Przygotował Pan oprawę graficzną do wystawy Archikolaże i wydarzenia Innowacje w Architekturze, zaprojektował m.in. logotyp na 25-lecie „Architektury-murator”. Czy praca dla „budowlanki” różni się zasadniczo od pracy dla branży spożywczej albo monopolowej? Są kolory, układy graficzne albo kroje pisma, które architektura woli od innych?
Na pewno. Trzeba się zastanowić, kto ten nasz projekt ma oglądać i jak długo. Jeżeli grupą docelową są sami architekci, to możemy mówić do nich językiem systemu opartego na geometrii. Geometria zawsze dobrze wpisuje się w pewnego rodzaju systemy, daje się składać trochę jak pudełka. Może to okrutne dla architektów uproszczenie, ale proces taki przypomina tworzenie budynków. Jeżeli z kolei odbiorcami są mieszkańcy jakiegoś miejsca, bo grafika ma funkcjonować w architekturze, to bardziej myślimy o historii, która dla tych osób będzie zrozumiała. W ten sposób powstały moje reliefy w budynku na ul. Sprzecznej w Warszawie. Jako temat dla grafika architektura często narzuca modernistyczne rozwiązania i one zazwyczaj oparte są na procesie, który ma coś wyjaśnić, poprawić, ulepszyć, sprawić, że będzie wygodniejsze. A z drugiej strony dziedziczy po tym modernizmie geometryczny język, proste czytelne formy, proporcje, które są przyjazne dla człowieka, a które człowieka w pewnym sensie „otaczają logiką”. Bo architektura jest logiczna. Nie zawsze oczywiście, ale często. Więc zmysł logiczny wkrada się we wszystko i porządkuje.
Raczej logos niż eros?
Zdecydowanie. Chociaż wszyscy chcieliby mieć obie te rzeczy w odpowiednich proporcjach. Jeśli myślimy o przestrzeni publicznej, to w niej dominuje logos, ale już w przypadku opakowań produktów spożywczych czy monopolowych jest zdecydowanie więcej erosa. One muszą nas zauroczyć wśród konkurencji na półce, zaciekawić na scrollu na Instagramie. Wtedy wykorzystuje się zupełnie inne środki i emocje są zupełnie odmienne. Dobrze, że istnieją obie te grupy i można odpowiednio dobierać proporcje. W każdym logosie dawać trochę erosa i na odwrót. Myślę, że dosyć łatwo jest mi łączyć te dwa różne podejścia. Architekci też odczuwają emocje i mają poczucie humoru, choć może starają się ich nie pokazywać. Po modernizmie przyszedł przecież postmodernizm, który pokazał, że igraszka może być częścią architektury, tworzyć wciągającą historię. A same żarty też bywają bardzo subtelne, nie ostentacyjnie rubaszne. Jest duża przestrzeń do odnalezienia się w tym wszystkim.
To artykuł, do którego dostęp mają prenumeratorzy cyfrowej „Architektury-murator”.Chcesz dalej czytać ten tekst?