Dizajn na zawsze

Te unikatowe obiekty to odpowiedź na wszechobecną nadprodukcję. Wywiad z rzeźbiarką i projektantką szkła artystycznego Aleksandrą Kujawską

2025-08-19 6:10

Zbigniew Horbowy powiedział, że ma szkło w żyłach, Krystyna Cybińska próbowała zawrócić ją z tej szklanej drogi, twierdząc, że ma dar do tworzenia rzeźb z ceramiki. Mowa o Aleksandrze Kujawskiej, która w swojej twórczości koncentruje się na atawistycznych potrzebach kontaktu współczesnego człowieka z naturą i wspólnotą, kolejnej rozmówczyni Anny Żmijewskiej w cyklu Dizajn na zawsze.

Dizajn na zawsze. Aleksandra Kujawska

i

Autor: Tom Kurek/ Materiały prasowe

Kim jest Aleksandra Kujawska

Anna Żmijewska: Skończyłaś liceum plastyczne, jesteś absolwentką wrocławskiej ASP na Wydziale Ceramiki i Szkła, ale także ukończyłaś Wydział Dziennikarstwa i Nauk Politycznych na UW. Kim zatem jest Aleksandra Kujawska?

Aleksandra Kujawska: Wszystko się zgadza, choć nie do końca (śmiech). Po drodze było jeszcze kilka niestandardowych uczelni związanych ze sztuką i naturą, o których nie wspominam w biografii. One również mnie ukształtowały. Jestem absolwentką Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Cieplicach Śląskich o profilu: szkło artystyczne, choć uważam, że takie pojęcie nie istnieje. Jest wzornictwo albo sztuka. Na rzeźbę z brązu nie powiemy przecież „brąz artystyczny”. Liceum ukończyłam w klasie rzeźbiarza Władysława Czyszczonia. Jestem także absolwentką studiów magisterskich, podyplomowych (szkło w architekturze) na Wydziale Szkła i Ceramiki oraz międzywydziałowych studiów doktoranckich na ASP we Wrocławiu. Z drugiej strony, jak zauważyłaś, ukończyłam również dziennikarstwo. Bardzo lubię historie ludzi, miast, miejsc, przedmiotów, świata zwierząt. Piszę artykuły o sztuce i wzornictwie szkła. Może więc jestem też pisarką, która opowiada za pomocą swoich rzeźb.

W domu dziadków stały serwisy do kawy i herbaty

AŻ: Urodziłaś się w Kole, mieście słynącym z przemysłu ceramicznego. Szkło masz niemal w swoim DNA. Czy to mocno wpłynęło na wybór kierunku, w jakim poszłaś?

AK: Od dziecka lubiłam kolską majolikę i fajanse. Wujostwo miało serwis kawowy Aleksander z Zakładu Fajansu Koło autorstwa Jana Sowińskiego, z charakterystycznymi, niebiesko-zielonymi zdobieniami – do dziś o nim marzę. Zawsze chciałam zaprojektować autorskie serie dla ceramiki Koło (obecnie Geberit), może kiedyś to się spełni. W domu dziadków, w którym się wychowałam, były piękne, kolorowe zestawy serwisów do kawy i herbaty z Chodzieży oraz Ćmielowa, z bajecznymi malaturami, a także żyrandole art déco z niezwykłymi kloszami. Kiedy dziadek Zygmunt,  częstując swoich gości koniakiem, otwierał podświetlany, mieniący się kryształami grawerowanych karafek barek w ciemnych swarzędzkich meblach, robiło to na mnie, kilkuletnim dziecku, ogromne wrażenie.

Profesor Zbigniew Horbowy powiedział, że szkło mam w żyłach, ale uważam, że ceramikę również. Mistrzyni ceramicznych rzeźb i wzornictwa Krystyna Cybińska dawała mi indywidualne lekcje na wrocławskiej ASP. Usilnie próbowała zawrócić mnie ze szklanej drogi na ceramiczną, twierdząc, że mam dar do tworzenia reliefowych rzeźb z tego materiału. Heritage i Cybiony to rzeźby powstałe w pracowni pani profesor przy użyciu jej autorskich szkliw.

Współpraca z Horbowym

AŻ: Szkło masz w żyłach. To piękna definicja Ciebie. Jak wspominasz współpracę z projektantem Zbigniewem Horbowym?

AK: Profesora poznałam, kiedy był już emerytem. Sypiącym żarcikami miłym, starszym panem, a nie tym mocarnym Horbowym, rektorem i kreatorem rynku szkła. Współpracowaliśmy przy jego ostatnim projekcie. To była relacja przyjacielska, ale zawsze był dla mnie mistrzem. Bywałyśmy z moją córką Heleną w Polanicy, w domu państwa Horbowych. Profesor nie mógł wyjść z podziwu, że kilkuletnia dziewczynka zna wszystkie nazwy nie tylko jego projektów, lecz także jego współpracowników z Huty Barbara. Choć trudno się dziwić skoro jest córką szklarki i kolekcjonerki szkła (śmiech). Do dziś utrzymujemy kontakt z panią Krystyną, wdową po profesorze. Dla mnie to bardzo ważne i wspierające, że cenił on moje projekty. To słynne zdanie, które przytoczyłaś, wypowiedział przy pełnym składzie swojego „szklanego” zespołu, kiedy razem oglądali moje realizacje, a to też byli mistrzowie – każdy w swoim fachu. Przypominam to sobie w chwilach zwątpienia.

Dizajn na zawsze. Aleksandra Kujawska

i

Autor: Desa Unicum/ Materiały prasowe

Projekt Glass Garden, księżyc i futurystyczna literatura Lema

AŻ: Tęsknota człowieka za naturą pobrzmiewająca w projekcie Glass Garden, odwracanie myśli od dnia codziennego w rzeźbach Toys, sięganie do futurystycznej literatury Stanisława Lema podczas tworzenia koncepcji zestawu Komety czy kieliszki nawiązujące formą do faz księżyca. Skąd w Tobie takie poszukiwanie magii w szarości dnia codziennego?

AK: Fascynują mnie i jednocześnie przerażają kruchość, krótkość, przypadkowość oraz organiczność ludzkiego istnienia względem potęgi kosmosu. Jego niemierzalny i niepojęty dla naszego umysłu ogrom. Nieskończoność w czasie i przestrzeni. Absurdalność wszelkich poczynań oraz istnienie z nieuchronnego poczuciem końca i dematerializacji sprawiają, że dla mnie sens mają tylko piękno, dobro oraz życie w sztuce. W oswajaniu i przezwyciężaniu tych lęków pomaga mi ucieczka w świat baśni.

AŻ: Która z Twoich prac jest Ci najbliższa? Opowiedz o niej.

AK: To tak jakbym miała wybrać, które dziecko kocham najbardziej. Jestem matką swoich prac. Ciężko mi się z nimi rozstawać, ale cieszy mnie, że ktoś też je kocha. Jeśli miałabym wybrać, to wyróżniłabym prace związane z miłością do zwierząt, tych cudownych bytów, z którymi współistniejemy, np. My Babies.

Nagroda Dobry Wzór dla Kujawskiej

AŻ: Seria W moim lesie (edycja Helena) została nagrodzona Godłem Dobry Wzór 2024 w kategorii Rzemiosło. Czym jest dla Ciebie rzemiosło i czy to ważny aspekt w Twoich projektach?

AK: Fascynujące są dla mnie stare techniki szklarskie, którymi się posługuję. Rzemiosło daje podstawę, umiejętności i wiedzę o materii, w której pracuję. Obecnie upadają ostatnie huty szkła, szkoły szklarskie już dawno nie istnieją. Coraz mniej jest już specjalistów, jak topiarze, nóżkarze, emalierzy, formierzy, grawerzy, szlifierzy czy technolodzy szkła. To ginące zawody, w których wiedza i praktyka były przekazywane z pokolenia na pokolenie. Obecnie nie ma kto uczyć, wielcy mistrzowie odeszli. Ja miałam szczęście spotkać ich jeszcze na swojej drodze.

Unikatowe cykle we wzornictwie: "Przeraża mnie nadmiar"

AŻ: Projektujesz unikatowe obiekty. Czy to odpowiedź na wszechobecną nadprodukcję?

AK: Przeraża mnie nadmiar. Dlatego we wzornictwie staram się realizować krótkie, unikatowe cykle. Nie śmiałabym zarzucać świata setkami realizacji z pomysłów, które mam w głowie i szkicownikach. Podkreślam, że projektuję i tworzę takie obiekty, którymi nabywcy chcieliby się otaczać przez długie lata. Moją ulubioną przestrzenią jest granica między wzornictwem a sztuką – tworzenie unikatów. Każdy ma poczucie, że posiada ten wyjątkowy przedmiot, jedyny w swoim rodzaju. Na świecie jest nadal tyle dobrych przedmiotów. Sama zbieram, czasami nawet przynoszę ze śmietników, wyrzucone piękne, wartościowe rzeczy. Sofa dla gości w moim sopockim atelier jest tego przykładem, krzesła w kuchni i pokoju dziecka również. Nie mogę uwierzyć, że ktoś wyrzuca dobre meble i inne przedmioty wykonane ze szlachetnych materiałów.

Dizajn na zawsze. Aleksandra Kujawska

i

Autor: archiwum projektantki/ Materiały prasowe

Unikatowe wazony powstały ze śmieci

AŻ: Wróćmy do projektu W moim lesie, czyli wazonów zrealizowanych przy użyciu form z odpadów hutniczych – zużytych, przepalonych i przegniłych elementów, którym dajesz drugie życie. To taki zapis historii w szkle. Jak sama określasz to pewien rodzaj kapsuły czasu. Skąd taki pomysł?

AK: Unikatowe, rzeźbiarskie wazony W moim lesie powstały ze śmieci. Dmuchane do starych, drewnianych form, znalezionych w hucie szkła. Opracowanych i zaaranżowanych przeze mnie na nowo, przy użyciu patyków, gałęzi, kory, resztek drewna z formierni huty. To ich drugie życie. Hołd dla drzew, które zostały ścięte na potrzeby przemysłu szklarskiego. Najpiękniejsze buki idą pod topór dla wazonów i innych wyrobów.

Będąc w hutach szkła, widziałam często góry przepalonych form. Jedna wystarcza do wydmuchania około trzydziestu wyrobów, następnie się przepala. Zatraca swój pierwotny kształt i trzeba użyć nowej. Postanowiłam to ograniczyć. Las drzew – ze starych wyrzuconych przepalonych form i odpadów – powraca do życia w szkle.

Pomimo wspólnej bazy nie ma dwóch identycznych obiektów. Odbiorca otrzymuje wyjątkowy egzemplarz. To „śmieciowe”, naturalne ready made – jednorazowe, konstruowane przeze mnie formy z niczego. W strukturze wyrobu, reliefie pozostaje swoisty zapis miejsca, użytych znalezionych przedmiotów, pewien rodzaj kapsuły czasu i informacji. Tak naprawdę artysta jest alchemikiem, który potrafi wyczarować coś z niczego. Jeśli ma dar, może stworzyć dzieło, wykorzystując przedmioty znalezione na złomowisku czy śmietniku: na przęśle starego płotu, oprawie od wentylatora, wiadrze, w kłębku starych ubrań. To jest tylko „pretekst”. Taki ziemski zaczep do ściągnięcia mocy tworzenia (śmiech). Na tym ono polega. Tak jak wszystkie dźwięki są w kosmosie – musisz je tylko zmaterializować w utwór.

Odkąd pamiętam, miałam tendencję do tworzenia tego rodzaju instalacji. Zawsze kochałam przyrodę. Babcia często wspominała, że będąc dzieckiem, pokazywałam na złamane drzewko i mówiłam ze smutkiem piatek kuku. Z czegoś to wynikało, zapewne z miłości moich dziadków do natury. To dzięki nim tak bardzo jestem związana z przyrodą. Zabierali mnie do lasu, na pola, łąki, przyglądałam się ich pracy, widziałam szacunek do świata roślin i zwierząt. Ich zachwyt był moim zachwytem.

Dziadek Zygmunt pokazywał mi swoje pole i za każdym razem mówił zachwycony: zobacz – to jest nasze pólko! Mam nadzieję, że ich miłość i rozumienie przyrody udało mi się przekazać Helenie. Kiedyś, jako 2,5-latka powiedziała: nie wiedziałam nic, nie wiedziałam, czym jest kwiat, nauczyłaś mnie wszystkiego. To jest niesamowicie wzruszające, jak wiele rozumie i czuje taki mały człowiek. Życie. Istnienie.

Bajkowe patery i wazony na granicy rzeźby

AŻ: Bawisz się formą, skalą i kolorami, które stają się znakiem rozpoznawczym Twoich prac. Stworzone przedmioty są nieco przeskalowane, ale też trochę bajkowe. Na granicy rzeźby i obiektu użytkowego. Z czego to wynika?

AK: Moje patery, wazony, misy wyglądają jak rzeźby – kolorowe, ogromne bańki mydlane i nadmuchiwane zabawki w nienaturalnych rozmiarach. Nie ma dwóch identycznych sztuk. Wynika to z mojej fascynacji szkłem, jego istotą oraz możliwościami, jakich nie daje żaden inny materiał. Właściwości fizyczne i optyczne są niebywałe i wyjątkowe. Pracując z nim trzeba umieć myśleć przestrzennie, uwzględniając bryłę 3D oraz przenikanie formy i koloru ze względu na właściwości optyczne – przezierność szkła.

AŻ: Co Cię fascynuje w szkle?

AK: Jego istota i niebywałe właściwości fizyczne oraz optyczne, zmienność stanu skupienia, to, że jest przejrzyste, gładkie i ostre, gorące i zimne. Odbija swoje wewnętrzne światy i – co może nie wszyscy wiedzą – pod względem chemicznym jest ostudzoną cieczą, choć nawet naukowcy są podzieleni co do tej teorii. Tak bardzo szkło jest nieodgadnione.

AŻ: W jednym z wywiadów wspomniałaś, że fascynacja szkłem zaczęła się, kiedy jako 10-latka zobaczyłaś na wystawie prace Henryka Albina Tomaszewskiego. Jacy inni artyści mieli wpływ na Ciebie ?

AK: Z twórców szkła: Alexander Pfohl, Franz Pohl, Ludwig Moser, Émile Gallé, Wilhelm Wagenfeld, Kaj Franck, Tapio Wirkkala, Stanislav Libenský, Jaroslava Brychtová, Ai Wei Wei. Fascynują mnie też osoby specjalizujące się w innych dziedzinach, jak choćby Zaha Hadid, Henry Moore czy Magdalena Abakanowicz.

Renesans szkła użytkowego i polskiej ceramiki

AŻ: Aktualnie przeżywamy renesans polskiej ceramiki, szkła użytkowego. Każdy, nawet najmniej zorientowany w tym temacie, zna takie fabryki, jak Ćmielów, Chodzież, Włocławek, Krosno, Julia czy Ząbkowice. Doceniamy to, co dawno zapomniane, ale czy na pewno?

AK: Doceniamy, zbieramy, hołubimy. Byłam jedną z pierwszych osób, które pisały artykuły o polskich hutach z okresu PRL-u. Teraz co kilka tygodni wychodzi nowa książka na ten temat – to wspaniale! Wiedza się rozszerza. Ale jest mi niezmiernie przykro, że upadają kultowe huty szkła i fabryki porcelany. To boli.

Dizajn na zawsze. Aleksandra Kujawska

i

Autor: archiwum projektantki/ Materiały prasowe

AŻ: Wspominałaś, że sama wykonujesz narzędzia hutnicze. Praca ze szkłem to mozolne zajęcie. Czy artyści z nim związani mogą liczyć na wsparcie?

AK: Wykonujemy tak zwany wolny zawód. Nie możemy liczyć na pomoc państwa. My – osoby spoza etatów na uczelniach – jesteśmy „wolni” od wszelkiej pomocy. Musimy sami ponosić opłaty związane zarówno z prądem potrzebnym do trwających tygodniami wypałów, wypożyczeniem maszyn, wynajęciem specjalistycznych pracowni czy pieca hutniczego, jak i wynagrodzeniami hutników, pomocy technicznej, prawników oraz działań promocyjnych. Musimy też pamiętać o kosztach transportu prac, dojazdów i noclegów w przypadku wystaw krajowych i zagranicznych, dietach, honorariach fotografów i redaktorów potrzebnych do wydania katalogów, a także tych związanych z naukowymi i artystycznymi wymianami zagranicznymi. Dlatego ci, którzy przetrwali „za burtą” systemu, są prawdziwymi wojownikami, stawiającymi szkło nad stabilizację i rozsądek. Jest nas garstka.

AŻ: Ale są i te magiczne chwile, jak samodzielne tworzenie projektu w hucie, gdzie to, co nienamacalne staje się realne. Opowiedz o tej części swojej pracy.

AK: Kiedy wchodzę do huty: uśmiecham się. Zapominam o kłopotach egzystencjalnych, chorobach, lękach, wyrzeczeniach związanych z opłaceniem faktury za pracę w tym miejscu. To jest święto, sacrum, przemienienie. Dzieje się alchemia i cud stworzenia, w skupieniu i wdzięczności za tę możliwość. Jednym z ważniejszych momentów w trakcie tworzenia jest etap poprzedzający samo projektowanie. Jak to wygląda w Twoim przypadku? Noszę projekty w głowie. Całymi tygodniami, miesiącami mogę wydawać się zamyślona, odległa, ale tak naprawdę ja wtedy pracuję. W sobie.

AŻ: Cykl. Kwiaty, bomby, pąki, pociski? Których coraz więcej w naszych myślach? Ogrodach? Tak piszesz o jednej z Twoich ostatnich prac. Czy to próba zmierzenia się z rzeczywistością, która nas otacza?

AK: Moi dziadkowie przeżyli wojnę, ich opowieści o tamtych wydarzeniach zostały we mnie na zawsze. W latach 80., jeszcze jako dziecko, wraz z rodzicami uczestniczyłam w demonstracjach politycznych w Lubinie. Na moich oczach zastrzelono górnika. Stałam nad kałużą jego krwi. Pamiętam ten kolor, gęstość i lśnienie, jak tafla czerwonego szkła. Do nas także mierzono z karabinu. Moja matka w czasach pokoju, w środku Europy, krzyczała do żołnierza: nie zabijajcie moich dzieci! Wokół był krzyk, huk dymiących i gryzących w oczy petard, biegnący tłum, palące się mieszkania – uciekaliśmy piwnicami. Nie muszę sobie wyobrażać wojny, aby wiedzieć, że można jej doświadczyć w czasach teoretycznego pokoju, a co dopiero kiedy tuż obok, w Ukrainie toczy się regularna walka. Jestem pełna lęku.

"Profesjonalne sesje są ważniejsze niż to, co tworzysz"

AŻ: Pamiętam, jak pierwszy raz spotkałyśmy się w 2015 roku na targach Wzory, gdzie prezentowałaś swoje prace z serii Glass Garden. Zastanawiałam się wówczas, jak potoczy się Twoja kariera i czy będą kolejne jej etapy. I były! Co trzeba zrobić, aby nie stać się autorką jednego projektu?

AK: Są twórcy, którzy całe życie produkują jeden wzór czy rzeźbę, tylko w różnym kolorze lub skali. Ale to ich świat i wybór, a może konieczność wynikająca z ograniczeń? Czasem zaczynają się „inspirować” pomysłami innych. Ja również mam naśladowców szklarzy i ceramików, ale wiem, że nawet jeśli ktoś kopiuje moje projekty 1:1, to ja wymyślę następny i pójdę dalej. Mogłabym mieszkać w hucie i codziennie wychodzić z nowym szklanym obiektem, kocham to. Musisz tym żyć, być. Nie pomogą wielkie słowa w wywiadach, wymyślnie stylizowane kolorowe sesje, chwytliwe tytuły, „myki” na skróty: tu przykleję, tam maznę, coś wkleję i powstanie „szkło artystyczne” (śmiech). Ostatnio jedna z redakcji zwróciła mi uwagę, że projektuję piękne szkła, ale nie mam profesjonalnych sesji fotograficznych rzeźb i portretów.

Faktycznie większość moich prac uwieczniona jest na zdjęciach zrobionych telefonem przez moją córkę lub przypadkowe osoby. Okazuje się, że profesjonalne sesje są ważniejsze niż to, co tworzysz. Oczywiście, muszę te sesje w końcu zrobić, bo oprócz przygotowywania wystaw, komunikuję się z odbiorcami również w social mediach, czyli przez obraz. Idę swoją drogą, staram się nie upadać, choć jest bardzo ciężko. Jeśli świat cię zachwyca lub przeraża, albo jedno i drugie, oraz masz otwarte szeroko oczy i duszę – nigdy nie będziesz twórcą jednego projektu. Nie mogę się doczekać kolejnej wizyty w hucie. Jest to dla mnie wielkie święto i radość. Kiedy tam wchodzę, jestem po prostu szczęśliwa. Uśmiecham się na samą myśl o kolejnym spotkaniu.

Podcast Architektoniczny
Podcast Architektoniczny i NOKE: Sztuka mówienia NIE
Mediateka.pl
Sponsor podcastu:
Knauf
Architektura Murator Google News
Rozmowa Muratora: Co jest potrzebne do zmniejszenia śladu węglowego w budownictwie? Krzysztof Frączek, Holcim Polska