Zbigniew Maćków nie jest klasycznym polskim starchitektem. Udane formalnie realizacje jego pracowni nie mają w sobie nic z celebryckiego zadęcia. Inicjator projektu wrocławskich Nowych Żernik to w średnim pokoleniu polskich architektów rzadki przypadek pozytywisty, dla którego projektowanie jest tożsame z tworzeniem dobrego środowiska do życia. Takie podejście do architektury, która poza oferowaniem doznań estetycznych dopełniać ma też codzienną treść istnienia, czyni z jego zespołu i podobnych mu ludzi we Wrocławiu twórczą elitę kraju, jeżeli zgodnie z tradycyjnym rozumieniem tego słowa za elitę uznajemy ludzi potrafiących wziąć na siebie odpowiedzialność za rozwój zbiorowości. Budynek liceum przy ul. Jacka Kuronia we Wrocławiu jest efektem wygranego 10 lat temu konkursu i dowodzi konsekwencji myślenia jego autorów zarówno w ich wcześniejszych, jak i późniejszych projektach. Finansowe możliwości były tu ograniczone, ale klarowne decyzje funkcjonalne i przestrzenne zaowocowały społeczną architekturą.
Tym, co wyróżnia ten budynek, jest jego otwartość na otoczenie. Pierwszym założeniem projektowym, być może kluczowym dla decyzji konkursowego jury, było zachowanie na terenie szkoły klimatu otaczających ją wrocławskich parków. Ocalenie na działce istniejących drzew stało się możliwe dzięki zlokalizowaniu boiska nie w terenie, lecz na dachu sali gimnastycznej. Poza kompaktowym blokiem sportowym budynek szkoły jest długim traktem. Sugerując się jego lokalizacją, można uznać, iż oddziela on ruchliwą ulicę od miejskiego parku – w istocie jednak trakt ten jest przeszkolony, dzięki czemu zachowane drzewa, codziennie funkcjonujące miasto i wewnętrzny szkolny świat przenikają się ze sobą. Placówka nie jest wydzieloną enklawą. Pomiędzy nią a ulicą nie ma ogrodzenia. Jak w teatrze, poprzez szklaną fasadę przechodnie mogą zobaczyć, co dzieje się w środku. Na wszystkich trzech kondygnacjach zdecydowaną przewagę powierzchniową mają nie klasy, lecz wypełnione słońcem przestrzenie wspólne. Wizualnie otwierają się nie tylko na zewnątrz, ale i pomiędzy piętrami, działając na rzecz szkolnej wspólnoty.
Przylegają do nich bardziej kameralne przestrzenie stanowiące rodzaj aneksów i służące spotkaniom mniejszych grup młodzieży. Zaprojektowane wzdłuż ulicy podcienia, również nad głównym wejściem do budynku, prowokują uczniów do rozmawiania po lekcjach. Za szkołą, od strony parku, zaprojektowano amfiteatr mogący służyć szkolnym przedstawieniom i codziennym kontaktom pod gołym niebem. O estetycznym wyrazie obiektu decyduje jego klarowna tektonika. Architektura jest tu jedynie konsekwencją przyjętych rozwiązań. Na elewacji frontowej zawieszono pozbawione okien kubiki mieszczące sale doświetlane od góry. Naprzemiennie wystając ze szklanej fasady, pochłaniają i rozpraszają hałas z jezdni. Elewacja od strony parku ma również formę wynikającą z funkcji. Kompozycję stanowi tu rytm trzech rodzajów otworów okiennych o różnych gabarytach. Odpowiadają mieszczącym się za nimi przestrzeniom wspólnym, klasom i zapleczom klas. Oprócz przemyślanych kolorów wspomagających komunikację nie znajdziemy jednak w tym budynku wyrafinowanego detalu. W publicznej szkole byłby on zbędnym gadżetem. Wszyscy wiemy, że postęp licealisty zależy przede wszystkim od osobowości nauczycieli, a architektura jest tu co najwyżej aktorem drugiego planu. Dobrze zaprojektowana przestrzeń szkoły może poprawić komfort nauki, ale i ułatwić uczniom ich społeczny rozwój. Nowa wrocławska realizacja jest pod tym względem rozwiązaniem wzorcowym. Jej dostępność i otwartość na publiczną przestrzeń, taką jak ulica i park, w połączeniu z integracyjnym charakterem wewnętrznych i zewnętrznych przestrzeni pomaga licealistom nawiązywać relacje zarówno z rówieśnikami, jak i z sąsiadującym miastem. Transparentność budynku zdaje się podkreślać, iż uczniowie są równoważnymi uczestnikami miejskiej zbiorowości, a nie uwięzioną w czterech ścianach grupą nastolatków poddaną kuratoryjnej obróbce. Przestrzeń szkoły staje się tu użytecznym tłem dla codziennych społecznych zdarzeń. Czy troska o upodmiotowienie człowieka w jego otoczeniu nie jest naszą główną zawodową powinnością?