Architekt miasta – urzędnik czy wizjoner

i

Autor: Archiwum Architektury Rys. Michał Jońca

Architekt miasta – urzędnik czy wizjoner

2016-10-12 14:11

W Warszawie, Poznaniu, Gdańsku i Lublinie mianem architekta miasta określa się zwyczajowo dyrektorów wydziałów architektury, choć są zwykłymi naczelnikami, niewiele różniącymi się od kierujących innymi departamentami w magistracie. Rzadziej główny architekt to niezależne stanowisko, będące w zasadzie niewielką, autonomiczną komórką organizacyjną, jak w Krakowie, Łodzi i ostatnio – Katowicach.

Co znajdziesz w artykule?

1.  Architekt architektowi nie równy: jaka rola architekta miasta2.  Model krakowski – architekt miasta jako opiniodawca3.  Model wrocławski – główny architekt kreator4.  Model warszawski – ograniczenie kompetencji5.  Model katowicki – brak miejskiego architekta6.  Plany bez perspektyw: narzędzia architekta miasta? 7.  Brak architekta miasta = estetyka bez kontroli8.  Idealny architekt miasta poszukiwany

Architekt miasta – to brzmi dumnie. Czy jednak faktycznie ma on wpływ na politykę przestrzenną? Jest bardziej wizjonerem, czy urzędnikiem od przybijania pieczątek zatwierdzających projekty? Choć magia nazwy pozostała, stanowisko to nie jest tak prestiżowe jak jeszcze 80-100 lat temu. Wówczas architektami miasta bywali najlepsi projektanci. Trudno sobie wyobrazić, by urząd ten piastował dziś praktyk na miarę Maxa Berga, który jako miejski radca budowlany w początkach XX wieku przyczynił się do rozwoju Wrocławia, gdzie wybudował między innymi słynną Halę Stulecia według swego projektu. Pełnienie roli architekta miasta już na wstępie oznacza rezygnację z projektowania. Obecne prawo zabrania urzędnikowi sprawowania funkcji i prowadzenia jednocześnie własnej pracowni, przez co wyklucza tych najzdolniejszych i najbardziej dynamicznych. Główny architekt nie może też oczywiście liczyć na projektowanie dla samego miasta, bo według Ustawy o zamówieniach publicznych na najciekawsze i największe tematy należy ogłaszać przetargi bądź konkursy. Czym zatem się zajmuje i jaka jest jego rola?

Architekt architektowi nie równy: jaka rola architekta miasta

W porównaniu z innymi ważnymi funkcjami w magistracie rola architekta miasta jest dość enigmatyczna. Przykładowo konserwator miejski ma określony w Ustawie o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami zakres obowiązków i narzędzi prawnych. Tymczasem status i kompetencje architekta nie są zdefiniowane w żadnym akcie prawnym. Ustawa o samorządzie gminnym daje urzędom miast pełną autonomię w kwestii organizacji poszczególnych wydziałów i przydzielania im zadań. Aby usprawnić działanie władz gminy, na które Ustawa o planowaniu przestrzennym oraz Prawo budowlane nakładają obowiązek sporządzania studiów uwarunkowań i kierunków rozwoju miasta, miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego oraz prowadzenia administracji architektoniczno-budowlanej, dobrym, choć niepisanym prawem jest, oprócz tworzenia wydziałów architektury, powoływanie architektów miejskich. W Polsce nominacje takie nadają prezydenci na mocy rozporządzenia – architekt miasta podlega zatem bezpośrednio prezydentowi bądź wiceprezydentowi ds. planowania, rozwoju. Występuje więc duża rozbieżność co do uprawnień głównych architektów.

Na 10 największych miast w Polsce dotąd tylko Katowice nie miały urzędnika pełniącego rolę głównego architekta (powołany został na początku lutego – przyp. red.). W Warszawie, Poznaniu, Gdańsku i Lublinie są to dyrektorzy wydziałów architektury, których zwyczajowo określa się mianem architekta miasta, choć są zwykłymi naczelnikami, niewiele różniącymi się od kierujących innymi departamentami. Rzadziej miejski architekt to niezależne stanowisko, będące w zasadzie niewielką, autonomiczną komórką organizacyjną w magistracie (jak w Krakowie i Łodzi). Na tym tle wyjątek stanowi Piotr Fokczyński, dyrektor Departamentu Architektury i Budownictwa, a zarazem główny architekt Wrocławia. Dziś to architekt miasta o największych kompetencjach w Polsce. Podlegają mu: urbanista miasta, geodeta miasta, plastyk miejski, Wydział Architektury i Budownictwa oraz olbrzymie, 100-osobowe Biuro Rozwoju Wrocławia. Funkcję architekta miasta i dyrektora wydziału administracji budowlanej łączy też Robert Łucka w Bydgoszczy. W Szczecinie z kolei działa osobny Pion Architekta Miasta, a sprawująca ten urząd Ewa Nosek jest równocześnie zastępcą dyrektora Wydziału Rozwoju Miasta. Już tylko na podstawie umiejscowienia w strukturze magistratu można powiedzieć, że architekt architektowi nie równy.

Architekt miasta – urzędnik czy wizjoner

i

Autor: Archiwum Architektury Pełnienie roli architekta miasta już na wstępie oznacza rezygnację z projektowania; rys. Michał Jońca

Model krakowski – architekt miasta jako opiniodawca

Architekt funkcjonujący poza wydziałem architektury jest przede wszystkim opiniodawcą. Konsultuje najważniejsze dla miasta zamierzenia inwestycyjne, wyraża swoje uwagi na temat projektów planów miejscowych i studiów, organizuje konkursy architektoniczne na ważne obiekty, dba o promocję lokalnej architektury (we Wrocławiu doroczny konkurs na najlepszą realizację Piękny Wrocław, w Łodzi na najpiękniejszy ogródek restauracyjny na Piotrkowskiej). W ten sposób działa urząd Głównego Architekta Miasta w Krakowie. Zajmujący to stanowisko Adam Wyżykowski tłumaczy: Nie wyobrażam sobie łączenia funkcji architekta miasta z szefowaniem całemu wydziałowi architektury. Tam rocznie wydają ponad trzy tysiące wuzetek i trzy tysiące pozwoleń na budowę. Jako szef wydziału musiałbym się pochylać nad każdym indywidualnym klientem, a główny architekt musi mieć szersze spojrzenie na miasto. Moja rola jest bardziej kreatorska oraz inicjatorska. Przeprowadziłem dla miasta ponad 30 konkursów, w tym na wiele ważnych obiektów, m.in. Centrum Kongresowe, Muzeum Sztuki Współczesnej czy 6 placów miejskich – wylicza.

Inaczej rolę głównego architekta oceniają jednak krakowscy projektanci. – To ładnie brzmi, Główny Architekt Miasta Krakowa, ale nie ma on zbyt dużego wpływu na to, co powstaje, z wyjątkiem konkursów architektonicznych, w których sędziuje. Bo ani na etapie wuzetki, ani na etapie pozwolenia na budowę żaden projekt nie przechodzi przez jego ręce. Pojawia się w mediach i wygłasza swoje opinie, które nie mają żadnej mocy sprawczej – mówi architekt proszący o zachowanie anonimowości. – Bo to jest taki angielski dżentelmen, miękki, dobrze wychowany. Człowiek konsensusu, a przecież czasami aż prosi się, by mocną ręką pewne sprawy w mieście naprostować – dodaje. Ze swoją oceną nie kryją się Kazimierz Łatak i Piotr Lewicki, którzy prowadzą w Krakowie uznaną pracownię: Mamy porównanie z Wrocławiem, gdzie trochę projektowaliśmy. Tam architekt miasta jest zarazem szefem departamentu architektury. W Krakowie, jak są jakieś wątpliwości, na przykład w zapisach planu, trzeba z tym iść do urzędniczki, jednak bez nadziei, że jej interpretacja rozwieje wątpliwości. We Wrocławiu, gdy powstaje taki problem, to zasiada się do rozmowy z architektem Fokczyńskim oraz odpowiednim urzędnikiem i ustala konsensus. Nie tylko wie się, z kim załatwić sprawę, ale i trwa to znacznie krócej – mówi Łatak. Lewicki wchodzi mu w słowo: Wiele tematów ciągniemy w biurze od lat właśnie poprzez szereg nieścisłości w planach bądź warunkach zabudowy. Teraz pracujemy nad osiedlem, dla którego obowiązującą linię zabudowy wyznaczono w odległości 20 metrów od ulicy. Problem w tym, że sąsiedzi po obu stronach mają 16 metrów. Chcielibyśmy wyrównać tę linię, bo to nie tylko będzie lepiej wyglądać, ale i skorzysta na tym inwestor. Jednak nawet tak mała sprawa w przypadku braku odpowiedniej instancji staje się nie lada wyzwaniem. Jego zdaniem w Krakowie powinien być architekt miasta z większymi kompetencjami, a nie występujący tylko jako ciało opiniujące.

Sam Wyżykowski nie uważa jednak, aby jego rola była ograniczona: Mam realny wpływ na to, co dzieje się w mieście. Zajmuję się nie tylko konkursami, ale i opiniowaniem, i koordynowaniem wielu spraw w Krakowie. W najbliższym czasie czeka mnie jeszcze poszerzenie kompetencji. Będę opiniował warunki zabudowy, czym wcześniej zajmowała się Miejska Komisja Urbanistyczno-Architektoniczna. Moim zadaniem będzie ocena, czy obiekt ma właściwą rangę architektoniczną dla danego fragmentu miasta – zapewnia. Szansa na zwiększenie kompetencji jest dość duża, bo stolica Małopolski ma nową wiceprezydent, Elżbietę Koterbę, która jest architektem i urbanistą, a dotychczas pracowała w tamtejszym Biurze Planowania Przestrzennego. Architekt miasta nienadzorujący wydziału architektury z pewnością może spojrzeć na jego działania bardziej obiektywnie i lepiej ocenić powstające tam opracowania.

Model wrocławski – główny architekt kreator

W odróżnieniu od samodzielnego architekta miasta, dyrektor wydziału ma z kolei większy wpływ na pracę całej administracji architektoniczno-budowlanej, zarazem jednak opiniuje to, co sam przygotowywał lub o co wnioskował. Jest bardziej urzędnikiem, gdyż na bycie wizjonerem brakuje mu często czasu. Z drugiej strony, choć do wrocławskiego biura architektury przychodzi rocznie 50 tysięcy pism, a odpowiadanie na nie to 80 procent pracy wydziału, tamtejszy dyrektor ma spore możliwości. Wrocławski magistrat dysponuje trójwymiarowym modelem miasta, który pozwala sprawdzić chłonność działki czy zacienienie. Architekt, pracując z miejskim urbanistą nad różnymi wariantami zabudowy, formuje na tej podstawie wytyczne do studiów i planów, a więc w dużej mierze kreuje miasto.

Architekt Roman Rutkowski docenia współpracę z głównym architektem Wrocławia: Oczywiście, że nie jest ideałem, ale nie spotkałem nikogo, kto by go całkowicie negował. Nie jest ekstremistą, to człowiek środka. Najważniejsze jednak, że trwa na swoim stanowisku od lat, zresztą podobnie jak prezydent Dutkiewicz. Dzięki temu mamy ciągłość w myśleniu o przestrzeni miasta, nie tak jak w innych ośrodkach, gdzie pomysły obliczone są na długość kadencji. Dodaje, że w przypadku funkcji miejskiego architekta ważne jest, aby cieszył się poważaniem wśród innych urzędników oraz miał posłuch u zwierzchników. – Sędziowałem kiedyś w konkursie na nowe oceanarium dla wrocławskiego zoo. Kiedy prezydent zobaczył zwycięski projekt, zamarł, bo było to surowe, czarne pudło. Ale spytał Fokczyńskiego, czy to dobry projekt. Ten na to: No pewnie, że dobry! I już po chwili prezydent przedstawiał mediom zwycięską koncepcję z całym przekonaniem. Dla prezydenta i reszty urzędników architekt miejski to po prostu fachowiec, z którego zdaniem należy się liczyć – przekonuje Rutkowski. Podoba mu się też, że ma szersze spojrzenie na miasto, jeździ po świecie, szuka inspiracji, a na jego biurku można znaleźć zagraniczne czasopisma i książki o architekturze.

Zbigniew Maćków, prowadzący jedną z bardziej utytułowanych pracowni wrocławskich, ma porównanie z innymi miastami, gdzie też wiele projektuje: Bardzo często gminy tworzą tylko erzac architekta miejskiego. To jest jedynie dyrektor wydziału architektury, którego faktyczna rola jest bardzo ograniczona, zajmuje się papierkami i pozwoleniami. I nie chodzi tutaj o nomenklaturę, bo muszą za tą nazwą stać szerokie kompetencje umocowane w strukturze urzędu. Przy braku architekta miejskiego nikt nie kontroluje zmian w mieście, nikt nie ma wpływu na jakość inwestycji, zwyciężają komercyjne rozwiązania. Stąd potem tyle bałaganu i chaosu w przestrzeni. Teoretycznie funkcja architekta miejskiego nie jest niezbędna, są przecież inne organy, na przykład konserwator miejski czy wojewódzki, Miejska Komisja Urbanistyczno-Architektoniczna, ale ze swojego doświadczenia wiem, że one działają wycinkowo, bez porozumienia między sobą. Maćków uważa, że łączenie funkcji architekta miasta z dyrektorem wydziału to rozwiązanie idealne: Ani sam architekt miasta, ani sam dyrektor wydziału nie mają wystarczającej mocy sprawczej. Dopiero ich połączenie jest najbardziej korzystne dla miasta. Także dla nas, projektantów, bo mamy partnera do rozmowy. Nie tylko urzędnika z czerwoną pieczątką, ale i kolegę po fachu, który charakteryzuje się sporym doświadczeniem i autorytetem w środowisku. Optymalna sytuacja jest taka, gdy architekt miejski ma na tyle silną pozycję, że wpływa również na politykę przestrzenną. Tak się dzieje we Wrocławiu. Gdy gmina chce sprzedać teren, który jest istotny z punktu widzenia hierarchii przestrzeni w mieście, tam, gdzie nie ma architekta, zwycięża najczęściej myślenie gospodarcze, czyli kto zapłaci więcej za działkę. We Wrocławiu architekt miasta przed sprzedażą ogłasza często konkurs urbanistyczny, który określa przyszłą zabudowę, możliwe funkcje, kubatury. Potem wnioski z konkursu zapisywane są w planie miejscowym. To wydłuża całą procedurę sprzedaży o dobre kilka miesięcy, ale powoduje, że kawałek miasta ma szansę na harmonijną przemianę licującą z otoczeniem, a nie odpowiadającą partykularnym interesom jakiegoś dewelopera. Maćków twierdzi nawet, że we Wrocławiu rola architekta miejskiego coraz bardziej zbliża się do tej sprzed 100 lat, z czasów Maxa Berga, który był prawdziwym kreatorem miasta.

Zbigniew Maćków nie obawia się zbyt dużych kompetencji architektów miasta: Są procedury wyłaniania tej osoby, które wykluczają wybór kogoś z zapędami dyktatorskimi. Dobrą praktyką jest rekomendacja przez branżowe organizacje, dzięki czemu my, architekci, mamy wpływ na to, kto zostanie wybrany. Bardziej obawiam się zbyt małych uprawnień i indolencji. To one stanowią większe zagrożenie.

Architekt miasta – urzędnik czy wizjoner

i

Autor: Archiwum Architektury W porównaniu z innymi ważnymi funkcjami w magistracie status i kompetencje architekta miasta nie są zdefiniowane w żadnym akcie prawnym; rys. Michał Jońca

Model warszawski – ograniczenie kompetencji

Czy architekt miejski może mieć za dużą władzę? Z taką opinią startowała w wyborach na prezydenta Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz w 2006 roku. Zapowiadała wówczas likwidację funkcji naczelnego architekta. Uważała, że jeden człowiek nie może decydować o wydawaniu pozwoleń na budowę obiektów większych niż 10 tysięcy metrów kwadratowych czy przesuwać nitkę trasy metra według swojego widzimisię. Zaraz po zaprzysiężeniu, na początku 2007 roku, zlikwidowała Biuro Naczelnego Architekta Miasta, a jego kompetencje rozdzieliła na mniejsze jednostki wewnątrz Wydziału Architektury i Planowania Przestrzennego. Nie pomogły pisma czterech najważniejszych organizacji architektonicznych i urbanistycznych, które apelowały o utrzymanie urzędu. Ostatnim naczelnym architektem Warszawy był Michał Borowski. Istotnie, miał on spore kompetencje. Zdarzyło mu się na przykład zmienić planowany przebieg drugiej linii metra w okolicy Stadionu Dziesięciolecia. Był postacią nietuzinkową, a jego biuro na 13 piętrze Pałacu Kultury miało wręcz symboliczną lokalizację – oto demiurg patrzy z góry na swoje miasto.

Nie zabrakło też kontrowersji wokół jego osoby, zwłaszcza gdy w 2005 roku sprzedał własną kamienicę za 12 milionów złotych firmie Ghelamco, która była też petentem w jego wydziale. Jednak środowisko architektoniczne krytycznie oceniło likwidację tego stanowiska. – W Warszawie powinien być naczelny architekt wyposażony w szerokie uprawnienia, tak by uczestniczył w rządzeniu miastem, a nie był chłopcem na posyłki dla polityków. Ciało zbiorowe oznacza całkowite rozmycie odpowiedzialności. Dzięki temu, że Warszawa w minionej kadencji miała naczelnego architekta, wiadomo było, z kim rozmawiać i do kogo ewentualnie mieć pretensje – przekonuje architekt i urbanista Krzysztof Domaradzki (cytat za: „Gazeta Wyborcza”, internetowe wydanie z 28 listopada 2006, Czy likwidować stanowisko naczelnego architekta Warszawy?, autor: Michał Wojtczuk).

Obecnie Warszawa nie ma architekta miasta, tylko pełniącego obowiązki dyrektora Biura Architektury i Planowania Przestrzennego. Jest nim powołany na przełomie 2006 i 2007 roku Marek Mikos. P.o. to furtka prawna, z której chętnie korzysta pani prezydent, by ominąć procedury konkursowe i tworzyć „wiecznie tymczasowe” stanowiska. Brak architekta miasta źle oceniają warszawscy projektanci. – To katastrofa dla Warszawy! – mówi wprost Jerzy Szczepanik-Dzikowski z JEMS Architekci. – Obejmując urząd prezydenta miasta, Hanna Gronkiewicz-Walz uznała, że stanowisko to nie jest potrzebne. Jej zdaniem plany definiują przestrzeń w wystarczający sposób. Odwołanie Borowskiego było może zrozumiałe politycznie, ale niepowołanie nikogo na to miejsce jest nie do pojęcia. Bo plany nie definiują tego, czym winien zajmować się architekt miasta. A mianowicie architektury. Doktryna, że opieka nad architekturą, jako materia uznaniowa, jest nie do przyjęcia i poniosła w Warszawie fiasko na skalę nieobserwowaną w żadnym przyzwoitym europejskim mieście. Zalew banału i brzydoty. Wspomniany Borowski czasem próbował, choć niekoniecznie w zgodzie z duchem urzędniczej bezstronności, przeciwstawiać się temu – dodaje Szczepanik-Dzikowski.

Ewa Kuryłowicz, partner w APA Kuryłowicz & Associates, uważa, że w Warszawie brakuje nie tylko architekta miasta, ale i rady miejskiej, której decyzje byłyby wiążące. – Urzędnicy jedynie opiniujący nic miastu nie dają. Nie tworzą wizji, tylko prowadzą administrację. W wielu ważnych dla stolicy sprawach nie ma jednego głosu środowiska architektonicznego. Nie ma kogoś, kto zajmowałby jasne stanowisko w spornych dyskusjach. I dlatego, oprotestowując ostatnio wyniki konkursu na Muzeum Historii Polski, pozostawiona sama z urzędem, odbiłam się od „pieczątki”. Nie było płaszczyzny merytorycznego rozsądzenia sporu. To powoduje, że praktycznie o mieście się nie rozmawia. Pomiędzy organizacjami zawodowymi a urzędnikami brakuje pośrednika. To właśnie architekt miasta – jednoosobowy lub rada – jest najlepszym łącznikiem dla administracji publicznej i projektantów – przekonuje Kuryłowicz.

Model katowicki – brak miejskiego architekta

Katowice nie tylko nie miały dotąd urzędu głównego architekta, ale nawet naczelnika wydziału. Tę funkcję zlikwidował w 2004 roku prezydent miasta Piotr Uszok, demontując Wydział Urbanistyki i Architektury. Zastąpił go wówczas Wydział Budownictwa kierowany do dziś przez konstruktora inżyniera Romana Olszewskiego. Ten zaś od lat powtarzał, że jest urzędnikiem, który musi patrzeć na przepisy i procedury, a niestety nie ma wpływu na jakość samej architektury. W magistracie działa Wydział Planowania Przestrzennego, ale z racji skromnych rozmiarów i faktu, że większość opracowań zleca zewnętrznym firmom jest raczej namiastką biura planowania. – To bardzo zła sytuacja, jeżeli w mieście tej wielkości co Katowice nie ma architekta miasta ani wydziału architektury oraz planowania z prawdziwego zdarzenia. Brakuje podstawowych narzędzi do prowadzenia poważnej polityki przestrzennej – mówi Krzysztof Gorgoń, prezes Stowarzyszenia Architektów Polskich w Katowicach.

Według Roberta Koniecznego z powodu braku miejskiego architekta Katowice przestały się rozwijać: Centrum miasta umiera. Brakuje wizji, w jaki sposób je ożywić. Prezydent brnie w przebudowę Rynku, ale skończy się na wymianie kostki i przesunięciu linii tramwajowych. Przy nowym Rynku mają być tylko urzędy, więc ten plac będzie wieczorami martwy. Zaczyna szwankować komunikacja, bo miasto rozrasta się, powstają nowe dzielnice mieszkaniowe na południu, a za tym nie idą żadne nowe inwestycje drogowe. Niestety, nasz prezydent ma wąskie myślenie, nie ma żadnej całościowej wizji dla miasta, oprócz chęci wybrukowania wszystkiego, łącznie ze Spodkiem, kostką betonową. Nie ma też świadomości architektonicznej. Dlatego jestem sceptyczny co do szans na zmiany, dopóki u steru jest obecna ekipa. Bo prezydent Uszok nie potrzebuje architekta miasta, tylko pionka, na którego będzie zrzucać odpowiedzialność za swoje działania – mówi Konieczny.

Prezydent, który wybrany został na kolejną, czwartą kadencję, w ostatnich latach dziurę po architekcie miejskim zapełniał powoływaniem kolejnych pełnomocników do spraw kluczowych inwestycji. Jednak trudno na tym polu wyliczyć spektakularne sukcesy. Choć konkurs na przebudowę strefy Rondo-Rynek odbył się w 2006 roku, do dziś nic się nie zmieniło; więcej, większość ustaleń konkursowych rozmyło się w toku kolejnych opracowań. Inny przykład: przebudowa strefy Dworcowa-Mariacka, nowy dworzec PKP-plac Szewczyka. Zadziwia fakt, że urzędnik ma zajmować się przebudową dworca, choć moc podejmowania wszelkich decyzji prezydent przekazał wojewodzie i przedstawicielom kolei. Pełnomocnik co najwyżej będzie mógł koordynować przesunięcie miejskich sieci z terenu budowy. W ostatnich latach pojawiły się kolejne stanowiska: kierownik projektu Miejski Zespół Kąpieliskowy czy koordynator projektu Międzynarodowe Centrum Kongresowe. – Prezydent Uszok działa jak władca absolutny. Nie chciał mieć architekta miejskiego, bo jako pan i władca jest nieomylny i zna się też świetnie na architekturze. Jedyny plus jest taki, że za wszystkie dobre i złe działania w mieście odpowiedzialny jest on sam – komentuje jeden z katowickich architektów, który prosi o anonimowość. Dodaje, że kolejni pełnomocnicy mają za zadanie jedynie legitymizować pomysły prezydenta.

W Katowicach, zanim nie został powołany architekt miejski, jego funkcję pełnił niejako sam prezydent. Jednak zdaniem architektów z biura JEMS projektowanie dla Katowic, w porównaniu z Warszawą, oparte jest na znacznie lepszej współpracy. – Pracujemy nad Międzynarodowym Centrum Kongresowym, które stanie obok Spodka. Mimo że nie ma architekta miasta, wiemy, że z każdym problemem możemy bezpośrednio kierować się do odpowiedzialnych za projekt urzędników albo wręcz do prezydenta. Wydaje się, że w Katowicach naprawdę władzy na czymś zależy, a zatem i nasze sprawy idą do przodu. Podobne obserwacje mamy z Poznania, przy okazji projektowania rozbudowy Biblioteki Raczyńskich. To nie są ideały, daleko tu do troski o architekturę, ale władza publiczna nie przeszkadza, a jej zaangażowanie jest wyraźne – opowiada Szczepanik-Dzikowski.

Oprócz braku architekta miejskiego Katowice borykały się z problemem stronniczej Miejskiej Komisji Urbanistyczno-Architektonicznej. Dotychczas w jej składzie przeważali miejscy urzędnicy, a funkcję przewodniczącego sprawował zastępca prezydenta. Była to osobliwa sytuacja, kiedy ciało doradcze prezydenta, jakim zgodnie z Ustawą o planowaniu przestrzennym jest MKUA, opiera się na jego podwładnych – a więc prezydent doradzał sam sobie. Gwoździem do trumny stało się wyburzenie dworca w Katowicach, o który od lat walczyli architekci i historycy sztuki, oraz rozpoczęcie modernizacji Spodka na podstawie... przetargu z kryterium najniższej ceny. Przy unikatowej hali widowiskowo-sportowej rozpoczęto wyburzanie murków na tarasach. Prezydent wraz z dyrektorem MOSiR-u chcieli, by charakterystyczne balustrady z betonu i otoczaków zastąpiono szklanymi barierkami. W śląskim środowisku architektów i urbanistów zawrzało jak nigdy. Wszystkie organizacje i stowarzyszenia branżowe przemówiły jednym głosem – skutecznie! Częściowo zmieniono przetarg na Spodek, w sierpniu 2010 roku prezydent powołał nową MKUA z członkami proponowanym przez SARP, TUP, Izbę Architektów i Izbę Urbanistów. Przed wyborami zapowiedział też powołanie architekta miejskiego. Potem na chwilę zapomniał o swojej obietnicy, o czym przypomniało mu stowarzyszenie Moje Miasto wspólnie z Inicjatywą Napraw Sobie Miasto, kierując do Uszoka petycję z prośbą o dotrzymanie słowa. I w końcu, w styczniu tego roku, prezydent zgodził się, by cztery najważniejsze organizacje rekomendowały swoich kandydatów. Na początku lutego wybrał Michała Buszka, który od lat przewodniczy Śląskiej Okręgowej Izbie Architektów. Uszok zapowiada, że będzie to jego doradca, bezpośrednio mu podlegający, dzięki czemu architekt miasta ma być wolny od procedur i otrzyma dużą swobodę działania.

Wszystko zdaje się zmierzać ku dobremu – komentuje Gorgoń, choć ubolewa, że architekt miasta jest tak słabo umocowany w strukturze magistaru. Zdaję sobie sprawę, że te ostatnie cuda to w dużej mierze wpływ roku wyborczego, ale wiele afer, w tym ta ze Spodkiem, spowodowało, że reakcje środowiska były mocne i jednolite jak nigdy i prezydent zaczął się wsłuchiwać w nasze głosy. Choć o powołanie miejskiego architekta apelowaliśmy od wielu lat. Mamy wciąż pewne obawy, co władza ostatecznie z tego uczyni. Udało nam się wywalczyć, by architekt miejski podlegał bezpośrednio prezydentowi, choć ten wcześniej chciał, by był zastępcą naczelnika jakiegoś wydziału. – wyjaśnia prezes katowickiego SARP. Podkreśla, że architekt miejski nie będzie miał łatwego zadania, bo praktycznie od podstaw musi budować swoją pozycję, a także wypracować model współpracy z prezydentem i innymi wydziałami. W całej tej sytuacji zadziwiający jest fakt, że śląskie środowisko architektoniczne, choć uważane za silne, przez tyle lat nie mogło przekonać prezydenta do swoich racji. Teraz jednak projektanci i urbaniści chcą iść o krok dalej. Planują stworzyć sieć współpracy pomiędzy architektami miasta z całej aglomeracji górnośląsko- zagłębiowskiej. W tym celu 10 lutego w Katowicach odbyła się konferencja organizowana przez TUP, Miasto w aglomeracji – zarządzanie przestrzenią, z udziałem głównych architektów z regionu i kraju. Spotkanie ma zmierzać do wypracowania wspólnej metropolitalnej polityki przestrzennej.

Architekt miasta – urzędnik czy wizjoner

i

Autor: Archiwum Architektury Miejski architekt bywa wizjonerem, ale, patrząc na największe miasta, częściej jednak urzędnikiem; rys. Michał Jońca

Plany bez perspektyw: narzędzia architekta miasta?

Architekt miasta ma różny wpływ na miejskie planowanie, najczęściej zajmuje się opiniowaniem planów lub tworzeniem wytycznych. Rzadko ma aż tak duże kompetencje, by móc powiedzieć, że kształtuje politykę przestrzenną miasta. Tak jest chyba tylko we Wrocławiu, gdzie podlega mu miejski urbanista kierujący Wydziałem Rozwoju, który z kolei zajmuje się tworzeniem planów miejscowych. – Gdy plan miejscowy już obowiązuje, to jako architekt zajmuję się także jego interpretacją. Zdarza się to w sytuacjach wyjątkowych, kiedy na przykład plan uchwalony ma jakieś nieścisłości. (...) I chociaż prawo nie przewiduje interpretowania, to nie mogę uchylać się od odpowiedzi, (...). W takich sytuacjach interpretacja musi być jednolita i wykorzystana później przy zatwierdzaniu projektu. Dlatego na takiego typu zapytania nie odpowiadają nawet moi zastępcy, tylko ja osobiście – opowiada Piotr Fokczyński (wszystkie wypowiedzi Piotra Fokczyńskiego w niniejszym tekście pochodzą z artykułu opublikowanego w: „Zawód: Architekt” nr 6 2009, Rola i narzędzia architekta miasta – doświadczenia wrocławskie, autor: Piotr Fokczyński). Widzi w tej metodzie dodatkową wartość, bo na bieżąco ocenia obowiązujące plany i wyłapuje w nich błędy, które przekazuje urbanistom z Biura Rozwoju Wrocławia.

Z kolei w Gdańsku nie tylko nie ma naczelnego architekta, ale i polityka przestrzenna miasta jest zdecentralizowana, bo pracuje nad nią 6 zespołów, każdy dla innej dzielnicy. Wraz z miejską pracownią planowania przestrzennego są częścią Biura Rozwoju Miasta, które podlega bezpośrednio wiceprezydentowi. Takie rozbicie nie zachwyca jednak architektów. – W Krakowie też nie ma jednej wizji. Nie wiem, dlaczego my w Polsce zaczynamy zawsze wszystko od nowa. Zrobimy kawałek planu, a potem nowe studium sprzeczne do tego planu i plan trzeba zmieniać. Nie ma żadnej kontynuacji. Gdy byłem w Turynie, to znajomy architekt opowiadał mi, że pracują nad planem z lat 50., który tylko stale aktualizują i uzupełniają. U nas rzecz chyba nie do pomyślenia! – mówi Piotr Lewicki.

Szczepanik-Dzikowski dodaje, że problemem, z jakim często spotyka się w całym kraju, jest brak dobrze wykwalifikowanych urzędników wydziałów architektury i planowania. – Lektura planów miejscowych lub warunków zabudowy zwykle prowadzi do wykrycia sprzeczności zapisów, których, szczególnie w przypadku planów, nie ma jak usunąć. Paradoksalnie, wraz z likwidacją uznaniowości w ocenie jakości architektury narodziła się tendencja do jej uznaniowego projektowania w planach miejscowych i warunkach zabudowy. Pełno tu, zwykle przedziwnych, obowiązujących zwyżek zabudowy, dominant, podcieni, które najczęściej nie mają nic wspólnego z tektoniką jako tako skomponowanej budowli, nie mówiąc już o funkcjonalnych absurdach typu biurowiec o wysokości ponad 55 m i powierzchni rzutu na przykład 500 m². To są skutki planistycznej niekompetencji, której nie może naprawić brak kompetencji i stosownych uprawnień magistrackich urzędników. Najgorsze jest jednak, gdy widzi się kogoś, komu na niczym nie zależy i kto poszukuje w procedurze pretekstu, żeby czegoś nie zrobić. Nie robi się zresztą prawie nic na poziomie polityki przestrzennej – miasto nie dba o zabezpieczenie terenów rekreacji, szkół, przedszkoli. Wstyd wspomnieć, że w czasach komunizmu poziom wiedzy o problemach rozwoju miasta był nieporównywalnie większy. Od komunikacji po demografię czy planowanie społeczne, nieistniejące już dzisiaj w Polsce, w odróżnieniu od Europy.

Brak architekta miasta = estetyka bez kontroli

Czy miejski architekt ma wpływ na piękno miasta i na to, by powstawały w nim tylko dobre budynki? Na pewno nie dysponuje zbyt wieloma narzędziami. Częściowo wytrącił mu je z rąk Sejm, nowelizując w 2003 roku Prawo budowlane (Ustawa z 27 marca 2003 r. o zmianie ustawy Prawo budowlane Dz. U. z 2003 r. nr 80 poz. 718), wykreślając artykuł 4., mówiący że: Obiekt budowlany i związane z nim urządzenia należy projektować w sposób zapewniający formę architektoniczną dostosowaną do krajobrazu i otaczającej zabudowy. Zapis ten teoretycznie pozwalał wydziałom architektury odrzucać projekty niepasujące do otoczenia, mówiąc krótko, brzydkie. Jednak przypadki zanegowania projektu w oparciu o powoływanie się na ten artykuł zdarzały się sporadycznie, gdyż przepis można było podważyć w sądzie, gdzie trudno dyskutować o gustach i dobrym smaku. Teraz urzędy mogą wpływać na przyszłe obiekty jedynie poprzez zapisy w planie miejscowym oraz wydawanie warunków zabudowy określających gabaryty czy kształt dachu, które będą go w miarę najlepiej wpisywały w otoczenie.

W kwestii estetyki w niektórych urzędach architektów miast wspierają plastycy miejscy, odpowiedzialni głównie za szyldy, rozmieszczenie reklam, pomniki czy małą architekturę (w Warszawie to cały Wydział Estetyki Przestrzeni Publicznej, w Poznaniu stanowisko to przywrócono w zeszłym roku po 9 latach, Katowice od dłuższego czasu nie mają takiej funkcji, podobnie jak Szczecin). Jednak ich rola jest niewielka. Plastykom na przykład trudno walczyć z zalewającymi polskie miasta reklamami, bo liberalne prawo budowlane pozwala między innymi montować je na terenach niepublicznych bez powiadomienia magistratu. Plastyk wrocławski podlega bezpośrednio architektowi miasta, ale w większości urzędów to samodzielne stanowisko, które opiniuje dla głównego architekta rozwiązania plastyczne, może on też interweniować w wydziale architektury w przypadku rażących samowoli, choćby w kwestii reklam.

Sposobem na walkę o lepszą architekturę w mieście są konkursy przetargowe. We Wrocławiu przy sprzedaży miejskiej nieruchomości coraz częściej komisja przetargowa ocenia oferty nie tylko pod względem ceny, ale i jakości architektury, bowiem inwestor zobligowany jest do przedstawienia wstępnych koncepcji architektonicznych. Przy zawieraniu transakcji w aktach notarialnych zostaje zapisane, że ma zrealizować obiekt w określonym czasie, zgodnie z przekazaną w przetargu koncepcją. – Oczywiście dopuszczamy możliwość jej modyfikacji, a gwarantem, że ta modyfikacja pójdzie we właściwym kierunku jest architekt miasta. Jeśli inwestor chce coś zmieniać, musi uzyskać moją akceptację. Nie jest to idealna metoda i nie zastąpi konkursu architektonicznego, ale w tej chwili chyba jedyna skuteczna – mówi Fokczyński. Ten sposób przynosi już wymierne rezultaty. Mobilizuje bowiem inwestorów do zamawiania wartościowego projektu u dobrych architektów.

Idealny architekt miasta poszukiwany

Idealnego architekta miasta pewnie w Polsce nie ma, choć najlepiej oceniany jest ten z Wrocławia. A jaki powinien być? – Dyplomata! Bo architekt miasta to urzędnik, który powinien odnaleźć się w biurokratycznej dżungli magistratu, umieć przekonywać do swoich racji, co jest trudne, bo często nie ma aż takich kompetencji, by jego zdanie było wiążące – wyjaśnia Krzysztof Gorgoń. Jerzy Szczepanik-Dzikowski nie uważa, by przepisem na idealnego architekta miasta była ustawa o obowiązku jego powoływaniu z ustalonym z góry zakresem kompetencji: Boję się, że architekt, którego kompetencje określi jakiś akt prawny będzie kolejnym bezmyślnym urzędnikiem. Trzeba w końcu zrozumieć (za większością krajów Europy), że opieka nad architekturą to nie ustawa, to nie przepisy, to ludzie kompetentni i zaangażowani, tacy, którym zależy na mieście. I póki najważniejsze będą procedury, a doświadczenie i mądrość jako niemierzalne i uznaniowe, a więc nie mieszczące się w procedurach, nie znajdą swego miejsca w podejmowaniu decyzji dotyczących architektury i przestrzennego zagospodarowania, póty nie należy spodziewać się jakichś miejskich architektów, którzy wbrew kanonom sztuki, a w zgodzie z ustawami, naprawiać będą to, czego im prawo zabrania.

Zbigniew Maćków dodaje do tego własne wyznaczniki: Oprócz doświadczenia w zawodzie musi mieć zdolności managerskie, bo jego główna rola to nie tylko kreowanie, ale przede wszystkim zarządzanie. Niezmiernie ważna jest kontynuacja działań, by planowanie odbywało się w dłuższej perspektywie czasowej. Zdaniem Ewy Kuryłowicz kompetencje architektów miasta powinny mieć większe jednostki miejskie, tak jak w Anglii czy Francji: Tam system jest elastyczny. Gdy jest zapis w planie, że na danym obszarze buduje się maksymalnie 6 pięter, to deweloper może dostać pozwolenie na 9, ale wtedy miasto mu stawia warunki, na przykład, że wybuduje w zamian dodatkowo przedszkole. To jest możliwe, bo istniej zespół ludzi, który trzyma pieczę nad miastem i koryguje na bieżąco zapisy, plany. I pilnuje, by wśród domków jednorodzinnych nie powstał wieżowiec. Powinniśmy wzorem Europy Zachodniej budować silne urzędy architektoniczne o szerokich kompetencjach.

Dla krakowskiego projektanta Stanisława Deńki ważne jest, by architekt miejski wytyczał kierunki rozwoju na przyszłość: On ma kreować rozległą w czasie wizję, wybiegać myślami do przodu. Do tego musi mieć jednak realny wpływ na planowanie przestrzenne i całą administrację architektoniczną. Bolączką polskiego systemu jest słabość procedur oraz fatalne przygotowanie urzędników, a to ci szeregowi pracownicy są autorami bzdurnych decyzji. Architekt miejski powinien edukować cały zespół i mieć wpływ na najważniejsze decyzje – przekonuje Deńko. Robert Konieczny nie sądzi, by architekt miejski musiał mieć wybitne zdolności architektoniczne: Podobnie jak krytyk filmowy, który by dobrze wykonywać swoją robotę nie musi mieć zdolności reżyserskich. Musi za to być bardziej świadomy od zwykłych projektantów, patrzeć szerzej, oceniać, ale i być wyczulony na niuanse. Jednak nie może działać sam, powinien mieć zaplecze, zespół ludzi. I najważniejsze, to musi być ktoś, kto walczy o miasto, a nie o swój stołek, ktoś kto nie boi się bronić swego stanowiska, nawet wbrew opiniom prezydenta czy rady miasta.

Kim więc w polskich realiach jest miejski architekt? Bywa wizjonerem, ale, patrząc na największe miasta, częściej jednak urzędnikiem. Tak skrojone jest prawo i procedury, w których nie ma miejsca na kwestie estetyczne czy wizjonerstwo. Nawet wydając decyzje o warunkach zabudowy czy opiniując plany miejscowe, główni architekci mają istotny wpływ na przestrzeń. A ponieważ wciąż jest to funkcja ustanawiana przez prezydentów, wiele zależy od ich zdolności politycznych. Z pewnością urząd architekta miasta to kluczowy element w machinie administracji architektoniczno-budowlanej. Bez niego miasto nie może działać poprawnie, zwycięża chaos, a o przestrzeni decyduje rachunek ekonomiczny. Tylko silny architekt jest gwarantem sprawnego systemu decyzyjno-planistycznego, a bez tego nie ma co marzyć o zdrowym funkcjonowaniu i harmonijnym rozwoju miasta.