Spis treści
Statystyki na 2025 rok: 1 056 wypadków i 10 ofiar śmiertelnych
Hulajnoga w kosztu na śmieci, leżąca w poprzek chodnika, na wiacie przystanku autobusowego a może - jak to miało miejsce ostatnio w Krakowie - pozostawiona 40 metrów nad ziemią, na pylonie kładki technologicznej? Te obrazy towarzyszą nam coraz częściej, a znienawidzone przez wielu z nas hulajnogi elektryczne krok po kroku wpisują się w stały krajobraz miast.
Czytaj także: Niepozorne zagrożenie - hulajnogi, e-papierosy i masażery mogą spalić twój dom. Strażak radzi na co uważać
Od momentu, gdy pojawiły się one na ulicach, nieprzerwanie trwa dyskusja o wpływie hulajnóg na bezpieczeństwo (zarówno użytkowników hulajnóg, jak i pieszych) i przestrzeń publiczną. Na początku problem dotyczył przede wszystkim braku jakichkolwiek regulacji. Przez pierwsze trzy lata – od 2018 roku – użytkowanie hulajnóg nie było objęte żadnymi przepisami. W praktyce oznaczało to pełną dowolność: kierujący poruszali się zarówno po ruchliwych drogach, jak i po zatłoczonych chodnikach, często bez kasków i ze zbyt dużą prędkością. Efektem stał się chaos komunikacyjny, kolizje, a czasem też poważniejsze wypadki. Problem ten nie zniknął po wprowadzeniu regulacji, które zaczęły obowiązywać od 2021 roku.
i
Obecnie, po kilku latach użytkowania hulajnóg elektrycznych przez Polaków, problem stał się widoczny także w statystykach. Tylko w tym roku odnotowano 1 056 wypadków z udziałem hulajnóg elektrycznych, w których zginęło 10 osób. Ponad połowę poszkodowanych stanowią dzieci i nastolatki.
Nowe przepisy łagodzą objawy, ale nie walczą z problemem
Nie dziwi więc, że coraz więcej osób poddaje hulajnogi ostrej krytyce. Dla wielu są symbolem nieuporządkowanego transportu, który wdarł się do przestrzeni miejskiej szybciej, niż prawo zdołało się do niego dostosować. W odpowiedzi na rosnącą liczbę wypadków Ministerstwo Infrastruktury zapowiedziało wprowadzenie nowych regulacji. Zmiany mają umożliwić dokładniejszą kontrolę nad pojazdami i ich częściami, a modele niespełniające norm bezpieczeństwa będą mogły zostać wycofane z rynku. Choć te działania wydają się potrzebne, trudno oprzeć się wrażeniu, że mnożenie przepisów nie jest wystarczającą strategią. Zamiast rozwiązywać problem, może jedynie łagodzić jego objawy.
i
Bo żadne regulacje – nawet najbardziej restrykcyjne – nie zmienią powodów, dla których ludzie decydują się na korzystanie z hulajnóg. Ciężko mówić tu jedynie o modzie. To także odpowiedź na realne trudności komunikacyjne w miastach. Rozproszona zabudowa, długie dojazdy i niedostatecznie rozwinięta sieć transportu publicznego sprawiają, że wiele osób zostaje zmuszonych do wynajdywania alternatywnych sposobów poruszania się.
Czytaj także: Po co Czechom architekt w każdym mieście?
Szczególnie dotyczy to tych, którzy nie posiadają samochodu lub mieszkają w dzielnicach słabo skomunikowanych z centrum. Hulajnoga elektryczna stała się więc prostym rozwiązaniem: jest tania, dostępna na każdym rogu i pozwala przemieszczać się szybciej niż pieszo, często z pominięciem korków i przystanków.
Chodniki to często jedyna przestrzeń, po której da się przejechać
Zgodnie z obowiązującymi obecnie przepisami, użytkownik hulajnogi powinien korzystać z drogi dla rowerów, jeśli taka istnieje, i nie przekraczać prędkości 20 km/h. Gdy ścieżki rowerowej nie ma, może poruszać się jezdnią – ale tylko tam, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 30 km/h. Z chodnika wolno korzystać wyłącznie w ostateczności, czyli wtedy, gdy inne opcje są niedostępne. W rzeczywistości jednak to właśnie chodniki są najczęściej wybierane przez użytkowników. Nie wynika to raczej z braku kultury czy chęci utrudniania życia pieszym, ale z prostego faktu: na wielu odcinkach chodniki to jedyna przestrzeń, po której da się realnie i bezpiecznie przejechać.
Hulajnogi elektryczne wstrzeliły się w lukę powstałą w wyniku braków w komunikacji miejskiej, infrastrukturze rowerowej i samej urbanistyce. Tym samym stały się lustrem, w którym odbijają się niedociągnięcia w planowaniu naszych miast. Nie oznacza to, że należy rezygnować z nowych regulacji. Istnieje jednak ryzyko, że kierując oskarżenia w stronę konkretnych użytkowników hulajnóg, umknie nam dużo większy problem, którego nie rozwiąże pojedynczy zakaz.