Spis treści
- Działka z malowniczym widokiem
- Pejzaż między bryłami domu
- Dom dopasowany do kształtu działki
- Zamiast tradycyjnych okna fasadowe
- Biało-czarna rzeczywistość
- Architektura, ekonomia, oszczędności
Projekty pracowni, którą stworzył – RS+ – były wielokrotnie nagradzane. Informacje o nich zainteresowani mogą sami znaleźć na stronie pracowni. Pokażemy inne dzieło Roberta Skitka – bardziej osobiste. Zaprojektował on dom dla swojej rodziny i szczerze o nim opowiada. Zacznijmy od tego, że udało się go wybudować i urządzić za cenę średniego mieszkania w dużym mieście, a ma ponad 230 m² i urzeka zastosowanymi rozwiązaniami oraz smakiem.
Działka z malowniczym widokiem
Architekt razem z żoną długo szukali działki. Jak zobaczyli tę, na której teraz stoi ich dom, zrozumieli, że to ich miejsce. Zauroczył ich malowniczy widok z zarysowanym horyzontem. Robert Skitek od razu wiedział, że stanie się on częścią projektu. Podmiejska działka z wyraźnym spadkiem, choć nieduża – 650 m² – miała jeszcze dwa ważne atuty: była blisko ich miejsca pracy i ówczesnego miejsca zamieszkania.
– Widok był punktem wyjścia projektu. Bardzo nam zależało, żeby zaprojektować taki dom, który go nie zasłoni. Chcieliśmy, by był obecny, gdy tylko wejdziemy na działkę, a nie dopiero po przekroczeniu progu, oglądany przez okna – mówi architekt.
Zrodził się „pomysł z dziurą” – tak skrótowo podsumowuje ideę swojego projektu Robert Skitek. A to nie byle jaka dziura, ale piękny kadr stworzony przez architektoniczną ramę, którą jest bryła domu.
Zobacz też:
Wodny plac zabaw projektu RS+ w Tychach
Pejzaż między bryłami domu
Rozdzielenie części parterowej na dwie mniejsze – jedną mieszkalną i drugą garażową – oraz znaczne odsunięcie ich od siebie – o blisko 6 m – a następnie połączenie całości górną kondygnacją pozwoliło wpuścić w miejsce, z reguły zajmowane przez architekturę, pejzaż ciągnący się aż po horyzont. Już wchodząc na działkę, domownicy mogą patrzeć na zatrzymany w kadrze widok, który przed laty tak ich zauroczył. Jednak nie tylko on nadaje tej architekturze głębię. Podkreśla ją także kompozycja elewacyjna. Już widoczna od frontu biała masywna rama prostopadłościanu piętra zamyka przestrzenną konfigurację wykończoną tynkiem i dwa pasy szkła. Widoczna z ulicy, unosząca się nad ogrodzeniem z gabionów część bryły to zapowiedź głębi, którą można zobaczyć od razu po przekroczeniu granic posesji. Drugi prostopadłościan bryły domu ciągnie się w głąb działki, towarzyszy mu wydłużony taras – takie zestawienie kieruje wzrok na horyzontalny pejzaż.
Dom dopasowany do kształtu działki
Dopasowanie do topografii działki bryły widać już z zewnątrz za sprawą siedmiu stopni łączących dwa tarasowe poziomy. Wewnątrz jest analogicznie. Wejście do domu jest na najwyższym poziomie terenu, na takim samym są korytarz wejściowy i… blat usytuowanej niżej kuchni, do której trzeba zejść po kilku schodkach. Podłoga parteru obniża się jeszcze bardziej w pokoju dziennym – od kuchni dzielą go dwa długie stopnie.
Na piętro prowadzi kolejny bieg schodów, nietypowo zaczynający się na poziomie blatu kuchennego. Piętro to już jednopoziomowa przestrzeń. Są tu master bedroom gospodarzy (zespolenie sypialni z łazienką i garderobą), pokój gościnny oraz pokój dziecka, połączone i jednocześnie rozdzielone wspólną łazienką.
– Najpierw planowaliśmy dwa pokoje dzieci, ale mamy jednego syna, dlatego jego pokój ma wielkość mieszkania – ponad 40 m² – tłumaczy, uśmiechając się, architekt. Na piętrze jest także pomieszczenie techniczne z pralnią. To zdecydowanie bardziej funkcjonalna lokalizacja niż na parterze, bo blisko sypialni i garderób, więc nie trzeba biegać z praniem po schodach. Wewnętrzna przestrzeń została spektakularnie otwarta. Zamknięte są jedynie WC, pomieszczenie techniczne i pokój, który z założenia miał pełnić funkcję gościnnego. Otwartość widać dobitnie w strefie prywatnej gospodarzy. Tutaj łazienka przestrzennie zlewa się ze strefą sypialnianą. A całość od holu na piętrze symbolicznie oddziela jedynie kotara.
Takie podejście do domowej przestrzeni zaowocowało pięknymi osiami widokowymi – z reguły kończącymi się obrazem ogrodu albo linią horyzontu. Najdłuższa taka oś na parterze ma blisko 14,4 m, a na piętrze 7 m, ale ta za sprawą widoku za oknem wydaje się w ogóle nie kończyć.
Zamiast tradycyjnych okna fasadowe
W uzyskaniu spektakularnych efektów decydujące znaczenie miały przeszklenia. Nie są to tradycyjne okna, ale fasadowe. Dzięki temu, że szklenie wykonywane było na zewnątrz, w pomieszczeniach nie widać ram okien. Podłogi kończą się przy szybach, a domowej przestrzeni zdaje się nic nie oddzielać od pejzażu za oknem. – Projektuję domy od lat i nie zdarzyło mi się, żeby w którymś trzeba było wymienić taką fasadową szybę. A efekt jest znacznie lepszy, gdy nie widać ram, tylko sam widok spoza szyby – mówi Robert Skitek.
Szklane ściany otwierają wnętrze głównie na południe i zachód. Strona wschodnia pozostała zamknięta, bo sąsiadująca z działką architekta parcela jest wciąż niezagospodarowana i nie wiadomo, co na niej powstanie – jaki będzie ostatecznie widok. W domu są także świetliki dachowe. Jeden usytuowany wzdłuż wanny i umywalek przy sypialni na piętrze, drugi w strefie dziennej, na granicy między kuchnią a salonem.
Leżąc w wannie czy siedząc w salonie, można patrzeć na niebo. Oprócz obrazu nieba świetliki gwarantują dobre i jednocześnie ładne, plastyczne doświetlenie. Jednak ich duża powierzchnia sprawia, że późną wiosną i latem wnętrza trzeba chronić przed przegrzaniem. Gospodarze rozkładają wtedy na nich maty bambusowe. Daje to interesujący efekt, bo przez nieregularną strukturę mat przechodzi około 20 procent naturalnego światła, które subtelnie przesącza się do wnętrza.
Biało-czarna rzeczywistość
Wewnętrzna przestrzeń przybrała takie same barwy jak bryła z zewnątrz – biel i czerń. Wprawdzie tak jak na zewnątrz podstawowym kolorem górnej kondygnacji jest biały, a dolnej czarny, ale wewnątrz kolorystyczne różnice zdają się dobitniejsze, bo białe albo czarne plamy barw dominują w poszczególnych wnętrzach. Prawie cały parter jest czarny (z wyjątkiem kuchni), w odróżnieniu od góry, która jest biała.
Na obu kondygnacjach zastosowano te same materiały. Na podłogach są żywice epoksydowe, a na ścianach, coraz rzadziej stosowane, tynki cementowo-wapienne tradycyjne bez gładzi. Mają wyraźną strukturę nadawaną zacieraczkami.
– Nietynkowane stropy betonowe nie były planowane. One po prostu tak ładnie wyszły w stanie surowym, ponieważ mieliśmy nowe płyty szalunkowe, więc nie było sensu ich tynkować – opowiada Robert Skitek.
Białe i czarne wnętrza wzbogacają obrazy i dodatki z drewna – głównie jesionu: stopnie schodów, stelaż pod sufitem w salonie i taki sam za łóżkiem w pokoju syna i gościnnym. Ograniczenie liczby materiałów służy konsekwencji aranżacji. W łazienkach na ścianach nie ma płytek. Tylko pod prysznicem są spieki ceramiczne. Większość ścian jest malowana. Czasem tylko pojawia się grafika na szkle. – Wnętrza i cały dom to nasze wspólne dzieło, moje i żony, nic się nie działo bez konsultacji – mówi architekt.
Architektura, ekonomia, oszczędności
– Już na samym stanie surowym zaoszczędziliśmy blisko 100 tys. zł, bo dom budowany był metodą gospodarczą. Teść stawiał go swoimi rękami z pomocą przyjaciela. To głównie jego dzieło z niewielkim wsparciem ekip pomocniczych – opowiada Robert Skitek. Jedną z takich ekip stanowili pracownicy RS+. W pracowni byli wtedy sami mężczyźni, więc zdarzało się, że całe biuro jechało na praktyki – wylewać stropy. Ogrodzenie z gabionów architekt robił własnoręcznie z żoną i synkiem. Gotowe były tylko przęsła.
– Mam zdjęcie, na którym mały Mikołaj stoi na drabince i wrzuca kamienie między przęsła – mówi Robert Skitek. Jednak nawet duże oszczędności na kosztach robocizny to tylko część ekonomicznego sukcesu. Aby taki dom wybudować i wyposażyć, trzeba było wykorzystywać niedrogie materiały i rozwiązania. Oto wybrane przykłady. Elewacje wykończone są najtańszym materiałem elewacyjnym – tynkiem. Poza tym brak obróbek blacharskich jest ważny w kompozycyjnej koncepcji, ale ma też znaczenie ekonomiczne. Otwarta domowa przestrzeń pasuje do potrzeb i sposobu życia mieszkańców – jednocześnie okazała się sposobem na oszczędności na kosztach drzwi wewnętrznych. Pozostawienie betonowych surowych stropów pozwoliło zaoszczędzić na tynkowaniu i malowaniu sufitów.
Gospodarze myśleli, że drzwi przesuwne w kuchni będą kosztowały krocie. Już w trakcie budowy okazało się, że IKEA oferuje podobne garderobiane drzwi, ale trochę niższe, niż planowali. Projekt został dostosowany do standardowego rozwiązania i dzięki temu zabudowa kuchenna z wyposażeniem kosztowała kilkanaście, a nie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Inwestorom marzyły się schody dywanowe, które byłyby widoczne przez szybę w kuchni. Jednak takie schody z 14 stopniami wyceniane przez różne firmy miały kosztować na pewno ponad18 tys. zł.
– Na końcu budowy zawsze brakuje pieniędzy. Chcieliśmy się już wprowadzać, więc szybko trzeba było znaleźć alternatywne rozwiązanie – mówi architekt. Zaprojektował oryginalne schody ze stalową, niedrogą konstrukcją. W tartaku znalazł jesionowe belki i z nich postanowił zrobić stopnie. Wystarczyło przeciąć belkę z tartaku – przeciwprostokątna przekroju jest stopniem, a przyprostokątna jest zgodna z linią biegu schodów. Piękne schody kosztowały 5 tys. zł, podczas gdy u stolarza za same stopnie trzeba było zapłacić ponad dwa razy tyle. Dziś architekt śmieje się, że schody są bardzo tanie, bo za zmiany w projekcie nie musiał płacić.
– Stolarze mówili, że nie chcą zrobić stopni z przeciętych belek, bo będę potem narzekał, że drewno się wykrzywia i pęka. Ale to przecież jego urok, że gdzieś pęknie. Poza tym mamy kilka stopni w zapasie i jeśli jakiś by się zniszczył, możemy go wymienić, ale na razie nie było takiej potrzeby – mówi projektant.
Wszystkie oszczędności inwestorów są bardzo racjonalne, ale nie można w tym momencie przemilczeć tego, że równie racjonalny okazywał się ich brak w niektórych przypadkach. Najlepszym przykładem może być tu decyzja o wykorzystaniu drogiej pompy ciepła z wymiennikami gruntowymi. Była to inwestycja na przyszłość. Za jej sprawą teraz wydatki w ciągu roku na ogrzewanie domu i wody to zaledwie 2,5 tys. zł.
Czas na puentę. Na własne oczy możemy się przekonać, że aby mieszkać pięknie, wcale nie trzeba wybierać najdroższych, najmodniejszych rozwiązań. Ważniejszy jest bardzo dobry projekt. Tym razem projekt i jego realizacja okazały się sukcesem architektonicznym, rodzinnym i... ekonomicznym.