To, co zaprojektował, a co ważniejsze, konsekwentnie zrealizował Bolesław Stelmach w alei Szucha w Warszawie stanowi mistrzostwo jego autorskiej filozofii i pokaz realnego kunsztu budowania w naszej skomplikowanej rzeczywistości. Jest to architektura wyrafinowana, dojrzała, przemyślana, a jednocześnie, jak to u Stelmacha, oparta na prostym rytmie o wystudiowanych proporcjach, z umiarem traktująca kolor i materię, stroniąca od ozdobników i wszystkiego, co zbędne dla osiągnięcia zamierzonego efektu. Sam autor tłumaczy kokieteryjnie, że nie ma talentu do projektowania, działa jak najprościej. Inaczej nie potrafi. Wszyscy wiemy, jakie to trudne i jakiej wiedzy wymaga. Jeśli przy tym nie popada się w monotonię i schematyzm, można już mówić o nieprzeciętnym talencie. Wypada stwierdzić, że w tym przypadku powstało prawdziwe dzieło sztuki.
Każda nowa realizacja tego lubelskiego architekta jest dojrzalsza od poprzedniej. Choć wszystkie opierają się na podobnym, powtarzalnym rytmie, żadna nie jest rutynowa i nudna. W każdej w ramach samoograniczenia środków wyrazu architekt poszukuje pełni doznań, czyniąc przez to swoje budynki fascynującymi. Ostatnie dzieło „sztukmistrza z Lublina” stanowi pokaz sprawności intelektualnej i warsztatowej. Jak zawsze przy obiektach tej wielkości i stopnia skomplikowania są elementy lepsze i gorsze, te, które, subiektywnie oceniając, są trafione i te, które można by zrobić lepiej. Liczy się końcowy efekt. Oczywiście nigdy nie wiemy, czy jest to wynik realizacyjnych kompromisów, z reguły zgniłych, czy budżetowych lub estetycznych decyzji. To, co zawsze mnie uderza, ilekroć oglądam budynki Bolesława Stelmacha, to klarowny przekaz pierwotnej idei, rozwiniętej następnie w fazie realizacji i skonfrontowanej ze wszystkimi obiektywnymi trudnościami budowy: od fuszerki wykonawczej po oszczędności materiałowe. Trzeba umieć z tego problemu wybrnąć, nie tracąc głównego przesłania projektu. Stelmach tę sztukę opanował do perfekcji.
Budynek przy bliższym poznaniu odkrywa bogatą poetykę elewacji i wnętrz oraz relacji z działką i jej zabytkową zabudową, będącą w istocie centralnym punktem kompozycji. Analiza kontekstu, ranga alei Szucha, bliskość historycznych parków, wszystko to znalazło odbicie w tektonice, strukturze i symbolice obiektu. Projekt z jednej strony w sposób przemyślany i konsekwentny realizuje konkretne wymagania programowe inwestora, z drugiej rozwija autorską filozofię umiaru i eliminacji. Mamy do czynienia z budynkiem komercyjnym z duszą i charakterem. Okazuje się, że pod pozornie prostą zewnętrzną skórą kryje się świadoma sekwencja wnętrz, otwarć, gra światłem, bezwzględna logika kształtowania przestrzeni. Tylko dlaczego budynek jest biały? To pytanie nurtowało mnie, od kiedy pierwszy raz zobaczyłem rytm pilastrów zawieszonych nad ulicami Szucha i Lwowską. Rzecz niespotykana dotąd u Stelmacha, słynącego z zamiłowania do naturalnych materiałów i brutalnej prawdy o ich charakterze. Tak było w Żelazowej Woli, na Tamce, w Centrum Spotkania Kultur w Lublinie czy na terenach sejmowych. Odpowiedzi udzielił autor: obligowało mnie szczególne otoczenie i jego fizyczna bliskość, architektura art déco i modernizm alei Szucha oraz parkowa zieleń. Biel to wynik eliminacji. Biel sprzyja zachowaniu prostego i subtelnego rytmu. Biel wydawała się subtelniejsza od surowego betonu, który byłby jedynie niezrozumiałym gestem-szokiem, pariasem w subtelnej okolicy. Zmieniająca się w czasie gra cienia konarów okolicznych drzew na białym tle betonowych żyletek wydawała się najpiękniejsza. Jest to też przejaw poszukiwania relacji kultura-natura i przenikania tych dwóch światów w projekcie zarówno na płaszczyźnie fizycznej, jak i symbolicznej. Biel to wreszcie eksperyment formalny. A może zapowiedź nowego okresu w twórczości? Ostateczny kształt i proporcje pilastrów stanowią wynik długich studiów nie tylko nad proporcjami, ale i efektywnością cieplną oraz ekonomią wymaganą od budynku klasy Exellent Bream, a taką certyfikację uzyskano dla SZUCHA Premium Offices.
Projekt wyraźnie kontrastuje z zabytkowym sąsiedztwem, pozostając z nim jednak w bezpośredniej relacji. Pozwala to małemu pałacykowi błyszczeć w blasku szklano-białej, współczesnej architektury, a nowemu budynkowi daje blichtr historycznego kontekstu. Ażurowa, pozbawiona gzymsu elewacja dynamizuję bryłę, sprawiając, że budynek, zdaje się przenikać z niebem. Zlokalizowane na dachu urządzenia klimatyzacyjne zostały przekryte drewnianą pergolą, którą z czasem całkowicie pokryć mają rośliny pnące. Urządzono tu też tarasy rekreacyjne dla pracowników. Zieleń przewidziano także na szklanych żyletkach od strony dziedzińca, a otwarty na miasto i ulicę park wokół zabytkowego pałacyku wprowadza dodatkowo nową jakość w przestrzeń alei Szucha. Warto docenić, że w budynku na wskroś komercyjnym, gdzie element maksymalizowania powierzchni najmu jest najistotniejszy, potrafiono przekonać inwestora do takich rozwiązań. W efekcie, mimo dużej kubatury, powstał biurowiec przyjazny użytkownikom. Osadzone w zieleni, nowe ciekawe miejsce na mapie Warszawy, obalające mit o zachłanności deweloperów, dążących do wyciśnięcia z działki maksymalnych parametrów zabudowy bez refleksji nad jakością przestrzenną i standardami pracy czy mieszkania. To nowy sygnał w komercyjnej architekturze miasta. Ale do tego potrzebni są światli inwestorzy i architekci wizjonerzy tacy jak Bolesław Stelmach.