Jak doszło do tego, że to czeskie, a nie polskie wydawnictwo wydało pokaźnej objętości książkę o słynnych polskich domach? Temacie, który porusza nie tylko wyrobionych odbiorców architektury, ale też niemal każdego obywatela marzącego o dostatnim, komfortowym życiu?
Też mnie to zastanawia. Ale jestem zadowolony, że zrobiło to właśnie wydawnictwo FOIBOS w ramach swojej architektonicznej serii. Czesi mają duże doświadczenie w wydawaniu książek o architekturze. Jestem kolekcjonerem tych publikacji. Mój pierwszy kontakt z wydawnictwem FOIBOS był związany z ich serią poświeconą architekturze willowej różnych regionów Czech – zachwyciła mnie już kilka lat temu. Nabyłem wszystkie dostępne wówczas w ofercie tomy. Było ich chyba 9. Dwa lata później, w 2011 roku, firma FOIBOS zwróciła się do mnie, żeby zredagować książkę na temat polskiej architektury willowej. Propozycję otrzymałem dzięki Tadeuszowi Goryczce – polskiemu architektowi, który mieszka na stałe w Ostrawie. Tadeusz jest przedstawicielem instytucji kultury SPOK – Spolek pro Ostravskou Kulturu. Wcześniej organizowałem z nim wystawy i przygotowywałem kilka publikacji.
Na czym polegało twoje zadanie? To ty wybierałeś do publikacji wszystkie te wille?
Tak. Przedstawiłem propozycję zaprezentowania 150 obiektów. Wzorowałem się na układzie tomu poświęconego Republice Czeskiej, zatytułowanego Great Villas of Bohemia, Moravia and Silesia, który ukazał się w 2010 roku. Tam pokazano 120 budynków. Opierając się na tym wydaniu, spróbowałem złożyć zestaw polskich domów – od historycznych początków architektury willowej, czyli cofając się aż do XVI wieku, kiedy idea willi dotarła do Polski, po współczesność. W tomie poświęconym Słowacji zaprezentowano na wstępie dwa obiekty z czasów starożytnego Rzymu. Na terenie Polski jak dotąd na ślady tak dawnych domów nie natrafiono. Swoją książkę zaczęliśmy więc od epoki renesansu. Nie mogliśmy opublikować aż 150 domów w jednym tomie, prezentacje dotyczą więc 93 willi. Każdej towarzyszą opisy przygotowane przez grono zaproszonych przeze mnie autorów.
Chciałem zachować zasadę, żeby każdy kto pisał już o jakimś obiekcie w innych publikacjach poświęconych architekturze, był też autorem opisu tego domu w przygotowywanej przeze mnie książce. Do końca się to nie powiodło. Ostatecznie ograniczyliśmy liczbę autorów do szesnastu. Ja sam opisałem 15 obiektów i przygotowałem większość rozdziałów wprowadzających, które towarzyszą poszczególnym okresom historycznym. Zanim przystąpiliśmy do opracowywania publikacji prosiłem moich studentów uczęszczających na zajęcia z kursu architektury współczesnej o zbadanie, czy wszystkie z zaproponowanych przeze mnie budynków istnieją i w jakim stanie dotrwały do naszych czasów. Wykonali wstępne opisy i dokumentację fotograficzną. Jak zwykle trudność sprawiał fakt, że Polska w swej historii zmieniała granice. Książka opisuje więc obiekty znajdujące się we współczesnych granicach kraju. Odpadła niestety architektura tzw. Kresów Wschodnich. Z drugiej strony, w naszym tomie pojawiły się bardzo interesujące domy stanowiące część niemieckiego dziedzictwa architektonicznego. Chciałem też pokazać specyficzną problematykę, występującą chyba we wszystkich europejskich krajach, czyli wille romskie. Architekt Piotr Marciniak z Poznania jest specjalistą w tej dziedzinie i to on opracował ten rozdział. Wydawnictwo FOIBOS zapowiada też, że w przyszłości zamierza przygotować publikacje odnoszące się do domów w poszczególnych regionach naszego kraju. Myślę, że tam mogłyby znaleźć się opisy obiektów, których nie ma w tym tomie.
Prezentacje willi, prywatnych domów, zawsze budzą zainteresowanie. Twoja książka, pomimo grona zaangażowanych w jej przygotowanie utytułowanych specjalistów, nie jest suchym akademickim podręcznikiem do historii architektury. Dla mnie ma ona wielki walor popularyzatorski. Jednocześnie ma nieodzownych w dzisiejszy czasach charakter promocyjny, pokazujący dorobek polskiej kultury i kultury o znaczeniu ogólnoeuropejskim znajdującej się w obecnych granicach Polski.
Książka jest swego rodzaju kompendium wiedzy. Można szybko i w uproszczony sposób przejrzeć co działo się w architekturze willowej w Polsce na przestrzeni kilkuset lat. Można wyrobić sobie własne zdanie o życiu w wolnostojącym domu z ogrodem. Można też trafić na odpowiednich do stworzenia takiej przestrzeni architektów. Nie wszystkie przedstawione w niej wille są domami dla majętnych ludzi. Część z nich ma dosyć skromny program użytkowy. Załączyliśmy też mapki, ułatwiające dotarcie do domów. Starałem się zachować równowagę w prezentowaniu tematu. Nie chciałem przygotowywać tomu wyłącznie popularyzatorskiego, choć każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Opracowując rozdziały wprowadzające, próbowałem oprzeć się na dosyć licznej, choć też bardzo rozproszonej literaturze poświęconej budownictwu willowemu w Polsce. Nikt do tej pory nie ogarnął jej w całości. To novum.
Co odkryłeś po przyjrzeniu się 150 polskim willom powstałym na przestrzeni ostatnich 500 lat? Chyba nie znajdziemy u nas zbyt wielu przykładów na miarę historii światowej czy europejskiej architektury? Śledzić raczej można przepływ pewnych tendencji, naśladownictwo, przyjmowanie architektonicznych kostiumów i mód. Gdy przeglądamy tom o czeskiej architekturze, możemy wyłuskać w nim okrzyczane realizacje Adolfa Loosa, Miesa van der Rohe, architekturę kubistyczną. Czy uważasz, że na terenie Polski są ważne domy, które zasługują na to, aby weszły do kanonu europejskiej architektury willowej?
A my też mamy realizację Miesa van der Rohe, chociaż już tylko w formie „ducha” po nim. W Gubinie znajdują się pozostałości willi Wolfa z 1927 roku z resztkami założenia ogrodowo-tarasowego. Mamy też i innych znakomitych architektów obcych, których twórczość jest dziś dobrze rozpropagowana. Polacy ze względu na tragiczną historię nie mieli dość czasu, żeby na arenie światowej promować się samodzielnie. Liczę na to, że anglojęzyczna edycja naszej książki, która miała promocję w czerwcu tego roku w Parlamencie Europejskim, a także na wydziale architektury Sint Lucas w Brukseli oraz w Domu Pilzneńskim i Domu Praskim – centrach promocji czeskiej kultury w tym mieście, będzie miała swoje reperkusje.
Idea italianizującego, kosmopolitycznego wzorca architektury w otoczeniu ogrodowym znalazła w Polsce dobre podłoże. Oczywiście, że ta moda przyszła z zewnątrz, ale wykształciliśmy własny język w każdym z historycznych okresów. Koronny przykład to styl zakopiański. Był to oczywiście ogólny trend poszukiwania form regionalnych, rodzimych, jako sprzeciw wobec form architektury wytwarzanej przemysłowo. Jednak w tamtym okresie mieliśmy rzeczywiście dużo do powiedzenia. I musimy to promować. Nasi architekci okresu międzywojennego byli w czołówce ówczesnych nowych trendów. Współpracowali z Le Corbusierem i innymi znanymi europejskimi architektami. Mam nadzieję, że ta książka pozwoli naszej architekturze zaistnieć w europejskim obiegu. Pierwszych symptomów tego zjawiska doświadczyłem w Brukseli. Wielu Niemców kupiło ją, bo interesuje ich problematyka architektury choćby Mazur i Warmii – dziedzictwo pruskie i niemieckie w polskich granicach. Zainteresowanie budzi też dwudziestolecie międzywojenne. Na przykład nazwisko Brukalskich nie jest wcale takie nierozpoznawalne.
Polecany artykuł:
Wydaje się, że gdzieś do połowy XIX wieku większość architektury w Polsce tworzona była nie przez polskich architektów. Zatrudniano głównie specjalistów z zagranicy.
Nie, nie zgodzę się. W XIX wieku nie istnieliśmy jako państwo, ale architektami byli Polacy, tyle że wykształceni w Wiedniu czy Petersburgu, albo we Lwowie. Oczywiście, mamy wówczas i później do czynienia z wieloma cennymi importami, jak na przykład willa projektowana przez Josefa Hoffmana w Skoczowie. Mamy znakomite przykłady dzieł Baileya Scotta, który tworzył na zlecenie polskich inwestorów domy w stylu polskim na Ukrainie. Próbowałem pokazać w rozdziałach wprowadzających, że majętni Polacy zamawiali swoje siedziby u największych ówczesnych światowych architektów.
Wybrałeś do prezentacji prawie setkę sławnych polskich willi. To dużo. A gdybyś miał wśród nich wybrać największe eksportowe hity, biorąc oczywiście pod uwagę całe pięć wieków architektury. Na które szczególnie zwróciłbyś uwagę czytelników?
Najmniejszy problem mam z przykładem z renesansu. To podkrakowska willa Justusa Decjusza z szesnastego wieku, potem przebudowywana – wielkiego przedsiębiorcy i intelektualisty. Jeśli chodzi o barok, to postawiłbym na realizacje Tylmana z Gameren. W książce pokazałem Pałac Ostrogskich, który był fragmentem szerzej planowanego założenia, oraz początki Wilanowa, wraz ze znaną maksymą, którą przytaczam na początku publikacji jako motto: ustąp stara nowej wille, tak polskie każą Sybille. Wynika z niej, że zawsze próbowaliśmy być nowocześni i dostosowywać do klimatu i zwyczaju polskiego nowe idee. Z epoki klasycyzmu zwrócić trzeba uwagę na dwór Stanisława Augusta Poniatowskiego, bo to jego mecenat zaowocował świetnymi budynkami. Ja wybrałem Biały Domek z Łazienek.
W XIX wieku mamy znakomitą willę myśliwską zaprojektowaną przez Karla Friedricha Schinkla dla Raczyńskich w Antoninie. Pośród reprezentantów Arts & Crafts Movement palmę pierwszeństwa trzeba przyznać realizacjom Stanisława Witkiewicza w stylu zakopiańskim. Tu na równi z najbardziej znanym Domem pod Jedlami, postawiłbym i Willę Koliba. Należy też zwrócić uwagę na związanego ze Stanisławem Witkiewiczem pokrewieństwem Jana Koszczyca-Witkiewicza i jego willę Potworowskich w Kazimierzu nad Wisłą. Jeśli zaś chodzi o dwudziestolecie międzywojenne, to realizacje spod znaku radykalnego Corbusieryzmu, gdzie bardzo ciekawym, a mniej znanym przykładem jest willa dr Jana Nelkena z Konstancina Jeziornej pod Warszawą autorstwa Heleny i Szymona Syrkusów, zbudowana w szkieletowej konstrukcji stalowej. Zachowała się szczęśliwie do dnia dzisiejszego. Ten obiekt był publikowany jeszcze w latach 30. dwudziestego wieku w branżowych periodykach holenderskich.
Także na Górnym Śląsku mamy przykłady stalowego budownictwa szkieletowego z tamtych lat, na przykład willa Edmunda Kaźmierczaka w Katowicach projektowana przez Tadeusza Michejdę. Jest też dom trójrodzinny przy Katowickiej w Warszawie projektu znanej spółki architektonicznej Lachert i Szanajca. Te przykłady śmiało mogą być porównywane z willami projektowanymi przez Le Corbusiera czy Hansa Scharouna. Trzeba też przytoczyć nurt już nie tak awangardowy, a reprezentowany przez architektów indywidualistów, takich jak Bohdan Pniewski, Romuald Gutt, czy Lech Niemojewski. Zaprojektowana przez tego ostatniego willa Pruszkowskiego w Kazimierzu Dolnym wzbudzała nie mniejsze kontrowersje niż realizacje awangardowe. Określana ironicznie „anty-zamkiem” była przecież wydrapywana ze zdjęć miasteczka przez architekta miejskiego Karola Sicińskiego jako psująca harmonijne, historyczne panoramy.
Profesor Andrzej Olszewski, znany badacz historii sztuki XX wieku, przesłał mi krótką recenzję książki zaznaczając w niej, iż: nie negując osiągnięć najnowszych, to mimo wszystko widać, że lata dwudzieste i trzydzieste były w ubiegłym stuleciu najciekawsze, jeśli chodzi o budownictwo willowe w Polsce.
Dla mnie ciekawa jest druga połowa dwudziestego wieku. W okresie, kiedy promowano kolektywne formy zamieszkania, nie zaprzestano projektowania i budowy willi. Być może część interesujących budynków nie jest w ogóle do końca rozpoznana. Projektowali je często wybitni architekci z tamtych lat. Myślę, że w innych państwach regionu sytuacja była podobna. Czy może było inaczej?
Czesi na przykład piszą, że to był okres zastoju, ale też pokazują swoje przykłady. W Polsce nie były to lata takiego progresu w jakości architektury, z jakim mieliśmy do czynienia w okresie międzywojennym. Mimo wszystko, i dygnitarze polityczni, i intelektualiści ciągle zamawiali projekty własnych willi. Pokazujemy jako jeden z przykładów willę dyrektora Huty im. Lenina w Krakowie – Zbigniewa Loretha. Jest to znakomity dom zaprojektowany przez Wojciecha Pietrzyka, autora kościoła Arka Pana w Nowej Hucie.
Dużą popularność zyskuje obecnie architektura osiedli z tego okresu, czy pojedynczych przykładów ekspresyjnych, bądź dekoracyjnych bloków mieszkalnych. Architektura willowa tamtych lat czeka na swoich miłośników i badaczy. A może pochwalić się dosyć oryginalnymi realizacjami jak na przykład dom-igloo z Wrocławia – własny dom architekta Witolda Lipińskiego.
Tak, oczywiście. A w Warszawie na Ochocie jest całe osiedle tzw. kopulaków autorstwa architekta i wynalazcy – Andrzeja Iwanickiego. Też prezentujące idee niekonwencjonalnego, niemal kontrkulturowego podejścia do architektury. Spotkałem się już z pytaniami, dlaczego w książce tak mało jest obiektów z lat powojennych. One faktycznie jeszcze nie są dostatecznie znane. Żałuję, że nie udało pokazać się części interesujących budynków, na przykład z Tarnowa. Są za to domki fińskie, które powstawały nie tylko w Warszawie, ale i w Katowicach, i inne skromne wolnostojące budynki. Te prezentują ideę dostępnego mieszkania dopasowanego do ówczesnych warunków ekonomicznych. Nie były to duże wille, niemniej zawsze miały ogród. Spełniają więc warunki skromnego domku quasi-willowego dla robotnika. Mieliśmy też i bardziej wyrafinowane rozwiązania architektoniczne, na przykład niewielki dom własny architektki Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak we Wrocławiu. Czy też willę Sroków w Krakowie-Łobzowie autorstwa profesora Zbigniewa Gądka. Jako smaczek związany z kręgami władzy pokazujemy willę z Ustronia projektowaną przez architektoniczny duet Henryka Buszko i Aleksandra Franty dla wojewody śląskiego generała Ziętka, która sąsiaduje z willą pierwszego sekretarza Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – Edwarda Gierka. I co ciekawe, te dwa obiekty tworzą ze sobą wyrafinowaną, przestrzenną kompozycję.
Ciekawe dla mnie jest, że projektowanie willi pozwala często na stworzenie prawdziwych twórczych manifestów. Wille to swego rodzaju mikrokosmos i chyba dobre zwierciadła, w których odbijają się problemy stosunku pojedynczego człowieka do otaczającego go, zmieniającego się świata. Wilanów, Willa pod Jedlami, trójrodzinny dom Lachertów czy Brukalskich to manifesty postaw wykraczających poza indywidualny horyzont ich inwestorów i właścicieli. A co ze współczesnością? Czy widzisz takie manifesty we współczesnej architekturze willowej?
Współczesność poszukuje swojego miejsca w ogólnym rozwoju kultury. Oczywiste, że obecne projekty usiłują wpisać się w pomysł wygodnego życia w otoczeniu ogrodowym czy krajobrazowym. Ale ich autorzy poszukują też nowych miejsc do zagospodarowania. Ciekawe są przykłady działań w środowisku zdegradowanym przez cywilizację, poprzemysłowym. Myślę, że Bolko Loft, dom własny architekta Przemo Łukasika, to manifest, dom pokazujący, że można mieszkać wygodnie w obiekcie poprzemysłowym. Najwęższy dom świata Jakuba Szczęsnego – w wąskiej szczelinie pomiędzy budynkami – jest instalacją artystyczną wpisującą się w trend „pasożytów”, które przysiadają gdzieś na dachach czy przy ścianach istniejących obiektów. Bardzo mi się też podoba rozwiązywanie problemów mieszkalnictwa przez redukcję obszernych programów, co widać na przykład w projektach pracowni HS99 – myślę tu o domu architekta Piotra Śmierzewskiego. Uważam ten budynek za manifest skromności i wyrafinowania. Ważnym elementem kształtującym współczesny wyraz architektury willowej jest też ekologia. Wielu architektów próbuje oddawać naturze to, co zostało zagarnięte przez fundamenty, czy to poprzez ogród na dachu, jak w domu pracowni Jojko & Nawrocki, czy za pomocą otwarcia na odnawialne źródła energii jak w domu własnym architekta Piotra Kuczi. To nowa dziedzina architektonicznej świadomości, która kiedyś nie była tak bardzo eksploatowana.
Czy przeciętny reprezentant społeczeństwa marzący o własnym domku z ogródkiem, jako wyznaczniku pewnego standardu życiowego, może z tej książki czerpać inspiracje? Czy te prawie sto przykładów najlepszych willi z całego kraju mogłoby zbudować nowy standard, przeciwwagę dla zalewających półki księgarni katalogów z typowymi domami jednorodzinnymi?
Ależ tak! To byłoby coś społecznie pożytecznego. Mam nadzieję, że chociaż częściowo się to spełni!