Czy ludzie naprawdę mogą gdzieś żyć, nie robiąc bałaganu? – pyta Witold Rybczyński w znanej książce Dom. Krótka historia idei. W przypadku Domu po Drodze pytanie brzmiałoby raczej – czy i na jak długo można przyrodę utrzymać w wymownym dystansie?
Malownicza wstęga ciągnie się od wjazdu, zaplata w centrum działki i spływa do rzeki. Precyzyjnie odcina strefę architektury od strefy przyrody, choć ta stara się zakłócić idealną biel na wszelkie możliwe sposoby – nagrzane od słońca płaszczyzny przyciągają gromady owadów, drobne liście tworzą własne, nietrwałe, bo szybko sprzątane kompozycje.
Kształt domu widać w pełni dopiero z lotu ptaka; ale nawet spacer po betonowej białej drodze sprawia, że jesteśmy tym obiektem od początku zaintrygowani. Budowanie wizualnych napięć, komponowanie architektury tak, by wydobywała nieoczywiste walory krajobrazu, jest wynikiem coraz bardziej świadomego własnych możliwości projektanta, którego kolejne, coraz ciekawsze realizacje pozostawiają nas w niecierpliwym oczekiwaniu na ciąg dalszy.