Wola, czyli jak zdobywano Dziki Zachód

i

Autor: Archiwum Architektury Warszawska Wola, widok w stronę ronda Daszyńskiego. Po lewej wieżowiec Warsaw Spire w budowie, na pierwszym planie biurowce zbudowane na terenie kiedyś zajmowanym przez Zakłady Róży Luksemburg. Fot.: Marcin Czechowicz

Wola, czyli jak zdobywano Dziki Zachód

2015-02-19 15:48

W krajobrazie warszawskiej Woli dominowały niegdyś wiatraki, browary i cegielnie, w międzywojniu pojawił się ciężki przemysł. Najbliższa centrum część tej dzielnicy, zwana Dzikim Zachodem, od dwudziestu lat przechodzi dynamiczną przemianę. Robotnicze kwartały zamieniają się w zagłębie „białych kołnierzyków”, a obiekty poprzemysłowe są burzone na ogromną skalę. Ale Dziki Zachód to nie tylko największy w Polsce plac wyburzeń. To też największy plac budowy. Jakie miasto rodzi się tu i teraz, na naszych oczach, zastanawia się Grzegorz Stiasny.

Zła sława

Laureat literackiej Nagrody Nobla z 1978 roku Isaac Beshevis Singer dzieciństwo spędził w okolicach warszawskiej ulicy Chłodnej – to tędy zimne wiatry ze wschodu ciągnęły przez całe miasto. Ulica ta była wówczas główną arterią wyprowadzającą ruch ze śródmieścia w kierunku zachodnim, na Poznań i dalej w stronę Europy. Tu było źródło jego literackiej weny, centrum wszechświata jego twórczości – z ruderami, rynsztokami, pełnymi żydowskiej biedy, żebraków i upadłych kobiet (Agata Tuszyńska, Singer. Pejzaże pamięci). Złą sławę okolicy, którą rządził przywoływany w twórczości noblisty, Ślepy Icek – właściciel kilku burdeli i zręczny nożownik – starał się przesłaniać tuzin żydowskich domów modlitwy i sierociniec prowadzony przez Janusza Korczaka.

Brama do getta

Przy Żelaznej na posesji pod numerem 63 pod koniec XIX wieku mieściła się fabryka maszyn, a następnie rur kanalizacyjnych i wodociągowych. Od strony ulicy prowadziła do niej zachowana do dziś ozdobna brama. W 1940 roku, gdy utworzone zostało getto, w miejscu tym ulokowano jedną z jego bram. Na zdjęciu z 1940 roku widać bramę, kawałek muru i charakterystyczną, ślepą południową ścianę kamienicy pod numerem 65.

Dziś to miejsce stanowi jedną z bardzo niewielu pamiątek materii budowlanej warszawskiego getta. Po wojnie kamienica przy Żelaznej 65 została przejęta przez miejski kwaterunek. Nigdy nie remontowana, w tragicznym stanie technicznym, utrzymała lokatorów do początku lat 90. Wtedy też kompleks z zabudowaniami fabrycznymi i bramą został wpisany do rejestru zabytków.

W 1999 roku zabudowania fabryczki częściowo spłonęły, podpalone przez koczujących w niej bezdomnych. W styczniu 2004 roku pod naporem śniegu zawalił się dach i część stropów kamienicy. W 2008 roku właścicielem terenu została spółka deweloperska, która otynkowała i odmalowała zabytkową bramę, wyburzyła w całości zawaloną w połowie zabytkową kamienicę i dla terenu przy skrzyżowaniu Grzybowskiej i Żelaznej uzyskała pozwolenie na budowę biurowej wieży sięgającej 120 metrów wysokości.

Miasto na wyspach

Miasto na wyspach to film dokumentalny z roku 1958 w reżyserii Jana Dmowskiego i Bohdana Kosińskiego (dostępny w serwisie youtube). Przedstawia warszawską Wolę jako pusty, nieodbudowany obszar, mimo że od wojny upłynęło kilkanaście lat. Nowe osiedla wznoszą się gdzieś w tle, hen na krańcach miasta. Chatka, sklecona z pozostałości po nieistniejącej kamienicy, wydaje się na pierwszy rzut pustką.

Kamera filmuje pojedyncze sylwetki pośród ruin. Logice działań dawnych planistów stolicy przeciwstawiono brak logiki w poczynaniach jej nowych budowniczych. Komentarz jedynie podkreśla to, co zostało pokazane na filmie: Kamera filmowa nie polemizuje z nikim odpowiedzialnym za politykę urbanistyczną Warszawy. Kamera wątpi w tę politykę i w tę odpowiedzialność. Kamera utrwala na taśmie filmowej obraz.

Komunistyczna reklama

Po wojnie teren z grubsza uprzątnięto i przestano się nim interesować na lata. Mieszkańcy szybko ochrzcili go Dzikim Zachodem, bo znajdował się zaraz na zachód od Pałacu Kultury i Nauki.

Wróciła zła sława tego miejsca sprzed pierwszej wojny światowej. Przywołuje ją na kartach Złego Leopold Tyrmand. Czytelnicy tej arcywarszawskiej prozy podążają do ciemnej strony miasta, słynącej z ostańców przedwojennej zabudowy, ciemnych podwórek, śmierdzących uryną bram i niezabudowanych placów. Tam, przy Krochmalnej, Żelaznej, Wroniej, w szkieletach przedwojennych kamienic, załatwiano mroczne interesy warszawskiego półświatka.

Nowe inwestycje, na większą skalę, pojawiły się na Woli dopiero ćwierć wieku po zakończeniu drugiej wojny światowej. W bliższej śródmieściu części zbudowano 19 niemal identycznych potężnych 15-piętrowych bloków mieszczących po 300-420 mieszkań każdy. Przeważały lokale bardzo małe, często z ciemnymi kuchniami (osiedle Za Żelazna Bramą, proj.: Jerzy Czyż, Jan Furman, Andrzej Skopiński, 1965-1972).

Tereny zaraz za krańcem sięgającego ulicy Żelaznej osiedla przeznaczono do intensywnej industrializacji na wzór sowiecki. W latach 70. XX wieku wzniesiono tam kilka kompleksów przemysłowych o późnomodernistycznej stylistyce w rozbudowywanych i nowo tworzonych kombinatach ochrzczonych imionami działaczy robotniczych: Waryńskiego, Kasprzaka, Nowotki, itp. Ich płaskie fasady często pokrywano nie jak dziś wielkoformatowymi reklamami, lecz jeszcze większymi płachtami propagandowymi w dominującym kolorze czerwonym.

W produkcję tych specyficznych dzieł sztuki angażowani byli ówcześni artyści skupieni wokół państwowych Pracowni Sztuk Plastycznych. Monopolistyczne przedsiębiorstwo, odpowiadające za propagandę wizualną w PRL-u, było producentem większości propagandowych billboardów i miało ogromny wpływ na wygląd warszawskich ulic.

Do naszych czasów nie przetrwał żaden z tych kłujących w oczy wytworów, tak jak żaden z kombinatów przemysłowych nie przetrzymał trudnych czasów kapitalizmu. Po halach i towarzyszących fabrykom biurowym blokom administracyjnym pozostały znów zionące pustką przestrzenie.

Wola, czyli jak zdobywano Dziki Zachód

i

Autor: Archiwum Architektury Fragment kamienicy przy ul. Łuckiej. Fot.: Marcin Czechowicz

Instytut Pamięci Narodowej

Do niedawna siedziba IPN mieściła się w 12-piętrowym biurowcu, należącym kiedyś do kompleksu centrali dystrybucyjnej przedsiębiorstwa Ruch zaopatrującego w okresie PRL-u społeczeństwo w prasę. Zespół zabudowy przy ulicy Towarowej powstał w połowie lat 70. Instytut Pamięci Narodowej wprowadził się tu w 2002 roku. W ramach remontu i adaptacji za kilkanaście milionów złotych narodowa instytucja ociepliła i „upiększyła” fasadę rzędami aluminiowych półrur.

W 2010 roku Ruch sprywatyzowano. W związku z tym zażądał on od państwowego najemcy zapłaty zaległego czynszu – kilkudziesięciu milionów złotych, a w 2012 roku wystawił budynek z atrakcyjnie położoną tuż przy przyszłej stacji metra działką na sprzedaż. Nieruchomość nabyła światowa spółka dewelopersko-budowlana. IPN stracił swoją siedzibę i w 2013 roku opuścił budynek.

Opozycyjni politycy potraktowali całą historię jako rządowy odwet za działalność instytutu, czyli lustrację i ujawnianie akt dawnej bezpieki. W 2014 roku kompleks został zrównany z ziemią, a nowy właściciel – firmy związane z korporacją Skanska – przygotował projekt wielkiego kompleksu biurowego z dominantą sięgającą wysokości 140 metrów, na której stanąć mają jeszcze 40-metrowe maszty wieńczące.

Jednak od kilku miesięcy ruch na działce zamarł. Plotka głosi, że inwestycję starają się blokować sąsiedzi, ale problemem opóźniającym start budowy są też długotrwałe postępowania administracyjne w sprawie oceny oddziaływania na środowisko tak dużego kompleksu. Tymczasem budowana po sąsiedzku wieża firmy Ghelamco – Warsaw Spire – osiągnęła już prawie wysokość 180 metrów (docelowo 220 metrów z fantazyjnym zwieńczeniem).

Najbardziej liberalne dziesięciolecie

Lata 90. XX wieku przyniosły nowe inwestycyjne nadzieje. Wierzono w błyskawiczną przemianę naszego świata. Aby ją przyspieszyć, samorządowe władze dzielnicy wydawały niektórym inwestorom osobne pozwolenia na budowę kolejnych pięter w budynkach powstających szybciej niż ich projekty. Krzysztof Mycielski pisał na łamach „Architektury-murator” 4/1996: Na Woli w fantastycznym tempie rośnie dziś konkurencyjne (w stosunku do śródmieścia – przyp. red.) city. W obskurnej do niedawna okolicy, jeszcze w latach 70. słynącej z grasujących tu band, rosną dziś biurowce, banki i ekskluzywne spółdzielnie mieszkaniowe. W stolicy spekuluje się już, która z dwóch zapuszczonych do niedawna ulic – Żelazna czy Grzybowska zamieni się szybciej w stołeczną Wall Street.

Inwestycyjny optymizm ostygł nieco na przełomie wieków. A legenda grasujących tu band niespodziewanie ożyła. W początkach 2001 roku przy ulicy Żelaznej 67 dokonano najbardziej krwawego napadu na bank w historii Polski. Bandyci z zimną krwią zamordowali wówczas 4 osoby. W 2005 roku powstał film fabularny, inspirowany tamtymi wydarzeniami moralitet Rozdroże Cafe w reżyserii Leszka Wosiewicza. – Starałem się w tej historii zawrzeć mniej więcej to co wiem o świecie pozbawionym wartości, o tym, co zapoczątkował Dostojewski i jego pokolenie wielkiej literatury, które przepowiadało kataklizm moralny w najbliższych czasach. Dożyliśmy tego katastrofizmu moralnego – mówił reżyser.

Dziki Zachód podbijany planowo

Polska transformacja w latach 90. oznaczała przede wszystkim pełne otwarcie kraju na postulaty deregulacji, prywatyzacji i napływu obcego kapitału. Zastrzyki inwestycyjno-kapitałowe miały działać spontanicznie, na zasadzie osiągania korzyści przez uczestniczące podmioty, i w ten sposób generować rozwój. Wydawało się, że państwo powinno zaniechać wszelkich aktywności regulacyjnych.

Miało to wpływ na rozwój miast. Na wolskim Dzikim Zachodzie wrażenie chaosu przestrzennego pogłębiało się z roku na rok. W 2002 roku przystąpiono do prac planistycznych, które miały zastopować nieład oraz wytworzyć wizytówkę nowego – wysokościowego – rozwoju stolicy. Kluczowy plan miejscowy rejonu ulicy Towarowej i Okopowej przygotowywał zespół projektantów z Biura Planowania Rozwoju Warszawy, wbrew historycznej nazwie będącego prywatną spółką oferującą usługi planistyczne i konsultingowe.

Głównym projektantem planu był Jan Rutkiewicz – urbanista i pierwszy demokratycznie wybrany burmistrz Śródmieścia Warszawy. Dokument zakładał zwiększenie gęstości sieci ulicznej poprzerywanej przez ekspansję kombinatów przemysłowych, z możliwie jak najdokładniejszym odtworzeniem przebiegu ulic sprzed 1939 roku. Zakładano wypełnienie terenów poprzemysłowych oraz zagospodarowanych prowizorycznie zwartą zabudową usługową, mieszkaniową i biurową, tworzącą wzdłuż ulic ciągłe pierzeje o ujednoliconej wysokości z usługami w parterach. Skrzyżowania i miejsca charakterystyczne wzdłuż ulicy Towarowej wzbogacono dominantami wysokościowymi.

Mimo konieczności ochrony widokowej wpisanej na listę światowego dziedzictwa warszawskiej starówki, udało się wytyczyć miejsca dla prawie 200-metrowych wieżowców. Pierwotnie przewidywano dla nich 7 lokalizacji.

Prace nad tym kluczowym planem ciągnęły się latami wkraczając w kolejne dziesięciolecie. W ostatecznie uchwalonym dokumencie z 2014 roku dopuszczono 14 wysokościowych lokalizacji.

W 2009 roku przystąpiono do sporządzania planu miejscowego ulicy Żelaznej i obszaru bezpośrednio na wschód od ulicy Towarowej. Przygotowywany przez zespół Jana Kempy, obejmował teren wokół ulicy Grzybowskiej, gdzie nacisk komercyjnych inwestorów był jeszcze większy. Wzdłuż samej Grzybowskiej wyznaczono 14 w zasadzie niemal sąsiadujących ze sobą lokalizacji budynków wysokościowych – od 120 do 140 metrów – o dowolnych funkcjach.

Sześć kolejnych kompleksów, zwieńczonych wieżami, przewidziano wzdłuż Prostej – obecnie jednej z głównych arterii wyprowadzających ruch ze śródmieścia w kierunku zachodnim. Oba miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego władze uchwaliły w drugiej połowie 2014 roku.

Łącznie wzdłuż trzech ulic przecinających tereny warszawskiego Dzikiego Zachodu, każdej o długości około jednego kilometra, przewidziano budowę 34 wieżowców o wysokości od 120 do 180 metrów. Do dziś zrealizowano ich siedem: pięć wzdłuż Grzybowskiej i po jednym wzdłuż Prostej i Towarowej. Trzy z nich to apartamentowce (Platinum Towers, Łucka City), jeden to hotel (Hilton), jeden jest budynkiem wielofunkcyjnym (JM Tower). Dwa to obiekty o funkcji czysto biurowej (Warsaw Trade Tower, Pekao Tower). W budowie są kolejne trzy wieże biurowe (Warsaw Spire, Prime Corporate Center, Skyliner). 24 wieżowce pozostają w sferze marzeń o kolonizacji terenu w iście dubajskim stylu.

Wola, czyli jak zdobywano Dziki Zachód

i

Autor: Archiwum Architektury Detal wieży biurowca Warsaw Spire z uruchomionym niedawno neonem. Fot.: Marcin Czechowicz

Warsaw Spire – serce biznesowej Warszawy?

Od 60 lat największym, najwyższym i najbardziej centralnie położonym budynkiem Warszawy jest Pałac Kultury i Nauki. Na początku drugiej dekady XXI wieku zaczęto planowanie obiektu, który może go nie przewyższy, ale mu dorówna. W kwartale ulic: Grzybowskiej, Towarowej, Wroniej i Łuckiej trwa budowa wieży, której zwieńczenie sięgnie 220 metrów, czyli niemal zrówna się ze szczytem iglicy pałacu o wysokości 237 metrów.

Powierzchnia kompleksu, podobnie jak w przypadku „daru Stalina”, przekroczy 100 000 metrów kwadratowych. Oznacza to, że Warsaw Spire będzie największym budynkiem biurowym w Polsce. Dodatkowo przewidziano pięciokondygnacyjny garaż podziemny na 1000 aut. Biurowiec będzie mieć certyfikat ekologiczny na najwyższym możliwym poziomie. Projekt przygotowała belgijska pracownia Jaspers-Eyers Architects we współpracy z polskim biurem Projekt Polsko-Belgijska Pracownia Architektury.

Pałac Kultury wznosi się pośrodku pustego i odstręczającego placu Defilad, a przed Warsaw Spire inwestorzy zaplanowali pełną atrakcji przestrzeń publiczną nazwaną przez nich szumnie Placem Europejskim. O gospodarczym znaczeniu tej prywatnej inwestycji niech świadczy fakt, że wśród chętnych do wmurowania kamienia węgielnego byli i polski wicepremier – minister gospodarki i belgijski minister – prezydent rządu Flandrii.

Ostatni Mohikanie

Rudery i ruiny dziewiętnastowiecznych kamienic wzdłuż Wroniej, Łuckiej czy Chłodnej najczęściej są dziś chronione przed unicestwieniem zapisami planów miejscowych. Wizja lokalna ujawnia jednak, że w dużej części są to budowle opuszczone, z zamurowanymi przed inwazją bezdomnych oknami. W niektórych dogorywają jeszcze przedstawiciele ginących rzemieślniczych zawodów. Przy Łuckiej wciąż działa legendarny punkt naprawy felg. To zakład ślusarski założony jeszcze w latach 30. XX wieku.

W niesprzyjających prywatnej przedsiębiorczości dziesięcioleciach PRL-u większość kierowców „wyścigowych” poszerzała tu felgi do dużych fiatów, polonezów, maluchów i garbusów. Dziś tego typu rzemieślnicze usługi wszelkich specjalności, wypełniające niegdyś okoliczne kwartały, prawie zanikły. Neoliberalizm w polskim wydaniu okazał się dla takiej działalności katastrofalny.

W opinii ekspertów zajmujących się zagadnieniami rewitalizacji to neoliberalna reforma gospodarcza okresu transformacji, jest współwinna procesom destrukcji prawa planistycznego, decydującej roli komercyjnych podmiotów inwestorskich (deweloperskich) na rynku budowlanym, i ich destrukcyjnemu wpływowi na rozwój polskich miast oraz brakowi ekonomicznych uwarunkowań dla realizacji procesów rewitalizacji. Rynek producentów nieruchomości nie jest zainteresowany odnową starych zasobów, a rynek odbiorców – dysponujący odpowiednimi środkami finansowymi – ich nabywaniem względnie wynajmem starych powierzchni (referat Polityka rozwoju i rewitalizacja miast w Polsce, na tle standardów unijnych w zakresie planowania autorstwa Andreasa Billerta, niemieckiego eksperta do spraw rewitalizacji, pięć lat temu doradcy w Urzędzie Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast w Warszawie).

Deweloperska gorączka

Amerykański urbanista i teoretyk planowania Kevin Lynch prowadził badania nad tym, jak ludzie postrzegają swoje miasto i jaki wpływ na ich myślenie mają poszczególne jego elementy. Stworzył teorię mentalnej mapy miasta – subiektywnego odczuwania hierarchii przestrzeni miejskich. Przez ostatnie kilka lat Wola na mentalnej mapie Warszawy niemal nie istniała. Sztandarowa warszawska inwestycja – budowa drugiej linii metra – odcięła ją w 2010 roku od miejskiego życia. Dopiero dziś można tam bez problemu dojechać otwartymi na nowo ulicami.

Metro i idący za nim skok jakościowy w dostępności komunikacyjnej wygenerowały szereg nowych, deweloperskich inwestycji i kolejnych spektakularnych wyburzeń. Wokół obecnej stacji końcowej przy rondzie Daszyńskiego gorączkowo wystrzelają kompleksy biurowców. Kilka kilometrów dalej na zachód ciągnie się pas apartamentowców powstających wzdłuż przyszłej trasy przedłużenia podziemnej kolejki. O obliczu tej części miasta na równi decydują dziś legenda proletariacko-przemysłowej przeszłości i przynoszące przestrzenny chaos deweloperskie wyścigi.

Trudno powiedzieć, by wolskie kwartały nabierały tak oczekiwanego obecnie miejskiego charakteru. Władze samorządowe oddają tu deweloperom panowanie nad tworzeniem przestrzeni publicznych. Finansowane z miejskich funduszy inwestycje w przestrzeń publiczną to jedynie – biorąc pod uwagę ostatnie dziesięciolecie – rewitalizacja zabytkowej części ulicy Chłodnej i pomnikowy projekt upamiętnienia granic getta. Przybywa za to prywatnych placów. Przed kompleksem biurowym Wola Center, od strony ulicy Przyokopowej, powstał skwer im. Stefana Kuryłowicza – tragicznie zmarłego projektanta kompleksu, a przed Warsaw Spire już można na internetowych mapach odnaleźć wspomniany wyżej Plac Europejski.

Jedyną inwestycją miasta w dziedzinie kultury jest prężnie działające od 2006 roku Muzeum Powstania Warszawskiego w zrewitalizowanych obiektach elektrowni tramwajowej. Jednak arcyciekawa ekspozycja plenerowa Muzeum Kolejnictwa ma zostać zamknięta i przeniesiona z dawnej stacji Warszawa Główna na obrzeża miasta. Ceny gruntów na Woli znacznie wzrosły w ostatnim dziesięcioleciu, a koleje – choć państwowe – są spółką, która powinna dążyć do osiągnięcia zysku.

Nawet autorzy artystycznych instalacji muszą liczyć się tu z każdym metrem działki. Przykładem niech będzie realizacja architekta Jakuba Szczęsnego – Najwęższy Dom Świata. Jest ona stanowczo zbyt łatwa do przeoczenia jak na jeden z nielicznych obiektów kultury na zdobytym już Dzikim Zachodzie.

Wola, czyli jak zdobywano Dziki Zachód

i

Autor: Archiwum Architektury Widok na skrzyżowanie ul. Grzybowskiej i Żelaznej - na pierwszym planie brama fabryki Duschik i Szolce przy ul. Żelaznej 63. Tu w czasie wojny przebiegała granica getta. Po lewej JM Tower. Fot.: Marcin Czechowicz