Robert Adam, brytyjski architekt i wykładowca, opowiada historię architektury, tej najnowszej powstającej po 1990 roku, ale też nieco starszej rozwijającej się na przestrzeni XX wieku, z perspektywy gospodarczych, politycznych i społecznych przemian, zakładając, że każda z nich, może nie natychmiast, ale jednak znajduje w architekturze swoje odbicie. Jak zaznacza, zazwyczaj opisuje się ją przez pryzmat sztuki, technologii czy filozofii, stąd pomysł, by zrobić to inaczej.
Gdy spoglądamy z tego nowego punktu widzenia okazuje się, że architekt i urbanista to przede wszystkim zawody usługowe i pomniejsi gracze w szerokim wirze społecznych i politycznych przemian. Architektura zaś, odarta z pierwszeństwa, które przypisują jej sami projektanci, zajmuje właściwe sobie miejsce jako drugorzędna, a nawet, co bardziej prawdopodobne, trzeciorzędna działalność w rozległej strukturze społeczeństwa.
Można by dodać: nie dosyć, że trzeciorzędna – choć tak bardzo widoczna – to w ostatnim czasie w dużym stopniu skompromitowana aliansem z globalnym kapitałem, ekscesami starchitektów i absurdalną „ikonicznością”. Krytyka autora wymierzona jest w budynki-ikony, niefunkcjonalne i niezrozumiałe dzieła dekonstruktywistów, poszukiwanie przez autorów projektów tożsamości miejsca, najczęściej w celu marketingowym, do czego służą nieczytelne albo naiwne metafory, ale też w skomercjalizowany modernizm, który odrodził się na początku lat 90. i stanowi dla Roberta Adama główny przejaw architektonicznej globalizacji.
W książce nurt ten określany jest jako „zwrotny modernizm” (Reflexive Modernism) w odróżnieniu od wcześniejszych postaci tego stylu, sprzed nadejścia postmodernizmu w latach 70. Szklane błyszczące ściany, proste geometryczne formy, skupiska wieżowców mające przywodzić na myśl finansową stolicę świata – dolny Manhattan – to nowy język globalnego kapitału i Nowej Globalnej Ery, którą autor wyznacza na lata 1992-2008.
Charakterystyczna dla tego okresu była niezwykła stabilność rynków państw zachodnich (tzw. Great Moderation), ale stanowił on też moment wybicia się i prosperity gospodarek krajów Azji, Bliskiego Wschodu i dawnego Bloku Wschodniego. Zaadaptowanie przez nie zachodniej architektury „zwrotnego modernizmu” spowodowało globalną architektoniczną homogeniczność, która – jak pisze nie bez ironii autor – prawdopodobnie zaspokoiłaby ogólnoświatowe ambicje pionierów modernizmu.
Jego tezy i jednak wyczuwalna, mimo naukowego dystansu, niechęć ku architekturze, która może być określana jako modernistyczna albo współczesna i awangardowa, wynika zapewne z tego, że Robert Adam jest jednym z projektantów i propagatorów architektury tradycyjnej, rzecznikiem „kontekstualnego urbanizmu”, europejskiego odpowiednika amerykańskiego Nowego Urbanizmu, członkiem Fundacji księcia Karola i założycielem INTBAU – International Network for Traditional Building, Architecture and Urbanism (w maju był gościem konferencji przygotowanej w Krakowie przez polski oddział tej międzynarodowej organizacji zajmującej się promowaniem tradycyjnego budownictwa).
Nie bez powodu więc przygląda się tak uważnie globalizacji, która – jak pisał Zygmunt Bauman – nieodłącznie związana jest przecież z gorączkowym poszukiwaniem tożsamości i lokalności; to po prostu dwa oblicza jednego zjawiska. Efektem tych zainteresowań jest jedna z bardziej erudycyjnych książek na temat współczesnej i dwudziestowiecznej architektury, jakie się w ostatnim czasie ukazały.