Ładna książka: przyjemny format, twarda okładka, oprawiona w granatowe płótno; na froncie cienka czerwona linia – zygzak litery Z, pod spodem data 2014. Rok publikacji i wystawy retrospektywnej autora w Muzeum Architektury we Wrocławiu.
Z jak Zipser i Z jak zygzak. Zygzakiem przez zainteresowania: od lokomotyw, przez architekturę, malarstwo, literaturę (twórczość własną i tłumaczenia m.in. Boskiej komedii Dantego), po wspinaczki wysokogórskie. Zygzakiem przez specjalizacje: od projektowania ogrodów zoologicznych, przez planowanie przestrzenne po architekturę „religijną”, dziedzinę, z którą być może Tadeusz Zipser jest najbardziej kojarzony.
Zygzakiem przez metody pracy: od szkiców koncepcyjnych, przez tradycyjne modelowanie w glinie i gipsie, po – sic! – prototypy maszyn elektronicznych, wspomagających procesy decyzyjne w planistyce. Zygzakiem przez skale: od projektu okładki własnego tomiku poezji, przez autorskie rozwiązanie składanej ścianki działowej, pojedyncze budynki, większe założenia, aż po koncepty miast dla kilku milionów mieszkańców.
Podobna jest konstrukcja książki. Choć to retrospektywa i próba opisania własnej drogi zawodowej, autor dość szybko porzuca standardowy w takich przypadkach porządek chronologiczny, by przeskakiwać w kolejnych rozdziałach od wątku do wątku, od miasta do miasta. Podobnie żywy jest zestaw ilustracji, nierzadko nie odpowiadających wprost tekstowi, któremu towarzyszą. Są tu szkice ołówkiem, rysunki długopisem, obrazy olejne i akwarele, fotografie kolorowe i czarno-białe. Zdjęcia makiet i realizacji. Górskie pejzaże i widoki miast. Portrety, karykatury i autoportrety. Dużo rysunków technicznych. A nawet kopia certyfikatu patentowego.
Ktoś urodzony w 1930 roku we Lwowie musiał doświadczyć „życiowych zygzaków” od czasów dzieciństwa. Polska, okupacja sowiecka, potem niemiecka, potem znów Związek Radziecki. Prosty jest tylko geograficzny aspekt drogi życiowej autora. Przedwojenny Lwów, następnie Kraków, a od końca lat 40. XX wieku – Wrocław.
Książka jest zawodową autobiografią, z natury rzeczy subiektywną. Lektura pozwala zobaczyć postać autora – osobę wszechstronnie uzdolnioną, pracowitą, o szerokich horyzontach, wielu zawodowych osiągnięciach i sukcesach zdobytych w niezbyt sprzyjających warunkach historycznych i geopolitycznych. Czy możemy wyobrazić sobie, przez analogię do historii stworzonej przez Kieślowskiego w Podwójnym życiu Weroniki, równoległy życiorys osoby tak niebanalnej jak Tadeusz Zipser, gdyby to nie zgrzebna powojenna Polska, a jego ukochane Włochy były ojczyzną i obszarem działalności? Tęsknota za lepszym, zachodnim światem dźwięczy w kilku rozdziałach tej książki.
Skoro o geografii: skąd w tytule Sahara i drwal na pustyni? Jak w takich okolicznościach drwal mógł uczyć się fachu? I wreszcie, kto mógł potrzebować go na ziemi bez drzew, gdzie tylko piach po horyzont? Trudno w tej książce wyczuć choćby nutę goryczy, odwrotnie – przebija z niej ton samozadowolenia, ale może jest pozorne? Czy drwal na pustyni – dodajmy: drwal świadom swych talentów i umiejętności – nie ma powodów czuć się niespełniony, patrząc wstecz, na kilka dziesiątek lat zawodowego życia?