Wrocław konsekwentnie rozwija tereny nadwodne jako jedną ze swych niewątpliwych atrakcji. Zagospodarowywane są one w różnym standardzie, dla różnych użytkowników: od nowej, ekskluzywnej zabudowy z eleganckimi restauracjami, przez popularne bary nad wodą i knajpy na barkach, po Wyspę Słodową, gdzie młodzi ludzie w każdym wieku spokojnie piją piwo przyniesione ze sklepu. Pomysłów na to, jak Wrocław i wrocławianie mogą wykorzystać Odrę wciąż jest sporo. W ostatnich latach różne fragmenty nabrzeża przekształcane są m.in. w tereny rekreacyjne. Bulwar Xawerego Dunikowskiego oraz Marii i Lecha Kaczyńskich został zaprojektowany jako jeden z pierwszych takich obszarów.
Konkurs miał na celu podniesienie atrakcyjności i intensywności użytkowania tej przestrzeni. W międzyczasie nieco na zachód, przy kolei linowej Polinka, powstał bulwar Politechniki Wrocławskiej z boiskami do siatkówki, pomostami dla wodniaków i rzeźbą łodzi z ósemką krasnali wioślarzy. Nieco na południe planowane są bulwary i nadbrzeża rzeki Oława. Na zachodzie, po drugiej stronie starówki, w ramach dużego, 2,5 hektarowego założenia realizowanego przez firmę i2 Development, budowany jest bulwar Staromiejski z mariną. Władze miasta przygotowują też koncepcję łączenia poszczególnych fragmentów przybrzeżnych promenad, tak by stanowiły ciągłość.
Zagospodarowanie bulwaru jest dizajnersko urzekające, pełne pomysłowych detali. Co ciekawe, gdy porówna się realizację z projektem konkursowym, wiele z nich ewoluowało na plus. Przykładowo w pracy konkursowej na widowni amfiteatru zaproponowano murawę, ostatecznie posadzono jednak wysokie trawy, które wywołują niesamowity efekt gęstej, dzikiej łąki. Pufa miejska, w konkursie płaska, urosła i stała się wygodnym meblem do siedzenia. Ogólnie wszędzie więcej jest różnorodnych siedzisk (ławki, betonowe stopnie, wolno stojące krzesła, itp.). Jak tłumaczy autor, to wynik wytycznych pokonkursowych, konsultacji i uzgodnień oraz dalszych prac projektowych.
Jan Gehl mówi, że przestrzeń publiczna ma być jak dobra impreza, z której nie chce się wychodzić. I tak właśnie jest na bulwarze. Wybrałem się tam w gorący, wrześniowy weekend, wraz ze znajomymi i gromadką dzieci, które od razu przetestowały i oswoiły przestrzeń jako doskonałą do spaceru i zabawy. Zobaczyliśmy różnorodność ludzi i zachowań, jakby żywcem wyjętą z poradnika projektowania uniwersalnego: rodziny, młodzież, seniorzy, studenci, pary, single, grupki, niepełnosprawni, siostra zakonna, dzieci w fontannie, modelka w fontannie, aktorzy na przystani, a do tego na rzece kajakarze i wodniacy na łódkach.
Jedynym rozwiązaniem, do którego można mieć zastrzeżenia wydaje się kładka. Świetnie, że jest i łączy dwie części bulwaru pod mostem Pokoju i ruchliwą ulicą. Jednak załamania przy przyczółkach mostu są wąskie, a zjazd wprost na ślepą ścianę nieco niewygodny. Mijanie się spacerowiczów i rowerzystów było tu kłopotliwe, a gdy dodatkowo pojawili się zjeżdżający rampą deskorolkarze, zrobiło się wręcz tłoczno. Szkoda, że w miejscu załamań kładka nie została poszerzona, a ciąg komunikacyjny łagodniej wyprofilowany. Autor wyjaśnia, że taki był pierwotny zamysł, ale realizacja stanowi kompromisową odpowiedź na wymogi Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej oraz scenariusz zachowania się tej niewielkiej przeprawy podczas powodzi.
Na koniec jeszcze inna refleksja. Na obu końcach bulwaru umieszczono słupy informacyjne: „Wrocław pełen kultury” z danymi na temat projektu i mapką. Niestety nie wspomniano nigdzie o projektancie. Czy pełnia kultury nie wymagałaby jednak, by zamieścić nazwisko architekta?