W przeciwieństwie do Źle urodzonych, książki która – mimo zburzenia katowickiego „brutala” czy eksperymentalnych warszawskich pawilonów – ma w sobie jednak coś optymistycznego (cenione są przecież mieszkania Skibniewskiej, ludzie chwalą sobie Hansenowski LSM i Rakowiec, dobrze wygląda i funkcjonuje katowicki Spodek, a na zrewitalizowanym poznańskim Okrąglaku nie wiszą już reklamy), Wanny z kolumnadą lepiej nie czytać w czasie jesienno-zimowej depresji. To lektura typu sadomaso, swoiste „samobiczowanie” dla architekta i urbanisty. Ilustruje ona naszą bezradność, a może nawet współuczestnictwo... Atrakcyjna i dowcipna narracja, którą posługuje się autor opisując narastającą patologię polskiej przestrzeni oraz dość powszechną akceptację dla niej, potęguje horror. Jednak – co za rozczarowanie – Springer nie ujawnia rozwiązania, ani nawet nie podpowiada jak je znaleźć, tak jakby rezerwował sobie możliwość napisania dalszego ciągu. Nie rozumiem więc publicznie prezentowanego zdziwienia autora, że zaintrygowani burmistrzowie wielu rozpełzających się i zaśmieconych reklamami miast kuszą go zaproszeniami na spotkania, z nadzieją, że to im właśnie je zdradzi, że to dzięki niemu odzyskają utracony mityczny ład przestrzenny (a co najmniej spokój sumienia). Filip Springer (podobno) odmawia, a w swej perfidii rekomenduje im porady fachowców – architektów i urbanistów, co oczywiście rozczarowani „petenci” traktują jako żart na odczepnego i wracają do swoich wuzetek... Jak twierdzi w posłowiu Andrzej Stasiuk – zostaniemy z tym do końca...
Tekst: Grzegorz A. Buczek
Recenzja książki Filipa Springera "Wanna z kolumnadą - reportaże o polskiej przestrzeni" ukazała się w miesięczniku "Architektura-murator" nr 2/2014