Award. Kolejną nagrodą była EAAE Prize nadana przez European Architectural Medals Comittee za odwagę w rozwiązywaniu problemów. Dzięki tym wyróżnieniom mój projekt pokazano na kilku wystawach, a mnie zapraszano na prelekcje. Jedna z nich odbyła się podczas panelu organizowanego przez fundację Antenna w ramach Dutch Design Week. Poznałem tam 19 osób, których kariera była w podobnym punkcie co moja. Robią oni fenomenalne rzeczy, z niektórymi z nich utrzymuję kontakt do dzisiaj, a z innymi nawet czynnie współpracuję. Był to dla mnie ważny krok w kierunku przyszłych kooperacji.

lider MdŁ - Iwo Borkowicz 2

i

Autor: archiwum prywatne Iwo Borkowicza i Oli Korbańskiej 2 | Stół do rozmów o ziemi, Festival Malta, Poznań 2021. proj. JEJU.studio

Czy jeszcze zanim Twój projekt dyplomowy został zauważony, miałeś zamiar od razu rzucić się na głęboką wodę i tworzyć własną architekturę, zamiast pracować dla kogoś?

Pochodzę z architektonicznej rodziny. Wychowałem się w bliźniaku, w którym pięć z ośmiu mieszkających w nim osób było po architekturze. Pewne rzeczy miałem podane z owsianką. Z tego powodu była we mnie duża doza podejścia indywidualnego do tego, co będę robił. Poza praktykami u Roberta Koniecznego oraz w Bulanda Mucha Architekci, które odbyłem w czasie studiów, przez rok pracowałem u swojego ojca przy standardowych działaniach, takich jak projekty budowlane i wykonawcze, więc nabrałem trochę doświadczeń. To było jeszcze przed magisterką. Postanowiłem mieć przerwę pomiędzy pierwszym a drugim stopniem studiów, aby popracować. Później niejako zrobiłem krok do tyłu. Kiedy już istniało JEJU, uczelnia w Gent zaproponowała mi wyjazd. Chciała wysłać paru świeżych absolwentów, żeby rozpoczęli pierwszą turę planowanych wymian. Mimo że od dwóch lat miałem swoją pracownię, pojechałam na prawie półroczny staż do Nowego Jorku, bo czułem, że jest parę rzeczy, których nie wiem, z racji braku większego doświadczenia pracy w biurze. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, że go nie miałem, ale taką drogę obrałem. Na pewno może to być stresujące. Trzeba się nauczyć różnych rzeczy, nie mając kogoś, kto nas chroni, w kontekście odpowiedzialności za podejmowane przez nas decyzje. Z powodu środowiska, w jakim się wychowałem, łatwiej mi było się z tym zmagać. Zawsze miałem do kogo zadzwonić i zapytać o coś, czego nie byłem pewny. Każdy popełnia błędy, gdy się uczy, ale w architekturze mogą być one bardzo kosztowne. W JEJU duży nacisk kładziemy na współdziałanie. Jest to dla mnie substytut doświadczenia pracy w biurze, którego mam mniej niż ci, którzy wybrali bardziej klasyczną ścieżkę. Współpraca ta jest dla mnie nadrabianiem tych kilku lat, które próbowałem przeskoczyć.

Czy uważasz, że gdyby nie Twój projekt dyplomowy, byłoby Wam trudniej działać tak, jak to robicie?

Myślę, że tak. Wiem, że pierwszych kilka zleceń było bezpośrednim następstwem moich nagród. Odezwała się do mnie m.in. Fundacja WAYAiR i zaproponowała nam współpracę przy szkole w Tanzanii. To nie był nasz jedyny klient, który swoją propozycję zaczął od złożenia nam gratulacji. Poza szkołą w Ulyankulu początkowo były to rzeczy niewielkie. Nagrody pomogły nam zaistnieć, chociaż bardziej w Poznaniu niż globalnie.

Miałeś możliwość kontynuowania kubańskiego projektu w ramach doktoratu. Dlaczego to się nie udało?

Podjąłem taką próbę. Założyliśmy nawet wstępną grupę badawczą, która mogłaby kontynuować ten projekt. Postanowiłem, że nie chcę zajmować się tym tematem tylko w sposób badawczy. Uznałem, że jeśli mam poświęcić temu kilka kolejnych lat życia, to chcę zrealizować przynajmniej jeden budynek, który przewidywała moja koncepcja. Odbyliśmy pierwsze rozmowy ze sponsorem – belgijskim filantropem. Był on gotowy wesprzeć finansowo budowę takiego obiektu. Projekt nabierał rozpędu, ale trudności zaczęły pojawiać się po stronie kubańskiej. Myślę, że problemem mogło być to, że pokazywał on totalitarnemu, socjalistycznemu rządowi, że potrafimy grać w jego grę i zrealizować ich pomysł na transformację lepiej niż oni sami. Wydaje mi się, że ze względu na to, nie mogło nam się udać. Odczuwałem dużą pasywność ze strony uniwersytetu w Hawanie, którego częścią byłem, kiedy w czasie prowadzenia badań kilka miesięcy mieszkałem w tym mieście. Nie było zainteresowania drugiej strony. Wydaje mi się, że wynikało to głównie z kwestii politycznych. Oddolne inicjatywy polityczno-społeczne na Kubie rzadko, jeżeli w ogóle, otrzymują jakiekolwiek wsparcie centralne. Szczególnie te, które pochodzą z kapitalistycznej Europy. To są nasze interpretacje przyczyn, w praktyce spotkaliśmy się z biernością, brakiem kontaktu, nieodpisywaniem na maile. Moglibyśmy dalej prowadzić research, ale chodziło nam o to, żeby coś zbudować i zweryfikować nasze założenia w praktyce. Nie dałoby się tego zrealizować bez ścisłej współpracy z lokalną władzą, a ta okazała się niemożliwa.

lider MdŁ - Iwo Borkowicz 3

i

Autor: archiwum prywatne Iwo Borkowicza 3 | Instalacja Niech żyje palma, Agueda, Portugalia, 2020, proj. Iwo Borkowicz, Ola Korbańska
lider MdŁ - Iwo Borkowicz 4

i

Autor: Iwo Borkowicz 4 | Szkoła w Ulyankulu w Tanzani, proj. JEJU.studio
lider MdŁ - Iwo Borkowicz 6

i

Autor: archiwum prywatne Iwo Borkowicza 6 | Projekt dyplomowy Iwo Borkowicza, Symbiotyczny związek spółdzielczych mieszkań socjalnych i turystyki rozproszonej w Starej Hawanie. Model rozwojowy i prototypy architektoniczne

Czyli nie jest to związane z rozczarowaniem, chodzi raczej o normalny proces dojrzewania?

Według mnie jest to po prostu zmiana. To moja decyzja. Nie sądzę, że dochodzę do jakiejkolwiek prawdy. Zauważam tylko zmianę własnych poglądów dotyczących architektury i wydaje mi się ona ciekawa. Chcę być szczery ze słuchaczami, więc na takich spotkaniach jak Młodzi do Łodzi mówię o rzeczach, których doświadczam, i które mnie fascynują.

Czym się teraz zajmujecie architektonicznie?

Nie jesteśmy dużym biurem. Ciężko mi dokładnie określić liczbę osób, bo opieramy się na różnych współpracach, ale w przybliżeniu jest nas czworo. Robimy więc projekty w mniejszej lub średniej skali.

Jak widzisz przyszłość JEJU.studio, jakim biurem chcielibyście być? Małe pracownie też mają pewne przywileje.

Nie mam nic przeciwko, żebyśmy się stali dużą pracownią. Byliśmy już młodą pracownią, która robi „zajawkowe” projekty, teraz jesteśmy średnią pracownią, która robi sensowne projekty, czy i kiedy będziemy dużą pracownią, która robi duże projekty – nie wiem.

Czy są takie projekty, które Cię nie interesują, których byś nie chciał robić?

Nie mam do opowiedzenia żadnej spektakularnej historii, że np. ktoś poprosił mnie o zaprojektowanie rzeźni, podczas gdy nie jem mięsa. Zdarzyło mi się odmówić inwestorowi ze względu na warunki, w których nie chciałem pracować. Na pewno zrezygnowałbym w sytuacji, w której musiałbym przekonywać urzędnika do czegoś, do czego sam nie jestem przekonany.

Czy masz jakieś rady dla osób młodych rozpoczynających działalność na własną rękę?

Młodzi architekci często boją się pytać o różne rozwiązania innych, bo wydaje im się, że wynika to z ich niekompetencji. Tymczasem nasz zawód wygląda tak, że przy każdym temacie musimy się czegoś nauczyć. Zauważyłem to, kiedy pracowałem w biurze mojego ojca. Nawet architekci z wieloletnim stażem potrzebują zapytać o pewne rozwiązania innych, bardziej w danym temacie świadomych. Teraz już się nie zastanawiam, kiedy potrzebuję, to dzwonię i pytam, nawet do biur, których nie znam, a zauważyłem, że np. realizowali podobny, trudny technologicznie detal. Czasami otwarcie doradzają, czasami nie, co też szanuję. Ale nie boję się przyznać do niewiedzy.

lider MdŁ - Iwo Borkowicz 5

i

Autor: Iwo Borkowicz 5 | Szkoła w Ulyankulu w Tanzani, proj. JEJU.studio

Czy nie wynika to też z tego, że na Kubie architektura jest mocno zapóźniona? W 2018 roku byłam tam i poznałam kilku architektów. Utwierdzili mnie w przekonaniu, że – poza pojedynczymi inwestycjami – buduje się tam bardzo mało. Najbardziej znany kubański architekt (tak mi go przedstawiono) zajmuje się wnętrzami albo niewielkimi obiektami. Mimo dużego pola do popisu dla architektów brakuje tam realizacji.

Wynika to według mnie przede wszystkim z powodów ekonomicznych. Kuba nadal jest bardzo biednym krajem. Oczywiście zdarzają się punktowe inwestycje, np. w sektorze turystyki, ale to są pojedyncze przypadki. Kubańskie społeczeństwo mieszka albo w budownictwie historycznym, albo w także już dość starym, pochodzącym z czasów współpracy ze Związkiem Radzieckim. Nowej architektury jest tam bardzo mało, bo po prostu nie ma na nią pieniędzy. To nie znaczy, że Kuba nie chce budować, ale nie jest otwarta na zewnętrzny kapitał, bo jest to sprzeczne z jej ideologią polityczną. Im dłużej tam byłem, tym bardziej rozumiałem, dlaczego stosowane są takie, a nie inne schematy działania. Kuba boi się zewnętrznego kapitału, chociaż wie, że pewne rzeczy mógłby on bardzo szybko pomóc rozwiązać. Jednak nie może się to odbywać na zasadach wolnorynkowych, bo gospodarze byliby wtedy całkowicie bezbronni. Można krytykować politykę separatyzmu ekonomicznego, ale byłbym nieszczery i spłaszczyłbym problem, gdybym powiedział, że jest ona głupia czy wypłukana z wielkich nadziei.

Często przedstawiasz się także jako artysta wizualny czy rzeźbiarz. Opowiedz o tej działalności.

Próbuję łączyć ją z architekturą. Od kliku lat staram się angażować w sytuacje, które pozwalają mi na tworzenie form czy przestrzeni, których funkcja nie jest wynikiem potrzeby architektonicznej, tylko potrzeb narracyjnych czy zmaterializowania pewnego rodzaju myśli. Fascynuje mnie świat instalacji i rzeźby, pracy z przestrzenią i formą w oderwaniu od podstawowego podejścia architektonicznego, które polega na opakowaniu jakiejś funkcji. Co najmniej raz w roku staram się zrealizować tego typu projekt. Teraz pracuję z Olą Korbańską, której umiejętności i spojrzenie na świat bardzo cenię, nad instalacją na festiwal Linnafestival UIT w Tartu. Jeden z tego typu moich projektów powstał w miasteczku Agueda, w Portugalii. Do jego stworzenia wykorzystaliśmy biomasę z obumarłych palm, pochodzących z centralnego placu w tej miejscowości. Praca ta była próbą obserwacji, a może nawet gloryfikacji dyskomfortu, który dają nam nasze relacje z tymi elementami natury, które nie są dla nas piękne. Jesteśmy jej wielkimi orędownikami, ale tylko rozumianej jako kwitnienie, dawanie owoców czy zieleni. Tymczasem jest ona złożona także z takich aspektów jak gnicie, obumieranie, bałagan, przypadkowość czy przemijanie. Fascynuje nas dyskomfort powodowany przez te elementy. Relacja ta jest w dużej mierze nieuświadomiona. Oswajanie się z tym mogłoby być działaniem korzystnym i produktywnym, a przynajmniej interesującym. Instalacji już nie ma, bo tworzyły ją rzeźby, które przez kilka lat rozpadały się i rozsiewały nasiona po okolicy. Sami mając świadomość, że coś, w co włożyliśmy dużo wysiłku i co jest piękne, ulega degradacji, odczuwaliśmy dyskomfort. Lubimy pracować z tymczasowością materii. Podobny projekt zrobiliśmy na Malta Festival w Poznaniu. Zbudowaliśmy tymczasowy pawilon z ziemi, który miał być dywagacją na temat cyrkulacji materii w przestrzeni. Żeby coś w jednym miejscu powstało, w drugim coś musi zniknąć. Postawiliśmy więc budynek z ziemi, którą wykopano obok. Zderzyliśmy obserwatorów z jednym i drugim. Dziura była brakiem wynikającym z postawienia budynku. Na koniec festiwalu przywrócono status quo poprzez wyburzenie obiektu i zasypanie wykopu. Projekt, nad którym pracujemy teraz, jest nakierowany na trawniki jako zjawisko, które jest wszędobylskie i wiąże się z niesamowitą liczbą ciekawych zagadnień, zarówno z perspektywy socjologicznej, jak i historycznej. Jest jeszcze za wcześnie, żebym mógł powiedzieć, co to dokładnie będzie.

Czy to podejście przekłada się na Twoje projekty stricte architektoniczne?

Zauważyłem narastanie we mnie przekonania, że architektura nie musi być ekscytująca. Przez większość moich studiów chciałem, żeby taka była. Możliwe, że robiąc takie projekty, jak rzeźba, która postawiłem w Austrii 2-3 lata temu, która była dziwną formą w całości pokrytą przeze mnie własnoręcznie płatkami złota, czy totemy, które zrealizowałem z Alicją Białą, bardzo ekspresyjne i kolorowe, spełniam w sposób oczywisty potrzebę tworzenia rzeczy ekscytujących wizualnie. Coraz rzadziej chcę sobie pozwalać na to w architekturze. Są takie aspekty, w których ta emocja jest jak najbardziej na miejscu, ale bywają to przypadki jednostkowe. Widzę w sobie takie trochę „zdziadzienie”, coraz bardziej doceniam i dopiero od kilku lat zauważam pewne obiekty. Podczas Młodzi do Łodzi zająłem się zagadnieniem docenienia budynków. Zauważam proces, przez który w tym kontekście od kilku lat przechodzę. Nie jest to powrót do rękodzieła czy wernakularnej prostoty budowania, w której ostatecznie architekt nie musi być potrzebny. Mam na myśli to, że uświadamiam sobie, jak często zabiegi architektoniczne wynikające ze świeżych trendów, okazują się nieskuteczne. Patrząc na moje miasto, czyli Poznań, zauważam, że budynki, które były w oczach architektów ekscytujące w trakcie realizacji, bardzo rzadko wytrzymały próbę czasu, szczególnie jeśli zbyt mocno zaufano świeżości trenodów. Dużo więcej satysfakcji doświadczam, obserwując budynki, które zauważyłem, idąc daną ulica dopiero setny raz.

lider MdŁ - Iwo Borkowicz 7

i

Autor: archiwum prywatne Iwo Borkowicza Iwo Borkowicz prowadzi JEJU.studio, pracownię architektoniczną znaną z szerokiego spektrum projektów, od obiektów rzeźbiarskich przez wnętrza, budynki po masterplany. Równolegle jest współautorem szeroko publikowanych rzeźb publicznych Totemy w Poznaniu, instalacji Niech żyje palma w Aguedzie w Portugalii oraz autorem złotej stacji meteorologicznej Snow Guarantee w Bad Gastein w Austrii. Laureat Young Talent Architecture Award 2016 przez Fundació Mies van der Rohe oraz EAAE Prize przez European Architectural Medals Committee. W 2017 roku Iwo został wybrany jako jeden z „20 młodych projektantów, którzy kształtują przyszłość projektowania” przez Design Indaba, World Design Events i Dutch Design Week.