Targowisko stanowi jedno z najtrudniejszych zadań projektowych dla architekta. Logika bazaru to ulica i żywioł, który nie lubi być zamykany w sztywne ramy, a jego otwarta forma wymyka się odgórnej kontroli. Stragan rozstawia się spontanicznie najbliżej klienta. Reguły powstawania oddolnych bazarów są trudne do przeniknięcia, w każdej przestrzeni i kulturze mają odmienne prawa. Na jednym targowisku najbardziej intratnym miejscem jest narożnik, na innym klient woli wejść w głąb uliczek, żeby porównać ceny, więc decyzję zakupu podejmuje dopiero przy czwartym lub piątym straganie. Ceny potrafią zmieniać się kilka razy dziennie. Nieformalność handlu to zmora urzędników, którzy od lat próbują cywilizować i modernizować bazary. Kupcy nie ułatwiają zadania ani władzom, ani architektom. Przyzwyczajeni do mandatów i biurokracji niechętnie wchodzą w dialog z urzędnikami, architektami i innymi ekspertami. Konsultacje mogą trwać rok, a obie strony i tak niewiele się o sobie dowiedzą, bo emocje wezmą górę nad merytoryczną dyskusją.
Architekci przyzwyczajeni do kulturalnych rozmów przy stoliku, w których inwestor klarownie przedstawia program funkcjonalny, nie chcą tracić czasu na spieranie się z setką drobnych kupców. Z kolei mieszkańcy sąsiadujący z bazarkiem, choć przeważnie lubią straganowe zakupy, najczęściej protestują przeciwko nieestetycznym targowiskom bo obniża ono wartość mojego mieszkania. Bazary są więc w Polsce przedmiotem nieustannych kłótni i przepychanek mieszkańców, kupców i władz. A jednocześnie bezwzględnie potrzebne.
Od piętnastu lat obserwuję kondycję warszawskich targowisk. Szczęki i hale na placu Defilad, ceraty w bramach kamienic i na „patelni” przy stacji metra Centrum, odgórne próby cywilizowania handlu i oczyszczania ulic z nielegalnych narośli, likwidację Jarmarku Europa, znikanie bukinistów spod płotów miejskich parków, powstawanie podmiejskich kupieckich gett jak Wólka Kossowska, wyludnianie się bazaru Różyckiego, próby zbudowania sieci bazarków jednodniowych, modę na hipsterskie targi śniadaniowe i w końcu powrót klasy średniej na lokalne targowiska. Bazar to zwierciadło przechadzające się po warszawskim podwórku.
Zieleniak jest precedensem. To pierwsze po 1989 roku zmodernizowane w takiej skali targowisko w Warszawie. Część krytyki i protestów wobec tej inwestycji znam z prasy. Kupcy nie chcieli zaakceptować budynku oddanego do użytkowania. Uważali, że stragany zostały źle zaprojektowane. Większość stanowisk wewnątrz hali miała za małe zaplecze magazynowe oraz blaty nieadekwatne do ilości towaru i modułów skrzynek na owoce czy warzywa. Faktycznie, kluczem do zrozumienia, jak działa handel straganowy jest „wystawka”. To najważniejsza część targowiska, interfejs pomiędzy klientem i kupcem. Dobrze wystawiony towar ma zachęcić do zakupów. Wystawki są większe niż blat z ladą i kasą, mogą sięgać nawet do 6 metrów długości i 10 metrów szerokości. W zależności od towaru, mogą przyjąć kształt schodkowy lub być wertykalnym wieszakiem.
Najładniejsze i największe wystawki widziałam w Barcelonie, Tibilisi i Marakeszu. Układanie towarów to sztuka. Owoce i warzywa mogą pozostać w skrzynkach, ale bywają też układane w piramidy lub zawieszane pod zadaszeniem jak girlandy. Wystawka jest więc jądrem bazaru, jego najważniejszą częścią. Projektując bazar, architekt powinien wymyślić najpierw sensowną wystawkę, a dopiero później myśleć o zadaszeniu, toaletach dla klientów i kupców, parkingu, równej i odpornej na zabrudzenia posadzce. Winien też brać pod uwagę fakt, że architektura za jakiś czas zniknie pod oddolnie narastającą hubą różnorakich towarów.
Projekt Zieleniaka miał pierwotnie źle zaplanowane wystawki. Ale jednocześnie był na tyle dobrze przemyślany, że udźwignął zmiany. Po roku od zakończenia budowy udało się zaadaptować stragany wewnątrz hali do realnych potrzeb kupców. Zostały one przebudowane i dzięki szklanym, otwieranym przegrodom towar można już zabezpieczyć na noc bez konieczności czasochłonnego chowania. Powiększono też miejsca na wystawki i zlikwidowano większość pierwotnych blatów. Dziś stragany działają pełną parą, wewnętrzny plac jest wypełniony busami i mobilnymi kramami, beton posadzki dzielnie znosi żywioł handlu, ławki i zieleń zapraszają do spędzania wolnego czasu po zakupach.
Architekci zaproponowali też uzupełnienie programu o funkcje gastronomii i kultury, także na pierwszym piętrze, dzięki czemu targowisko ma szansę stać się w przyszłości lokalnym centrum dzielnicy. Od strony ulicy Grójeckiej powstała wyraźna pierzeja z piękną, betonową elewacją, która ogranicza rozlewanie się handlu poza granice bazaru. Urbanistycznie i architektonicznie Zieleniak jest zaprojektowany wzorowo. Tworzy wyrazistą i domkniętą pierzeję hali targowej oraz wnętrze placu z otwartą przestrzenią na handel jednodniowy w różnej skali. Elewacja odwołuje się do estetyki blachy trapezowej popularnej w prowizorycznych bazarkach, ale w wersji betonowej tworzy piękną, monumentalną bryłę. I nie przeszkadza mi tak krytykowany przez wielu rozbuchany budżet inwestycji (21 mln zł). Cieszę się, że gwiazdy polskiej architektury projektują bazary. Dzięki gwarantowanej przez nich jakości, targowiska odzyskują blask i właściwą sobie pozycję w tkance miasta. Mam nadzieję, że w przyszłości czeka nas więcej konkursów na nowe bazary, niż na nowe pomniki, bo te pierwsze łączą, a te drugie zazwyczaj dzielą.